piątek, 28 września 2012

MICHAŁ – CZESŁAW


W mojej rodzinie czekamy na nowego członka. Najprawdopodobniej będzie to Michał, ale pewności nigdy nie ma. Julka, którą miła urodzić moja kuzynka ma teraz dwa metry wzrostu, buta numer pięćdziesiąt i na imię Maciek, tym buciorem tak ciśnie w pedał, że wujek (rozmiar 43) ledwo nadąża za nim na rowerze.

Więc jeżeli oczekiwany Michał zdecyduje się przyjść na świat, jako dziewczynka to nazywać się będzie Noname Maślanka. Lubię takie połączenia egotycznych imion z polskim nazwiskiem – Jessica Cieślak na przykład.

Ależ to jest wielka odpowiedzialność nadać imię dziecku. W każdej rodzinie są takie, których nikt nie odważy się użyć, bo się kojarzą. U nas Tekla zarezerwowana jest dla gęsi, Bronhilda dla lalek a Wacek …wiadomo. Kiedy wygłupiałem się, jako dziecko matka krzyczała: oho głupi Szymek, ewentualnie Tomaszek. Jak ubrałem się nieodpowiednio mówiła, że wyglądam jak nieszczęśliwy Julian.

W domu nigdy nie mówiono do mnie Kuba. Tata wołał Ahmed a siostra Gnój. Na Zdzisławę Ojciec mówi Ditawa, bo tak Izka mówiła w dzieciństwie, Jej ojciec mówił Zdzichulątko, za to Babcia na Dziadka - Cesiek. Przemek na Izkę – Zofia a wszyscy na Bartka – Globus. Ciocia Ania to Hanka, Mama na Ojca mówi Hitlerowiec, a Izka do większości kobiet - Zuzanna, więc u nas w rodzinie imiona są jakby umowne.

Teraz można już w Polsce rejestrować zagraniczne imiona, ale wyłącznie z polskimi znakami. Pojawiają się, więc takie kwiatki jak: Żizel, Dżasmina, Bendżamin, Dżoana, Majkel, Dajana czy Sindi. Fajnie musi to brzmieć jak pani w przedszkolu krzyczy: Brajan pomóż Czelsi pozbierać zabawki.
Na szczęście, kiedy wybieraliśmy imię dla Karoliny nie było takich możliwości. Moja siostra z wielkim brzuchem siedziała na kanapie z Księgą Imion i czytała na głos a Zdzisława jeżdżąc z mopem, albo ścierając kurze komentowała każde

- Wioletta?
- Villas
- Marta?
- gówno warta
- Sylwia?
- o nie, miałam w pracy jedną Sylwie, nie lubiłam jej strasznie
- skończyła mi się książka, nie znalazłaś tylko nic na Ambrożego
- Kleks.

Karolina przyszła Izce do głowy na tydzień przed porodem, w rezerwie był jeszcze Bartek, ale na niego musieliśmy trochę poczekać.

Bartek jak nakazuje tradycja rodzinna ma drugie imię po Ojcu – Przemysław, dlatego ja mam Waldek. Można też uniknąć problemu, jak zrobiła rodzina żony mojego kuzyna gdzie wszyscy mężczyźni mają na imię Ryszard, Jagoda, która im się urodziła też pierwotnie miała być Ryszard.

Na moim bierzmowaniu umówiliśmy się, że będziemy wybierać zabawne imiona.
W rezultacie okazało się bardzo zabawnie, bo z trzystu chłopców podchodzących do tego sakramentu był jeden Leon i sami Andrzeje.

Babcia jak chce zawołać jakiegoś mężczyznę to wymienia kilka imion zanim trafi we właściwe, wiadomo, że jak na mnie patrzy a krzyczy

Waldek, Jacek, Bartek, Łukasz … to naprawdę myśli Kuba.


p.s.
Reklamy są coraz głupsze.
Dezodorant działający 72h, dla kogo to jest?, Dla harcerzy?.
Albo ta kobieta, która w radio mówi: takie te leki na hemoroidy dobre, że aż usiadłam

wtorek, 25 września 2012

TU TRZEBA ODŚWIEŻYĆ


Moja matka remontuje mieszkanie.
Kolejno odnawia wszystkie pomieszczenia. Jest przy tym w doskonałym nastroju, bo malowanie domu działa na nią, jak na mnie lot samolotem.

Kiedy jeszcze mieszkałem w Kaliszu i Zdzisława z Ojcem pojechali na wakacje zrobiłem Im niespodziankę. Przy pomocy kolegi Ojca, Pana Jeżyka wytapetowałem korytarz na kolor ciemnozielony i zrobiłem w nim złote półki. W salonie za to ściany zostały przemalowane na kolor czerwony i upstrzone mnóstwem obrazków.

Odkąd producenci farb wymyślili te głupie nazwy nikt już nie wie, o jakim kolorze mowa, nawet kobiety się gubią. Kto z Was bez sprawdzania potrafi powiedzieć, jaki kolor kryje się pod nazwą: chiński nefryt albo rzymski poranek, albo jak określił kolor mój kolega: kakao Minge.

Po moim remoncie Matka była zadowolona dopóki nie wyszła z psem i zobaczyła mieszkania z dołu. To, że podobało jej się w środku nie miało żadnego znaczenia, bo ludzie z dołu widzieli coś innego, choć muszę przyznać, że jak stało się pod blokiem to wyglądało jakby u nas był pożar.

Ostatnie malowanie u Zdzisławy nadzorowała moja Siostra i tym razem wybrano beże i brązy, czy jak kto woli stepy Bengalu i gorzką czekoladę.

Teraz pani domu postanowiła wszystko rozjaśnić i uderzyła w tonację zieloną. Już nie wiem czy są to szmaragdy, pistacje czy groszki, ale zabawa jest tam niezła. Pomalowany został największy pokój i jak to w muzeum narodowym natychmiast posprzątany, ocena z zewnątrz przeszła próbę i pojawili się pierwsi goście.
Po szkole do babci weszła wnuczka. Matka podniecona możliwością pochwalenia się nawet nie kazała ściągać jej butów

- i co, podoba Ci się Karolinko?
- a Tobie Babcia?, kolor jak w szpitalu!

Dobrze, że tych butów nie zdjęła, bo wyleciałaby na klatkę boso. Zdzisława lekko już podłamana czekała na inną opinię. Pojawiła się moja Siostra.

- bardzo ładnie, sterylnie
- do widzenia.

Nie miała już siły na kolejne oględziny, więc na szczęście zupełnie przypadkowo na tę nowo odmalowaną ścianę chlapnęło jej się olejkiem do świec i postanowiła na drugi dzień pomalować ściany po raz drugi.
Kolejnego koloru nikt jeszcze nie odważył się skomentować.

W remontach i oblewaniu ścian ma już wprawę. Kiedy siostra mojej Matki przeprowadziła się do nowego domu, Zdzisława pomagała jej tam ogarnąć i jak skończyły było już późno. Musiały w tym domu spać, ale pojawił się problem

- Teresa jak my będziemy spały w tym domu jak on jest niepoświęcony?
- nie wiem, kościół jest daleko stąd i jest późno
- same możemy poświęcić, tak jak dziecko można ochrzcić w nagłych przypadkach, wystarczy, że jesteśmy wierzące.

Wzięły wodę z kranu, kropidło i chodziły po pokojach modląc się do ścian. W jednym z pokojów trafiły na mojego wujka, który trochę się tej procesji wystraszył

- co Wy do cholery robicie?
- to nie są żarty Heniek, klękaj

Z kobietami w tej rodzinie się nie zadziera, więc One święciły nadal a On klęczał.  
W zespole z tą siostrą są bardzo kreatywne. Przy jakimś zjeździe rodzinnym, było ich w domu więcej. Moja kuzynka, wtedy jeszcze nastolatka nie mogła spać i łaziła po domu. Więc duet domorosłych farmaceutek dał jej Estazolam około szóstej rano. Zasnęła bardzo szybko, do szkoły obudzono ją dwie godziny później i na jednej z pierwszych lekcji walnęła głową o ławkę – myśleli, że zemdlała.

Wracając do remontów.

Kiedy jeszcze chodziłem do szkoły w naszym budynku w ciągu jednego roku wymieniono chyba wszystko. Ludzie się na to zgodzili, bo chcieli mieć załatwione wszystko za jednym zamachem.
Kolejno po sobie następowały: wymiana podłóg, okien, instalacji elektrycznej i najgorsza ze wszystkich, modernizacja instalacji wodno – kanalizacyjnej.

Mieszkaliśmy przez rok w kurzu i przenoszonych ciągle pudłach, ale dopiero wymiana rur dokopała nam konkretnie. Podziurawiono cały blok, każde mieszkanie miało otwory w suficie, ścianach i podłodze. Nie można było głośno rozmawiać, chyba, że z sąsiadami, bo było słychać wszystko z każdego mieszkania. Matka umawiała się z koleżankami z innych pięter na zakupy nie wychodząc z kuchni, ale nie lubiła wtedy zmywać.

Za ścianą w kuchni mieszkała rodzina z upośledzonym chłopcem, który znienacka wkładał głowę do ogromnej dziury nad zlewem i krzyczał. Można było ze strachu potłuc talerze. Jednego razu Zdzisława nie wytrzymała i jak na Nią ryknął to chlapnęła go wodą. Po czym natychmiast w dziurze pojawiła się głowa jego matki

- co ty Zdziśka, oblałaś go?
- no co ty
- przecież jest mokry
- bo ochlapał się z twojego kranu
- ech, z oczu go nie można spuścić.

Była także wymiana elewacji z jednej strony budynku, bo tylko tę stronę miał widzieć przejeżdżający Ojciec Święty podczas wizyty w Kaliszu. Cały blok pokryli rusztowaniem. Miałem świetną zabawę wychodząc z okna w swoim pokoju na drugim piętrze i wskakując do kuchni, denerwując Matkę.

Kiedy blok odnowiono z zewnątrz pozostały jeszcze pomazane klatki schodowe. Administracja była głucha na apele lokatorów, więc postanowili zrobić to sami. Jednej nocy zebrało się kilku panów i pomalowali klatkę. Jest to surowo zabronione, więc stawiła się komisja, która wypytywała ludzi, jak to się stało?. A, że wszyscy byli zadowoleni z odnowionego wnętrza udawali zdziwionych.

Był to czas, kiedy w niewielu domach stał komputer i drukarka, więc wszyscy wierzyli w słowo drukowane. Miałem genialną zabawę fabrykując różne ogłoszenia u mojej Siostry, podbijałem je pieczątką z kartofla, albo monety.

W dniu szesnastego kwietnia o godzinie czternastej wszyscy lokatorzy posiadający psy proszeni są o stawienie się pod blokiem ze swoimi pupilami…”

O tym, że ogłoszenie jest lewe wiedziałem tylko ja i Ojciec. Przed czternastą matka zapięła psa na smycz i ruszyła na dół. Chciałem ją zatrzymać, ale Ojciec mnie ostrzegł, że jak powiem Jej to mnie wysypie. Patrzeliśmy przez okno na sporą zbiórkę.
Zdzisława wróciła po godzinie

- administracja robi z nas idiotów.


p.s.

Kiedy w Warszawie zaczęła się budowa metra były to czasy gdzie nigdzie niczego nie można było dostać. Więc za flaszkę załatwiało farbę olejną od robotników. Wszystkie balkony na Ursynowie pomalowane były na ten sam kolor.
Kiedy w tym czasie (jakieś trzydzieści lat temu) malowano lamperię na klatce w bloku moich rodziców Ojciec załatwił puszkę i pomalował korytarz. Ciężko było się zorientować czy jesteś jeszcze na klatce czy już w domu.


poniedziałek, 24 września 2012

ŚLUB JAK Z GAZETY


Pojemność mózgu kobiety została dokładnie zbadana i okazuje się, że
- 10 % zajmują informacje wyniesione ze szkoły
- 40 % zajmują informacje wyniesione z seriali i czasopism
- pozostała część (około 4 GB) to video z wesela.

Taka Ola Kwaśniewska musi przeznaczyć pewnie trochę więcej RAMu, żeby zarejestrować swoje. Rozmach takiego kalibru wystarczy nie tylko samym Państwu młodym do opowiadania znajomym, ale i głodnemu igrzysk ludowi. W końcu nie na każdym weselu śpiewa Kayah.
Pod kościołem stawiły się tłumy czytelników Super Ekspresu i Faktu, żeby swoją komórką uwiecznić ślub stulecia (chyba już piaty w moim życiu). Po czym stratowane staruszki żaliły się, że widziały tylko czubek głowy w welonie a później je zepchnięto.

 Po co się stara babo pchasz, ja się pytam?. To jest niebezpieczne. Czy tacy ludzie nie mają bliskich, żeby im zwrócili uwagę?, Wy byście pozwolili swojej Babci pchać się w tratujący tłum?.
Przy zeszłorocznych ekscesach pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu też było widać energiczne pełne pasji staruszki, które miękły i traciły werwę, kiedy tłum wmontowywał je w barierki. Chore.

A już najbardziej bawi mnie to, że dla tych ludzi kompletnie nie ma znaczenia, w jakiej sprawie się gromadzą. Na manifestacji promującej „Tradycyjną rodzinę” dziennikarze zaczepiali uczestników

- dlaczego Pan tu dzisiaj przyszedł?
- żeby Żydów i Masonów wywalić z polityki.

Pod kościołem na sobotnim ślubie też były kamery, które pokazywały, że znakomita część ludzi w tłumie nawet nie ma pojęcia czyja to uroczystość.

- przyszły Panie zobaczyć parę młodą?
- tak, ale nie mogłyśmy się dopchać
- a czyj to jest ślub?
- młodej Kwaśniewskiej
- i kogo?
- Księcia Kefirów
- kogo?
- bardzo bogatego muzyka.
- ale jak On się nazywa?
- Panie, Ona ich tylu miała, że kto by to spamiętał.

Jak się posłucha, co ludzie zapamiętują z tych głupich gazet to może lepiej by było, gdyby nic nie czytali?
W sobotę rano w kolejce do kiosku pod moim blokiem stałem za kobietą, która najwyraźniej także lubi czytać

- dzień dobry, co dla Pani?
- Wróżkę, Detektywa, Gwiazdy i niech mi pani powie, co jest na okładce Śledczego?
- „Uważaj na księcia z bajki, oszuści matrymonialni atakują!”
(obie potaknęły głowami)
- to też niech mi pani dołoży, a program telewizyjny, jaki jest najdłuższy?
- dwa tygodnie
- od kiedy?
- od wczoraj
- niech stracę, wszystko poproszę.

Zastanawiałem się, po co Ona to czyta?. Albo jest asystentką Rutkowskiego, albo z zazdrości, bo sama już jest bardziej w wieku, kiedy mordują a nie gwałcą, to, po co jej te wszystkie historie?. Matrymonialni oszuści też jej raczej nie grożą.

Dyskusja o niskim poziomie czytania w naszym kraju też nietrafiona. Zapytana o przyczynę Maria Czubaszek mądrze odpowiedziała, że więcej ludzi pisze niż czyta. No, bo po co marnować drzewa na książki Kingi Rusin czy Kasi Cichopek, albo Ibisza?.

Lepiej już pisać bloga.

Niestety miała na sobie przypinkę „Nie czytasz, nie idę z Tobą do łóżka”, co raczej do sięgnięcia po książkę nie zachęca.

Ja sobotni wieczór spędziłem w teatrze Rozmaitości na genialnym Nietoperzu, a nie pchając się pod kościołem na ślub stulecia. A wracając do video z wesela, to od roku namawiałem moją siostrę żeby swoje wysłała do Wedding TV. Przy ostatniej wizycie w Kaliszu oglądaliśmy ten film. Przypomniałem sobie, że z kolczykiem w uchu, w zielonej marynarce instruowałem na tym weselu jak tańczy się macarene.
Nie wiem czy telewizja jest już na to gotowa, ale ja jeszcze nie.

p.s.

Po sobotnim spektaklu na wychodzących z teatru czekała kamera TVP. Pierwsza do udzielenia wywiadu wyrwała się laska w sukience wiązanej na szyi, która bardziej nadałaby się na palże, krótkiej tak, że gdyby uniosła ręce to pokazałaby pępek, pohaczonych czarnych rajstopach i botkach w błocie, które wyglądały jak kopyta. Jedynym elementem dekoracyjnym tej stylizacji był ogromny czarny siniak na ramieniu, ot tak, zamiast biżuterii

- podobał się Pani spektakl?
- bardzo
- coś zwróciło Pani szczególną uwagę?
- tyle jest ciągle w teatrach golizny męskiej a nigdzie nie widać kobiet.

czwartek, 20 września 2012

FEMINIŚCI


Zawsze uważałem, że jedynymi strażnikami prawdziwej męskości pozostały Dresy. Nie noszą rurek z zawiniętymi nogawkami, nie mają pojęcia jak ma na imię ich fryzjer a do TK Maxxa chodzą tylko po białe skarpety frotte.

 Niestety mój spokój o pielęgnowanie tradycyjnego lujostwa został silnie zachwiany. Na Pradze środowisko dresiarskie pod klatkami schodowymi zaczęło naśladować układy choreograficzne z YCD, co może budzić obawy. Gorzej sytuacja prezentuję się za Wisłą, bo tam dresiarskość zdechła już całkiem.
Dwóch dwudziestoparolatków w odzieniu z mikrofibry jechało ze mną tramwajem na targi motocyklowe, nie żeby mnie to interesowało, ale wystawcą był tam mój kuzyn, którego dawno nie widziałem. Panowie przez całą drogę konwersowali na tematy wszelkie, nie pominęli polityki i gospodarki

- …mordeczko my ratujemy strefę euro
- no a jak
- oni nam pierdolą, że kasa stamtąd leci a to już Kwaśniewski nawpłacał i teraz tylko oddają
- o widzisz bracie
- a tacy Grecy proszę ja ciebie to niech tu przyjadą zapierdalać to zobaczą, jakie mamy warunki, ty robisz u tego Kazimierza?
- robie
- i chuj masz za godzinę, a Oni tam chłopie o swoje walczą. U nas tylko górnicy umieją o swoje się bić
- aha
- śrubami proszę ciebie w rząd napierdalają i źle im nie jest a my musimy jebać
- chodź jebniem lepiej po browarze, bo mi kac łeb rozwala
I wszystko wydawałoby się zupełnie standardowe gdyby nie to, że wyjęli po butelce Somersby (w szkle).

Silnie zakorzenione w tradycji dresiarskiej są jednak Panny, które honoru bronią jak mogą (w Nich moja nadzieja). Jechały ze mną dwie w autobusie z mniej więcej czteroletnim dzieckiem.
Dziecko w postaci chłopca bawiło się pomiędzy przystankami guzikiem „STOP”, po wciśnięciu, którego wszystkie kasowniki w pospiesznych świecą na czerwono. Poza radością dziecka z uzyskiwanej iluminacji wciskanie nie miało żadnych konsekwencji, ponieważ na tej trasie nie było przystanków „na żądanie”. Siedzący za chłopcem i jego opiekunkami dziad był jednak poirytowany zachowaniem dziecka

- jak będziesz tak wciskał, to przyjdzie pan kierowca i będzie krzyczał.

Nie oglądając się za siebie, jedna z pań spojrzała na drugą

- chce ci się z chujem kłócić, czy go oszczać?
- pies go jebał!

Kiedy wzrok mój sięgnął przybrudzonych reeboków jednej z dam zauważyłem, że przytrzymują one puszkę Warki.
Uspokoiłem się. Tak sobie myślę, że jechały na Kongres Kobiet.

p.s.
Co to za zamieszanie z tym księdzem od kolan w śmietanie?. Jak idzie się na pielgrzymkę to przed Częstochową stoi umazana czymś baba pod mostem i tych, którzy idą po raz pierwszy całuje.
Widać całowanie umazanych to taka tradycja w kościele, lepsza śmietana na księdzu niż smar na babie (chyba, że to Martyna w Playboyu).
Kościół też otwiera się na nowe.

p.s.2

wtorek, 18 września 2012

RYCZ MAŁA RYCZ


Scena z filmu „Czułe słówka”, w której umierająca matka żegna się z dziećmi rozwali każdego, kto nie jest robotem, ale popłakać się na reklamie Orange potrafię tylko ja, ewentualnie ciężarne kobiety.

Nie wiem czy to swego rodzaju hobby czy forma relaksu, ale czasami mi lepiej jak pocieknę. Oczyszcza to jakoś, dosłownie też, bo nierzadko można sobie zasmarkać koszulkę. A jak jeszcze sobie człowiek przy tym kichnie to już zupełne katharsis.
Naprawdę niewiele mi trzeba do płaczu. Najsilniejsza jest muzyka, potrafię w trakcie odkurzania dywanu zauważyć, że łzy mi lecą a dopiero za chwile się zorientować, że w radio zmienił się utwór. Dlatego do opery rzadko chodzę, bo obawiam się o odwodnienie.

Nigdy nie wiesz gdzie polecisz

Czasami wystarczy mi jedna rzecz, innym razem połączenie kilku. Ale czasu i miejsca nie dam rady przewidzieć. Muzyka działa na mnie najbardziej. Zasłyszany kawałek sam powala a w odpowiedniej oprawie wizualnej to już dla mnie gwarancja potoku.
Są takie pewniaki muzyczne do płaczu jak:

Hymn (niekoniecznie nasz), w czasie olimpijskich dekoracji medalowych płakałem ze sportowcami wszystkich narodowości,

Kolędy, chyba ze względu na tę atmosferę świąteczną i szczęśliwych ludzi pokazywanych nawet na opakowaniach do kawy. Współczuję jednak tym, którzy pracują w marketach i przez trzy miesiące przed wigilią słuchają pięciu kolęd non stop. Po takiej dawce każdy urwałby łeb cioci intonującej przy stole Cichą noc,
Poszedłem kiedyś na świąteczne zakupy w Anglii i wróciłem czerwony na gębie smarcząc. W drzwiach przywitał mnie kolega
- coś ci się stało, dlaczego płaczesz?
- tam na moście stoją dzieci i śpiewają kolędy
- aha, to zrozumiałe.

Celina i hiszpańskie piosenki, Celina jest kanadyjską czy francuską pieśniarką i wzrusza rzesze ludzi ckliwymi tekstami, czyli tak komercyjnie, utwory hiszpańskie muszą mieć jakąś głębszą moc, bo nad jednym płakałem kiedyś przez dwa dni nie rozumiejąc tekstu a jak znalazłem tłumaczenie w necie to okazało się, że pierwsza zwrotka zaczyna się od słów: za tym wzgórzem zabito psa mego

Ale jest jeszcze obraz, który wzruszyć potrafi tylko nieco słabiej od muzyki.

Świąteczny plakat w tramwaju „Nie wszystkie dzieci dostaną w tym roku prezent” sprawił, że musiałem ostatnie dwa przystanki iść pieszo, a bilbord ze zdmuchniętą świeczką i tekstem piosenki Z popielnika na Wojtusia zawrócił mnie z zakupów do domu.

Niezastąpiona w wyciskaniu łez jest telewizja.

Umówiłem się na piwo o dwudziestej. Idealny czas, żeby obejrzeć Fakty i zdążyć na tramwaj dowożący do ustalonego miejsca. Siedziałem już w butach i płaszczu na oparciu od fotela, gotowy do wyjścia.
Na moje nieszczęście pojawiła się informacja „z ostatniej chwili”: dziecko w Łodzi dzwoniąc po straż pożarną uratowało z płomieni rodziców, samo ginąc, no i dodatkowo puścili nagranie z tego telefonu.
Napisałem smsa, że na piwo nie przyjdę, wyjąłem z lodówki butelkę i usiadłem na podłodze. Rozpraszający mnie telewizor wyłączyłem. Siedziałem tak chyba dwie godziny.
Kiedy byłem dobrze już zezowaty i całkiem zapomniałem, z jakiego powodu płacze zjawił się mój współlokator. Zastał mnie siedzącego pod ścianą w płaszczu, butach i z butelką w ręce. Dobiegł i uklęknął obok mnie
- co się stało, dlaczego płaczesz?
-bo jestem taki nieatrakcyjny

Magia kina

Muzyka mnie wzrusza, obraz powala, więc wyobraźcie sobie, co się dzieje jak pójdę do kina.
Ci, którzy częściej bywają ze mną na wszelkich projekcjach wiedzą, że reaguję tak a nie inaczej i nie wolno mi przeszkadzać. Najbardziej nie lubię jak ktoś chce mnie uspokajać, albo, co gorsze wyprowadzać z kina. Dla jednych dodatkową atrakcją do filmu jest popcorn, dla innych nachosy, ja sobie smarkam.

Erin Brogovic
Poszedłem na ten film sam, jeszcze mieszkając w Kaliszu. W kinie było razem ze mną siedem osób. Nie chcąc zwracać na siebie uwagi (pierwszy raz w życiu chyba) opuchniętym ryjem, wychodząc włożyłem ciemne okulary.
Potknąłem się i zleciałem ze schodów, wszyscy podeszli mi pomóc.

Juno
Sporą grupą zajęliśmy prawie cały rząd. Siedziałem na końcu naszej ekipy, mając po lewej kolegę Tomka (po raz pierwszy ze mną w kinie), po prawej obce małżeństwo.
Jest tam scena, na której od płaczu się zapowietrzyłem, na reszcie znajomych nie robiło to żadnego wrażenia, ale Tomek przestał patrzeć na ekran i nie wiedział, co zrobić
- wszystko ok.?
- aha
- chcesz wyjść?
- nie, ja tak zawsze
Na to odezwała się kobieta w podobnym stanie, siedząca po prawej. Dała mi chustkę i złapała za rękę
- doskonale pana rozumiem.

Ekspres polarny (IMAX)
Kino trójwymiarowe nie służy płakaniu. Ubieramy głupie okulary, w których nikt dobrze nie wygląda. Twoi towarzysze zmieniają się nagle w członków zespołu Run DMC a jak spojrzysz za siebie zobaczysz atak spawaczy.
W seansie towarzyszył mi Dominik, który nie raz już widział jak silnie działa na mnie kino. Film ten traktuje o małym chłopcu, Bartku, który nigdy nie dostał prezentu. Od momentu, w którym noga Bartka skaczącego z łóżka przeleciała mi nad głową i z wrażenia się schyliłem, płakałem permanentnie. Teraz okulary, w Imaxie są bardziej rowerowe, wtedy były na gumce. Tyle mi się nazbierało w tych okularach, że musiałem z nich wylewać, tracąc sceny finałowe. Zaprawiony czy nie, kolega zaczął się mną przejmować.
Sytuacje uratowała kobieta, dwa rzędy za mną, bo nie tylko płakała, ale dostała ataku paniki zwracając na siebie uwagę wszystkich na sali. Uspokojony kolega wrócił do oglądania filmu, rzucając do mnie
- no tej to już nie przebijesz.

 Płacz, jako broń

Potrafię popłakać się na zawołanie, zawsze umiałem. Jako dziecko często wymuszałem płaczem różne rzeczy, kiedy brakowało mi argumentów.
Wysłano mnie na obóz harcerski gdzie jadło się z metalowych menażek i spało w namiotach. Ten rodzaj urlopowania zawsze był mi obcy.
Siedzące obok mnie dziecko zostawiło w metalowej misce sporo obiadu, więc jak skończyłem swój to go dojadłem. Okazało się, że właścicielka posiłku poszła tylko do łazienki (dziury w krzakach). Mogliśmy się dogadać, ale ona postanowiła rozedrzeć mordę na całą stołówkę (ławki pod dachem) i musiałem ponieść karę.
Ryczałem, żeby mnie oszczędzono, ale na nic.
Jakby wystarczającą karą nie było to, że musiałem się tam myć w misce, w namiocie, bez szamponu to miałem jeszcze spędzić całą noc w lesie i wrócić rano.
Szedłem przez ten las w mizernej bluzie i spodenkach, jak Łazarz. Życzliwi koledzy przypomnieli mi przed opuszczeniem obozowiska o wszystkich żyjątkach, jakie mogę spotkać w nocy, więc wiedziałem, że nie tyko nie zmrużę tu oka, ale najprawdopodobniej umrę.
Jak tylko z pola widzenia zniknęły mi namioty, zaszeleściło coś w krzakach. Pobiegłem, co sił w nogach przed siebie i wybiegłem we wsi. Lepiej spać na ławce przed sklepem niż w lesie, co ja Tarzan?. Żeby poprawić sobie nastrój udałem się do sklepu po Snickersa, tęsknota za cywilizacją wyła we mnie silniej w obliczu tej klęski.
Jak zawsze kontaktowy, wdałem się w rozmowę z miłą Panią, która okazała się życzliwą osobą, wrażliwą na krzywdę, bo nie pozwoliła małemu grubemu chłopcu zziębnąć na dworze i zaprosiła do domu.
Nakarmiła mnie konkretnie, położyła pod największą pierzyną, jaką w życiu widziałem i rano po śniadaniu podwiozła mnie bliżej obozowiska.
Czekała na mnie druhna – suka, której kretyński uśmiech nie opuszczał nawet na chwile
- i co Kuba, jak się spało?
- bardzo dobrze
- a wilki cie nie pogryzły?
- nie
- chcesz resztki ze śniadania?
- dziękuje, jadłem jajecznicę
- to chyba jajka z gniazda podkradłeś
Ten głupi uśmiech zszedł jej dopiero jak przedostatniej nocy oblałem jej namiot zagęszczonym sokiem owocowym i pokonując strach przeniosłem na łopacie i rzuciłem na to fragment mrowiska.

p.s.
Kupiłem ostatni tomik Szymborskiej. Należałoby zapłakać nad tymi, którzy Ją tak wydymali. Całe życie pilnie strzegła prywatności, na pytania: dlaczego mało publikuje?, odpowiadała – mam śmietnik. Pokazywała światu tyko to, co chciała.
Te dołączone skany jej zapisków są smutniejsze niż wiadomość o śmierci.
p.s. 2
Pryszcz mi taki idzie, że zmienił mi się już kształt nosa. Jak wyjdzie będę chyba jednorożcem? 

piątek, 14 września 2012

ZOOFOBIA


Rano przebiegł przede mną szczur, to mocniejsze niż kawa czy energetyk, 
w tym wypadku Rat Bull, czy Red Rat? – innymi słowy prawie zawał.
Każdy czegoś się boi. Jedni załatwiania w miejskich toaletach inni śmierci. Ja boje się zwierząt.

Nie wszystkich, ale zdecydowanej większości. Nie ma to związku z rozmiarem zwierzęcia czy wielkością krzywdy, jaką mogą mi zrobić, zwyczajnie do jednych dojdę a inne mnie przerażają. Taka na przykład kaczka czy świnka morska sprawiają, że nie mogę ruszyć się z miejsca ze strachu ale wielkie psy są już ok.
Zawsze tak było, od dziecka. Matka mi nie wierzyła i uznawała za zabawne wrzucanie mnie na podwórko z gęśmi u babci. Babcia też myślała, że udaje, więc kazała mi te gęsi wypasać. Siedziałem na polu z długim patykiem, który służy do pokazywania im kierunku, ale machałem nim bez przerwy, żeby żadna nie doszła.
Zwierzęta są bardzo mądre i doskonale wiedzą czy się boisz czy nie. Jak normalny człowiek wchodzi na wiejskie podwórko to się wszystko rozbiega. Ja niczym Zosia z epopei narodowej wszelkie ptactwo przyciągam do siebie.

Wakacje, ferie, urlopy

Z dzieciństwa pamiętamy podobno tylko te rzeczy, które wywołały w nas ogromne emocje. Doskonale zapamiętałem jak mieliśmy wyjechać na wakacje w nocy i Ojciec zniósł bagaże do pralni żeby nie łazić z nimi po klatce. W środku nocy dał mi kluczyki do auta i kazał iść na dół zapakować to do bagażnika. Kiedy otworzyłem drzwi na dole, przy naszych walizkach siedział szczur. Nigdy więcej do tej pralni nie wszedłem a mieszkałem z nimi jeszcze przez dziesięć lat.

Na wakacjach też nie zawsze było wesoło. Na jednych, gdzie pojechaliśmy z całą rodziną okazało się, że niedaleko jest stadnina. Miejsce to było zapomnianą częścią Polski i właściciel koni był wdzięczny za ich objeżdżanie, bo było ich dużo i nie miał, kto tego robić.
Któżby nie skorzystał z takiej okazji?. Jazda konna za darmo przez cały dzień. Wszystkie dzieci rzuciły się na to a ja stałem przerażony. Ojciec kazał mi do nich dołączyć. Dowiedziałem się, że musimy sami te konie oporządzić, założyć im te wszystkie szelki, łańcuszki i jazda.

Były tam dużo młodsze ode mnie dzieci, które przebiegały pod krowami i końmi, sprawdzając czy coś je kopnie, mnie też zaczepiały
- a ty przebiegniesz pod spodem?
- za poważny jestem na takie głupie zabawy.

Na szczęście znalazła się tam przytomna moja kuzynka Kaśka, która te konie uwielbiała i jak zobaczyła, że krew odpłynęła mi z twarzy, zgodziła się rumaka przygotować za mnie. Wybrałem tego, który jako jedyny na mnie nie patrzył, ale wtrącił się właściciel stadniny
- synek, innego konika wybierz
- ale ten jest spokojny proszę Pana
- aż za spokojny, to jest praktycznie krowa nie koń
- i bardzo dobrze, a jak się nazywa?
- Marzena

Wystawili te konie na padok, krótka instrukcja jazdy i trzeba było wsiąść. Kaśka Marzenę trzymała za łeb, żeby się tymi ślepiami na mnie nie gapiła i hyc, wlazłem w siodło. Każde dziecko dziabnęło piętami kuca i ruszyły żwawo. Marzena idealnie, spokojnie przesuwała się wzdłuż ogrodzenia.
Myślałem, że ogarniam te wszystkie komendy i ruchy nogami, żeby Marzeną sterować, ale wjechała na środek i stanęła. Za ogrodzeniem wszyscy machali i krzyczeli, ale to było daleko. Uderzałem piętami o jej bok, mówiłem wio, ale nic, jak kamień. Bardzo chciałem usłyszeć, co tam krzyczą; podjechała Kaśka
- poczekaj chwilę, Ona sra.
Na szczęście powrót był fajny. Wprawdzie w takim koszu dla świń jechaliśmy, ale ciągnął nas normalny traktor.

Świnie

 Innym razem pojechałem do kolegi na wieś dojadać to, co zostało z jego wesela i oglądać to, co na nim zarejestrowano, jeszcze wtedy na video. Co jakiś czas wychodziliśmy sobie na fajkę i widzieliśmy przed nami szary, wąski i długi budynek dla świń z wejściami z obu stron. Życzliwi koledzy, wiedzący o moim strachu założyli się, że nie przebiegnę przez ten budynek. Nie ma na mnie lepszego argumentu, jak: nie zrobiłbyś tego, więc pobiegłem. Jak tylko wleciałem do środka drzwi z jednej i drugiej strony się zamknęły.
Rzadko się teraz widujemy.

Zagranico

Afryka

W Egipcie kąpałem się tylko w hotelowym basenie. Wszyscy co wieczór przy kolacji opowiadali, jakie piękne okazy widzieli w morzu i gul mi skakał. Strach strachem, ale jestem estetą, też chciałem. Najfajniejsza byłaby taka kapsuła, jaką miał Putin, kiedy nurkował w Bajkale, ale nie była w moim zasięgu.
Za cały rynsztunek musiały wystarczyć mi płetwy, gatki, okulary i rurka.
Jak człowiek zanurzy tam łeb, nawet dziesięć metrów od brzegu zapiera dech – zwłaszcza pod wodą. Takich kolorów i wzorów nie uświadczy się nawet na London Fashion Week. Bardzo mi się podobało. Płynąc powoli z kolegami wynurzaliśmy się co kilka metrów, żeby podzielić się wrażeniami.
- widziałeś tę żółtą?, ale ekstra
- a ta z Gdzie jest Nemo jaka piękna
Ja też chciałem się podzielić wrażeniami
- a widzieliście te czarne pompony, co po dnie latają?
- NIE DOTYKAJ TEGO!
Wrzasnęli równo i mnie nie trzeba było już więcej informacji. Z brzegu wyglądało to podobno tak, jakby z trzech zanurzających się co chwila mężczyzn jeden zamienił się w motorówkę. Płetwy są jednak niezastąpione.

Popołudniu w mieście ktoś mnie popchnął, nie upadłem, bo oparłem się o coś miękkiego. Na szczęście tam wszędzie porozwieszane są jakieś szmaty, te okazały się wielbłądem – od czasów przedszkola nie byłem tak bliski zrąbania się w spodnie.

Anglia

Uwielbiam ten kraj, za najtańszą whisky, rudy kolor (włosów, krów i trawy) i dżem, ale szare wiewiórki wyglądają jak szczury i jest ich od cholery. Normalne wiewiórki mnie przerażają, ale szare to już armagedon. Jak nasza (ruda) siedziała przy moim rowerze w parku Skaryszewskim to gotów byłem go tam zostawić, przy szarej na pewno bym uciekł.

Fuerteventura (Hiszpania), kto bogatemu zabroni?

Podczas zakupów markowych zegarków i okularów gdzieś w Puerta de podroobas zobaczyłem karalucha wielkości chomika. Ray Bany po pięć euro nie były w stanie mnie tam zatrzymać.
W samolocie powrotnym usłyszałem
- teraz już chyba możemy ci powiedzieć, że takiego robala jak na tym targu widzieliśmy też w łazience w hotelu.
Prawdziwi przyjaciele. Wakacji mi nie popsuli.

W domu i zagrodzie

 Wizyta wielkiej ćmy zmusiła mnie kiedyś do podróży taksówką w piżamie na nocleg u koleżanki, szczęście, że to nie nietoperz, bo już bym spod kołdry nie wyszedł nigdy.
A jak mój balkon upatrzyły sobie gołębie to nie tylko nie mogłem na niego wyjść, ale nawet uchylić okna. Usiłowałem nawet, pokrzepiony butelką wina wygonić je w czasie deszczu, ale doszedłem tylko do drzwi. Przyglądaliśmy się sobie po obu stronach szyby – jednakowo przerażeni.
Moi siostrzeńcy podczas wizyty u wujka zażyczyli sobie ZOO. Matura nie była tak stresująca, zwłaszcza, że latem po ogrodzie część zwierząt chodzi wolno.

Bezpośrednie stracie z przeciwnikiem

W najtrudniejszej sytuacji ze zwierzęciem byłym na klatce  mojej matki (chodzi o schodową, Zdzisława nie jest trzymana pod kluczem). Jej sąsiad hoduje wielkiego węża. Jak się napije zawiesza go sobie na łeb i łazi z nim po schodach. Trafił kiedyś na mnie
- Daniel odsuń się z tym, bo ja się boje
- ale dotknij go tylko, one nie są lepkie i nieprzyjemne, zobacz
- odsuń się do cholery, bo nie lubię
- a nie podobają ci się te czarne wzorki, na żółtym tle?
- nawet bardzo, tylko wolałbym to na mokasynach, albo portfelu.
Od tamtej pory nigdy się ze mną nie przywitał.  

Za to zwierzęta mnie najbardziej obawiać mogły się w wojsku. Podczas patrolowania posterunku miałem ze sobą prawdziwego Kałasznikowa i trzydzieści ostrych pestek. Przeczytałem dokładnie Prawo użycia broni i wiedziałem, że jak tylko jakiś lis wyskoczy to będę jak Rambo.
Nie musiałem.

p.s.
Zapomniałem jeszcze wspomnieć o kotkach.
Zaprzeczyć chcę raz na zawsze, na piśmie, paskudnym plotkom jakobym kiedykolwiek jakiemuś zrobił krzywdę. Matka zaszczepiła mi do tego zwierzęcia silną nienawiść, ale egzystujemy obok siebie na tym świecie (z kotkami, nie z matką) nie wadząc sobie w jakiś szczególny sposób.