środa, 19 grudnia 2012

MOC ŻYCZEŃ


Gdyby jednak okazało się, że po kalendarzu Majów jest jeszcze kalendarz Czerwców, to chciałbym wam życzyć:

            Uśmiechu, zdrowia, sukcesów, satysfakcji z pracy i pracy w ogóle, dziecięcej radości z najmniejszych nawet rzeczy, czasu dla bliskich wam osób, markowych okularów, spełnienia marzeń, pomyślności i forsy.

            Dodatkowo na czas świąt chciałbym życzyć tego, co u mnie w domu udaje się od dwóch lat: Zamiast nieustannie siedzieć przy stole i jeść, wymyślamy coś zabawnego, co możemy robić wspólnie. Dwa lata temu całe popołudnie graliśmy w Monopoly Polska. Drużyna złożona z Ojca i Zdzisławy dostarczała sporo atrakcji, bo tacie zależało na dobrym wyniku a Zdzisława skupiała się na komentowaniu i wcale nie przeszkadzała jej w tym nieznajomość zasad gry.

            Zakup przez Ojca miasta Rybnik, doczekał się odzewu: - rybak się znalazł. A poproszona o uiszczenie opłaty za postój na lotnisku powiedziała, że nie zapłaci, bo ona nie pamięta lotu, pewnie spała.

            Na Wielkanoc graliśmy w kalambury z używaniem rekwizytów. Zdzisława latała na miotle wkoło stołu, jako Harry Potter a do pokazania Magdy Gessler wykorzystała apaszkę i talerze, które wąchała.

            W Boże Narodzenie rok temu atrakcje zapewniła moja siostrzenica Karolina. Brała udział w jasełkach i cała rodzina poszła jej kibicować. Sukcesem było już to, że zmobilizowała wszystkich do stawienia się rano w kościele i to na drugim końcu miasta.

            Reżyserka tego przedstawienia mogłaby stawać w konkury z samym Warlikowskim. Przekaz szalenie oryginalny. Maria z Józefem chodzili po współczesnych mieszkaniach, szukając schronienia. Nie wiedzieć czemu, Józef wyglądał jak Szpieg z Krainy Deszczowców, ewentualnie Jan Rokita. W czarnym płaszczu i kapeluszu walił ludziom do drzwi. Ja bym mu nie otworzył. Maria natomiast miała szalenie kudłatą czapkę. Przy jej półtorametrowej sylwetce robiła jednocześnie za osiołka.

            Najlepsze było to, że po spektaklu podstępem zdjęto zasłonę i sala katechetyczna okazała się kaplicą. Tłumnie zebrane rodziny zmuszono do pozostania na mszy, bo okazało się, że wyjście jest obok ołtarza a my wszyscy siedzimy z tyłu.

            Dyskusja na tematy religijne przeniosła się do domu, a dokładnie na dewocjonalia. Trzy pokolenia kobiet: Zdzisława, Izka i Karolina usiłowały doliczyć się ile lat ma obrazek Matki Boskiej wiszący w salonie?. Punktem wyjścia był wiek Zdzisławy i data jej komunii. Karolina z babcią sprzeczały się, czy malowidło to liczy sobie czterdzieści osiem czy czterdzieści dziewięć lat?. Siedząca obok moja siostra utrzymywała jednak, że Matka Boska to ma na pewno ponad dwa tysiące. Zdzisława popukała się w czoło. Nie dochodząc do porozumienia, wszystkie przeniosły się na kanapę i zastanawiały, dlaczego nie ma tego koncertu kolęd, który przed chwilą się zaczął?. Okazało się, że najstarsza z nich usiadła na pilocie.

            Dlatego zamiast skupiać się wyłącznie na zakupach i sprzątaniu, znajdźcie coś, co przez chwilę pozwoli wam poczuć się jak dzieci. Żeby ten przedświąteczny pośpiech nie namącił wam w głowach tak, jak jednego razu mnie. Usiadłem przy stole z ceną na krawacie i wystającym z marynarki różowym kwitem z pralni.

            Przerażające są te wypchane wózki w supermarketach, połowa tego jedzenia wyląduje na śmietniku. Nikt przecież z okazji świąt nie dysponuje dwoma gębami, żeby to wszystko zjeść.

            U nas w tym roku kolejna innowacja. Najstarsza z moich kuzynek postanowiła wrócić do tradycji wspólnej kolacji wigilijnej. Wszyscy mamy świętować w jednym domu. Biorąc pod uwagę, że tę wieczerze przygotowują cztery charakterne gospodynie, może być ciekawie.

            Najbardziej jednak zaskoczyła mnie entuzjastyczna reakcja rodzinnej reprezentacji młodzieży. To, że ludzie w wieku mojej kuzynki, siostry, szwagra… no i moim, tęsknią za rodzinnymi imprezami jest zrozumiałe – starzejemy się. Natomiast okazało się, że pomysłowi najbardziej przyklasnęły dzieciaki. Osiemnastoletni syn pomysłodawczyni na wiadomość o rodzinnej wigilii zareagował: „spełni się moje marzenie”, a moja szesnastoletnia siostrzenica powiedziała: „będzie ekstra”.

Nie wiem czy to jest konsekwencja mody, że teraz nie należy być już fresh, tylko warmth, ale bardzo to jest budujące.

p.s.                              
Wczoraj rano idąc do pracy po Alejach Jerozolimskich poczułem, że bardzo mocno gdzieś ulatnia się gaz. Nie dało się oddychać bez zakrywania szalikiem ust. Pomyślałem jak niebezpiecznie byłoby, gdyby ktoś teraz odpalił tu papierosa. W tym samym czasie niechcąco wcisnąłem w kieszeni empegracza i muzyka ryknęła mi w uszach. Jerozolimskie na szczęście nie wyleciały w powietrze, ale ja dowiedziałem się, co to jest zawał. Stałem przerażony z bijącym sercem, aż z częściowego letargu wyrwał mnie samochód solidnie wychlapując na mnie całą kałuże.

p.s.2
Ponad trzysta osób zalajkowało fanpejdż bloga na facebooku. Dziękuje, to bardzo fajny prezent. Życzę wam za to białych świąt, tylko w odróżnieniu od kibiców Legii mówiąc białych myślę o śniegu. Wyobraźcie sobie, trzysta osób to jest tyle, co na średnim weselu w Grójcu. Dziękuję.

p.s.3
Odkryłem kolorowanie tekstu w postach.

3 komentarze:

  1. Kuba, Ci kuzyni na pewno szykują jakiś numer. Stąd ta radość:) Strzeżcie sie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czułam, że nadchodzą święta, aż do przeczytania tego posta. Zazwyczaj piszesz zabawnie, albo zajebiście zabawnie. Tym razem, prócz dowcipu, wylało mi się z noty strasznie dużo ciepła i świątecznej radości. Dziękuję!
    Ps. Pisz częściej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przede wszystkim Wesołych Tobie i Twojej rodzince!!!

    OdpowiedzUsuń