niedziela, 5 lipca 2015

GENDER BALANCE


Są tacy, którzy żelują włosy i tacy, którzy noszą wojskowe buty. Tacy, co jeżdżą na deskorolce i tacy, którzy skaczą w gumę. Gdzieś pośrodku jestem ja.

            Bardzo się tu zmieniam, pewnie głównie ze względu na pracę – mężnieje znaczy. Kolejne dojrzewanie przechodzę. Przykładów bez liku. Przez ostatnie lata, kiedy mieszkałem w Warszawie do każdej domowej usterki wołałem chłopaka – złotą rączkę. Nie brał ode mnie pieniędzy. Ale ponieważ nie umiał robić zakupów i serdecznie tego nie znosił, więc ja wołając go do: zerwanej półki, podwieszenia głośników czy wywalonych korków czekałem na niego, w zależności od rozmiaru pracy do wykonania z kilkoma tiszertami, albo szortami.

            Teraz już o większość rzeczy potrafię zadbać sam. Takie na przykład korki, inaczej zwane bezpiecznikami, potrafię teraz naprawić i to na budowie. Trzeba wam wiedzieć, że taka tablica zasilająca budowę to nie okienko w ścianie tylko wielka pomarańczowa skrzynia, migająca lampkami, od której odchodzą, niczym od wielkiego pająka kable grubości ręki, (którą też mam już znacznie większą, jak luj).

            Nauczył mnie pan Leszek, starszy ode mnie o jakieś trzydzieści lat – elektryk.

- Synek, ty mnie nie możesz wzywać do każdej awarii.
- Ale ja się boje, że mnie kopnie.
- Przecież ty jesteś dobry chłopak.
- A dobrych chłopaków nie kopie?
-Nie. Tylko chujów!

            No więc się nie boje.

            W porannym pociągu jadącym do pracy wszyscy śpią. Jedziemy „wagonem ciszy”, w którym nie wolno rozmawiać ani słuchać muzyki, także z dzieckiem wstęp jest wzbroniony. No więc codziennie przez piękne norweskie pagórki mknie bardzo szybki pociąg, gdzie w jednym wagonie, jak u Brzechwy upchana jest cała chorda pracowników budowlanych. Jeden czyta książkę, reszta śpi. Na początku przez to czytanie się ze mnie nabijali, że intelektualista, że mądrala. Aż przyszedłem pewnego dnia na peron z obitą mordą.

            Historia obicia mordy, w pracy była odpowiednio ubarwiona, natomiast prawda jest taka, że jeden duży bił mniejszego w metrze, ja chciałem mu pomóc, małemu nie dużemu i dostałem raz w lampę. Poleciałem na ścianę, po drodze waląc nosem w rurkę na środku wagonu.

            Facjatę zmieniono mi w sobotnią noc, więc zanim poszedłem do pracy kolory nabrały na mocy kilkukrotnie. Podziw wzbudziłem ogromny. Po tym incydencie mógłbym teraz czytać Claudie, albo Panią domu. Dla nich jestem luj. Jednakowoż w niedziele poprzedzającą dzień pracy czekała mnie rozmowa na Skype z siostrą.

- No i jak ty wyglądasz?
- Musiałem.
- Co musiałeś? Nos czerwony, oczy fioletowe a warga jak Natalia Siwiec.
- Ty tego nie zrozumiesz, jestę budowlańcem, muszę się napierdalać.
- No jak muszę to muszę.

            Okazała zrozumienie.

            I tak się ciągle we mnie buja ta wskazówka miedzy wrażliwym chłopcem, który w pracy w charakterze stolarza (bardziej męski jest tylko drwal) śpiewa piosenki Villas, a lujem, który potrafi się wysmarkać bez chusteczki (ćwiczyłem pół roku). Nie wiem ilu jest takich ludzi, którzy rano robią uprawnienia na dźwig a wieczorem kupują bilety na Madonnę. Zresztą jednym i drugim szalenie podnieceni. Choć muszę przyznać, że spotykam bratnie duszę. Marzycieli nie brakuje. Jadę sobie, proszę ja was, ostatnio moim dźwigiem a naprzeciwko inny dźwigowy z jakimś maślanym wzrokiem. Trzeba wam także wiedzieć, że temperaturę mamy tu ostatnio jak w Hiszpanii.

- Szkoda, że nie możemy mieć krótkich spodenek, nie?
- Albo peleryn.

             I odjechał.

            Czasami mnie samego zaskakuje ta złożoność osób we mnie. Pracuje sobie we środę spokojnie, jako cieśla, nucąc szlagiery Ostrowskiej i nagle obok niosą lustro: wstałem i patrzę na chłopaka naprzeciwko. Cały w odblaskach, kask na głowie i podrapane od drewna ręce (szalenie męskie). Płyta, którą wycinałem, zasłaniała mnie do połowy, więc wyglądałem jak zawodnik Jednego z dziesięciu. Pomyślałem, że jakbym teraz wystąpił to by podpisali: Jakub, pracownik budowlany z Norwegii, i dostałem ataku śmiechu.

            Ponieważ jest tak ciepło, będziemy nosić w pracy okulary słoneczne. Model jest jeden, więc nie ma co wymyślać, natomiast kolorów cała tęcza. Każdy może zdecydować, jaki chce i nie wiedzieć czemu, wszyscy ode mnie z firmy chcą czerwone. Mój szef skrzętnie zapisywał po kolei aż w końcu zapytał:

- Red for everybody?
-  Not for me.
- Jakob, don't you like red?
- No.
- You have a red tshirt.
- This is raspberry.
- So everybody red and raspberry for Jacob.

            Nie mówiłem wam, że ja tu jestem Jacob, czasami Dżejkop a dla niektórych nawet Dżejk.

            Poza pracą huśtawka taka sama. Raz w górę, raz w dół. O zajęciach z Camillą wam mówiłem. Idę sobie w tę samą środę na trening a zamiast mojej trenerki stoi jakaś inna. Dziwnie uśmiechnięta i jakaś taka spokojna, Camilla nie bywa spokojna. Okazuje się, że dzisiaj zamiast Body pump, na których wymachujemy sztangą jest Body balance, ździebko inne.

            Natychmiast zrezygnowałem, bo wiem, że to nie dla mnie i nie dlatego, że uwłacza mojej męskości, jakkolwiek to brzmi, tylko mnie to nie relaksuje a zwyczajnie – strasznie wkurwia. Zresztą w Norwegii nikt by nie zwrócił uwagi gdybym przyszedł na najbardziej damskie zajęcia w grafiku. Pani instruktor zapewnia, że to połączenie jogi, pilates a do tego znakomite rozciąganie, tylko na pozór wyglądające na łatwe.

            No więc dobra myślę, przyszedłem zostanę. Na salę dotarły uczestniczki i to już był pierwszy znak, żeby wiać, ale nie chciałem poddać się tak łatwo. Wszystkie nieobecne z błędnym wzrokiem. Muzyka relaksacyjna, od której zawsze chce mi się siku i jeszcze trzeba zdjąć buty. Otwórzcie biusty, padło polecenie to i ja otwieram. Rozłóżcie skrzydła jak ptaki, rozciągając klatkę piersiową spróbujcie medytacji. Ja nie umiem. Jak ktoś używa takich określeń jak klatka piersiowa a w tle jest plumkanie to się nie mogę skupić i mi się przypomina, że podczas sekcji tors rozcina się w literę Y, bo łatwiej wyjąć wszystkie bebechy a później napchać gazet (czytam ostatnio sporo kryminałów). Otwieram oczy, dwie chyba medytują, jedna zerka na komórkę pod matą, chyba też chce dać nogę. U Camilli nie do pomyślenia. Normalnie wali disco a ona wrzeszczy, nie ma czasu na myślenie.

            Nie wiecie jak długie może być dziesięć minut, kiedy każą ci medytować a do tego ciągle coś szepczą po norwesku, co brzmi jak czary. W obawie o utratę różdżki zaczynam kontemplować sufit. Patrzę jak podwieszony jest sufit, średnica rur do wentylacji, takie tam nawyki z roboty. Przynajmniej przestaje słyszeć mamrotanie, ale laska przede mną zaczyna się wiercić, nie wiem czy nie śmierdzą mi skarpetki, na szczęście mija dziesięć najdłuższych minut w historii ludzkości. Teraz mamy usiąść zaplatając nogi jak kwiat. Po dwóch próbach założenia stopy na udo, przewracam się na plecy. Nikt się nie śmieje, chyba coś paliły przed zajęciami. Jak się nie śmiać jak gruby koleś wywraca się na plecy, przewracając bidon i robiąc hałas w tej świątyni spokoju?

             Na koniec rozciąganie, nie wiem, po czym, jak ciągle się wyginaliśmy, ale dobra, robię. Trzeba stanąć na piętach, leżąc na plecach i wypchnąć do przodu biodra, takie pół mostka. Ja już nie mam wielkiego brzucha, więc spoko, ale jak to robi koleś to odznacza się siusiak i głupio się wygląda, więc się położyłem i jak się kazała zrelaksować to zasnąłem.

            Dodatkowo tak jak po innych zajęciach, chciałem zaklaskać, ale się powstrzymałem bo one się tylko kłaniają – sekta.

            I tak sobie wesoło rozmyślam w tym tygodniu nad tym jak mieszają się we mnie te dwa światy, tworząc mieszankę o nazwie Jacob z budowy, aż przeczytałem o Dominiku, który powiesił się na sznurówkach, bo dokuczali mu w szkole i napisał w liście do matki, że jest zerem.

            Kurwa, nie wiem kiedy ostatnio było mi tak smutno. Ten chłopiec miał czternaście lat, ja w tym wieku jednocześnie cieszyłem się nowym beemiksem i wygraną mini listy przebojów, jako Whitney Houston. Całe życie było jeszcze przed nim a skończyło się tak szybko, bo niekompetentni nauczyciele nie umieli na czas zareagować i pozwolili, żeby kilku szkolnych osiłków doprowadziło dziecko do samobójstwa.

            Nie wiecie jak to jest iść codziennie do szkoły w strachu, że nazwą cię pedziem albo ciotą, tylko dlatego, że nosisz ufarbowane domestosem spodnie i specjalnie rozciągnięty na mokro sweter. Ciągle w obawie, że będą chcieli zabrać ci plecak, albo szturchać a przy tym borykać się ze wszystkimi innymi zmartwieniami, jak klasówki czy oceny. Ja miałem to szczęście, że byłem silniejszy psychicznie i miałem wsparcie w domu. Jak chciałem się bawić lalką Barbie to siostra na gwiazdkę dokupiła mi do niej motor. Szkoła była przekleństwem, ale w domu mogłem być sobą – zawsze.

            Kilka dni temu, jeden z moich znajomych napisał na facebooku, że nie toleruje homo. Ludzie, jak można coś takiego powiedzieć w dwudziestym pierwszym wieku? Można tolerować albo nie, jak śmierdzi w autobusie albo brzęczy mucha. Szacunek dla drugiej osoby, to jebany obowiązek każdego człowieka. Są chłopcy, którzy chcą podziwiać motylki i tacy, którzy grają w piłkę. Wyszedłem z wojska i zapisałem się do szkoły tańca, czy to komuś przeszkadzało? Świat jest wielki, piękny i kolorowy, dla każdego jest na nim miejsce. Ja na przykład nie toleruje laktozy, co wiąże się z tym, że jak mnie ktoś poczęstuje koktajlem z truskawek i mleka to mu napierdzę w domu, więc go zwyczajnie nie pije.

            Ktoś założył profil z imieniem i nazwiskiem tego chłopca, z dopiskiem „dobrze, że zdechł”. Skąd w ludziach tyle nienawiści? Mam tylko nadzieje, że jego matka tego nie widziała.

            Zapytajcie się własnych dzieci i dzieci swoich znajomych czy w ich otoczeniu nie ma takich Dominików, bo im jest podwójnie trudno a można im tak łatwo pomóc.


            Rozmyślam czasami tu na obczyźnie jak Mickiewicz czy inny Norwid, że jak dożyje starości to na powrót zjadę do kraju cieszyć się ziemią ojczystą, wkurwiając rówieśników złotymi zębami i norweską emeryturą, ale coraz częściej myślę, że lepiej będzie jednak trzymać się jak najdalej.

5 komentarzy:

  1. Nie sekta ruszać im się nie chce i wymyśliły jogę.Wole Kamile przydała by mi się tu nie można jej po prostu zapakować i wysłać.Niestety w ludziach jest za dużo nienawiści .Wrażliwość nie jest modna. Pozdrawiam Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Jakub, podczytuje od jakiegos czasu Twoj blog zza oceanu. Bardzo interesujaco piszesz ale szczegolnie jedna rzecz rzuca sie w oczy: brak wyzszosci nad mieszkancami kraju w ktorym obecnie zyjesz. Wiele emigracyjnych opowiesci przesiaknietych jest niechecia do "tubylcow". Amerykanie to analfabeci, ktorzy nie wiedza gdzie jest Polska na mapie, Irlandczycy to owce, itp. Na Twoim blogu tego nie ma. Jest za to ciekawosc innosci i zwykly szacunek do ludzi, z ktorymi aktualnie jedziesz na tym samym wozku. To jest jak powiew swiezego powietrza. Dziekuje Ci za to i mam nadzieje na wiecej wpisow bo daja prawdziwa przyjemnosc czytania. I jeszcze jedno. Mieszkam na emigracji od kilkunastu lat, pamietam swoje poczatki. Nic tak nie daje sily jak poczucie ze jestes w stanie poradzic sobie w kazdej niemalze nowej sytuacji. Pozdrawiam serdecznie! Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wychodze z zalozenia, ze to ja tu jestem gosciem, wiecej zdobede otwartoscia niz warczeniem. zreszta jak byloby mi zle to bym wrocil a zdecydowalem sie to trzeba dac troche od siebie. smiesza mnie tu polacy narzekajacy na aure i ciemnoscie, nie wiem czy mysleli, ze to hiszpania?, trzeba sie bylo wczesniej rozeznac na co sie decydujemy. wszystkiego dobrego, gdzie Pani mieszka?

      Usuń
  3. Mieszkam nad samym brzegiem Zatoki Meksykanskiej, w Sarasota, FL wiec czego jak czego ale slonca mam pod dostatkiem, choc nigdy tego nie planowalam,przywiodl mnie tu przypadek (a moze jednak przeznaczenie, kto wie). Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń