Nie, wbrew tytułowi nie będzie to erotyczna
historia. Cycek naprawdę ma na imię Grzegorz i byliśmy najlepszymi kolegami
przez całą szkołę średnią.
Poznaliśmy się siadając w jednej ławce po
rozpoczęciu roku w pierwszej klasie. Siedzieliśmy tak razem aż do matury, bo
okazało się, że pomimo zupełnie różnych charakterów rozumiemy się bez słów.
Cycek bardzo spokojny, cichy i wstydliwy, ja
wiecznie gadający, głośny i widoczny z daleka. Szkoła średnia to okres, w
którym co tydzień farbowałem włosy, nosiłem dziwne rzeczy i udzielałem się we
wszystkim, od samorządu szkolnego po wszelkie akademie i szkolną gazetkę.
Wyglądaliśmy w tej ławce, co najmniej oryginalnie. Ja w żółtych spodniach,
koszuli w kwiaty i z zielonymi włosami, On w białym polo, niebieskich jeansach
i tenisówkach.
Na jednych z pierwszych zajęć języka polskiego naszą
ławkę wytypowano do szkolnej akademii. Gadaliśmy bez przerwy, więc była to
kara. Zgodnie z temperamentem, ja śpiewałem „Na ryby” z kabaretu Starszych
Panów a Cycek chodził za mną w kaloszach i z wędką.
Każdy profesor doskonale znał nasza dwójkę. Jak
rozmawiano w pokoju nauczycielskim o naszej klasie, mówiono: - to tam gdzie siedzą Ci dwaj w pierwszej
ławce. Cycek był odpowiedzialny za przedmioty ścisłe, ja za humanistyczne,
w duecie osiągaliśmy znakomite wyniki. Prawie na każdym przedmiocie mieliśmy
przygody:
Język Polski
Interpretacja wiersza. On spokojnie siedział, bo nie
miał pojęcia, o czym był czytany wiersz, ja wiedziałem więcej niż autor chciał
przekazać. Profesorka w pewnym momencie nie wytrzymała – zamiast gadać takie bzdury mógłbyś się Sobucki czasami zamknąć.
Trzeba wiedzieć, że w naszej szkole był obowiązek mówienia do siebie na Pan,
więc skoro Ona zaczęła nie byłem dłużny – dlaczego
jak sama nie wiesz, co powiedzieć to nam sznurujesz usta?. Po czym podeszła
do mnie, wstałem i wpatrując się w Jej stopy słuchałem jak się wydziera. – uważaj jak się odzywasz szczeniaku, bo jak
mi nadepniesz na odcisk to będziesz tego żałował. Niepotrzebnie zamiast w
oczy, patrzyłem w dół i kiedy mówiła o odcisku skupiłem się akurat na
wychodzącym jej z klapka zabandażowanym palcu. Wybuchnąłem śmiechem i wywaliła
mnie z klasy, rzucając za mną moim plecakiem. Stałem na korytarzu, nie wiedząc,
dokąd iść, po chwili wyszedł Cycek
- a Ty, za co?
-
też za odcisk, chodź stąd.
Historia
Leciwy Pan profesor, który przeżył wojnę miał do
przedmiotu osobliwy stosunek. Nie znosił Niemców a o reszcie świata miał
średnie mniemanie. Całe trzy lata mówił o wojnie, nie przerabialiśmy nic
innego.
Na wystawianiu ocen z okazji półrocza miałem na
sobie koszulkę z napisem Wrangler a Cycek bluzę Adidas. Oceny były za wygląd – już nie ma ubrań z polskimi napisami?,
zapytał Pan profesor i dostaliśmy po trói. Na szczęście na świadectwach obaj
mamy piątki, bo na zakończenie przyszliśmy w koszulach z krawatem – o, gospodarz i kolega wyglądają dziś jak
należy.
PO
Z lekcji przysposobienia obronnego zwolniono nas już
w połowie pierwszego semestru. Zaczęło się od nauki bandażowania. W stylu
jodełkowym każdy miał zabandażować rękę towarzysza z ławki. Bandaż mieliśmy
elastyczny, którym udało mi się bardzo ładnie Cyckowi zawinąć rękę, tylko
zrobiła mu się fioletowa. Podszedł do nas Profesor:
- bardzo
ładnie Jakub to zawinął, ale za ciasno
-
nie jest za ciasno panie Profesorze
-
jest, zobacz Grzegorz ma fioletową rękę
-
On zawsze ma fioletową, nie Grzesiek?
-
to prawda, od dziecka tak mam.
Kiedy przyszedł czas na naukę resuscytacji i położono
na podłodze fantom do nauki Profesor nie wytrzymał. Podchodziło się do tego
parami. Nasza dwójka zamiast zacząć od masażu serca i wdechów postanowiła
podejść do zadania profesjonalnie (przekrzykując się na przemian):
- proszę pani,
dobrze się pani czuje, czy może pani powiedzieć, jaki mamy dziś dzień, ślicznie
jest prawda?!
-
musi być pani teraz bardzo silna, pani chłopak nie przeżył, ale rower jest
cały.
Nasz opiekun nie miał już powoli do nas siły
-
Grzegorz, przestań gadać i połóż ręce na klatce piersiowej
-
ale proszę Pana, nie można tak zmacać obcej kobiety bez chwili rozmowy.
Postawił nam z tego zadania po piątce i zabronił
przychodzić na pozostałe zajęcia. Udało nam się wkręcić na jeszcze jedne na
początku ostatniej klasy. Zajęcia były na strzelnicy i tam już nie wolno było
się wygłupiać, ale nam przerwano, bo ewakuowali całą szkołę.
Do wszystkich ustawionych przed budynkiem wyszedł
dyrektor i powiedział, że mamy iść do domu, bo jest wojna. Był to dzień zamachu
na WTC w NY i nikt nie wiedział, co się dzieje. My zamiast do domu poszliśmy do
baru, bo Cycek stwierdził – chodź
kierowniku, w obliczu wojny należy się napić!.
Jak wróciłem do domu Ojciec ze Zdzisławą wpatrywali
się w gadającą Jolantę Pieńkowską (którą jeszcze traktowano poważnie), Zdzisława
płakała. Ja poszedłem spać przekonany, że naprawdę jest wojna.
Wyposażenie techniczne
Był to strasznie nudny przedmiot o maszynach i
urządzeniach. Żeby spotęgować nieszczęście dwie godziny tygodniowo, w dodatku następujące
jedna po drugiej.
Zdarzyło się, że pomiędzy zajęciami mamy trzy
godziny przerwy, więc poszliśmy do baru. Wróciliśmy po kilku lufach, lekko
zezowaci. Przywitano nas kartkówką.
Cycek miał narysować trójwalcówkę do mielenia maku a
mnie przypadła ocieraczka karborundowa o działaniu okresowym. Poddałem się od
razu, On postanowił coś opracować. Żaden z surrealistycznych twórców nie
powstydziłby się tego dzieła. Jak mi to pokazał nie mogliśmy przestać się
śmiać, więc nas rozsadzono. Wtedy zaczął mi rękoma pokazywać, jak to będzie
działać. Profesorka postawiła nas do konta. Staliśmy w kontach w wieku lat
dziewiętnastu, ja koło śmietnika, Grzesiek przy oknie wpatrzony w doniczki i
śmialiśmy się nadal, zaczęła nas pytać:
-
powiedzcie chłopcy, z czego się śmiejecie to cała klasa na pewno chętnie też
się ubawi, Jakub, z czego ty się śmiejesz?
-
z Grzegorza
-
a ty Grzegorz?
-
ja z kaktusa.
Wywaliła nas za drzwi.
Technologia
Był to najważniejszy przedmiot przygotowujący do
zawodu kucharza. Każda sala wyposażona była idealnie. Pomiędzy czterema ławkami
stała kuchenka z piekarnikiem, a za nami szafy pełne zastaw, sztućców i
wszelkich naczyń. Każda lekcja obejmowała inny temat, do którego wszystkie
czteroosobowe grupy musiały się przygotować. Ubrani w nieskazitelnie białe
fartuchy wysłuchiwaliśmy wprowadzenia, po czym przystępowaliśmy do gotowania.
Na koniec były elegancko nakryte stoły i degustacja pięknie udekorowanych
potraw.
Tam coś zabawnego zdarzało się właściwie za każdym
razem, bo zajęcia trwały cały dzień i kończyły się jednym WFem. Przy
przerabianiu tematu ryb, tak długo robiliśmy rybę po grecku, że jak przyszedł
czas na podawanie nie mieliśmy jeszcze dekoracji. Przygotowane były tylko pióra
z pora, ale to było za mało. Gotowi byliśmy podać ją bez niczego, ale w
ostatniej chwili Cycek wepchnął w misternie przygotowany półmisek ugotowaną
marchewkę i dwa jajka. Oniemiała Profesorka zaczęła z nim dyskutować:
-
no dzisiaj to grupa chłopców chyba sobie ze mnie zażartowała, jak można coś
podać w ten sposób?
-
zawsze Pani powtarzała, że należy dostosować prezentacje do konsumenta
-
a komuż ty chcesz Grzegorz podać rybę z nosem i oczami?
-
dzieciom, na kinder balu
-
no to macie po piątce.
Nie wiem gdzie dzieciom podaje się rybę w greckim
sosie, ale Ona nie dociekała.
Na zajęciach z kawy degustowaliśmy około czternastu
rodzajów podawania trunku a na Wfie, poszliśmy do sauny. Czterech chłopaków
trzeba było wynieść i położyć na podłodze, chyba otarli się o zawał.
Długo oczekiwany temat alkoholi był dla Pani
Profesor bardzo stresujący. Jak nigdy, tego dnia surowo zabroniła przynosić
więcej składników niż mamy w przepisać. Wytyczne nieco zostały nagięte i wesoła
wychodziła z zajęć i klasa i degustująca nauczycielka.
Pani Profesor bardzo ceniła sobie poprawność
językową i na każde: „daj tłuczek do
kartoflów” czy „urżnij chleba”
reagowała głośno i zdecydowanie swoim piskliwym głosem, który Cycek genialnie
parodiował.
Praca dyplomowa była ważniejsza w tej szkole niż
matura. Należało dobrać się w pary i nakręcić film na temat ustalony z
opiekunem. Kiedy przyszedł czas wybierania tematów mieliśmy świetne humory i
Cycek walnął:
- Ja będę
Mikołajem a misiek Śnieżynką i nakręcimy teledysk do Last Christmas.
Nikt nie wziął tego za żart i kazano nam nakręcić
wigilię, we wrześniu.
Wynajęcie kamerzysty, dekoracji, sali, ustalenie
menu jakoś poszło, nawet wynajęcie kucharza (żaden z nas z nerwów nie był
zdolny stanąć przed kamerą) było załatwione, gdy nadszedł dzień kręcenia. Grzegorz
przyjechał po mnie i na siedzeniu pasażera leżała butelka szampana (Dorato 7
zł). Kręceniem zajęli się kucharz i kamerzysta, Cycek trochę im pomógł. Ja
ubrałem choinkę i z nerwów, że nic nie wyjdzie urżnąłem się szampanem. Na całym
filmie widać mnie przez moment, właściwie moje chwiejące się nogi.
Kilka tygodni później operator zadzwonił i zaprosił
mnie na nagranie głosu do filmu. Pojechałem w skórzanych spodniach i gdy w
trakcie czytania ruszałem nogą, On za szklaną szybą zrywał słuchawki, bo to
podobno hałasuje. Po kilku próbach kazał mi te spodnie zdjąć. Siedziałem w
majtkach czytając o tym jak uzyskać kolor barszczu.
Kiedy wchodziłem na obronę tego dzieła pękły mi w
kroku spodnie i usiadłem przed komisją zakładając jedną nogę na drugą.
-
gdyby mógł pan usiąść inaczej bylibyśmy wdzięczni
-
ale tak mi wygodnie
-
wyraża pan w ten sposób brak szacunku dla komisji
-
proszę mi wierzyć, że szanuje Państwa ogromnie, ale tak będę siedział
-
pytanie pierwsze, jaka witamina odpowiedzialna jest za wzrok?
Tutaj numer popisowy zrobił mój wychowawca,
przeciągle ziewając aaaaaaaaaaaaaa.
-
witamina A
-
bardzo dobrze, pytanie drugie, skąd bierze się powietrze w cieście?
Teraz od stołu odsunęły się jednocześnie obie Panie
Dyrektorki, jedna potrząsała rękoma poziomo a druga pionowo.
-
dostaje się przy przesiewaniu mąki i ubijaniu jajek
-
bardzo dobrze.
Zapytano mnie
jeszcze, dlaczego na filmie mam na ręce obrączkę (kucharz był żonaty) a teraz
nie. Odpowiedziałem, że jak się denerwuje to mi ręce puchną. Na szczęcie nikt
nie zwrócił uwagi, że kucharz miał łapy jak chłop od kosy w dodatku mocno
owłosione, które nie przypominały ani moich ani Cycka rąk.
-
dziękujemy panu, ocena dobra.
Na korytarzu podeszła do mnie jeszcze Pani Dyrektor
-
musisz być uparty jak osioł do końca szkoły
-
nie, dlaczego?
-
nie mogłeś usiąść normalnie?
-
mam pęknięte spodnie i byłoby mi widać majtki
-no
widzisz, i miałbyś piątkę.
Byliśmy też razem na kilku wycieczkach. Najlepiej
pamiętam wyjazd tuż przed samą maturą do Krakowa.
Zaczęło się już w autobusie, bo zaraz za szkołą
zatrzymała nas Policja. Jakaś troskliwa mama załatwiła kontrole kierowcy. Szofera
zabrano do radiowozu i staliśmy. Zobaczyłem z końca, że policjant, który go
zabiera to Michał, kolega mojej siostry. Ruszyłem między fotelami zachęcany
przez uczestników, przy drzwiach natrafiłem na Panią od polskiego
-
gdzie idziesz?, usiądź na miejscu
-
ja to załatwię, zaraz wracam
-
siadaj Sobucki, bo zaraz wrócisz do domu
-
chwila.
Wpakowałem się do radiowozu
-
Michał, oddawaj kierowcę
-
a co ty tu robisz?
-
to moja wycieczka, dawaj go, bo stoimy
-
ale On musi dmuchać
-
to niech dmucha
-
chyba mi w rurę, musimy na komisariat
-
oddaj nam go, chcemy już jechać a tak to będziemy tu stać, widzisz, że to
porządny człowiek
-
dobra jedźcie.
Kierowca wrócił ze mną do autobusu i przywitano nas
oklaskami. Pani zamilkła.
Pierwszą atrakcja był dzwon. Kazano nam wejść na
górę, położyć lewą rękę na sercu dzwonu i powiedzieć życzenie. Piliśmy całą
podróż i ludzie ledwo po tych schodach wchodzili. Kolejno w obecności Pań od
polskiego i matematyki kładli rękę na sercu i mówili: - za ustny polski, - za pisemna matmę… przyszedł czas na mnie i
Cycka.
Na górę praktycznie go wepchnąłem i jak skończyły
się schody siłą rozpędu doleciał do dzwonu. Nie położył na nim ręki, raczej się
go przytrzymał. Ja stałem za nim, a obok Panie Profesorki
-
no Grzegorz, teraz musisz powiedzieć życzenie
-
żeby mi i miśkowi jakoś udało się zejść na dół po tych cholernych schodach.
Umieszczono wszystkich w pokojach. Z trójką
nauczycieli wylądowali w sali najbardziej rozrywkowi uczestnicy, między innymi
ja i Cycek. Moim numerem popisowym był monolog Rysi Siarzewskiej zaczynający
się od słów: „o pan listonosz czekałam na pana…”, który zacząłem zaraz po
wyjściu grona pedagogicznego z pokoju, ubrany w poszewkę od poduszki. Cycek w
tym czasie ubrał się w ciuchy Pana od polskiego i palił jego papierosa udając
charakterystyczny ruch ręką, podczas którego popiół spadał mu na ramię.
Oklaskom nie było końca. Żeby uniknąć gadania w nocy, Cycek spał obok Karola a
ja Nizorala, obaj się tej nocy nie wyspali.
W drodze powrotnej ktoś wpadł na pomysł, żeby zatrzymać
się w Częstochowie i o tę maturę pomodlić. Naprawdę to skończyła nam się
zapojka a nie chcieli już nawet stawać na siku. Wszyscy ten przystanek poparli
i chwile później przed cudownym obrazem siedział Cycek z Justyną (swoją
dziewczyną) a za nimi ja i Nizoral.
Po krótkiej modlitwie wszyscy kaplice opuszczali,
nawet Justyna, został w środku tylko Grzegorz. Nikt nie będzie modlitwy przerywał,
więc czekano aż skończy, okazało się, że zasnął.
Po powrocie do szkoły zaczęły się przygotowania do
studniówki. Zastanawiałem się, z kim iść i Cycek też, bo z Justyną skończył.
Doszliśmy do wniosku, że bez sensu jest płacić dodatkowo za jakieś laski, wkoło
których trzeba będzie skakać, jeśli jest to nasza impreza. Na bal wybraliśmy
się we dwóch.
Przyjechał do mnie w czarnym garniturze i białej
koszuli, ja natomiast miałem płaszcz i spodnie ze skóry, buty z krowiego futra,
utleniony na biało łeb i okulary słoneczne. Zrobiliśmy dla kurażu po dwa drinki
i pojechaliśmy na bal.
Samochody zajeżdżały pod salę witane przez grono
pedagogiczne, z każdego wysiadał chłopak, obchodził i otwierał drzwi swojej
towarzyszce. Cycek wysiadł, ukłonił się nauczycielom i otworzył mi drzwi. Dwie
nauczycielki zamknęły oczy, jedna schowała w dłoniach twarz, zaczęła Pani
Dyrektor
-
Jakub nie wejdziesz tak, miało być na galowo
-
ale ja jestem na galowo, nie mam nic kolorowego
-
wiesz, o co mi chodzi
-
wiem tylko, że zapłaciłem za te imprezę i dziś to bardziej Pani jest moim
gościem a nie odwrotnie.
Wpuszczono nas, Cycek zerknął na mnie
-
tej matury to my chyba kierowniku nie zdamy.
Wracając podwiózł nas radiowóz, w którym siedziały już
dwie nasze koleżanki zgarnięte chwile wcześniej. Siedziały na przystanku, bo
nie miały siły iść w bardzo wysokich butach. Podjechał radiowóz
-
przepraszam, w jakim charakterze panie tutaj siedzą?
-
to zależy, w jakim charakterze Pan pyta.
Całą czwórkę porozwozili do domów.
W dzień matury przyszedł do mnie rano i chodził po
moim pokoju czytając na głos pytanie a później na nie odpowiadał, bez kartki.
Wystraszyłem się.
Na korytarzu przypomniało mu się, że na maturę też
były wytyczne, co do stroju
-
masz na sobie czerwone majtki
-
mam
-
cholera, ja zapomniałem.
Slipy nabył w sklepie koło szkoły, ale nie było już
jego rozmiaru i gimnastykował się cały egzamin, bo było mu niewygodnie. Miał ze
sobą pięćset czterdzieści gotowców ukrytych w specjalnie uszytej marynarce.
Kiedy podali tematy, spojrzał na mnie i rozłożył ręce.
Na sam koniec pisania zjawiła się obok nas Polonistka,
potrzeba wtedy jak dziura w moście.
-
chłopcy, jest coś, czego nie wiecie?
-
kto napisał Na jagody?
-
Grzegorz, co ty cytujesz?
-
Dumas (fonetycznie) ten, co Jume
-
Jakub nie gadaj mu głupot.
Zdenerwowana do końca nie wiedziała, co naprawdę
jest w naszych pracach.
Co sobota robiliśmy się na bóstwo i przemierzaliśmy
szlag gastronomi i rozrywki. Obaj w szkole średniej już pracowaliśmy, dlatego
mogliśmy się bawić korzystając ze wszystkich uciech, jakie oferował ówczesny
Kalisz. Znali nas wszyscy taksówkarze i bramkarze w klubach. W lokalu o egzotycznej
nazwie Paradise mieliśmy swój wieszak KUBA I GRZEGORZ WIEPRZKI.
Kilka wyjątkowych imprez pamiętam do dzisiaj.
Na szlaku trafił nam się klub Discovery, po wejściu
Cycek poszedł po drinki a mnie zawołał Michał – policjant z wycieczki, który
był tam z żoną i kilkoma innymi policyjnymi małżeństwami. Podszedłem się
przywitać do ich stolika i jak odchodziłem usłyszałem za sobą od jego kolegi
-
ale pedalskie spodnie
-
lepiej mieć pedalskie spodnie niż taką żonę
Zerwał
się, ale Michał go przytrzymał, dodatkowo zjawił się Cycek
-
co się dzieje?
-
mówi, że spodnie mam pedalskie
-
a widziałeś jego żonę?
Michał trzymał tego kolesia tak długo aż taksówka z
nami nie odjechała.
Umówiliśmy się raz w Zielonym Orle (chyba jedyna
polska nazwa dla knajpy w Kaliszu) z dwiema dziewczynami. Ja z Kaśką S, drugą
miłością mojego życia, która miała wielkie oczy i piegi na górze policzków a
Cycek z dziewczyną ze swojego osiedla. Chciałem wyglądać szczuplej i kupiłem
taki pas, jaki nosi się na siłownie. Zawinąłem się tym szczelnie i nałożyłem
koszulę. Ten cholerny pas kończył mi się gdzieś na wysokości łopatek i jak z
nią tańczyłem to natrafiła na to ręką
-
co ty masz misiek, stanik?
-
nic nie mam
-
jak nie masz, jak czuje?
-
poczekaj tu.
Czerwony wyleciałem z knajpy i podbiegłem do
samochodu, w którym Cycek usiłował skraść pocałunek swojej wybrance. Otworzyłem
drzwi i zacząłem rozpinać koszulę, na co nerwowo zareagowała białogłowa
-
ej chłopaki, co wy robicie
-
nic
-
ale dlaczego ściągasz koszulę
-
bo muszę zdjąć opatrunek
-
masz chory kręgosłup?
-
bardzo
Wrzuciłem im ten pas do samochodu i wróciłem na
salę. Kaśka do dziś nie wie, co było pod moja koszulą.
Po jednym z sylwestrów wysadziłem go z taksówki pod
domem wcześnie rano. On zawsze bardzo ostrożny nigdy nie przesadzał z
alkoholem. Tej nocy jednak urżnął się zawodowo. Szedł chodnikiem a w oknie
siedziała Jego zachwycona Matka, która krzyczała do męża we wnętrzu domu
- Adam, chodź
zobacz Grzegorz idzie pijany!.
Bardzo lubiłem jego rodziców, Oni mnie też. Zawsze
jak po niego przychodziłem i dzwoniłem domofonem, słyszałem w odpowiedzi
najpierw chodź na górę i się pokaż. Mama Grzegorza była fanka mojego stylu.
Robiła raz z Cyckiem porządek w piwnicy i znaleźli
płaszcz ze skóry, który natychmiast kazała wyrzucić
-
mamo, ale misiek pewnie by to chciał
-
nie, bo będzie wyglądał jak hitlerowiec
Płaszcz mi jednak zatrzymał i to właśnie on po
czyszczeniu był strojem na studniówkę.
Była jeszcze impreza zrobiona u mnie w domu jak
Ojciec ze Zdzisławą gdzieś wyjechali. Na dworze śnieg, w domu jeszcze choinka
po świętach.
Impreza w dużej części była klasowa, lubiliśmy się i
było wiadomo, że wszyscy balują a na drugi dzień, przychodzą sprzątać. Zaczęło
się od tego, że Karol przyjechał na rowerze (zimą) i wjechał nim w choinkę ku
uciesze innych. Ja już dobrze zezowaty odbierałem telefon
trrrrrrrr
-
dom rozkoszy wesołego Jakuba, słucham?
-
wesoły Jakubie daj Ojca, tu Ciocia
-
nie ma Taty Ciociu, są goście
-
a to bawcie się.
trrrrrrrr
-
halo, tu niegrzeczny Jakub…
-
synek, co tam się dzieje?
-
nic Mamo, Grzegorz przyszedł i będziemy oglądać mecz
-
tylko grzecznie
-
naturalnie.
Przechodząc przez korytarz zauważyłem, że przez
telefon rozmawia moja koleżanka
-
tylko nie gadaj długo
-
ale to nie ja dzwonie
-
a kto do Ciebie dzwoni w moim domu?
-
twoja Babcia, masz.
Rano ocenialiśmy straty. Świeżo odmalowana elewacja
budynku (z okazji przejazdu Papieża pod naszym blokiem) została upstrzona o
pasek wymiocin od okna w mojej kuchni do parteru. To Cycek
-
dlaczego rzygałeś z okna a nie do kibla?
-
bo ty rzygałeś w kiblu.
Umył szczotką część ściany pod oknem i wyglądało to
tak, jakby jakiś ptak zhaftował się pomiędzy pierwszym a drugim piętrem.
Po przyjeździe Zdzisława wywęszyła coś w mieszkaniu
-
była impreza?
-
nie
-
była
-
skąd wiesz?
-
muszę przyznać, że mieszkanie jest posprzątane, ale ktoś wymiotował do pudełka
z proszkiem do prania.
Do dziś pamiętam jak wyglądało pudełko od Lanzy, do
której ja puściłem pawia.
Zdzisława wiedziała zawsze wszystko, co dzieje się
pod blokiem od armii bab siedzących w oknach, albo chowających się za
firankami. Cycek pomógł mi z tym skończyć. Podjechaliśmy pod mój blok udając
pijanych. Ja wyszedłem przez dach i zjechałem po szybie na ziemie, On wyleciał
przez drzwi. Głośno i wylewnie się żegnaliśmy, po czym zygzakiem On wyjechał a
ja poszedłem do klatki. Pogadałem w domu z Matką i poszedłem spać. Rano
przyszła ze spaceru z psem
-
ludzie gadają głupoty
-
a co Ci powiedzieli?
-
że wczoraj z jakimś kolegą wytaczałeś się z samochodu i on pojechał pijany
-
co za bzdury, gadałaś ze mną wczoraj, przestań słuchać, co tu pieprzą
-
tak zrobię.
Cycka łatwo
było tez zawstydzić.
Wracaliśmy z basenu i wsadził swoje rzeczy do mojej
torby. Na drugi dzień umówiliśmy się na bilarda
- Grzesiek,
zostawiłeś u mnie swoje majtki!
Był bordowy na twarzy.
Zawsze będę pamiętał jego osiemnastkę w
trzypokojowym mieszkaniu, na którą dostał żywą kurę i ona zasrała całą chatę i
to, że odwiózł mnie do wojska i się popłakał.
p.s.
Jak przyjechałem na pierwszą przepustkę z wojska
drzwi otworzyła mi jego Mama. Zobaczyła mnie w mundurze i zawołała męża.
- Adam chodź
zobacz, tak jeszcze nie był ubrany.