środa, 29 sierpnia 2012

PANI KRYSTYNA


Wczoraj przeczytałem w gazecie wywiad z Krystyną Jandą, która zagra Danutę Wałęsę. Nie mogę się doczekać, ciekaw jestem jak wyjdzie ten spektakl.
Jest jedną z dwóch (żyjących) aktorek w Polsce, które można nazywać gwiazdami. Jandę uwielbiam od zawsze, odkąd zaśpiewała Gumę do żucia, wyreżyserowała Pestkę albo zagrała mamę Rafała w Kochankach mojej mamy. Lubię Jej charakterystyczność, to jak potrząsa głową, pali papierosa, wszystko.
Pamiętam, jakim wydarzeniem była premiera Pestki, której towarzyszyła premiera Renault Megane. Jeździła pierwszą w Polsce, o ile pamiętam, żółtą.
Bawi mnie jej pisanie; książki, felietony czyta się jednym tchem, ale najlepszy jest blog. Jak zacząłem go czytać było tego już sporo i jednej nocy cofając się wpis po wpisie przerobiłem cały. Od tego momentu regularnie sprawdzam czy pojawiło się coś nowego. Jest w nim mnóstwo teatralnych anegdot, których bohaterami są znani ludzie, smaczki dotyczące nadchodzących premier i zaskakująca codzienność, jak spadające na spódnice papierosy w czasie prowadzenia auta, albo rozważania skąd nawigacja satelitarna wie, że za rogiem jest most?.
Jak przyjechałem do warszawy biegałem do Powszechnego po wejściówki i oglądałem Ją siedząc na schodach. Przychodzili tam studenci w porozciąganych swetrach i jeansach a ja mimo tego, że na wejściówce to zawsze w krawacie ( z Kalisza jestem). Ale watro było, jak ktoś widział Shirley Valentine gadającą ze ścianą ten wie.
Kiedy pojawiła się informacja, że Pani Krystyna otwiera swój teatr oszalałem. Googlowałem, sprawdzałem gazety, czekając kiedy tylko coś nowego na ten temat napiszą?. Zdenerwowany długim czekaniem pojechałem tam na rowerze i wszedłem na korytarz pełen materiałów budowlanych. Wszędzie ruch, hałas i mnóstwo ludzi. Znalazłem okienko, w którym panie przekładały papiery i klepały w klawiatury. Wsadziłem łeb jak najgłębiej się dało i starałem się, żeby laska siedząca najbliżej mnie usłyszała
- dzień dobry!, otwierają Państwo teatr a nigdzie informacji nie można uzyskać, w gazetach i w Internecie cisza, po co było trąbić o otwarciu już miesiąc temu jak tu jeszcze budowa?!
Blond włosy wystające zza najbliższego monitora wydały głos a później pojawiła się twarz
- to niech mi pan powie, co ja mam zrobić jak tu jest taki cyrk?
ONA!!! 
Odskoczyłem od okienka, oparłem się o ścianę obok. Kilka oddechów i różowy na pysku ze wstydu i szczęścia wsadziłem tam głowę jeszcze raz. Patrzyła na mnie tak jak z telewizora, głos drżał mi jak na maturze
- przepraszam, dzień dobry, trzeba zrobić stronę internetową, żeby ludzie mieli skąd brać informację, no i dodatki teatralne do gazet
- to niech pan jeszcze cierpliwie poczeka a my się tu wszystkim zajmiemy, dobrze?
- naturalnie, dziękuje pani, do widzenia
- do widzenia panu.
Głupka zrobiłem z siebie koncertowego, ale rozmawiałem z Jandą.
W Kaliszu ta historia była opowiadana inaczej, nie musieli znać szczegółów. „Poznałem Jandę” mówiłem po prostu.
Po otwarciu teatru chodziłem na każdy spektakl, nie tylko z Jej udziałem, czasami fundując sobie premiery. Bywało tak, że przedstawienie widziałem kilkakrotnie.
„Ucho gardło nóż” obejrzałem siedem razy. To taki niewesoły monodram gdzie czasami śmiejesz się przez łzy. Po trzech spektaklach zaczynałem mówić razem z Nią..nazywam się Tonka z domu Babić, nie mogę spać….
Jest w tym przedstawieniu fragment, w którym bohaterka opowiada o tym jak to jest między kobietami i mężczyznami w czasie pierwszego seksu, mówi mniej więcej tak:
- przy pierwszym dymaniu kobieta zawsze udaje, żeby sprawić przyjemność mężczyźnie, facet może przyjemność mieć z obcą partnerką i nie ma z tym problemu, nam potrzebne jest uczucie, ale drzemy się jak wariatki, żeby jemu było dobrze…
Mówiła to ciągle patrząc przed siebie. Były to początki teatru i grała na klocku a ludzie siedzieli od Niej o półtora metra. Chyba nie widziała widowni przez światła i wypowiadała tekst prosto w twarz faceta w pierwszym rzędzie
-… no czy ty myślisz, że twoja kobieta wydziera się tak, bo jej dobrze?
- mam nadzieje, odpowiedział wprost zapytany pan.
Przerwała, zaczęła się śmiać. Po przerwie poprosiła, żeby jednak Jej nie odpowiadać.
Dobrze pamiętam jeszcze jeden spektakl.
            „Skok z wysokości” był jednym z tych, które widziałem na pokazie premierowym. Polegał on na tym, że spora część publiczności wchodząc na salę dostaję fragment tekstu i nazwę postaci, jaką zagra. Mnie przypadł policjant.
Siedziałem w rzędzie obok Andrzeja Wajdy i na słowa ze sceny:
- …wszystko mi z domu ukradli i jeszcze trafił mi się sepleniący policjant, jak go zapytałam gdzie jest to, co miałam odpowiedział
Stałem skupiając na sobie spojrzenia i światło
- psepadło!
Może niewielka rola jak na debiut teatralny, ale w CV mam napisane, że zagrałem z Krystyną Jandą pod okiem Andrzeja Wajdy.
Jak szanujący się psycho-fan zbieram plotki z pierwszej ręki a w domu trzymam coś, co własnoręcznie wykonała Pani Krystyna i dała komuś w prezencie.
p.s.
Mój trener nie daje za wygraną. Nie może się nadziwić, że pomimo uczciwego treningu nie chudnę. Oczywiście kłamie, że jem twaróg i owocki, bo jak bym się przyznał do Burger Kinga i śniadań w Charlotte to straciłby dla mnie szacunek.
Po raz kolejny zmienił mi trening. Zaczynam od ruchów a’la „motylem jestem” w guście Bohdana Łazuki poprzez wymachy, których nie powstydziłaby się Mariola Bojarska Ferenc a kończę unoszeniem nóg ze świecą, żywcem z zajęć rytmiki w przedszkolu.

DZIEŃ ŚWIRA


Śniło mi się, że kołdra jest pulpitem monitora i jak się obudziłem zacząłem ją wygładzać, bo chciałem zobaczyć, która godzina?.
Po takiej pobudce wiedziałem już, że dzień nie będzie zwyczajny.
Śniadanie jadłem oglądając doskonałą sprzątaczkę, która łazi ludziom po domach i pokazuje całej Polsce, jaką mają w domu trolarnie. Jak można wpuścić babe z telewizora do takiego chlewu?. Moment, jak łapą w białej rękawiczce maca żyrandol doprowadza mnie do pasji. W wojsku białą szmatką sprawdzali nam czy karabin jest wyczyszczony. A że jest to stal traktowana smarem od lat, to wyczyszczenie go nie jest możliwe i spędzić tak można całą noc.
Wszedłem do pracy z rowerem i jeszcze w kasku dobiegłem do telefonu, który dzwonił jak na alarm
- tak słucham
- Dzień dobry Dominika Sawicka, proszę pana badania będą robione na Ciołka na stawy, migrenę, stopy i kręgosłup, takie wie pan bardzo nowoczesne i miejsca są jeszcze wolne, więc jakby pan chciał to ja bym mogła pana…
- halo, przepraszam, ale mnie nic nie boli
- szkoda.
Później pomyślałem, że jednak coś bym znalazł, ale mówiła na jednym oddechu i jakbym jej nie przerwał to jeszcze by się udusiła.
Wyszedłem po coś do jedzenia na drugie śniadanie. W mięsnym zachodziłem w głowę, dlaczego firma Olewnik nie lubi swoich bliskich: Łopatka cioci Heli, Szynka Cioci…, Udko Cioci…, biedna Ciocia Hela. Zrezygnowałem z kanapek na rzecz makaronu. Pani w okienku poinformowała mnie, że
- spaghetti będą później, bo się gotują
Skończyło się na Burger Kingu, gdzie wszyscy się uśmiechają i nikt nie zadaje głupich pytań, jak w Disneylandzie. Z pachnącą papierową torebką usiadłem w pracy i zaczęli przewijać się ludzie.
Czy każdy człowiek myśli, że jest jedyny na świecie?. Ile taksówkarz, barman czy sprzedawca musi odbyć tych samych rozmów dziennie?.
- dzień dobry panie Jakubie, ale słońce dziś…
- ależ dziś ciepło prawda?
- widział pan panie Kubo jak dziś gorąco?
No do jasnej cholery, czy oni myślą, że ja się do pracy teleportuje?. Też wiem, że ciepło. Przyjechałem rowerem, mam okno i oczy to, po co to gadanie o niczym?. Najgorsze są dni, kiedy w Warszawie dzieje się coś ważnego. Wtedy już wszyscy mówią tylko o jednym. Kiedy był przejazdem Obama zamieszanie było większe niż jak w czasie pielgrzymki Ojca Świętego. W pracy postawiłem kartkę „Zakaz mówienia o Obamie”. Ale jak poszedłem do TK Maxxa to trafiłem na laskę, która psika panom na nadgarstki
- dzień dobry, chce pan poznać nowy zapach?
- o rany, to śmierdzi jak broń chemiczna
- niech pan nie mówi „broń”, bo Obama jest w warszawie!.
Ale wracając do denerwującego dnia. Radio zaczęło już nadawać jesienne reklamy. Okres smarkających i kichających jest od września a w tym roku już w sierpniu zaczęli. Największym złem jest reklama z zakatarzonym głosem dziecka
…mamusiu, co ty mi przykleiłaś na piżamce?…
Nie wiem czy rozgłośnie zdają sobie sprawę, że są tacy, którzy słuchają radia przez dwanaście godzin dziennie i muszą tę reklamę słyszeć po trzydzieści razy?. Ja tego produktu nie kupię nawet pod karą śmierci.
Kolejnym okresem będą szczęśliwe rodziny w świątecznej atmosferze, kawa i szybkie kredyty, następnie Raphacholin i inne środki na przeżarcie. Skończy się dopiero wiosną, kiedy to czas reklamowy zajmą alergicy i przecenione samochody.
Dzień w pracy przetrwałem.
Lubię jeździć rowerem w chłodne wieczory po pustych ulicach oświetlonych latarniami.
Na Marszałkowskiej światło zmieniło mi się na zielone, więc ruszyłem tylko po to, żeby natychmiast zahamować, bo złota Vectra chyba swoje czerwone traktowała, jako sugestię. Gdybym nie wyhamował i trafił na tę złotą maskę to impetem przeniosłaby mnie od Hożej do Rotundy i to lotem.
Żeby ukoić nerwy podjechałem zakupić bułę.
- dobry wieczór, poproszę bagietkę
- którą?
- tę za piątkę
- wszystkie kosztują pięć złotych
- a jakie mam do wyboru?
- pszenna, żytnia, suszone pomidory
- to suszone pomidory
- siedem złotych proszę
Spokoju zaznałem dopiero w domu, bo przy piwku trafiłem na powtórki blond kreatorki smaku a ona zawsze mnie cieszy.

czwartek, 23 sierpnia 2012

SZCZOTKA PASTA…


Jak jest się grubym trzeba zadbać o inne rzeczy, które będą odwracały uwagę od brzucha i zwiększały atrakcyjność. Można mieć wtedy zadbane włosy, paznokcie albo zęby. Ja mam już czoło prawie na plecach, więc pozostają mi tylko kły i pazury.
Szczoteczka do mycia rąk, obcinacz i ten dinks do skórek pozwalają o paznokcie zadbać w domu. Zęby poza myciem wymagają czasami innych zabiegów, w których pomóc musi specjalista.
Moją dentystką jest starsza Pani, która ma oryginalne podejście do pacjentów. Pojawiam się u niej co pół roku na dokładniejsze czyszczenie, ona nakłada plastikowy kask i jeździ mi drutem po zębach, w trakcie rozmawia z koleżanką za parawanem
- wczoraj proszę ciebie miałam faceta, ropa się lała strumieniem, w gębie czarno nie mówiąc już o smrodzie…
Jej asystentka widząc moją minę zaczęła ją szturchać
- ty mnie nie szturchaj, tylko mi daj twardsze dłuto, bo już na tych jego zębach dwa stępiłam
Czasami zdarza się, że koleżanka zza parawanu przychodzi pogadać stojąc przy niej i razem patrzą mi w zęby
- ty mu to robisz ze znieczuleniem jakimś?
- a coś ty, on twardy jest, nie młody?
Mówiąc to wali mnie z liścia w policzek.
Ze wszystkich naszych spotkań jestem zadowolony. Zawiodłem się na niej tylko raz.
Wyszedłem kiedyś z gabinetu na Targowej i wsiadłem do tramwaju. Wszyscy w wagonie patrzyli na mnie z dziwnymi minami. Szczerzyłem się jakby przede mną stali fotoreporterzy pewien, że zasługą uwagi pasażerów jest śnieżnobiały uśmiech.
Okazało się, że cały przód mojej białej bluzy jest we krwi, bo źle mi założyła ten jakiś ssak i wstyd jej było mi o tym powiedzieć. Jechałem, więc zakrwawiony po Pradze, uśmiechając się do ludzi.
Ostatnio zrobiła mnie jeszcze lepiej. Kolejny raz spotkaliśmy się na odkamienianie
- mniej palisz?
- tak
- a kawa?
- rzadko
- to ty musisz dziecko źle myć zęby, bo tu ci się osadza w tym samym miejscu a całe są czyste, zaczekaj na mnie w recepcji
Usiadłem z pacjentami oczekującymi na zabiegi. Przyszła po chwili z wielkim modelem zęba i szczoteczką długości około 60 cm.
- pokaż teraz mi dokładnie, jakimi ruchami myjesz zęby.
Jak rok temu ostatniego dnia w Paryżu postanowiły mi wyjść dwa nowe zęby znieczulałem się aż do warszawy. Przybiegłem do niej rano
- bardzo cie boli?
- nieprzyjemne to jest i do tego gardło i ucho mnie boli
- a w samolocie bardziej czułeś?
- o wiele
- i jak się znieczulałeś?
- Ballantines z ketonalem
- bardzo dobrze.

OPERA


Już dawno temu Miećka Aniołowa mówiła, że Warszawa to nie to samo, co jakiś Pułtusk, bo i do kina można iść, choćby codziennie i do opery, bo różne takie spektakle się odbywają.
To prawda, zwłaszcza odkąd w operze warszawskiej tworzy Treliński mógłbym chodzić tam codziennie. Niestety nieczęsto zdarza mi się tam bywać, czego bardzo żałuję, ale jak jestem bawię się znakomicie. Nie będę się tu rozwodził nad talentem znakomitego reżysera, bom niekompetentny. Opowiedzieć Wam chciałem jak wyglądało kilka moich wyjść do opery.
Debiut miałem w Teatrze, chyba Wielkim w Łodzi. Pojechaliśmy z klasą do opery na „Straszny Dwór”. Wszystkie dzieci jadły cukierki, gadały i biegały po schodach w szalikach Widzewa. Ja pierwszy akt przesiedziałem jak zahipnotyzowany a na drugim permanentnie płakałem. Wyszedłem pod rękę z wychowawczynią. Okazało się, że ten rodzaj sztuki bardzo mnie rusza.
Trzy lata temu dostawałem od kolegi dziesięć biletów na każdy nowy operowy spektakl w warszawie. Trwało to ponad rok i był to czas, kiedy byłem znakomicie obcykany we wszystkich śpiewaczych premierach.
Na spektakle chodziliśmy w podobnym składzie i po pewnym czasie sililiśmy się nawet na interpretację oglądanego przedstawienia.
 Jedno z przedstawień było wyjątkowo zawiłe i nawet lektura libretto w niczym nie pomagała. Po pierwszym akcie żadne z nas niczego nie rozumiało. Poszedłem na siku i wracając zatrzymałem się obok towarzystwa, które wyglądało na takich, co rozumieją. Chciałem podsłuchać i błysnąć przy swoich.
- przyzna pani, że ten przekaz jest zdecydowanie nietrafiony
- myli się pan, bo niepotrzebnie oglądał pan najpierw interpretacje w Petersburgu
- scena seksu jednakowoż malownicza
- absolutnie tak
Gówno mi dało to słuchanie, ale zrozumiałem, że latanie nad sceną to był seks. Podszedłem do swoich, którzy też interpretowali
- wszystko rozchodzi się o tę latarkę, co oni mu ją rąbnęli na początku
- po co mącisz kretynko?, to nie latarka tylko kieliszek, ale świecący
- to, po co latali nad kieliszkiem?
- aha, bo jakby latali nad latarką to byś już rozumiała?
- rozkminiałam dopóki ta drag queen nie wyjechała spod sceny
Ilu widzów, tyle komentarzy. Bałem się tylko, że ktoś nasze usłyszy.
Innym razem okazało się, że spektakl jest po rosyjsku z napisami. Ktoś z naszych zapomniał okularów, ale z pomocą przyszedł mu drugi, obiecał cicho czytać mu do ucha. Na początku ludzie chrząkali, ale jak się okazało, że czytanie jest płynne i ciche zaczęli odchylać głowy w naszą stronę, żeby słuchać
- Rogerze Rogerze, gdzie jesteś… szukałam cie wszędzie…o kurwa, jakie długie słowo.
Okazało się, że słuchają tego przynajmniej cztery rzędy, bo zaczęli się śmiać.
Raz udało mi się dostać dwa bilety na premierę. Wtedy jest tak samo elegancko jak zawsze, tylko bardziej. Poszedłem z koleżanką, która miała na sobie cienką sukienkę i krótkie futro. Pod sukienkę, bo była to zima włożyła coś kalesonopodobne. Zaraz po wejściu zdjęła to w łazience i włożyła w rękaw futra, kiedy podawano jej okrycie przy wyjściu te galoty wyjechały z rękawa na podłogę. Ludzie dziwnie się temu przyglądali, jeden to podniósł i jej podał
- och szalik, dziękuję panu uprzejmie
Zawinęła to na szyi i wyszła z teatru. 
p.s.

O jeszcze jednej historii przypomniała mi Małgosia. Byliśmy razem na Traviacie i zapalił się kawałek scenografii nad sceną. Aktorzy przerwali i poproszono ludzi o opuszczenie sali. Zanim komunikat się skończył Gośka niczym gazela przeleciała rzędy a ja próbowałem Ją dogonić.

Przeskoczyłem przez ladę od szatni, rzuciłem numerek, zabrałem jej płaszcz i znalazłem Ją na zewnątrz na zimnie.
Jak się później przyznała, skojarzyło jej się to z teatrem na Dubrowce. 

p.s.2
Trzymałem Ją jedną ręką a drugą szukałem numeru do Radia Zet, bo płacili za niusy a paliła się Opera Narodowa – dzięki Gośka

wtorek, 21 sierpnia 2012

DZIEŃ DOBRY, JA W SPRAWIE OGŁOSZENIA


Poszukiwanie mieszkania jest ekscytujące. Trochę zajęło zanim ogarnąłem portale do poszukiwania nieruchomości. Trzeba wypełnić wszystkie okienka: metraż, dzielnica, przedział cenowy…
Ogłoszenia zawierają bardzo ciekawe informacje”
„mieszkanie w pobliżu poczty, kościoła i sklepu monopolowego...”
„idealne miejsce dla ekipy remontowej…”
„po generalnym remoncie…”, gdzie okazywało się już na zdjęciach, że w łazience jest brązowa umywalka z lat siedemdziesiątych i harmonijkowe drzwi z plastiku.
Kolejnym etapem, są rozmowy telefoniczne, podczas których umawia się na spotkania. Zakładając, że wszyscy będą przychodzili na spotkania punktualnie a komunikacja działać normalnie ustawiłem je, co godzina w różnych dzielnicach.
Pierwsze znalezione ogłoszenie pojechałem zobaczyć pięć minut po tym jak tylko zacząłem przeglądać oferty. Mój obecny współlokator powiedział, że nie ma, na co czekać i zawiózł mnie na miejsce.
W ogłoszeniu były fotografie kilku nowych mebli, elegancka łazienka z wypasioną kabiną prysznicową, masująca, parującą i z radiem.
Bramę znaleźliśmy bardzo szybko. Podniecony wszedłem do środka, bo lokalizacja była genialna. Kamienica przy głównej warszawskiej arterii, obok basen, komisariat i szpital, czegóż chcieć więcej?. Pani przywitała się ze mną na klatce, otworzyła drzwi, weszła i usiadła na kanapie, ja musiałem stać, bo skończyło się miejsce.
Całe mieszkanie miało chyba z dziesięć metrów w tym faktycznie ta wypasiona łazienka. Gdybym wszedł szybko to z rozpędu mógłbym wylecieć przez okno, którego chyba dla bezpieczeństwa tam nie było.
- tutaj jest może mało miejsca, ale widzi pan jak ładnie?
- tylko, że nie wiem czy zmieszczą się moje rzeczy?
- jakie?
- rower na przykład
- na klatce można
- a telewizor?
- aha, no to nie.
Na kolejne byłem poumawiany od rana. Pierwsza Pani zadzwoniła na godzinę przed spotkaniem
- ja w warsztacie jestem
- przekładamy, czy Pani zdąży?
- a nie wie pan ile może trwać wymiana reflektora?
- nie mam pojęcia
- to zdążę.
Stałem pod blokiem słuchając wrzasków dzieci z przedszkolnego ogródka. Lubię dzieci, nie zniechęcałem się, podjechał samochód.
Chwiejnym krokiem (podpita) wyszła Pani (kierowca) i zapytała czy to na nią czekam?.
Weszliśmy do środka. Mieszkanie nawet ładne, ale upstrzone bordowymi zasłonami i tureckim dywanem.
- …pan rozumie, to mieszkanko ja kocham tak jak moje autko i robie taki konkursik na lokatora. Ono ma niewielki czynsz a ja nie z tego żyje, to wole, żeby stało puste niż byle komu wynająć. Pierwszego dnia proszę pana to tu był tłum oglądających, ale ja się nie mogłam zdecydować i jak zaczęłam oddzwaniać po tygodniu to się okazało, ze oni już wszyscy coś znaleźli
- czy coś można będzie stąd zabrać?
- a co się panu nie podoba?
- bardzo tu ładnie, ale ja mam swoje rzeczy i będzie tego za dużo
- co na przykład?
- dywan
-aha, ma pan swój, a ładny?
- większy, a tu widzę parkiet jest wycyklinowany to będzie lepiej go przykryć
- no to mogę wziąć ewentualnie, ale widzi pan takie są malutkie jasne plamki, bo tu kotek siusiał i cykliniarz już nic z tym nie zrobi, pan lubi kotki?
- nie bardzo
- szkoda, ale dracenkę by pan podlewał
- naturalnie
- to przynajmniej to, no i cichutko tu musi być, bo tu sami emeryci są i lubią jak jest spokój
- ja nie hałasuje
- i przedszkole jest blisko i kościół, to ważne
- nie dla mnie
- dzieci też pan nie lubi?
- uwielbiam
- wspaniale
- tylko, że ja się nie orientuję w tych rozliczeniach dlatego wolałabym podwójną kaucję, bo później łatwiej o zabezpieczenie
-oczywiście, pozwolę sobie do pani oddzwonić, do widzenia.
Pojechałem do centrum, gdzie czekała już na mnie inna pani.
- dzień dobry, ja w sprawie ogłoszenia, byliśmy umówieni
- czwarte piętro
Wbiegłem mokry i ją wystraszyłem
- ależ pan szybki, winda była na dole?
- to tu jest winda?
- oczywiście
- a to nie widziałem, ale bardzo ładna klatka
- więc jest to mieszkanko, jakiego pan poszukuje
Całe pomalowane farbą olejną w kolorze wściekłej pomarańczy, zamiast kuchni kuchenka dwupalnikowa i przyjarany czajnik elektryczny. W łazience a’la późny Gierek kabina bez jednego skrzydła i cały sufit poplątany plastikowymi sznurkami, chyba służącymi za suszarkę. Jedyną piękną rzeczą był mały balkon, ale z widokiem całego centrum, naprawdę robiącym wrażenie.
- czy mógłbym tu pomalować ściany?
- no nie wiem, bo wie pan, czasami ludzie pomalują na taki kolor, ze to później ciężko przykryć
- na biało
- to brzydko będzie.
- hmm, a jest tu jakaś piwnica?
- a co pan chce tam trzymać?
- rower
- może pan przypinać do parkometru, ja tak robię
- oddzwonię do pani
Wieczorem pojechałem na Pragę.
Wszedłem na wskazaną w ogłoszeniu ulicę i szukając odpowiedniego numeru minąłem trzy apartamentowce. Emocje osłabły jak okazało się, że mój blok jest ocieplonym zwykłym dziesięciopiętrowym mrówkowcem.
Podjechała ciężarówka
- pan na mnie czeka?
- chyba tak
Przedstawiliśmy się sobie i pojechaliśmy na górę. Mieszkanie małe, ale funkcjonalne z wielkim oknem.
Pan, bardzo oszczędny w słowach usiadł i przyglądał się jak oceniam mieszkanie.
- podoba się panu?
- w porządku, a coś powinienem wiedzieć zanim podejmę decyzje?
- siadaj chłopaku, wszystko ci powiem
Opowiedział mi historię Pragi i uroki tego miejsca. Jak dowiedział się, że niedaleko mieszkałem to okazało się, że kupowałem u niego warzywa na bazarze za uniwersamem Grochów i zaczęliśmy się dogadywać.
- czy można stąd zabrać część rzeczy?
- jak czegoś nie chcesz to wywiozę, żeby ci było wygodnie
- stół z krzesłami mi raczej niepotrzebny, telewizor też
- to zabiorę
Zadzwonił mu telefon. Po schodach wchodziła kolejna interesantka, która miała ze sobą walizkę, bo zobaczyliśmy ją z okna.
- jak szybko musze się zdecydować?
- o ile ta, co wchodzi nie weźmie to spokojnie
- zejdzie pan trochę z ceny
- zejdę
- a pieniądze mam panu przynosić do warzywniaka czy na konto?
- ja nie lubię kont, do ręki
- możemy w czwartek podpisać umowę?
- ale teraz zaliczka
- dobra
Podaliśmy sobie ręce a wchodzącej pani powiedział – nieaktualne.
Wracam na Pragę.


p.s.

Mojego bloga odwiedza już tak dużo ludzi, że czuję się jak Monika Walecka. Jak jest jeszcze ktoś z moich przyjaciół, kto nie wie, kto to jest, to wyjaśniam:
Monika to ktoś, kto potrafi sfotografować bułkę do hamburgera tak jak Annie Leibowitz kreśli Nicole Kidman. 

MÓJ PRZYJACIEL CYCEK


Nie, wbrew tytułowi nie będzie to erotyczna historia. Cycek naprawdę ma na imię Grzegorz i byliśmy najlepszymi kolegami przez całą szkołę średnią.
Poznaliśmy się siadając w jednej ławce po rozpoczęciu roku w pierwszej klasie. Siedzieliśmy tak razem aż do matury, bo okazało się, że pomimo zupełnie różnych charakterów rozumiemy się bez słów.
Cycek bardzo spokojny, cichy i wstydliwy, ja wiecznie gadający, głośny i widoczny z daleka. Szkoła średnia to okres, w którym co tydzień farbowałem włosy, nosiłem dziwne rzeczy i udzielałem się we wszystkim, od samorządu szkolnego po wszelkie akademie i szkolną gazetkę. Wyglądaliśmy w tej ławce, co najmniej oryginalnie. Ja w żółtych spodniach, koszuli w kwiaty i z zielonymi włosami, On w białym polo, niebieskich jeansach i tenisówkach. 
Na jednych z pierwszych zajęć języka polskiego naszą ławkę wytypowano do szkolnej akademii. Gadaliśmy bez przerwy, więc była to kara. Zgodnie z temperamentem, ja śpiewałem „Na ryby” z kabaretu Starszych Panów a Cycek chodził za mną w kaloszach i z wędką.
Każdy profesor doskonale znał nasza dwójkę. Jak rozmawiano w pokoju nauczycielskim o naszej klasie, mówiono: - to tam gdzie siedzą Ci dwaj w pierwszej ławce. Cycek był odpowiedzialny za przedmioty ścisłe, ja za humanistyczne, w duecie osiągaliśmy znakomite wyniki. Prawie na każdym przedmiocie mieliśmy przygody:
Język Polski
Interpretacja wiersza. On spokojnie siedział, bo nie miał pojęcia, o czym był czytany wiersz, ja wiedziałem więcej niż autor chciał przekazać. Profesorka w pewnym momencie nie wytrzymała – zamiast gadać takie bzdury mógłbyś się Sobucki czasami zamknąć. Trzeba wiedzieć, że w naszej szkole był obowiązek mówienia do siebie na Pan, więc skoro Ona zaczęła nie byłem dłużny – dlaczego jak sama nie wiesz, co powiedzieć to nam sznurujesz usta?. Po czym podeszła do mnie, wstałem i wpatrując się w Jej stopy słuchałem jak się wydziera. – uważaj jak się odzywasz szczeniaku, bo jak mi nadepniesz na odcisk to będziesz tego żałował. Niepotrzebnie zamiast w oczy, patrzyłem w dół i kiedy mówiła o odcisku skupiłem się akurat na wychodzącym jej z klapka zabandażowanym palcu. Wybuchnąłem śmiechem i wywaliła mnie z klasy, rzucając za mną moim plecakiem. Stałem na korytarzu, nie wiedząc, dokąd iść, po chwili wyszedł Cycek
- a Ty, za co?
- też za odcisk, chodź stąd.
Historia
Leciwy Pan profesor, który przeżył wojnę miał do przedmiotu osobliwy stosunek. Nie znosił Niemców a o reszcie świata miał średnie mniemanie. Całe trzy lata mówił o wojnie, nie przerabialiśmy nic innego.
Na wystawianiu ocen z okazji półrocza miałem na sobie koszulkę z napisem Wrangler a Cycek bluzę Adidas. Oceny były za wygląd – już nie ma ubrań z polskimi napisami?, zapytał Pan profesor i dostaliśmy po trói. Na szczęście na świadectwach obaj mamy piątki, bo na zakończenie przyszliśmy w koszulach z krawatem – o, gospodarz i kolega wyglądają dziś jak należy.
PO
Z lekcji przysposobienia obronnego zwolniono nas już w połowie pierwszego semestru. Zaczęło się od nauki bandażowania. W stylu jodełkowym każdy miał zabandażować rękę towarzysza z ławki. Bandaż mieliśmy elastyczny, którym udało mi się bardzo ładnie Cyckowi zawinąć rękę, tylko zrobiła mu się fioletowa. Podszedł do nas Profesor:
- bardzo ładnie Jakub to zawinął, ale za ciasno
- nie jest za ciasno panie Profesorze
- jest, zobacz Grzegorz ma fioletową rękę
- On zawsze ma fioletową, nie Grzesiek?
- to prawda, od dziecka tak mam.
Kiedy przyszedł czas na naukę resuscytacji i położono na podłodze fantom do nauki Profesor nie wytrzymał. Podchodziło się do tego parami. Nasza dwójka zamiast zacząć od masażu serca i wdechów postanowiła podejść do zadania profesjonalnie (przekrzykując się na przemian):
- proszę pani, dobrze się pani czuje, czy może pani powiedzieć, jaki mamy dziś dzień, ślicznie jest prawda?!
- musi być pani teraz bardzo silna, pani chłopak nie przeżył, ale rower jest cały.
Nasz opiekun nie miał już powoli do nas siły
- Grzegorz, przestań gadać i połóż ręce na klatce piersiowej
- ale proszę Pana, nie można tak zmacać obcej kobiety bez chwili rozmowy.
Postawił nam z tego zadania po piątce i zabronił przychodzić na pozostałe zajęcia. Udało nam się wkręcić na jeszcze jedne na początku ostatniej klasy. Zajęcia były na strzelnicy i tam już nie wolno było się wygłupiać, ale nam przerwano, bo ewakuowali całą szkołę.
Do wszystkich ustawionych przed budynkiem wyszedł dyrektor i powiedział, że mamy iść do domu, bo jest wojna. Był to dzień zamachu na WTC w NY i nikt nie wiedział, co się dzieje. My zamiast do domu poszliśmy do baru, bo Cycek stwierdził – chodź kierowniku, w obliczu wojny należy się napić!.
Jak wróciłem do domu Ojciec ze Zdzisławą wpatrywali się w gadającą Jolantę Pieńkowską (którą jeszcze traktowano poważnie), Zdzisława płakała. Ja poszedłem spać przekonany, że naprawdę jest wojna.
Wyposażenie techniczne
Był to strasznie nudny przedmiot o maszynach i urządzeniach. Żeby spotęgować nieszczęście dwie godziny tygodniowo, w dodatku następujące jedna po drugiej.
Zdarzyło się, że pomiędzy zajęciami mamy trzy godziny przerwy, więc poszliśmy do baru. Wróciliśmy po kilku lufach, lekko zezowaci. Przywitano nas kartkówką.
Cycek miał narysować trójwalcówkę do mielenia maku a mnie przypadła ocieraczka karborundowa o działaniu okresowym. Poddałem się od razu, On postanowił coś opracować. Żaden z surrealistycznych twórców nie powstydziłby się tego dzieła. Jak mi to pokazał nie mogliśmy przestać się śmiać, więc nas rozsadzono. Wtedy zaczął mi rękoma pokazywać, jak to będzie działać. Profesorka postawiła nas do konta. Staliśmy w kontach w wieku lat dziewiętnastu, ja koło śmietnika, Grzesiek przy oknie wpatrzony w doniczki i śmialiśmy się nadal, zaczęła nas pytać:
- powiedzcie chłopcy, z czego się śmiejecie to cała klasa na pewno chętnie też się ubawi, Jakub, z czego ty się śmiejesz?
- z Grzegorza
- a ty Grzegorz?
- ja z kaktusa.
Wywaliła nas za drzwi.
Technologia
Był to najważniejszy przedmiot przygotowujący do zawodu kucharza. Każda sala wyposażona była idealnie. Pomiędzy czterema ławkami stała kuchenka z piekarnikiem, a za nami szafy pełne zastaw, sztućców i wszelkich naczyń. Każda lekcja obejmowała inny temat, do którego wszystkie czteroosobowe grupy musiały się przygotować. Ubrani w nieskazitelnie białe fartuchy wysłuchiwaliśmy wprowadzenia, po czym przystępowaliśmy do gotowania. Na koniec były elegancko nakryte stoły i degustacja pięknie udekorowanych potraw.
Tam coś zabawnego zdarzało się właściwie za każdym razem, bo zajęcia trwały cały dzień i kończyły się jednym WFem. Przy przerabianiu tematu ryb, tak długo robiliśmy rybę po grecku, że jak przyszedł czas na podawanie nie mieliśmy jeszcze dekoracji. Przygotowane były tylko pióra z pora, ale to było za mało. Gotowi byliśmy podać ją bez niczego, ale w ostatniej chwili Cycek wepchnął w misternie przygotowany półmisek ugotowaną marchewkę i dwa jajka. Oniemiała Profesorka zaczęła z nim dyskutować:
- no dzisiaj to grupa chłopców chyba sobie ze mnie zażartowała, jak można coś podać w ten sposób?
- zawsze Pani powtarzała, że należy dostosować prezentacje do konsumenta
- a komuż ty chcesz Grzegorz podać rybę z nosem i oczami?
- dzieciom, na kinder balu
- no to macie po piątce.
Nie wiem gdzie dzieciom podaje się rybę w greckim sosie, ale Ona nie dociekała.
Na zajęciach z kawy degustowaliśmy około czternastu rodzajów podawania trunku a na Wfie, poszliśmy do sauny. Czterech chłopaków trzeba było wynieść i położyć na podłodze, chyba otarli się o zawał.
Długo oczekiwany temat alkoholi był dla Pani Profesor bardzo stresujący. Jak nigdy, tego dnia surowo zabroniła przynosić więcej składników niż mamy w przepisać. Wytyczne nieco zostały nagięte i wesoła wychodziła z zajęć i klasa i degustująca nauczycielka.
Pani Profesor bardzo ceniła sobie poprawność językową i na każde: „daj tłuczek do kartoflów” czy „urżnij chleba” reagowała głośno i zdecydowanie swoim piskliwym głosem, który Cycek genialnie parodiował.
Praca dyplomowa była ważniejsza w tej szkole niż matura. Należało dobrać się w pary i nakręcić film na temat ustalony z opiekunem. Kiedy przyszedł czas wybierania tematów mieliśmy świetne humory i Cycek walnął:
- Ja będę Mikołajem a misiek Śnieżynką i nakręcimy teledysk do Last Christmas.
Nikt nie wziął tego za żart i kazano nam nakręcić wigilię, we wrześniu.
Wynajęcie kamerzysty, dekoracji, sali, ustalenie menu jakoś poszło, nawet wynajęcie kucharza (żaden z nas z nerwów nie był zdolny stanąć przed kamerą) było załatwione, gdy nadszedł dzień kręcenia. Grzegorz przyjechał po mnie i na siedzeniu pasażera leżała butelka szampana (Dorato 7 zł). Kręceniem zajęli się kucharz i kamerzysta, Cycek trochę im pomógł. Ja ubrałem choinkę i z nerwów, że nic nie wyjdzie urżnąłem się szampanem. Na całym filmie widać mnie przez moment, właściwie moje chwiejące się nogi.
Kilka tygodni później operator zadzwonił i zaprosił mnie na nagranie głosu do filmu. Pojechałem w skórzanych spodniach i gdy w trakcie czytania ruszałem nogą, On za szklaną szybą zrywał słuchawki, bo to podobno hałasuje. Po kilku próbach kazał mi te spodnie zdjąć. Siedziałem w majtkach czytając o tym jak uzyskać kolor barszczu.
Kiedy wchodziłem na obronę tego dzieła pękły mi w kroku spodnie i usiadłem przed komisją zakładając jedną nogę na drugą.
- gdyby mógł pan usiąść inaczej bylibyśmy wdzięczni
- ale tak mi wygodnie
- wyraża pan w ten sposób brak szacunku dla komisji
- proszę mi wierzyć, że szanuje Państwa ogromnie, ale tak będę siedział
- pytanie pierwsze, jaka witamina odpowiedzialna jest za wzrok?
Tutaj numer popisowy zrobił mój wychowawca, przeciągle ziewając aaaaaaaaaaaaaa.
- witamina A
- bardzo dobrze, pytanie drugie, skąd bierze się powietrze w cieście?
Teraz od stołu odsunęły się jednocześnie obie Panie Dyrektorki, jedna potrząsała rękoma poziomo a druga pionowo.
- dostaje się przy przesiewaniu mąki i ubijaniu jajek
- bardzo dobrze.
 Zapytano mnie jeszcze, dlaczego na filmie mam na ręce obrączkę (kucharz był żonaty) a teraz nie. Odpowiedziałem, że jak się denerwuje to mi ręce puchną. Na szczęcie nikt nie zwrócił uwagi, że kucharz miał łapy jak chłop od kosy w dodatku mocno owłosione, które nie przypominały ani moich ani Cycka rąk.
- dziękujemy panu, ocena dobra.
Na korytarzu podeszła do mnie jeszcze Pani Dyrektor
- musisz być uparty jak osioł do końca szkoły
- nie, dlaczego?
- nie mogłeś usiąść normalnie?
- mam pęknięte spodnie i byłoby mi widać majtki
-no widzisz, i miałbyś piątkę.
Byliśmy też razem na kilku wycieczkach. Najlepiej pamiętam wyjazd tuż przed samą maturą do Krakowa. 
Zaczęło się już w autobusie, bo zaraz za szkołą zatrzymała nas Policja. Jakaś troskliwa mama załatwiła kontrole kierowcy. Szofera zabrano do radiowozu i staliśmy. Zobaczyłem z końca, że policjant, który go zabiera to Michał, kolega mojej siostry. Ruszyłem między fotelami zachęcany przez uczestników, przy drzwiach natrafiłem na Panią od polskiego
- gdzie idziesz?, usiądź na miejscu
- ja to załatwię, zaraz wracam
- siadaj Sobucki, bo zaraz wrócisz do domu
- chwila.
Wpakowałem się do radiowozu
- Michał, oddawaj kierowcę
- a co ty tu robisz?
- to moja wycieczka, dawaj go, bo stoimy
- ale On musi dmuchać
- to niech dmucha
- chyba mi w rurę, musimy na komisariat
- oddaj nam go, chcemy już jechać a tak to będziemy tu stać, widzisz, że to porządny człowiek
- dobra jedźcie.
Kierowca wrócił ze mną do autobusu i przywitano nas oklaskami. Pani zamilkła.
Pierwszą atrakcja był dzwon. Kazano nam wejść na górę, położyć lewą rękę na sercu dzwonu i powiedzieć życzenie. Piliśmy całą podróż i ludzie ledwo po tych schodach wchodzili. Kolejno w obecności Pań od polskiego i matematyki kładli rękę na sercu i mówili: - za ustny polski, - za pisemna matmę… przyszedł czas na mnie i Cycka.
Na górę praktycznie go wepchnąłem i jak skończyły się schody siłą rozpędu doleciał do dzwonu. Nie położył na nim ręki, raczej się go przytrzymał. Ja stałem za nim, a obok Panie Profesorki
- no Grzegorz, teraz musisz powiedzieć życzenie
- żeby mi i miśkowi jakoś udało się zejść na dół po tych cholernych schodach.
Umieszczono wszystkich w pokojach. Z trójką nauczycieli wylądowali w sali najbardziej rozrywkowi uczestnicy, między innymi ja i Cycek. Moim numerem popisowym był monolog Rysi Siarzewskiej zaczynający się od słów: „o pan listonosz czekałam na pana…”, który zacząłem zaraz po wyjściu grona pedagogicznego z pokoju, ubrany w poszewkę od poduszki. Cycek w tym czasie ubrał się w ciuchy Pana od polskiego i palił jego papierosa udając charakterystyczny ruch ręką, podczas którego popiół spadał mu na ramię. Oklaskom nie było końca. Żeby uniknąć gadania w nocy, Cycek spał obok Karola a ja Nizorala, obaj się tej nocy nie wyspali.
W drodze powrotnej ktoś wpadł na pomysł, żeby zatrzymać się w Częstochowie i o tę maturę pomodlić. Naprawdę to skończyła nam się zapojka a nie chcieli już nawet stawać na siku. Wszyscy ten przystanek poparli i chwile później przed cudownym obrazem siedział Cycek z Justyną (swoją dziewczyną) a za nimi ja i Nizoral.
Po krótkiej modlitwie wszyscy kaplice opuszczali, nawet Justyna, został w środku tylko Grzegorz. Nikt nie będzie modlitwy przerywał, więc czekano aż skończy, okazało się, że zasnął.
Po powrocie do szkoły zaczęły się przygotowania do studniówki. Zastanawiałem się, z kim iść i Cycek też, bo z Justyną skończył. Doszliśmy do wniosku, że bez sensu jest płacić dodatkowo za jakieś laski, wkoło których trzeba będzie skakać, jeśli jest to nasza impreza. Na bal wybraliśmy się we dwóch.
Przyjechał do mnie w czarnym garniturze i białej koszuli, ja natomiast miałem płaszcz i spodnie ze skóry, buty z krowiego futra, utleniony na biało łeb i okulary słoneczne. Zrobiliśmy dla kurażu po dwa drinki i pojechaliśmy na bal.
Samochody zajeżdżały pod salę witane przez grono pedagogiczne, z każdego wysiadał chłopak, obchodził i otwierał drzwi swojej towarzyszce. Cycek wysiadł, ukłonił się nauczycielom i otworzył mi drzwi. Dwie nauczycielki zamknęły oczy, jedna schowała w dłoniach twarz, zaczęła Pani Dyrektor
- Jakub nie wejdziesz tak, miało być na galowo
- ale ja jestem na galowo, nie mam nic kolorowego
- wiesz, o co mi chodzi
- wiem tylko, że zapłaciłem za te imprezę i dziś to bardziej Pani jest moim gościem a nie odwrotnie.
Wpuszczono nas, Cycek zerknął na mnie
- tej matury to my chyba kierowniku nie zdamy.
Wracając podwiózł nas radiowóz, w którym siedziały już dwie nasze koleżanki zgarnięte chwile wcześniej. Siedziały na przystanku, bo nie miały siły iść w bardzo wysokich butach. Podjechał radiowóz
- przepraszam, w jakim charakterze panie tutaj siedzą?
- to zależy, w jakim charakterze Pan pyta.
Całą czwórkę porozwozili do domów.
W dzień matury przyszedł do mnie rano i chodził po moim pokoju czytając na głos pytanie a później na nie odpowiadał, bez kartki. Wystraszyłem się.
Na korytarzu przypomniało mu się, że na maturę też były wytyczne, co do stroju
- masz na sobie czerwone majtki
- mam
- cholera, ja zapomniałem.
Slipy nabył w sklepie koło szkoły, ale nie było już jego rozmiaru i gimnastykował się cały egzamin, bo było mu niewygodnie. Miał ze sobą pięćset czterdzieści gotowców ukrytych w specjalnie uszytej marynarce. Kiedy podali tematy, spojrzał na mnie i rozłożył ręce.
Na sam koniec pisania zjawiła się obok nas Polonistka, potrzeba wtedy jak dziura w moście.
- chłopcy, jest coś, czego nie wiecie?
- kto napisał Na jagody?
- Grzegorz, co ty cytujesz?
- Dumas (fonetycznie) ten, co Jume
- Jakub nie gadaj mu głupot.
Zdenerwowana do końca nie wiedziała, co naprawdę jest w naszych pracach.
Co sobota robiliśmy się na bóstwo i przemierzaliśmy szlag gastronomi i rozrywki. Obaj w szkole średniej już pracowaliśmy, dlatego mogliśmy się bawić korzystając ze wszystkich uciech, jakie oferował ówczesny Kalisz. Znali nas wszyscy taksówkarze i bramkarze w klubach. W lokalu o egzotycznej nazwie Paradise mieliśmy swój wieszak KUBA I GRZEGORZ WIEPRZKI.
Kilka wyjątkowych imprez pamiętam do dzisiaj.
Na szlaku trafił nam się klub Discovery, po wejściu Cycek poszedł po drinki a mnie zawołał Michał – policjant z wycieczki, który był tam z żoną i kilkoma innymi policyjnymi małżeństwami. Podszedłem się przywitać do ich stolika i jak odchodziłem usłyszałem za sobą od jego kolegi
- ale pedalskie spodnie
- lepiej mieć pedalskie spodnie niż taką żonę
Zerwał się, ale Michał go przytrzymał, dodatkowo zjawił się Cycek
- co się dzieje?
- mówi, że spodnie mam pedalskie
- a widziałeś jego żonę?
Michał trzymał tego kolesia tak długo aż taksówka z nami nie odjechała.
Umówiliśmy się raz w Zielonym Orle (chyba jedyna polska nazwa dla knajpy w Kaliszu) z dwiema dziewczynami. Ja z Kaśką S, drugą miłością mojego życia, która miała wielkie oczy i piegi na górze policzków a Cycek z dziewczyną ze swojego osiedla. Chciałem wyglądać szczuplej i kupiłem taki pas, jaki nosi się na siłownie. Zawinąłem się tym szczelnie i nałożyłem koszulę. Ten cholerny pas kończył mi się gdzieś na wysokości łopatek i jak z nią tańczyłem to natrafiła na to ręką
- co ty masz misiek, stanik?
- nic nie mam
- jak nie masz, jak czuje?
- poczekaj tu.
Czerwony wyleciałem z knajpy i podbiegłem do samochodu, w którym Cycek usiłował skraść pocałunek swojej wybrance. Otworzyłem drzwi i zacząłem rozpinać koszulę, na co nerwowo zareagowała białogłowa
- ej chłopaki, co wy robicie
- nic
- ale dlaczego ściągasz koszulę
- bo muszę zdjąć opatrunek
- masz chory kręgosłup?
- bardzo
Wrzuciłem im ten pas do samochodu i wróciłem na salę. Kaśka do dziś nie wie, co było pod moja koszulą.
Po jednym z sylwestrów wysadziłem go z taksówki pod domem wcześnie rano. On zawsze bardzo ostrożny nigdy nie przesadzał z alkoholem. Tej nocy jednak urżnął się zawodowo. Szedł chodnikiem a w oknie siedziała Jego zachwycona Matka, która krzyczała do męża we wnętrzu domu
- Adam, chodź zobacz Grzegorz idzie pijany!.
Bardzo lubiłem jego rodziców, Oni mnie też. Zawsze jak po niego przychodziłem i dzwoniłem domofonem, słyszałem w odpowiedzi najpierw chodź na górę i się pokaż. Mama Grzegorza była fanka mojego stylu.
Robiła raz z Cyckiem porządek w piwnicy i znaleźli płaszcz ze skóry, który natychmiast kazała wyrzucić
- mamo, ale misiek pewnie by to chciał
- nie, bo będzie wyglądał jak hitlerowiec
Płaszcz mi jednak zatrzymał i to właśnie on po czyszczeniu był strojem na studniówkę.
Była jeszcze impreza zrobiona u mnie w domu jak Ojciec ze Zdzisławą gdzieś wyjechali. Na dworze śnieg, w domu jeszcze choinka po świętach.
Impreza w dużej części była klasowa, lubiliśmy się i było wiadomo, że wszyscy balują a na drugi dzień, przychodzą sprzątać. Zaczęło się od tego, że Karol przyjechał na rowerze (zimą) i wjechał nim w choinkę ku uciesze innych. Ja już dobrze zezowaty odbierałem telefon
trrrrrrrr
- dom rozkoszy wesołego Jakuba, słucham?
- wesoły Jakubie daj Ojca, tu Ciocia
- nie ma Taty Ciociu, są goście
- a to bawcie się.
trrrrrrrr
- halo, tu niegrzeczny Jakub…
- synek, co tam się dzieje?
- nic Mamo, Grzegorz przyszedł i będziemy oglądać mecz
- tylko grzecznie
- naturalnie.
Przechodząc przez korytarz zauważyłem, że przez telefon rozmawia moja koleżanka
- tylko nie gadaj długo
- ale to nie ja dzwonie
- a kto do Ciebie dzwoni w moim domu?
- twoja Babcia, masz.
Rano ocenialiśmy straty. Świeżo odmalowana elewacja budynku (z okazji przejazdu Papieża pod naszym blokiem) została upstrzona o pasek wymiocin od okna w mojej kuchni do parteru. To Cycek
- dlaczego rzygałeś z okna a nie do kibla?
- bo ty rzygałeś w kiblu.
Umył szczotką część ściany pod oknem i wyglądało to tak, jakby jakiś ptak zhaftował się pomiędzy pierwszym a drugim piętrem.
Po przyjeździe Zdzisława wywęszyła coś w mieszkaniu
- była impreza?
- nie
- była
- skąd wiesz?
- muszę przyznać, że mieszkanie jest posprzątane, ale ktoś wymiotował do pudełka z proszkiem do prania.
Do dziś pamiętam jak wyglądało pudełko od Lanzy, do której ja puściłem pawia. 
Zdzisława wiedziała zawsze wszystko, co dzieje się pod blokiem od armii bab siedzących w oknach, albo chowających się za firankami. Cycek pomógł mi z tym skończyć. Podjechaliśmy pod mój blok udając pijanych. Ja wyszedłem przez dach i zjechałem po szybie na ziemie, On wyleciał przez drzwi. Głośno i wylewnie się żegnaliśmy, po czym zygzakiem On wyjechał a ja poszedłem do klatki. Pogadałem w domu z Matką i poszedłem spać. Rano przyszła ze spaceru z psem
- ludzie gadają głupoty
- a co Ci powiedzieli?
- że wczoraj z jakimś kolegą wytaczałeś się z samochodu i on pojechał pijany
- co za bzdury, gadałaś ze mną wczoraj, przestań słuchać, co tu pieprzą
- tak zrobię.
 Cycka łatwo było tez zawstydzić.
Wracaliśmy z basenu i wsadził swoje rzeczy do mojej torby. Na drugi dzień umówiliśmy się na bilarda
- Grzesiek, zostawiłeś u mnie swoje majtki!
Był bordowy na twarzy.
Zawsze będę pamiętał jego osiemnastkę w trzypokojowym mieszkaniu, na którą dostał żywą kurę i ona zasrała całą chatę i to, że odwiózł mnie do wojska i się popłakał.
p.s.
Jak przyjechałem na pierwszą przepustkę z wojska drzwi otworzyła mi jego Mama. Zobaczyła mnie w mundurze i zawołała męża.
- Adam chodź zobacz, tak jeszcze nie był ubrany