niedziela, 28 października 2012

HELOŁIN CZ. 2


Nie było lizania śmietany z kolan ani rozwalania latarni po pijaku, ale jako kler też bawiliśmy się świetnie.

Było także takie halloween, na którego temat przewodni wybraliśmy duchowieństwo. Trzeba się było nieźle nakombinować, żeby nie wyglądać jak reszta, bo w tym temacie łatwo o dwa podobne kostiumy na jednej imprezie. Zastanawialiśmy się w domu z Arturem, co zrobić, żeby nie iść, jako zwyczajni księża?. 

Pojechałem do sklepu z dewocjonaliami na Wolę i nabyłem koszulę z koloratką a na Stadionie Dziesięciolecia odpowiedni sygnet. Żeby nie było nudno umówiłem się z kolegą charakteryzatorem, który zgodził się oszpecić mi twarz. Nie żeby miał dużo roboty, ale do tej, co mam już znajomi przywykli.

Artur kombinował, aż doszedł do wniosku, że łatwiej będzie mu podrasować siostrę niż księdza. Kupiliśmy kostium zakonnicy, tylko trzeba go było trochę stuningować. Wzbogacił się o bardzo odważny rozporek i ciekawe dodatki. Wysokie buty, kabaretki, różaniec i okulary ze sklepu ze śmiesznymi rzeczami, które mają na szkłach zmniejszające się kółka. W tych okularach bardzo źle się patrzy a przy wadzie wzroku nie widzi się prawie wcale, za to każdy wygląda jak debil.

Pojechałem, ubrany jeszcze normalnie, żeby zrobić charakteryzację. Połowę twarzy posmarowali mi kremem, takim że tak jak dotykali skóry, tak zostawała. Pomarszczono mnie z jednej strony i to wszystko zastygło, połowa ust, nosa i naciągnięte jedno oko. Później, żeby palić papierosa, musiałem go wetknąć w te sztywne usta pomagając sobie rękoma, bo nie miałem władzy nad własnym pyskiem.

W taksówce kierowca ciągle się na mnie gapił ze smutną miną. Nie mogłem z nim rozmawiać, bo z tymi ustami było mi trudno. Siedziałem, więc na tylnym siedzeniu z „poparzoną” twarzą, milcząc. Denerwował mnie ten jego wzrok, więc nie wytrzymałem:

- co się Pan tak na mnie patrzy?
- niech się pan nie denerwuje, ja mam żonę na onkologii.

Pomyślałem, że lepiej jednak będzie nie rozmawiać w czasie jazdy. W domu Artur usiłował przykleić sobie paznokcie, zlepiając wszystko, co było na stole. Zanim zakończył ten manicure ucierpiał na tym pilot, szklanka i częściowo telefon.

Ubrał habit, buty i okulary, ja włożyłem garnitur i płaszcz. Żeby się z siebie przestać śmiać walnęliśmy po dwa drinki dla kurażu i zamówiliśmy taksówkę. Okazało się, że On przez te okulary naprawdę nic nie widzi, bo żeby je włożyć musiał zdjąć swoje, więc do windy szliśmy pod rękę. Nie tylko okulary utrudniały mu chód, ale także buty, więc szliśmy na dół jak inwalidzi, On ślepy a ja ze sztywnym pyskiem.

Na nasze nieszczęście taksówka zatrzymała się dwie klatki wcześniej. Poleciłem mu czekać pod naszą, a ja pobiegnę i podjadę z kierowcą. Miałem na sobie płaszcz, ale jemu było zimno, bo habit był z cienkiego materiału.

Siedzący za kierownicą facet, zobaczywszy biegnącego w jego stronę księdza wyprostował się i przyczesał włosy. Wsiadłem do środka i mnie przywitał:

- niech będzie pochwalony Jezus Chrystus
- na wieki wieków amen, odpowiedziałem odruchowo chcąc wykorzystać podróż samochodem do wczucia się w rolę.
- dokąd?
- najpierw pod ostatnią klatkę, po siostrę a później do centrum

Kiedy tylko ruszył, naszym oczom ukazała się idąca środkiem ulicy zgarbiona siostra z wyciągniętą przed siebie dłonią. Arturowi znudziło się stanie samemu i chciał do mnie dołączyć, w butach było mu ciężko iść, więc trochę go zgięło, a że dodatkowo nic nie widział, to szedł z wystawioną do przodu ręką w nadziei, że natrafi na maskę od samochodu. Szofer zdębiał już całkiem, ale jechał na tyle wolno, że pozwolił siostrze namacać swoje auto. Macając po kawałku drzwi i dach wsiadł do środka. Nie miałem jak mu powiedzieć, że facet myśli, że jesteśmy prawdziwi, więc zacząłem nawijać jak tylko zamknął drzwi:

co też siostra wyprawia najlepszego, takie pielgrzymki uskuteczniać po całej ulicy?
- śpieszę się proszę księdza, bo jeszcze piczkę przeziębię.

(trochę mocniej zostało to powiedziane) Facetowi jednak już to wystarczyło i zaczął się śmiać
            - ale mnie nabraliście chłopaki, mówcie gdzie chcecie jechać, dzisiaj za darmo.

Jak trafiliśmy do knajpy było już dużo luźniej. Po kilku drinkach zrobiło nam się cieplej a Arturowi przypomniała się cała ta kościelna terminologia, więc był bardzo wiarygodny. Spotkaliśmy znajomą śpiewaczkę rewiową, która poprawiła Arturowi makijaż zmieniając go ze śmiesznej siostry w prostytutkę z lat osiemdziesiątych.

Wchodząc do następnego klubu zobaczyłem inną siostrę zakonną. To była francuska siostra, bo miła na głowie zamiast welonu coś na kształt łabędzia. Bardzo się to prezentowało ciekawie, więc obawiałem się konfrontacji z drobiącą za mną naszą poczciwą i ślepą karmelitanką bosą. Niestety zanim zdążyłem zasłonić jedną drugiej spotkały się twarzą w twarz mówiąc równocześnie

- ty Ruro! (tzn. troszkę ostrzej)

Jednak po wspólnym drinku nastąpiło ekumeniczne pojednanie, które pozwoliło siostrom spokojnie porozmawiać o poczynaniach Konferencji Episkopatu Polski.

W trzeciej knajpie mnie w połowie odkleiła się blizna z twarzy, co wyglądało jeszcze bardziej przerażająco a Artur zaczął spowiadać przy barze. Nie mieliśmy więcej siły na dalsze wojaże, więc zamówiliśmy naszego szofera, który pojawił się natychmiast spragniony dalszych atrakcji. W podróży powrotnej rozmawialiśmy niewiele, zapytałem tylko:

- siostra to już chyba zostanie u nas na parafii?
- a to już jak Pan Jezus pozwoli.

p.s.
Was też zastanawia, po co Radwańskiej torebka w reklamie kuchenek?


p.s.2
Zdjęcia z telefonu, robione nad ranem :)

czwartek, 25 października 2012

HELOŁIN CZ.1


Nie jest łatwo być kobietą, nawet na jeden wieczór.
Facet w najpiękniejszej choćby sukni i biżuterii zawsze będzie miał w sobie coś śmiesznie – buraczanego. Niby światowo a jednak przyziemnie, ot taka: Cynthia Kowalczyk czy Gisele Mielczarek.

Dziewięć lat temu, w połowie października siedzieliśmy całą paczką na wódce i rozmawialiśmy o tym jak to dyniowe święto weszło w polski krajobraz. Postanowiliśmy urządzić wielką imprezę z przebieraniem się, świeczkami wetkniętymi w wydrążone dynie i innymi bajerami, jak suchy lód i sztuczna krew.

Nic tak nie śmieszy jak facet w sukience, więc pomysłem na pierwsze halloween były znane kobiety. Okazało się jednak, że skompletowanie kostiumu nie będzie tak łatwe jakby się wydawało.

Pobiegłem z Dominikiem do lumpexu o nazwie Butik Retro i zaczęliśmy grzebanie. Dziewczyny pracujące w tym sklepie szybko przyszły z pomocą w poszukiwaniach, bo wiedziały, że im głupsze rzeczy znajdą tym więcej zabawy będzie przy przymierzaniu. Weszliśmy do przymierzalni naprzeciwko siebie i odsłanialiśmy zasłonki na trzy cztery. Im głośniej się śmialiśmy tym ekspedientki bardziej nalegały, żeby się pokazać.
Z pełnymi reklamówkami sukienek w stylu od świtezianki, upstrzonej kwiatami do tancerki rewiowej z frędzli, wyszliśmy na ulicę. Znajomy załatwił nam torbę peruk i zaczęło się wybieranie.

Wszystko zostało wyrzucone na podłogę i sprawdzaliśmy, kto w co się wciśnie. Najwięcej zabawy było z zakładaniem peruk. Inne włosy sprawiają, że wyglądasz zupełnie inaczej i nie sposób było powstrzymać się od porównań.

- w tych ci ładnie, taka Jakubowska
- a ty weź te z tym siwym paskiem, stara Cher

Niestety czasami końcowy efekt jest zupełnie odwrotny od założonego. Usilnie kompletując kostium a la Mortishia Adams wyszła mi Katarzyna Kolenda Zalewska.

Kiedy każdy już miał dla siebie kreacje i włosy, na podłodze została ostatnia sukienka. Pojawił się jeszcze jeden z ekipy, wcześniej niewtajemniczony w zabawę i postanowił dołączyć. Wcisnął się w srebrną sukienkę, która ledwo zakrywała mu majtki

- a włosy jeszcze macie?
- nie, już nie ma
- to nic, będę taka Ewa Błaszczyk

Wydawałoby się, że najtrudniejsze za nami. Nic bardziej mylnego.

Kobieta składa outfit tygodniami, ale facet, który ma wyglądać jak kobieta ma pięć razy trudniej. W kompletowaniu rzeczy korzystaliśmy z najlepszych stołecznych domów mody. Po buty udaliśmy się do Deichmanna w galerii Mokotów, bo okazuję się, że tylko Niemki mają nogi jak transwestyci i coś da się znaleźć.

Ci z nas, którzy mieli rozmiar 41 mogli wybierać bez ograniczeń, ja niestety mam 43 i znaleźliśmy tylko jednego buta, dosłownie. Dominik w jeansach i kurtce z czarnymi szpilkami na nogach poganiał wszystkich pracowników, żeby szukali drugiego kozaka dla mnie, bo ja siedziałem i ciężko mi było chodzić w jednym traperze i jednym botku na obcasie.
Znalazł się.

W składaniu całego stroju pomagały także tak znamienite warszawskie miejsca jak Hala Banacha, czy rynek na Marymoncie.
Były jeszcze dwie świątynie szyku, które przy tak ważnej okazji nie mogły zostać pominięte. W KDT szukaliśmy biżuterii. Wciskałem kit sprzedawcy, że szukam czegoś dla dziecka:

- wie pan, takie kolorowe, żeby było i pstrokate

Kiedy dawał mi coś do ręki, usiłowałem rozciągnąć to maksymalnie mówiąc:

- a to wejdzie na taką małą szyjkę?

Bogatym w gadżety okazał się także stadion dziesięciolecia. Tam pojechaliśmy nabyć staniki. Pierwszy sprzedawca poproszony o stanik, dla mojej siostry (sory Izka) zapytał ile siostra ma pod biustem?. (chyba w szczytowej formie tyle nie miała) Musieliśmy kupić u Rosjan metalową metrówkę i za jakąś budą mierzyliśmy się nawzajem. Staniki nabyliśmy bez trudu.

Wieczór z szykowaniem się i charakteryzacją zdawał się trwać bez końca. Takie malowanie trwa około trzydziestu minut i trzeba leżeć bez ruchu. Kiedy malowany był ostatni z nas, ten pierwszy był już nieźle zezowaty, bo w domu zrobiła się z tego impreza.

Wygodnie nie jest. Na gębie miałem centymetrowy tynk, rzęsy niczym firany zasłaniają pół obrazu od góry, włosy grzeją jak czapka. Przez rajtki masz ochotę zdrapać sobie skórę z nóg, zwłaszcza, że mam na sobie dwie pary, jedne przykrywają włosy a drugie wyglądają jak siatka na baleron. Plus jest natomiast taki, że nikt z pewnością cie nie pozna, bo dzięki magicznemu cieniowaniu ma się nawet inny kształt twarzy.

Trzeba tylko pamiętać, że nie można dotykać pyska, choćby nie wiem jak cię swędziało, bo jeden niepewny ruch po oku czy policzku sprawi, że zmienisz się w misia pandę.

Okazuję się, że jak masz na sobie sukienkę i długie włosy naglę twój wiek ma znaczenie i wygląd otaczających cię kolegów. Stałem przed lustrem usiłując rozpoznać swoją twarz. Szukałem czegoś w torebce, ale nie był to model od Sabriny Pilewicz, tylko nieco tańsza wersja ze sklepu „wszystko po 5 zł” i jak chciałem wepchnąć do niej fajki to wypchnąłem jej dno i wszystko mi wyleciało.
    
        Ostatnio pytałem koleżankę na imprezie: jak ona zmieściła wszystko, co jej potrzebne w tym portfelu, który ma w ręce?. Odpowiedziała, otwierając to:
            - zobacz: klucz od domu, pomadka, zapalniczka – wszystko
            - a fajki?
            - fajki zawsze ktoś ma.

Kiedy stałem przed lustrem podszedł Ten od Ewy Błaszczyk. Obaj mieliśmy już lekko w czubie:

- Wy wszyscy wyglądacie super, a ja jak kopciuch
- no co ty, też masz ładną sukienkę
- a gdzie tam, wyglądam za skromnie, jadę do domu po lisa matki

(był już przebrany i w takim stanie, że lepiej było, żeby pozostał w domu, robiłem co mogłem)

- zostań, ekstra wyglądasz
- ty wyglądasz ekstra, a ja staro
- wyglądasz jak taka rycząca czterdziestka
- CO?!

Tak mnie zdzielił swoją torebką, że stłukł kineskopik w swojej komórce, a łba nie rozwalił mi tylko, dlatego, że miałem na sobie perukę. Na szczęście ten gest pozwolił mu się wyładować i został.

W taksówce ze śmiechu i wstydu wytrzeźwieli wszyscy. Taksówkarz (lat 60.) Cudem dowiózł nas na miejsce, bo wpatrywał się we wsteczne lusterko, albo moje nogi zakończone butami 43 ignorując drogę przed nami.

Pani Błaszyk nie mogła już wytrzymać gryzących ją rajstop, więc podwinęła do pasa swoją kreację i zaczęła drapać się po nogach, co w śliskich rękawiczkach nie daje specjalnego efektu. Kiedy w lusterku spostrzegła wpatrującego się w nią szofera postanowiła zdjąć jeszcze grzejące ją włosy i trzymając je w jednej ręce, drugą zaczęła układać fryzurę

- widzi Pan, taka robota.

Kiedy wysiadaliśmy zahaczyłem kapeluszem o dach i wpadł do auta. Miałem ten kapelusz nasadzony na włosy, więc nawet nie zauważyłem. Szliśmy po chodniku do pierwszej knajpy i dogonił mnie taryfiarz

- proszę pani, kapelusz
- ale jak ja go włożę, bez lusterka?
- ja pani pomogę, proszę bardzo
- dziękuję.

Pierwszy lokal poszedł gładko, trochę zdjęć, kilka drinków i można było zbierać się dalej. Nie po to poszło tyle forsy na te luksusowe okrycia z KDT, żeby siedzieć do rana w jednym miejscu, więc ruszyliśmy dalej.

W kolejnej spotkaliśmy znanego fotografa, wszyscy się z nim przywitali, ja podszedłem ostatni

- cześć
- o rany, cześć
- widziałeś Artura i Dominika?
- pewnie, super wyglądają
- a ja?
- do trumny
- co?
- idź do trumny
- sam idź dziadu do trumny.

No jak tak można kobiecie powiedzieć?. Trochę podciął mi skrzydła, znalazłem Artura

- zrobił ci zdjęcia?
- nie, powiedział, że wyglądam jak do trumny
- no tak
- ty też tak myślisz?
- zgłupiałeś?, tam jest taka scenografia z trumną i on tam robi zdjęcia, idź się połóż.

Zdjęcia z tej sesji pokazały się jakiś czas później w Tele Tygodniu. Nie jest to może Vogue, ale od czegoś trzeba zacząć.

Kolejna knajpa była już udręką. Artur miał w swojej sukni tren i nie mógł przy nikim stać ani tańczyć, bo co chwila ktoś go deptał i szukał sobie rozrywek sam. Ja walczyłem z rajtkami w kiblu, bo kilka drinków już przefiltrowałem.

Żeby się odlać trzeba nie lada gimnastyki, obcasy są wygodne przy pisuarze, bo pchają cię do przodu i jak już masz w czubie to nie nalejesz na podłogę, albo go gorsza, na kreację.

Wychodząc z kibla zobaczyłem, że Ewa Błaszczyk zmieniła sukienkę z czarnej na niebieską, co było dziwne, bo jej torebka to też nie był neseser. Okazało się, że miała dwustronną i zrobiła to w łazience w pięć minut. Czary mary Goka

Artur zmęczony trenem siedział przy barze. Grzywkę miał już gdzieś w okolicach ucha, ale nadal przypominał Aleksandrę Jakubowską, zwłaszcza, że wszyscy tam byli nieźle zrobieni. Dosiadł się do niego starszy pan

- czego się Pani napije?
- łychy
- służę uprzejmie, whisky dla Pani
- ale ja nie jestem sama, jest ze mną koleżanka

(ot prawdziwy przyjaciel, nie zapomniał o mnie)

- więc proszę ją do nas poprosić

(machnął do mnie ręką i podał szklankę z łychą, dalej rozmawiając z panem)

- może po następnym drinku namówię panie na taniec
- chyba nie
- dlaczego, nie lubią panie tańczyć?
- lubimy, ale nie jesteśmy paniami
- jak to?
- TAK TO!

Wyjaśnił mu Artur basem i pan poszedł tańczyć sam.

Wracając uparł się, że musi zrobić zakupy. Bałem się, że jak nas zgarną w tych kieckach to spalę się ze wstydu. Zatrzymaliśmy się pod sklepem nocnym. Kobieta, która go obsługiwała nie mogła mówić, bo ze śmiechu leciały jej łzy

- co podać?
- poproszę połowę wędzonego kurczaka
- ale są tylko całe
- więc będę zmuszona zjeść całego

Wychodząc zauważył jeszcze śpiącego na krześle ochroniarza

- nie śpij misiu, bo przegapisz.

Na ulicy, w oczekiwaniu na taksówkę, jedząc kurczaka nabijał się z przejeżdżającej Straży Miejskiej

- państwo tam macie napisane „wiejska”?!

W taksówce na nic nie mieliśmy już siły

- na Ordynacką poproszę, wycedził Artur a był to wtedy bardzo modny w warszawie adres w lewicowych kręgach, więc ja też nie chciałem jechać byle gdzie

- a ja pod ministerstwo finansów

Wysiadł pod samą klatką. Kiedy byłem już sam z kierowcą zmieniłem kierunek na plac Powstańców i wysiadłem pięćset metrów od swojej bramy. Na dworze było już jasno. W blond peruce, z rozmazanym makijażem i na obcasach, w ręce mini torebka.

Na moje nieszczęście z klubu Sofia wyszli najarani striptizem starcy i zaczęli za mną gwizdać. Zacząłem biec w kierunku swojej bramy, przed którą jak na złość zamiatała wścibska cieciowa. Zapomniałem, że mam to wszystko na sobie, więc odruchowo powiedziałem:

- dzień dobry
- dzień dobry, pani.

Pewnie zastanawiała się, do kogo leci to potargane pudło, ale to na szczęście duży blok. 

wtorek, 23 października 2012

NA CHWILĘ PRZED ODLOTEM


- Tak słucham?
- a jak autobus nie pojedzie?
- dokąd?
- do sanatorium, bo mgły są
- o jejku, to samoloty mają problemy a nie autobusy, już przestań
- jest jeszcze jeden problem
- jaki?
- moja koleżanka była z taką kobietą w pokoju i ona wieszała kartkę na drzwiach jak się bzykała z facetami
- dlaczego mówisz szeptem?
- bo Ojciec usłyszy
- aha, to zmienisz pokój
- musze mu jeszcze gulasz ugotować przed wyjazdem
- jedziesz na trzy tygodnie, to chyba w wannie?
- a jak nie będę mogła usnąć w autobusie?
- u fryzjera potrafisz, to i w autobusie dasz radę
- fryzjera mam na jutro, jeszcze może być problem jak dojadę tam na dziesiątą a pokój mi dadzą o czternastej
- tam jest pewnie jakieś lobby, to sobie posiedzisz i poczekasz
- z bagażami?
- z jedną walizką, już przestań, nie jesteś staruszką, kończymy
- pogadaj ze mną
- a z Ojcem nie możesz?
- On już mnie nie chce słuchać
- a ja chcę?
- ty musisz, i ja tam w tym lobby będę siedziała zmęczona to zasnę
- czym zmęczona, spaniem w autobusie?
- ty jak z warszawy jedziesz to się męczysz
- ale ty tam jedziesz wypocząć
- a ty u mnie nie wypoczywasz?
- bardzo
- no właśnie
- włącz sobie perfekcyjną panią domu i jak będzie przerwa to zadzwoń, ja już dojadę do domu
- jak nie zadzwonię, to znaczy, że usnęłam
- dobrze
- a jak nie zasnę to zadzwonię
- jeszcze lepiej

- halo?
- ta pani domu ma taką bluzkę jak ja z H&M
- ładna, ale widziałaś te trolice?
- jeszcze wpuściły do domu telewizję, butów ile ma,  ja przez ostatnie pięć lat tyle nie kupiłam
- kupiłaś, tylko ty szybko wyrzucasz
- ona jej zwraca uwagę a ta kobieta się niczym nie przejmuje
- a ja tam jej zazdroszczę tego luzu
- też jest czego
- a jeszcze dzieci chcą psa
- tylko tego tam brakuje, jak na śmietniku mieszkają, jak ona coś znajduje?, ja mam w piwnicy czyściej
- ozdób ma tyle, co Ty
- wiedziałam, że mi wypomnisz, tata zrobił porządki w szafkach z garnkami, sam wiedział, że od największego się układa, wszystko tak dokładnie jest teraz
- Ojciec, dolne szafki w kuchni, na kolanach?
- tak, pomaga mi, a ty jak układasz garnki?
- ja mam jeden i dwa wkłady na parę
- to jestem spokojna, dobranoc synek
- pa.

sobota, 20 października 2012

PRZESĄDY


Jak ma się w głowie wszystkie przesądy, którymi faszerowano cię od dziecka, już od rana masz przerąbane.

- głowa wstaje pierwsza z łóżka, co wygląda ciekawie jak obudzisz się na brzuchu
- pierwsza z łóżka wychodzi prawa noga, czasami jak zaśpię i budzę się zdenerwowany, moje nogi chwilę wiszą nad podłogą zanim zdecyduje się postawić właściwą
- no i należy się jeszcze przeżegnać.

Początek ubierania też nie należy do najłatwiejszych. Nie wolno założyć gatek choćby lekko rozprutych, albo z odstającą nitką podobnie jak dziurawych skarpetek, bo co będzie jak coś się stanie i zabierze cię pogotowie?. Co dziwne w naszym domu nie zastanawiano się nad powodem, z jakiego można by wylądować w szpitalu, ale właśnie nad stanem bielizny.

Sporo zakazów dotyczy także stołu. Nie wolno na nim stawiać butów i kłaść nakryć głowy a także kluczy, podobnie jak wycierać stołu papierem, czapki i papier wywołują w domu kłótnie, buty i klucze, nie wiem, czym grożą.

Wychodząc z domu najlepiej spotkać mężczyznę, podobnie jest z pierwszym gościem. Jeżeli pierwszą spotkaną osobą będzie kobieta to pech.

Jeżeli już trzeba wrócić do domu, koniecznie należy przysiąść na krześle i policzyć do dziesięciu.

Na mieście nie wolno przechodzić pod kwadratowymi tablicami, jeżeli jest to konieczne nie wolno zapomnieć powiedzieć pod nią „trzy”.

Wyjeżdżając w podróż lepiej nie wracać się wcale, kiedy już koniecznie musimy to zrobić lepiej kogoś poprosić o przyniesienie zapomnianej rzeczy niż wysiąść po nią z samochodu.

Dodatkowo:

W piątek nie wolno zmieniać pościeli, bo choroba w domu.

Widząc kominiarza należy chwycić się za guzik i puścić go dopiero jak zobaczymy mężczyznę w okularach.

Słysząc kukułkę niezwłocznie chwycić jakieś pieniądze, pełnią szczęścia jest mieć je wtedy w kieszeni. Zresztą nie tylko wtedy.

Nigdy ci nie przechodzić, jeżeli czarny kot przebiegnie drogę. Zdzisława po dłuższym oczekiwaniu na innego przechodnia czasami woli zmienić trasę.

Co do stłuczonego lustra, to są dwie szkoły. Jedna mówi, że to siedem lat nieszczęścia, druga, że tyle lat na ile części rozpadło się zwierciadło.

Swędzący nos drapać całą dłonią od dołu. Dodatkowo wiadomo, że jak swędzi z lewej strony to na miłość, strona prawa zwiastuje gościa a środek, że będziemy źli.

Jedząc coś po raz pierwszy w roku, jak truskawki czy rzodkiewkę, należy pociągnąć się za ucho. Wyobraźcie sobie, jaki mam problem jak ktoś wiosną na rynku częstuje mnie owocami, co mam powiedzieć, że ja mogę dopiero w domu spróbować, czy mam się ciągnąć wśród ludzi?.

Najwięcej przesądów dotyczy w naszej rodzinie kobiet w ciąży. W stanie błogosławionym absolutnie nie wolno wiązać niczego w okolicach brzucha. Żadnych wstążek, pasków czy chustek. Grozi uduszeniem dziecka. Nie wolno także kręcić w ręce czapką, nie wiem czy grozi to urwaniem dziecku głowy, ale nie wolno.

I jak ja mam być normalny jak wychowałem się w takim domu?. Kiedy jest się dorosłym wcale to wszystko nie mija, wręcz przeciwnie. Zapominając postawić z łóżka właściwą nogę cały dzień ma się do kitu.

Moja Siostra udaje, że Ona to wszystko ma w nosie, ale od razu widać, że dzieciństwo w tym domu i jej nie oszczędziło, wśród znajomych, na facebooku ma Lidla.
Muszę się z tym pogodzić.


p.s.

Zapomniałem o jeszcze jednej istotnej rzeczy. Data 13 dla wielu ludzi jest dniem przesądnym. U nas, jak ze wszystkim zresztą jest odwrotnie:
Trzynastego ojciec poszedł po raz pierwszy do pracy i przepracował tam całe życie zawodowe.
Trzynastego Zdzisława z Ojcem się pobrali i pomimo wzlotów i pikowań są ze sobą czterdzieści lat.
Pod trzynastką było nasze pierwsze mieszkanie. Ciasne, ale mega szczęśliwe.
Dlatego data 13 budząca grozę u większości ludzi u nas witana jest entuzjastycznie.

BIEDRONKI


- cześć, dziękuję bardzo
- za co?
- nie Tobie, facet mnie przepuścił samochodem. Słyszałaś, że w Szczecinie jest inwazja azjatyckich biedronek?
- słyszałam, Kaśka mi mówiła
- ciekawe, dlaczego akurat Szczecin, Warszawa jest bliżej Azji
- może od wody, z wiatrem, albo ten w niebie coś ruszył
- bóg?
- nie, ten drugi Hermaszewski, co z katapulty leciał
- a, red bull
- no, butów nie mam na śniadanie
- zaczęłaś jeść buty?
- do sanatorium, jak będę schodziła na śniadanie. Mam już dres, bluzeczki, spodnie, apaszki, jebotko i spódnicę
- co to jest jebotko?
- żakiecik piękny w kratkę czarno białą
- pepitka?
- chyba tak, dobra idę z psem.

p.s.
Na Ukrainie opublikowano ranking prawdziwych kobiet i mężczyzn.
Mężczyźni:
1. Witalij Kliczko
2. Władimir Kliczko
3. Władimir Putin
I tu wydawałoby się, że gust mają ok, ale jak muszą wyglądać kobiety na Ukrainie, skoro ranking wypadł tak:
Kobiety:
1. Julia Tymoszenko
2. Angela Merkel
3. Ałła Pugaczowa
Aż strach tam jechać.

piątek, 19 października 2012

TAK SŁUCHAM?


- spać nie mogę

- dopiero dziesiąta
- ale z nerwów
- co się stało?
- Iza mi zabrała kamizelkę
- to idź i odbierz
- o nie, już tam nie pójdę, serce mnie przez nią boli. Ja marznę a ona mi zabrała
- czy ty nie masz poważnych zmartwień?, w iglo nie mieszkasz
- w telewizji będzie ten głupi kaczor donald
- to shrek
- ja wole szklane oko
- szkło kontaktowe
- z Tobą też się dzisiaj nie da gadać, powiedz jej, że jej nie dam pierścionka, co jej miałam dać
- ale mi się gorąco zrobiło
- ja tak miałam przy menopauzie, ile ty masz lat?
- siedemnaście
- taa, Magda Gessler ładnie ubrana nie?
- tak
- a kucharza wywalili
- nie wiem, dobranoc, do jutra
- zadzwoń do Izy i powiedz, że nie odbieram od Was telefonów dopóki nie odda mi kamizelki
- nie prowokuj, bo faktycznie nie odda
- dobranoc, jutro zadzwonię

wtorek, 16 października 2012

NARODOWY – NASZA DUMA


Podczas meczu PRPA (Polska Republika Południowej Afryki), jak mówi mój szef w Warszawie zrobił się cyrk.

Policja, żeby ułatwić sobie pracę zamyka pół miasta i autobusy z centrum na Pragę wywoziły ludzi na Gocław. Wracając z pracy, wylądowałem na tej pętli z tłumem ludzi, wiedziałem, że po dwudziestej trzeciej nic już tu nie przyjedzie złapałem taksówkę i zaproponowałem dwóm dziewczynom z walizkami, które nie wiedziały gdzie są, że je podwiozę.
Chyba wyglądam na gwałciciela, bo powiedziały, że nie wsiądą.

Mecz Polska – Anglia zabezpieczony miał być inaczej. Wracając ze spotkania z kolegą wszedłem do knajpy na drinka, żeby zobaczyć wynik. Dowiadując się, że stadion pełen ludzi czeka jeszcze na mecz postanowiłem szybko ruszyć do domu, bo znowu niedostane się na Pragę.

Wsiadłem do tramwaju w centrum i dojechałem na most Poniatowskiego, gdzie z głośników usłyszeliśmy komunikat „W ZWIĄZKU Z TYM, ŻE MECZ POLSKA ANGLIA ZOSTAŁ NIEODBYTY DALEJ TRAMWAJ NIE POJEDZIE

„Pizdjec” – powiedziała jedna Rosjanka wysiadając na środku ulicy skąpanej w deszczu.

Na moście spotkaliśmy się już z tłumem wypuszczonym ze stadionu i emocje były skrajnie różne. Od optymistycznych okrzyków „hurra remis” i „zamrozić i zrobić lodowisko” do mniej radosnych okrzyków „złodzieje!”.

Śpiew „polska biało – czerwoni”, zamieniono na „jebać jebać PZPN”, skądinąd też szalenie melodyjny.

Mokry doszedłem z tłumem prawie do ronda Wiatraczna i zabrał mnie tramwaj, w którym ludzie słyszący komunikaty „NASTĘPNY PRZYSTANEK MUZEUM NARODOWE” cieszyli się, że jadą do centrum. Tylko warszawiacy wiedzieli, że jesteśmy już na Pradze.
 Autobusy jeździły zupełnie inaczej podając komunikaty ze swoich właściwych tras.

Nie zabrakło także jadących Prażan i Prażanek rozmawiających w tramwaju

- ty mi k.rwa Gośka powiedz, kto mi zwróci za to, że ja już wytrzeźwiałem?
- a mi makijaż cały spłynął.

Więc jak się okazuje stadion nie nadaje się na koncerty ze względu na akustykę, ani na mecze, bo w Polsce czasami pada deszcz. Mogli tam, chociaż tym ludziom załatwić jakiś zespół, Kajah czy Rodowicz, bo wychodzili zawiedzeni.

Moi znajomi to są jednak ludzie czujący odpowiedzialność za swoje miasto i natychmiast na Facebooku zamieścili oferty noclegów dla kibiców.
Jestem dumny. Ze znajomych!.