wtorek, 22 stycznia 2013

DZIEŃ DZIADKA


            Każdego roku w dzień dziadka wspominam ich dwóch. Obu niestety już nie ma z nami, ale były to bardzo interesujące postaci, dlatego chciałem wam o nich opowiedzieć. Niewiele mieli ze sobą wspólnego. Obaj zupełnie różni, no może żony podobne charakterami. Obie na nich wyzywały i trzęsły domami, ale to już taka rola kobiet w mojej rodzinie.

ZYGMUNT

            Tata taty. Każdy jego dzień zaczynał się tak samo. Spacer po wszystkie wychodzące dzienniki (tylko nie prawicowe) z Tofikiem na smyczy. Tofik był pięknym brązowo białym spanielem, pamiętam do dziś jego zapach. Po powrocie, Tofik przez dziadka nazywany Skowerkiem, kładł się na swoim miejscu a dziadek zasiadał na fotelu w końcu stołu. Przed nim zawsze niesamowicie mocna herbata, popielniczka, papierosy w tym jeden wetknięty w lufkę, najczęściej czarną od osadzającej się w niej smoły, gazetka i książka.

            Szczupły z gładko przyczesanymi srebrnymi włosami i w okularach z grubymi szkłami siedział w centralnym miejscu pokoju. Ręką sięgał do szuflady, w której miał zapas fajek i inne gadżety a kawałek dalej w szafce ustawione stały kieliszki i nalewka. Przed nim telewizor, w którym na zmianę leciały obrady sejmu i telenowele jak dosiadała się babcia.

            Moja siostra z kuzynką, kiedy jeszcze były małe robiły mu kawały podobne do tych, jakie Zdzisława ze mną mojemu ojcu, bo obaj działają rutynowo i jak coś im się zburzy to jest śmiesznie. Matka ze mną przestawiamy na przykład ustawione buty ojca i on się denerwuje, że coś jest nie tak. Izka z Moniką robiły dziadkowi bardziej kreatywne kawały. Potrafiły równo zakleić mu gazetą okulary do czytania i jak je nałożył czekały, kiedy się skapnie, że pomimo przewracanych kartek nie zmienia mu się tekst, długo to trwało, ku uciesze dzieci. Potrafiły także ściszyć mu telewizor z obradami sejmu i włączyć radio. Krzyknął wtedy do babci

- Janka chodź zobacz jak ładnie dzisiaj w sejmie śpiewają.

            Zawsze, kiedy do niego przyjeżdżałem schodził do piwnicy po słoik z musem jabłkowym i pozwalał mi zjeść cały (najczęściej litrowy). Nie nauczył mnie niczego pożytecznego. W zamian kazał mi trzymać „kulosy” na stole i pamiętać zawsze, że w kieszeniach trzeba mieć kasztany albo kamyszki, nie wiem do dziś, czy na wypadek samoobrony czy profilaktycznie przeciwko reumatyzmowi.

            Kiedy chodziłem z plecakiem – kostką, które ozdabiało się tak, że każdy wyglądał inaczej, zbierał dla mnie końcówki od zapalniczek, które później kombinerkami zaciskało się na klapie. Poza tym były na nim jeszcze wielkie inicjały E.B., co w szkole uważano nie niewłaściwe, żeby mieć markę piwa na plecach, ale u mnie chodziło o Edytę Bartosiewicz.

            Cały życie (moje) kłócił się z moim ojcem o politykę. Waldek na czele związku Solidarność, wielkopolska południowa, wyznawał Wałęsę, Zygmunt Urbana. Bardzo szybko opuszczaliśmy czasami imprezy w tamtym domu, bo dziadek nie wytrzymał nigdy, żeby nie wspomnieć o poczynaniach związkowców, na co ojciec odpierał zarzuty. Wszystko zawsze kończyła Zdzisława i Janka. Jedna pokrzykując z kuchni, druga biorąc męża pod pachę i mówiąc głośno dobranoc.

            Pamiętam taką sytuacje, że pojechałem do dziadka z ojcem i nie było z nami Zdzisławy. Zaczęli oczywiście o polityce i jak dziadkowi brakowało już siły na nawracanie ojca, spróbował z młodszym pokoleniem. Spojrzał na mnie z nadzieją ignorując na chwilę ojca

- A ty synek, na kogo będziesz głosował?
- Tato on jeszcze nie ma nawet dwunastu lat

            Ja jednak zapytany o wybór przypomniałem sobie nazwisko z bilbordu przed naszym blokiem i wypaliłem

- Na Renatę Szynalską!

            Na moje szczęście albo bardziej dziadka okazało się, że ta Szynalska startowała z listy SLD. Dziadek wyjął z szuflady zwitek pieniędzy i wsadził mi do kieszeni.

- To dziecko to jedyna nadzieja w tej rodzinie.

            Ojciec się wściekł i kazał mi te pieniądze zwrócić, ale się opierałem, żeby oddać dopiero, co zgarniętą gotówkę. Nie wiem czy przez dziadka czy z własnego przekonania głosuje zawsze bardziej w lewo, ale przy każdych wyborach o nim myślę. Kupił moje głosy.

            Dziadek zawsze trzymał się raczej sztywno i nie pozwalał sobie na wygłupy, dlatego jak zdarzały mu się wpadki był podwójnie śmieszny. Na jednej z rocznic ślubu uparł się, że to on otworzy szampana. Na protesty babci

- Oddaj to dzieciom Zygmunt

            był głuchy i chciał to zrobić sam. Trafił korkiem centralnie w klosz od żyrandola, który potłuczony wpadł do sałatki na dole. Komentarz babci nie nadaje się do przytoczenia.

            Lepszy numer zrobił, kiedy ufarbował sobie włosy. Z dziadkiem i babcią mieszkała siostra mojego ojca, która całe życie miała rude włosy i używała jakiegoś szamponu, który ten kolor podtrzymuje. Dziadek przy kąpieli pomylił butelki i jak przyszliśmy siedział na swoim miejscu a jego srebrna fryzura była łaciata. Na platynowej czuprynie odznaczała się ruda grzywka, tył i trochę nad uchem, ale z córką się kłócił

- Tata używałeś mojego szamponu
- Ty chyba jesteś głupia, ja mam swój
- Ten, co wziąłeś jest koloryzujący, masz rude włosy
- Ty masz rude a nie ja, ja mam swój pokrzywowy.

            I siedział dumnie w cętkach.

            Kiedy umarł dziwnie się czułem, bo to była pierwsza w moim życiu śmierć kogoś tak bliskiego. Nikt nie wiedział, co robić i Zdzisława postanowiła go ubrać, do pomocy wzięła mnie. Bałem się jak cholera, ale jakoś mi tłumaczyła, że to dziadek i dawałem radę. Zawiązałem na sobie krawat i nałożyłem go dziadkowi. Wszystko szło dosyć gładko, aż przyszedł czas na marynarkę. Ręce miał złożone z przodu i tej marynarki nie dało się włożyć. Zdzisława cały czas gadała do niego a ja nie wiedziałem jak się zachować. Przy nas stała babcia.

            Wierzcie mi albo nie, ale w tamtym momencie przestałem się śmiać z takich rzeczy i na własne oczy zobaczyłem jak działa takie gadanie do zmarłego. Do wszystkiego jak w większości przypadków w naszej rodzinie przyczyniła się siła kobiet. Zdzisława cały czas mówiła daj tata tę rękę, jak tak będziesz bez marynarki, to nieładnie… Ja stałem jak zamurowany. Babcia nie wytrzymała i ryknęła przy tym łóżku daj Zygmunt Zdzisi się ubrać normalnie, i ta ręka spadła. Ja uciekłem, ale sama Zdzisława nie dałaby rady, więc przywołała mnie do porządku równie gromko jak babcia dziadka i wszystko poszło jak należy.

CZESIEK

            Trudno byłoby powiedzieć Czesław, bo nikt nigdy chyba przy mnie tak do dziadka nie powiedział. Zawsze był to Czesiek, ewentualnie jak zwracała się do niego druga babcia Cechu. Mowa jest oczywiście o drugim dziadku, ojcu Zdzisławy, którą zresztą nazywał Zdzichulątkiem.

            To chyba właśnie po nim mam to, że potrafię zrobić z siebie największego idiotę, żeby tylko zobaczyć jak śmieją się ludzie. I często to robię. Dziadek uwielbiał jak wszystkim było wesoło i pozwalał na dużo zabawnych rzeczy, w których uczestniczył. Sam zresztą nawet niezupełnie zamierzenie był często bardzo zabawny.

            W piwnicy miał wino, które sam robił. Zawsze brakowało mu butelek i końcówkę zlewał już do najróżniejszych naczyń. Wykorzystywał do tego stare termosy i bidony. Te właściwe butelki miał policzone, te pozostałe nigdy. Więc chodząc po ziemniaki razem z Wojtkiem zawsze z tych dodatkowych coś upijaliśmy, raz udało nam się nawet upić świnie, bo wlaliśmy im trunek do koryta.

            Pamiętam wieczory, kiedy siadał na środku korytarza w centralnej części domu i już wykapany z mokrymi włosami pozwalał, żeby dzieci go czesały. Miał dość długie włosy, z których można było stawiać rogi i robić kitki, wszyscy przewracali się ze śmiechu i robili sobie z nim zdjęcia. Siedział dumny i szczęśliwy, że wszyscy dobrze się bawią.

            Był i zawsze dla mnie będzie największym fanem Czesława Niemena, na którego nie pozwalał mówić nic złego. Nawet na początku jego kariery, kiedy uważali go za wyjca (Niemena, nie dziadka). Kiedy jeździliśmy na działkę w wakacje, dojadał po nas słodycze, był ogromnym łasuchem. Nawet jak jakiemuś dziecku od upału z patyczka spłynął lód, dziadek podnosił, dmuchał i zjadał – to nasza ziemia, tak nam tłumaczył. Ta ciągła chęć na słodycze wynikała chyba z ubogiego dzieciństwa i czasów wojny, ale dzięki temu wiedzieliśmy, że ma zawsze pełny barek cukierków i świeżych pączków upieczonych przez babcie. Jak się później dowiedzieliśmy arsenał słodyczy miał także za łóżkiem.

            Wyglądał trochę jak borsuk, bo był okrągły i miał przylizane na gładko włosy. Dodatkowo był zabawny przez swoje tchórzostwo. Nikomu nie pozwalał niczego nadepnąć na polu i bardzo za to krzyczał, żebyśmy uważali. Kiedy raz strzelił piorun w słup niedaleko pola, zostawił tylko za sobą ślad wydeptanej trasy, przez którą przebiegł. W razie podobnego alarmu zawsze uciekając brał ze sobą dokumenty i pelisę, według niego najcenniejsze rzeczy.

            Pachniał wodą kolońską WARS, albo BRUTALEM, zawsze mi się te zapachy kojarzą z dziadkiem. Pomimo tego, że mieszkał w Szczecinie, morze zobaczył przed siedemdziesiątką, stał obok wujka i powiedział

- Łe jery Jacek ile to wody.

            Odszedł tak, że na koniec rozbawił całą rodzinę, pewnie był z tego dumny. Długo chorował i opiekowały się nim trzy córki. Kiedy zmarł Zdzisława i Hania były poza domem, w domu siedziała z nim Teresa, jak się okazało bardzo pomysłowa. Moja matka z młodszą siostrą weszły do domu płacząc. Teresa kazała im iść pożegnać się z tatą. Dziadek miał jedno oko otwarte, więc postanowiła położyć mu na nim pięć złotych, żeby ładnie miał zamknięte usta obwiązała go szalikiem.

            Moja matka weszła z siostrą i zaczęły rżeć ze śmiechu, trochę w tym było na pewno nerwów, ale obraz był wyjątkowy. Dziadek leżał z moneta na oku a na czubku głowy miał kokardę z różowego szalika, - Kaczka dziwaczka, jak to wtedy skomentowała moja matka. Pożegnać kazano się także mojej ciężarnej wówczas kuzynce. Ona się opierała, że tam nie wejdzie, bo się boi, ale jej kazały. Jak do niej dołączyły, klęczała przy łóżku i płakała, ze śmiechu.

Założę się, że Czesiek był tym zachwycony.

            Gdziekolwiek teraz są, mam nadzieje, że jednemu nie brakuje codziennej prasy i fajek a drugi siedzi po kolana w cukierkach i wszystkich rozśmiesza.
Wszystkiego najlepszego na dzień dziadka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz