czwartek, 25 października 2012

HELOŁIN CZ.1


Nie jest łatwo być kobietą, nawet na jeden wieczór.
Facet w najpiękniejszej choćby sukni i biżuterii zawsze będzie miał w sobie coś śmiesznie – buraczanego. Niby światowo a jednak przyziemnie, ot taka: Cynthia Kowalczyk czy Gisele Mielczarek.

Dziewięć lat temu, w połowie października siedzieliśmy całą paczką na wódce i rozmawialiśmy o tym jak to dyniowe święto weszło w polski krajobraz. Postanowiliśmy urządzić wielką imprezę z przebieraniem się, świeczkami wetkniętymi w wydrążone dynie i innymi bajerami, jak suchy lód i sztuczna krew.

Nic tak nie śmieszy jak facet w sukience, więc pomysłem na pierwsze halloween były znane kobiety. Okazało się jednak, że skompletowanie kostiumu nie będzie tak łatwe jakby się wydawało.

Pobiegłem z Dominikiem do lumpexu o nazwie Butik Retro i zaczęliśmy grzebanie. Dziewczyny pracujące w tym sklepie szybko przyszły z pomocą w poszukiwaniach, bo wiedziały, że im głupsze rzeczy znajdą tym więcej zabawy będzie przy przymierzaniu. Weszliśmy do przymierzalni naprzeciwko siebie i odsłanialiśmy zasłonki na trzy cztery. Im głośniej się śmialiśmy tym ekspedientki bardziej nalegały, żeby się pokazać.
Z pełnymi reklamówkami sukienek w stylu od świtezianki, upstrzonej kwiatami do tancerki rewiowej z frędzli, wyszliśmy na ulicę. Znajomy załatwił nam torbę peruk i zaczęło się wybieranie.

Wszystko zostało wyrzucone na podłogę i sprawdzaliśmy, kto w co się wciśnie. Najwięcej zabawy było z zakładaniem peruk. Inne włosy sprawiają, że wyglądasz zupełnie inaczej i nie sposób było powstrzymać się od porównań.

- w tych ci ładnie, taka Jakubowska
- a ty weź te z tym siwym paskiem, stara Cher

Niestety czasami końcowy efekt jest zupełnie odwrotny od założonego. Usilnie kompletując kostium a la Mortishia Adams wyszła mi Katarzyna Kolenda Zalewska.

Kiedy każdy już miał dla siebie kreacje i włosy, na podłodze została ostatnia sukienka. Pojawił się jeszcze jeden z ekipy, wcześniej niewtajemniczony w zabawę i postanowił dołączyć. Wcisnął się w srebrną sukienkę, która ledwo zakrywała mu majtki

- a włosy jeszcze macie?
- nie, już nie ma
- to nic, będę taka Ewa Błaszczyk

Wydawałoby się, że najtrudniejsze za nami. Nic bardziej mylnego.

Kobieta składa outfit tygodniami, ale facet, który ma wyglądać jak kobieta ma pięć razy trudniej. W kompletowaniu rzeczy korzystaliśmy z najlepszych stołecznych domów mody. Po buty udaliśmy się do Deichmanna w galerii Mokotów, bo okazuję się, że tylko Niemki mają nogi jak transwestyci i coś da się znaleźć.

Ci z nas, którzy mieli rozmiar 41 mogli wybierać bez ograniczeń, ja niestety mam 43 i znaleźliśmy tylko jednego buta, dosłownie. Dominik w jeansach i kurtce z czarnymi szpilkami na nogach poganiał wszystkich pracowników, żeby szukali drugiego kozaka dla mnie, bo ja siedziałem i ciężko mi było chodzić w jednym traperze i jednym botku na obcasie.
Znalazł się.

W składaniu całego stroju pomagały także tak znamienite warszawskie miejsca jak Hala Banacha, czy rynek na Marymoncie.
Były jeszcze dwie świątynie szyku, które przy tak ważnej okazji nie mogły zostać pominięte. W KDT szukaliśmy biżuterii. Wciskałem kit sprzedawcy, że szukam czegoś dla dziecka:

- wie pan, takie kolorowe, żeby było i pstrokate

Kiedy dawał mi coś do ręki, usiłowałem rozciągnąć to maksymalnie mówiąc:

- a to wejdzie na taką małą szyjkę?

Bogatym w gadżety okazał się także stadion dziesięciolecia. Tam pojechaliśmy nabyć staniki. Pierwszy sprzedawca poproszony o stanik, dla mojej siostry (sory Izka) zapytał ile siostra ma pod biustem?. (chyba w szczytowej formie tyle nie miała) Musieliśmy kupić u Rosjan metalową metrówkę i za jakąś budą mierzyliśmy się nawzajem. Staniki nabyliśmy bez trudu.

Wieczór z szykowaniem się i charakteryzacją zdawał się trwać bez końca. Takie malowanie trwa około trzydziestu minut i trzeba leżeć bez ruchu. Kiedy malowany był ostatni z nas, ten pierwszy był już nieźle zezowaty, bo w domu zrobiła się z tego impreza.

Wygodnie nie jest. Na gębie miałem centymetrowy tynk, rzęsy niczym firany zasłaniają pół obrazu od góry, włosy grzeją jak czapka. Przez rajtki masz ochotę zdrapać sobie skórę z nóg, zwłaszcza, że mam na sobie dwie pary, jedne przykrywają włosy a drugie wyglądają jak siatka na baleron. Plus jest natomiast taki, że nikt z pewnością cie nie pozna, bo dzięki magicznemu cieniowaniu ma się nawet inny kształt twarzy.

Trzeba tylko pamiętać, że nie można dotykać pyska, choćby nie wiem jak cię swędziało, bo jeden niepewny ruch po oku czy policzku sprawi, że zmienisz się w misia pandę.

Okazuję się, że jak masz na sobie sukienkę i długie włosy naglę twój wiek ma znaczenie i wygląd otaczających cię kolegów. Stałem przed lustrem usiłując rozpoznać swoją twarz. Szukałem czegoś w torebce, ale nie był to model od Sabriny Pilewicz, tylko nieco tańsza wersja ze sklepu „wszystko po 5 zł” i jak chciałem wepchnąć do niej fajki to wypchnąłem jej dno i wszystko mi wyleciało.
    
        Ostatnio pytałem koleżankę na imprezie: jak ona zmieściła wszystko, co jej potrzebne w tym portfelu, który ma w ręce?. Odpowiedziała, otwierając to:
            - zobacz: klucz od domu, pomadka, zapalniczka – wszystko
            - a fajki?
            - fajki zawsze ktoś ma.

Kiedy stałem przed lustrem podszedł Ten od Ewy Błaszczyk. Obaj mieliśmy już lekko w czubie:

- Wy wszyscy wyglądacie super, a ja jak kopciuch
- no co ty, też masz ładną sukienkę
- a gdzie tam, wyglądam za skromnie, jadę do domu po lisa matki

(był już przebrany i w takim stanie, że lepiej było, żeby pozostał w domu, robiłem co mogłem)

- zostań, ekstra wyglądasz
- ty wyglądasz ekstra, a ja staro
- wyglądasz jak taka rycząca czterdziestka
- CO?!

Tak mnie zdzielił swoją torebką, że stłukł kineskopik w swojej komórce, a łba nie rozwalił mi tylko, dlatego, że miałem na sobie perukę. Na szczęście ten gest pozwolił mu się wyładować i został.

W taksówce ze śmiechu i wstydu wytrzeźwieli wszyscy. Taksówkarz (lat 60.) Cudem dowiózł nas na miejsce, bo wpatrywał się we wsteczne lusterko, albo moje nogi zakończone butami 43 ignorując drogę przed nami.

Pani Błaszyk nie mogła już wytrzymać gryzących ją rajstop, więc podwinęła do pasa swoją kreację i zaczęła drapać się po nogach, co w śliskich rękawiczkach nie daje specjalnego efektu. Kiedy w lusterku spostrzegła wpatrującego się w nią szofera postanowiła zdjąć jeszcze grzejące ją włosy i trzymając je w jednej ręce, drugą zaczęła układać fryzurę

- widzi Pan, taka robota.

Kiedy wysiadaliśmy zahaczyłem kapeluszem o dach i wpadł do auta. Miałem ten kapelusz nasadzony na włosy, więc nawet nie zauważyłem. Szliśmy po chodniku do pierwszej knajpy i dogonił mnie taryfiarz

- proszę pani, kapelusz
- ale jak ja go włożę, bez lusterka?
- ja pani pomogę, proszę bardzo
- dziękuję.

Pierwszy lokal poszedł gładko, trochę zdjęć, kilka drinków i można było zbierać się dalej. Nie po to poszło tyle forsy na te luksusowe okrycia z KDT, żeby siedzieć do rana w jednym miejscu, więc ruszyliśmy dalej.

W kolejnej spotkaliśmy znanego fotografa, wszyscy się z nim przywitali, ja podszedłem ostatni

- cześć
- o rany, cześć
- widziałeś Artura i Dominika?
- pewnie, super wyglądają
- a ja?
- do trumny
- co?
- idź do trumny
- sam idź dziadu do trumny.

No jak tak można kobiecie powiedzieć?. Trochę podciął mi skrzydła, znalazłem Artura

- zrobił ci zdjęcia?
- nie, powiedział, że wyglądam jak do trumny
- no tak
- ty też tak myślisz?
- zgłupiałeś?, tam jest taka scenografia z trumną i on tam robi zdjęcia, idź się połóż.

Zdjęcia z tej sesji pokazały się jakiś czas później w Tele Tygodniu. Nie jest to może Vogue, ale od czegoś trzeba zacząć.

Kolejna knajpa była już udręką. Artur miał w swojej sukni tren i nie mógł przy nikim stać ani tańczyć, bo co chwila ktoś go deptał i szukał sobie rozrywek sam. Ja walczyłem z rajtkami w kiblu, bo kilka drinków już przefiltrowałem.

Żeby się odlać trzeba nie lada gimnastyki, obcasy są wygodne przy pisuarze, bo pchają cię do przodu i jak już masz w czubie to nie nalejesz na podłogę, albo go gorsza, na kreację.

Wychodząc z kibla zobaczyłem, że Ewa Błaszczyk zmieniła sukienkę z czarnej na niebieską, co było dziwne, bo jej torebka to też nie był neseser. Okazało się, że miała dwustronną i zrobiła to w łazience w pięć minut. Czary mary Goka

Artur zmęczony trenem siedział przy barze. Grzywkę miał już gdzieś w okolicach ucha, ale nadal przypominał Aleksandrę Jakubowską, zwłaszcza, że wszyscy tam byli nieźle zrobieni. Dosiadł się do niego starszy pan

- czego się Pani napije?
- łychy
- służę uprzejmie, whisky dla Pani
- ale ja nie jestem sama, jest ze mną koleżanka

(ot prawdziwy przyjaciel, nie zapomniał o mnie)

- więc proszę ją do nas poprosić

(machnął do mnie ręką i podał szklankę z łychą, dalej rozmawiając z panem)

- może po następnym drinku namówię panie na taniec
- chyba nie
- dlaczego, nie lubią panie tańczyć?
- lubimy, ale nie jesteśmy paniami
- jak to?
- TAK TO!

Wyjaśnił mu Artur basem i pan poszedł tańczyć sam.

Wracając uparł się, że musi zrobić zakupy. Bałem się, że jak nas zgarną w tych kieckach to spalę się ze wstydu. Zatrzymaliśmy się pod sklepem nocnym. Kobieta, która go obsługiwała nie mogła mówić, bo ze śmiechu leciały jej łzy

- co podać?
- poproszę połowę wędzonego kurczaka
- ale są tylko całe
- więc będę zmuszona zjeść całego

Wychodząc zauważył jeszcze śpiącego na krześle ochroniarza

- nie śpij misiu, bo przegapisz.

Na ulicy, w oczekiwaniu na taksówkę, jedząc kurczaka nabijał się z przejeżdżającej Straży Miejskiej

- państwo tam macie napisane „wiejska”?!

W taksówce na nic nie mieliśmy już siły

- na Ordynacką poproszę, wycedził Artur a był to wtedy bardzo modny w warszawie adres w lewicowych kręgach, więc ja też nie chciałem jechać byle gdzie

- a ja pod ministerstwo finansów

Wysiadł pod samą klatką. Kiedy byłem już sam z kierowcą zmieniłem kierunek na plac Powstańców i wysiadłem pięćset metrów od swojej bramy. Na dworze było już jasno. W blond peruce, z rozmazanym makijażem i na obcasach, w ręce mini torebka.

Na moje nieszczęście z klubu Sofia wyszli najarani striptizem starcy i zaczęli za mną gwizdać. Zacząłem biec w kierunku swojej bramy, przed którą jak na złość zamiatała wścibska cieciowa. Zapomniałem, że mam to wszystko na sobie, więc odruchowo powiedziałem:

- dzień dobry
- dzień dobry, pani.

Pewnie zastanawiała się, do kogo leci to potargane pudło, ale to na szczęście duży blok. 

2 komentarze:

  1. Super!!! mam 36 lat i nie pamiętam kiedy ostatnio tak płakałam - ZE ŚMIECHU!!!! Czekam na kolejne. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń