Moja
siostra z mężem i dziećmi spędzają ferie w trójmieście. Dosyć mam już zimy,
więc postanowiłem pojechać do nich na obiad. Kto by nie chciał pojechać nad
morze, choćby na chwilę?. Głupol chyba. Okazyjnie nabyłem bilety na bus i w
drogę.
Czwarta
rano dzwoni budzik, wstaje ochoczo choć niedawno się położyłem. Myśl o zapachu
morza dodaje mi energii. Nawet jednodniowy urlop cieszy, jak za oknem jest taka
parszywa szarówka. Szybki prysznic, mycie ząbków i jestem gotowy. Zerkam przez
okno, ciągle leci biały syf, ale na dole taksówkarz już czeka i odśnieża
samochód.
-
Dzień dobry, na nazwisko Sobucki?
-
Tak ,dzień dobry
-
Metro Młociny poproszę
-
A, to pan pewnie na ten autobus co tam jeżdżą, teraz wszyscy z tego korzystają,
bo z tymi kolejarzami proszę pana to cholera wie co będzie, a tak to można
sobie pojechać, ja to raz wożę na Młociny a raz proszę pana na Wilanowską bo
ludzie to w różne kierunki se jeżdżą. Trudno tu u pana wyjechać , ja to dzisiaj
wściekły jestem, bo wczoraj to najgorszy dzień miałem w całej swojej piętnastoletniej
pracy, w życiu tak mało nie zarobiłem, ale tu się jedzie, ja nie znam tej
strony Pragi, bo te drugą to jak własna rękę, pan tu dawno mieszka?
-
Nie, niedawno (pomyślałem, że jak on tak będzie gadał
to zwariuje)
-
A no właśnie, cholery można dostać teraz z tymi radarami, pozawieszali wszędzie,
że już jeździć się nie da, a jak nie ma tego radaru to stoją proszę pana gdzieś
po krzakach, tak mnie ostatnio zhaczyli, że sześć punktów i trzysta złotych,
nic się załatwić nie dało, bo we dwóch stali a tak to jakby jeden był, to może
by się zachował jak człowiek i wziął ze dwie stówy nie?
-
Tak
-
Albo z tym tunelem proszę pana, dopiero jak zalało to pomyśleli, że można z
boku zrobić trasę, ulica zawsze była, nie mogło tak być od początku?, ludzie by
se jechali i tunelem i po trasie mniejsze korki by były a do łażenia to naród
ma mało tras?, nie muszą nad wodą łazić, samochodów więcej niż ludzi jest
codziennie, a teraz to pewnie wie pan otworzą tunel na nowo to zaraz te ulicę
zamkną, cholery można dostać proszę pana
- Mhm.
- Mhm.
Dwadzieścia
sześć minut ciągłego gadania, cena za kurs wystarczyłaby na kolejną podróż do
Gdańska i powrotem. Ale dzisiaj się tym nie przejmuję. Ja jadę nad morze, będę
biegał po piasku, robił siku na wydmę, jadł gofry, zbierał muszelki i wychodził
z wody dopiero jak zsinieją mi usta. Dziś znów mam osiem lat, jadę na kolonie
autokarem i nic nie zmąci mojej radości. Pamiętam, jak co roku jeździliśmy z
Dominikiem nad morze i raz matka mu powiedziała, czego ma się nawdychać, on
chciał zabłysnąć przed kolegami i jak tylko wysiadł w Darłówku z autobusu to
głęboko zaciągnął się powietrzem i powiedział
- Ależ tu
pachnie jodyną.
Zimno
na dworze okropnie, ale ktoś pomyślał, żeby otworzyć dworzec i ludzie mogą czekać
w cieple. Niestety nie pomyśleli już o tym, żeby w środku choć jeden sklepik
był otwarty bo na wszystkich jest napis „otwarte od 11”. Nie ma nawet automatu
z napojami, albo innymi batonikami i wiem, że będę jechał głodny i bez gazetki.
Dookoła za to wielki świat. Ochroniarz monitoruje dworzec jeżdżąc na tych
takich dwóch kółkach z badylem, co to nie wiadomo jakim cudem się to nie
wywraca. Wszędzie szkło i metal, światła niebieskie, wyświetlacze dotykowe ze
stroną ZTM.
Muszę
się dowiedzieć skąd startuje mój autobus, bo pomimo tych ulepszeń nikt nie
pomyślał, żeby na mapie, która zajmuje pół ściany zaznaczyć gdzie się znajdujemy,
tak jak to się robi na w centrach handlowych. Na szczęście jakaś para obok mnie
zaczyna gadać o Gdańsku, więc pójdę za nimi.
Podjeżdża,
pełny szał. Nie mam biletu, pokazuje maila z jakimś numerem w telefonie, zapraszają
mnie na górę. Siadam z przodu, mam przed sobą wielką szybę, na górze światełko
i klima, jak w samolocie. Siadam w wygodnym fotelu, pokrytym pachnącą skają a
nie tapicerką o zapachu wszystkich poprzednich pasażerów, klikam w telefon,
okazuje się, że działa wi fi, lubię to. Niestety naprzeciwko mnie siada mamusia
z córeczką i mordy im się nie zamykają nawet na sekundę. Dodatkowo mówią tak
głośno, że mogłyby siedzieć w dwóch różnych końcach samochodu i też by się
słyszały. Zmieniam miejsce. Siadam na środku, nikogo nie ma za mną ani przede
mną, spokój. W radio Kowalska śpiewa „Wyrzuć ten gniew”, wyrzucam. Jedziemy.
Chwilę
bawię się netem, ale co zerkam za okno to strasznie mnie muli. Zmieniła się ta
trasa odkąd ostatnio tędy jechałem, wyświetla się wszystko na tablicach zawieszonych
wysoko, które przelatują nam co chwila nad głowami, bo też siedzimy wysoko. Na jednej
z tablic miga napis „Zzz”, chyba jeszcze śpi ta ulica. Jednak jak podjeżdżamy
bliżej okazuje się, że to trasa S7 i temp. -7, 7°C. W nocy świecą się tylko te
wszystkie Biedronki, Lidle i Tesco, co przypomina mi, że musze na niedziele
kupić wino na kolację u Szpary.
Tak
zwane „kolacje na trawie” organizowane przez Szparę, są wariacją na temat
kolacji, jakie wydawała Hiacynta Bukiet, tyle, że jej były przy świecach i
strasznie poważne. U Szpary jest mnóstwo śmiechu, jedzenia i wina. Najlepsze jest
właśnie z Tesco, bo tam sprzedają białe wytrawne na kartony, za grosze. Ja nie
rozróżniam specjalnie smaków win, ale ci co się na tym znają, mówią, że to z
Tesco mogłoby konkurować z niejednym winem stołowym w dobrym hotelu.
Nagle
słyszę za sobą zbliżające się i ciągle powtarzane „proszę bardzo”. Okazuje się,
że miła pani stewardessa w tym pojeździe roznosi rogaliki. Sytuacja powtarza się
jeszcze kilkakrotnie, bo częstuje nas jeszcze herbatnikami, soczkami i żeby
dopełnić szczęścia przynosi jeszcze lody. Prawdziwe wakacje. Gdyby ten autobus
mógł latać, byłby najlepszym środkiem transportu.
Przysypiam.
Zamiast szalika zabrałem arafatkę, żeby móc się nią przykryć. To fascynujące, że
gdziekolwiek byśmy nie zasypali musimy się przykryć. Niezależnie od tego, czy jesteśmy
w Egipcie, czy zasypiamy na plaży, przykrycie jest konieczne, może być samo
prześcieradło, ale coś musi być. To się chyba wiąże z jakimś poczuciem
bezpieczeństwa czy coś takiego. Zasypiam.
Budzę
się, kiedy dojeżdżamy już do Gdańska. Stewardesa rozmawia z kierowcą o
wypadkach drogowych a ja dłubie w telefonie, żeby zdążyć zameldować się na
facebooku. Kiedyś wysyłało się kartki z wakacji, teraz się meldujemy. Podobno nie
jest to najmądrzejsza rzecz, bo jak ktoś wie gdzie mieszkasz a meldujesz się w
innym mieście to wiadomo, że twoje mieszkanie stoi puste, co może zachęcać do
włamania. Ale co niby mieliby u mnie kraść?. Najcenniejszą rzecz, jaką ostatnio
nabyłem mam na sobie. Mój idol Robert Górki pisał, że „na wyprzedaży za pół
ceny możesz kupić coś, czego normalnie za darmo byś nie wziął”. Nie zgadzam
się, nabyłem kaszmirowy sweter za dwadzieścia trzy złote, przeceniony z
trzystu.
Kolejnym
celem jest bar „Przystań”. Każdy kto był w Sopocie wie o tym miejscu oddalonym
kilkaset metrów od molo. Słyną na całą Polskę ze swojej „Zupy rybaka”. Poza nią
na nasz stół trafiają także pstrągi, smażone niesolone śledzie, które chrupie
się w całości, nawet ogon smakuje jak chips. Koreczki w kaszubskim stylu,
zawijane roladki kartuskie, szprotki i wiele wiele innych, trzy razy domawiamy,
bo nikt z nas nie może nasycić się tymi pysznościami, nawet mój siostrzeniec wciąga
wielkiego pstrąga a nie jest to jego ulubione danie.
Szukamy
miejsca, w którym będziemy mogli zjeść deser i napić się kawy, zanim się pożegnamy
i będę wracał do domu. Izka znajduje lokal z napisem na szybie „grzaniec i
ciasto”. Po wejściu okazuje się, że siedzą tam wyłącznie amatorzy grzańca,
dodatkowo śmierdzi jak należy. Mój szwagier pyta w powietrze „czy ciasto jest
smaczne czy takie jak zwykle?”.
Wybieramy
pewniaka. Warszawski Wedel jeszcze nigdy nie zawiódł. Zamawiamy taką porcje
cukru w postaci deserów i czekolad, że energia z niego pozwoliłaby naszej piątce
odśnieżyć trójmiasto. Ale jest pysznie.
Spacerek,
sesja zdjęciowa i czas do domku. Szybki pociąg do Gdańska, wizyta w jednej
galerii i okazuje się, że zdycha mi telefon. Bez niego nie pokażę numeru, który
uprawnia mnie do wejścia na pokład autobusu. Kładę plecak na murku i usiłuję
aparatem zrobić zdjęcie numeru na ekranie. Podchodzę pod coraz to nowe latarnie
i reklamy, żeby zdjęcie wyszło, ale nie chce. Kilkadziesiąt metrów dalej
przypominam sobie, że zostawiłem plecak. Na szczęście jeszcze leżał a do
autobusu udało mi się wejść.
Pasażerowie
inni niż rano. Wygląda teraz jak open space w wielkim biurowcu. Wszyscy powyciągali
laptopy, tablety i podłączyli komórki, ja swoją też naładowałem. Do Ostródy
śpię, nic się nie dzieje. Na pierwszym przystanku okazuje się, że siadło
zasilanie w aucie i nie ma prądu. Kierowca spokojnie tłumaczy pasażerom na
dole, że w razie czego zabierze nas autobus jadący za godzinę, o ile będą
miejsca. Głupkowata laska, nowa stewardessa, rzuca co chwila przed siebie
teksty w stylu „ale czad” i „niezła jazda”. Na szczęście ruszamy. Swoje głupie
zachowanie rekompensuje roznoszeniem rogalików, wafelków, soczków no i lodów.
Dojeżdżamy
przed czasem. Biegnę z ludźmi do ostatniego metra, bo w tym mieście według
włodarzy nic nie ma prawa działać w nocy. To nie Berlin czy Paryż, żeby łazić
po knajpach i przemieszczać się w nocy. Tu wszyscy mamy w nocy spać a rano iść
do pracy w urzędzie i walić stemplem od siódmej do piętnastej. Przesiadka w
tramwaj, który staje po drodze oznajmia, że dalej nie jedzie, trudniejszy ten
przejazd przez Warszawę niż cała podróż z nad morza. Podjeżdża nocny autobus i
wylatuje na mnie ze środka młody chłopak w wełnianej czapce. Łapie go w
ostatniej chwili, jest kompletnie zezowaty. Wpycham go do środka i sam się ładuje.
Przygląda mi się dłuższy czas i przemawia
-
Fajnie jest jak mnie tak trzymasz, tylko mnie nie bij
-
Nie będę
-
To czemu masz taką minę?
-
Bo mi niewygodnie
-
Aha
Wysiadamy na tym samym przystanku, ja maszeruje do
domu, on trzyma się latarni, więc wracam.
-
Dasz sobie radę?
-
Tak
-
To idę
-
A znasz Bociana?
-
Pewnie, kto nie zna
-
To jest chłopie Przechuj
-
Wiem
-
Idziesz ze mną do niego?, co będzie chuj spał?
-
Nie, idę do siebie, cześć.
Kładę się spać zmęczony i szczęśliwy, jak po
urlopie. Ciekawe swoją droga kto to ten Bocian, musze tu poznać więcej ludzi.
p.s.
Jak ten Polski Bus rozwinie siatkę połączeń, to PKP
będzie mogło sprzedać szyny do skupu metali, wystarczy im na odprawy dla
pracowników.
Ściana tekstu a przeczytałem. :) Ile kosztował bilet w te i wewte tym busem?
OdpowiedzUsuńokoło 3 dych
UsuńMasz naprawdę świetnego bloga :)
OdpowiedzUsuńMam do Ciebie ogromną prośbę, może proszę o zbyt wiele, ale to bardzo ważne.
Wymyśliłam pewną akcję na moim blogu, tak właściwie cały ten blog to już jedna wielka akcja!
Jeśli zechcesz mi pomóc, albo przynajmniej się przyłączyć - obserwując, będę Ci niezmiernie wdzięczna. Wszystko jest napisane w najnowszej notce.
Mogę zmienić świat tylko z tobą :)
f-me-i-am-famous.blogspot.com
ja chętnie pomogę każdemu, ale u Ciebie strasznie głośno
Usuń