Jedni
je uwielbiają, inni nienawidzą. Fakt jest taki, że święto zakochanych na dobre
weszło w nasz kalendarz tak jak helołin i trzeba je przetrwać. Najtrudniej tego
dnia mają osoby samotne, ładniej nazywane singlami, bo cały świat zamienia się
w arkę Noego. W parkach, knajpach i na ulicy – wszyscy w parach. Do tego ta
wszechobecna czerwień.
Wśród
moich znajomych jest mnóstwo par, najróżniejszych. Są w nich takie osoby, które
nie zmieniły się po znalezieniu drugiej połówki, albo stały się jeszcze fajniejsze,
bo genialnie się uzupełniają i niestety takie, które całkowicie straciły własną
tożsamość zupełnie głupiejąc na punkcie partnera. Mam na myśli tych, z którymi
kompletnie nie da się już rozmawiać bez używania liczby mnogiej: podoba nam się ten film, nie lubimy tej
restauracji, my nie jemy pieczywa. Modelowym przykładem denerwującej pary
może być sytuacja, jaką miałem okazję oglądać ostatnio w jednej w Warszawskich
cukierni:
Ona
- typ kociczki. Wszystko co miała na sobie miało motyw zwierzęcy, nawet
kozaczki były z kudłatego tygryska. Utleniona na biało z makijażem nakładanym
szpachelką i głupkowatym śmiechem przypominającym czkawkę. Z nogą na nogę
siedziała przy stoliku, który przez tę pozycję co chwila trącała kolanem. On -
„healthy guy”. Jeden z tych, którzy idealnie nadają się na plakat do przychodni
lekarskiej. Taki koleś, który wszystko ma większe niż inny. Brwi jak krzaki,
typu Breżniew, wielkie dłonie, długie białe zęby, których ma w gębie ze dwa
garnitury, niczym krokodyl, kudłaty, wysoki, z długimi jak kenijski listonosz
nogami i umięśniony jak Pudzian, cały taki nadnaturalny. Gdyby był bykiem
używano by go, jako samca rozpłodowego, bo każda krowa chciałaby mieć z nim
cielaka.
Siedzą
przy deserze, który pewnie zamówili po długiej dyskusji, której na szczęście niedane
było mi słuchać, ale trafiłem za to na zamawianie kawy. Nie znają się chyba od
dziecka i pewnie zanim byli razem pijali już w życiu kawę, ale teraz tworzą
parę i muszą zachowywać się jak nienormalni.
-
Jaką kawę będziesz pił?
-
A ty jaką?
-
Nie wiem, na co masz ochotę?
-
Na to co ty
Ja na
jej miejscu po czymś takim na złość zamówiłbym cokolwiek, byleby najmniej
pasowało do deseru, szałwię, napar z dziurawca albo wodę Zuber i pławił się w
szczęściu obserwując jak on musi to pić. Pewnie dlatego jestem sam, ale jak
miałbym się zmuszać do takich kompromisów i słuchać głupot to wolałbym tego
stanu nie zmieniać, ale ona jest twarda. Zamówiła dwie kawy. Kiedy tylko
kelnerka postawiła je przed nimi, on znalazł nowy problem:
-
Misiu, ja nie lubię tej pianki na kawce
Idiota,
myślę. Przecież kiedyś sobie radził bez Misi, chyba, że robiła mu wszystko
matka, ale potrafi chyba zgarnąć sam tę piane bez niczyjej pomocy?. Laska chyba
przywykła, więc woła kelnerkę
-
Czy możemy panią prosić o serwetkę i łyżeczkę?
-
Proszę
-
O, zgarniemy i będziesz mógł już pić
-
Ale poczekam aż ostygnie, dodaje on.
Mógł
skompromitować tylko siebie, ale nie. Wolał zaangażować w to zarówno panią
kelnerkę jak i biedną Misię. Lepiej, że jednak nie jest bykiem, bo może i te
cielęta byłby atrakcyjne fizycznie, ale tak głupie, że chodziłyby tyłem na
przednich nogach i denerwowały wszystkie krowy w oborze. Przez co mięso z nich
byłoby niejadalne
Są
także takie przypadki, które całe życie czekały tylko na to, żeby się związać i
teraz, kiedy już mają siebie mogą zachowywać się infantylnie, wkurzając cały
świat wkoło nich, którego zdają się nie zauważać. Jedna taka laska zadzwoniła
ostatnio do radia w czasie audycji o tym „jak rozgrzewamy się zimą”:
„A
ja chciałam powiedzieć, że wyhodowałam mojemu mężusiowi taki wielki brzuszek i
jak mnie teraz boli gardełko to mówię: choć przytul się i ogrzej żoneczkę”.
O
zgrozo. Pewnie siedzą całe dnie na kanapie, spełnieni życiowo. Nic już nie
muszą robić, bo mają siebie. On tłusty, bo po co dbać o siebie, kiedy ma już
żonę?, Ona zaprzestała golenia nóg i pach i będą teraz żyli długo i szczęśliwie
– jak trole.
Pamiętacie
scenę z „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”, jak menel kradnie menelicy butelkę a
ona z grymasem na twarzy krzyczy: „oddawaj
to chuju”?. Tu jest szczerość i prawda w relacjach, dużo lepsza niż u Misi
i pani radiosłuchaczki.
Innym
przykładem są laski, którym nic nie pasuje. W zeszłym roku w walentynki
spotkałem kolegę z żoną. Nie mieli najlepszych nastrojów, bo chcieli spędzić
romantyczną kolacje na mieście, ale wcześniej nie pomyśleli o rezerwacji i do
żadnej knajpy nie chcieli ich wpuścić. Zapytał mnie czy nie znam kogoś, kto
mógłby im pomóc?. Zadzwoniłem do kolegi, który pracuje w bardzo eleganckim
hotelu w centrum Warszawy i powiedział, żeby przyszli to jakiś stolik im
załatwi. On uśmiechnięty i szczęśliwy nie wiedział jak dziękować, ją stać było
tylko na to, żeby ze skręconą miną wycedzić:
- Ale czy tam
będzie chociaż smacznie?.
Inna
laska była zapraszana przez swojego chłopaka na wakacje, których notorycznie
odmawiała. Zależało mu jednak bardzo, więc zadzwonił do radia i poprosił, żeby
mu pomogli . Jak w końcu połączyli
się z nią na antenie i wysłuchała zadedykowanej dla niej piosenki powiedziała:
- No już
dobrze, pojadę i będziesz mógł mi zbierać te muszelki.
Łaskawczyni.
Ale
nie tylko o tych nieciekawych rzeczach związanych z miłością będzie dziś mowa.
W gazecie Metro jest rubryka „Podaj dalej”, gdzie można napisać praktycznie o
wszystkim i oni to wydrukują. Są tam czasami takie ogłoszenia, które aż kipią
od romantyzmu i uczucia, genialne w swojej prostocie:
„Mimo,
że jestem czasem nie do zniesienia
I nadaje się tylko do utylizacji
Kocham całym sobą przy porannej kawie
I późnej kolacji
Życie bowiem nie jest boskie
Ja ochrona, Ty koleje śląskie
Tak to bywa, że się wnerwiamy,
Ale mimo wszystko kochamy
Najpiękniejszej kasjerce z kolei –
prywatny tyranizator ♥”
Są
tam nie tylko wiersze pisane przez dworcowych ochroniarzy. Czasami ludzie
próbują się znaleźć, albo wyznają coś, do czego nie mają śmiałości
bezpośrednio:
„Poszukiwany
Pan z 517!. W ostatki 2012 r. (listopad) w sobotę rano wracałam autobusem
517, a Ty, Patryku wsiadłeś w centrum. Zrobiłeś pierwszy krok i droga na
Dworzec Wileński zleciała w miłym towarzystwie. Nie mam narzeczonegoJ
- bo o to pytałeś. Odezwij się: autobus517@interia.pl”
„Drogiej
Agnieszce z Wrocławia, z okazji 26 urodzin, najlepsze życzenia pomyślności, zdrowia i szczęścia składa
była sympatia. Dołączam piosenkę Krystyny
Prońko – wiesz, jaką.”
„Samotny i
smutny chłopiec z aparycją Jamesa Deana, przejeżdżając codziennie autobusem
nr 910 KZK GOP, wypatrzył pewnego styczniowego dnia promiennie uśmiechniętą
szatynkę w odjazdowych ciuchach. Jeśli tam jesteś, to daj znać, wydaje mi się,
że też mnie zauważyłaś. Czekam: Tel. 604 759 248, andrzekolb@gmail.com”
„Ana, to już dziś… Już dziś wpadniesz w
moje ramiona… Twój P.”
„Szukam
Mateusza (rocznik ’87), kierownika budowy, który był w E.leclerc Jutrzenka
8.12 i rozmawiał ze mną około godz. 15. Dałeś na zbiórkę żywności 1-litrową
coca - colę. Obiecałam, że znajdę Cie na Facebooku, ale zapomniałam nazwiska; emoksiezniczka95@gmail.com”
„Senna blondynko z autobusu 57, chętnie
jeszcze raz posłucham o 14,5 – godzinnej
narkozie, po której nie mogłaś wstać z łóżka. Nie martw się, sen to zdrowie. Pozdrawiam – tajemniczy
kolega student z autobusu 57”
„Szukam
fajnego chłopaka z SKM S1 z piątku 18.01. Ruszaliśmy z Pruszkowa o godz.
11.41, dosiadłeś się naprzeciwko mnie, miałeś ciemne dżinsy, zielono-niebieską
koszulkę, bluzę z kapturem, która zdjąłeś razem z kurtką. Wypiłeś Tarczyna
pomarańczowego, a potem zająłeś się tabletem. Po chwili zadrapałeś sobie ucho,
leciała Ci krew, a ja poratowałam Cię chusteczką. Wysiadając na Ochocie,
uśmiechnęłam się do Ciebie, a Ty powiedziałeś dziękuję. Jeśli to czytasz,
odezwij się, bo myślę o Tobie cały czas… chusteczkadoucha@o2.pl”
Okazuje
się, że często inicjatywę przejmują panie i to się nazywa prawdziwe
równouprawnienie. Jak czytam tę rubrykę codziennie rano to bardzo im wszystkim
kibicuję, ciekawe swoją drogą ile takich par dzięki ogłoszeniom się odnalazło?.
Dzisiaj
zadzwonił do mnie znajomy i pyta mnie czy wiem gdzie w Warszawie można kupić
Hiszpańską muchę?, bo szykuje dziewczynie walentynki. Ot romantyk.
Laski
nie są aż tak skomplikowane (z całym szacunkiem dla pań), żeby sięgać po takie
głupie metody. Doceniają za to oryginalność, kreatywność i proste gesty. Nie
trzeba dolewać im chemikaliów do drinka, żeby je zmiękczyć, trzeba się trochę
postarać. Zamiast środków z sex shopu „kup pan babie kwiaty”. Nie trzeba się
nawet szarpać na drogą kolację w ekstra restauracji. Równie dobrze można zabrać
wybrankę na kebaba i jak usiądziecie z jedzeniem na murku, to wyciągnij z
kieszeni świeczkę z Ikea i zapal. Taki pomysł kolacji przy świecach doceni
każda kobieta. Chyba, że chcesz wyrwać blacharę, wtedy obowiązkowo musisz
pożyczyć od kolegi BMW i zabrać ją przynajmniej do Sphinxa. Absolutnie nie
zapalaj świeczek przy kebabie, bo pomyśli, że jesteś skąpy i nienormalny a na
pewno obgada cię z blacharskimi koleżankami jednocześnie spalając twoje szanse
u innych okolicznych blachar.
Jeżeli
ktoś z was jest sam, to jednak nie polecam tego dnia siedzenia w domu.
Nienajlepszym rozwiązaniem dla singielki będzie siedzenie zasmarkanej na
kanapie z kieliszkiem wina z Tesco i kartkowanie katalogu sukien ślubnych. Panom
zaś zdecydowanie odradzam zakup sześciopaka piwa Vip w promocyjnej cenie i
masturbowania się patrząc na fotoszopowane zdjęcia.
Koniecznie
musimy wyjść z domu tego dnia, choćby po to, żeby zamanifestować, że są w tym
społeczeństwie także osoby, które idą przez życie w pojedynkę. Może uda się spotkać
kogoś wyjątkowego w ten dzień, albo przynajmniej spędzić miło czas.
A teraz, jako ekspert od związków samotnie udam się
do Tesco po alkohole w promocji.
Kochajmy się ♥
p.s.
Wczoraj w nocy w telewizji trafiłem na program „Nocne
czytanie w wannie”. Znana feministka Manuela Gretkowska siedziała goła w wannie
z pianą wśród świeczek i czytała telewidzom swoja książkę. Przypominam sobie,
jak obrażała się na producenta gładzi szpachlowej, bo umieszcza rozebrane panie
na bilbordach, co ma uwłaczać ich godności. Siedzenie w wannie na golasa
widocznie nie uwłacza jak czyta się swoją książkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz