Gdyby
jednak okazało się, że po kalendarzu Majów jest jeszcze kalendarz Czerwców, to
chciałbym wam życzyć:
Uśmiechu, zdrowia, sukcesów, satysfakcji z pracy i pracy w
ogóle, dziecięcej radości z najmniejszych nawet rzeczy, czasu dla bliskich wam
osób, markowych okularów, spełnienia marzeń, pomyślności i forsy.
Dodatkowo
na czas świąt chciałbym życzyć tego, co u mnie w domu udaje się od dwóch lat: Zamiast nieustannie siedzieć przy stole i jeść, wymyślamy coś zabawnego, co
możemy robić wspólnie. Dwa lata temu całe popołudnie graliśmy w Monopoly
Polska. Drużyna złożona z Ojca i Zdzisławy dostarczała sporo atrakcji, bo tacie
zależało na dobrym wyniku a Zdzisława skupiała się na komentowaniu i wcale nie
przeszkadzała jej w tym nieznajomość zasad gry.
Zakup
przez Ojca miasta Rybnik, doczekał się odzewu: - rybak się znalazł. A poproszona o uiszczenie opłaty za postój na
lotnisku powiedziała, że nie zapłaci, bo ona nie pamięta lotu, pewnie spała.
Na
Wielkanoc graliśmy w kalambury z używaniem rekwizytów. Zdzisława latała na
miotle wkoło stołu, jako Harry Potter a do pokazania Magdy Gessler wykorzystała
apaszkę i talerze, które wąchała.
W
Boże Narodzenie rok temu atrakcje zapewniła moja siostrzenica Karolina. Brała
udział w jasełkach i cała rodzina poszła jej kibicować. Sukcesem było już to,
że zmobilizowała wszystkich do stawienia się rano w kościele i to na drugim
końcu miasta.
Reżyserka
tego przedstawienia mogłaby stawać w konkury z samym Warlikowskim. Przekaz
szalenie oryginalny. Maria z Józefem chodzili po współczesnych mieszkaniach,
szukając schronienia. Nie wiedzieć czemu, Józef wyglądał jak Szpieg z Krainy
Deszczowców, ewentualnie Jan Rokita. W czarnym płaszczu i kapeluszu walił
ludziom do drzwi. Ja bym mu nie otworzył. Maria natomiast miała szalenie
kudłatą czapkę. Przy jej półtorametrowej sylwetce robiła jednocześnie za
osiołka.
Najlepsze
było to, że po spektaklu podstępem zdjęto zasłonę i sala katechetyczna okazała
się kaplicą. Tłumnie zebrane rodziny zmuszono do pozostania na mszy, bo okazało
się, że wyjście jest obok ołtarza a my wszyscy siedzimy z tyłu.
Dyskusja
na tematy religijne przeniosła się do domu, a dokładnie na dewocjonalia. Trzy
pokolenia kobiet: Zdzisława, Izka i Karolina usiłowały doliczyć się ile lat ma
obrazek Matki Boskiej wiszący w salonie?. Punktem wyjścia był wiek Zdzisławy i
data jej komunii. Karolina z babcią sprzeczały się, czy malowidło to liczy
sobie czterdzieści osiem czy czterdzieści dziewięć lat?. Siedząca obok moja
siostra utrzymywała jednak, że Matka Boska to ma na pewno ponad dwa tysiące.
Zdzisława popukała się w czoło. Nie dochodząc do porozumienia, wszystkie
przeniosły się na kanapę i zastanawiały, dlaczego nie ma tego koncertu kolęd,
który przed chwilą się zaczął?. Okazało się, że najstarsza z nich usiadła na
pilocie.
Dlatego
zamiast skupiać się wyłącznie na zakupach i sprzątaniu, znajdźcie coś, co przez
chwilę pozwoli wam poczuć się jak dzieci. Żeby ten przedświąteczny pośpiech nie
namącił wam w głowach tak, jak jednego razu mnie. Usiadłem przy stole z ceną na
krawacie i wystającym z marynarki różowym kwitem z pralni.
Przerażające
są te wypchane wózki w supermarketach, połowa tego jedzenia wyląduje na
śmietniku. Nikt przecież z okazji świąt nie dysponuje dwoma gębami, żeby to
wszystko zjeść.
U
nas w tym roku kolejna innowacja. Najstarsza z moich kuzynek postanowiła wrócić
do tradycji wspólnej kolacji wigilijnej. Wszyscy mamy świętować w jednym domu.
Biorąc pod uwagę, że tę wieczerze przygotowują cztery charakterne gospodynie,
może być ciekawie.
Najbardziej
jednak zaskoczyła mnie entuzjastyczna reakcja rodzinnej reprezentacji
młodzieży. To, że ludzie w wieku mojej kuzynki, siostry, szwagra… no i moim, tęsknią za rodzinnymi imprezami jest zrozumiałe – starzejemy się. Natomiast
okazało się, że pomysłowi najbardziej przyklasnęły dzieciaki. Osiemnastoletni
syn pomysłodawczyni na wiadomość o rodzinnej wigilii zareagował: „spełni się moje marzenie”, a moja
szesnastoletnia siostrzenica powiedziała: „będzie
ekstra”.
Nie wiem czy to jest konsekwencja mody, że teraz nie
należy być już fresh, tylko warmth, ale bardzo to jest budujące.
p.s.
Wczoraj rano idąc do pracy po Alejach Jerozolimskich
poczułem, że bardzo mocno gdzieś ulatnia się gaz. Nie dało się oddychać bez
zakrywania szalikiem ust. Pomyślałem jak niebezpiecznie byłoby, gdyby ktoś
teraz odpalił tu papierosa. W tym samym czasie niechcąco wcisnąłem w kieszeni
empegracza i muzyka ryknęła mi w uszach. Jerozolimskie na szczęście nie
wyleciały w powietrze, ale ja dowiedziałem się, co to jest zawał. Stałem
przerażony z bijącym sercem, aż z częściowego letargu wyrwał mnie samochód
solidnie wychlapując na mnie całą kałuże.
p.s.2
Ponad trzysta osób zalajkowało fanpejdż bloga na
facebooku. Dziękuje, to bardzo fajny prezent. Życzę wam za to białych świąt,
tylko w odróżnieniu od kibiców Legii mówiąc białych myślę o śniegu. Wyobraźcie
sobie, trzysta osób to jest tyle, co na średnim weselu w Grójcu. Dziękuję.
p.s.3
Odkryłem kolorowanie tekstu w postach.
Kuba, Ci kuzyni na pewno szykują jakiś numer. Stąd ta radość:) Strzeżcie sie!
OdpowiedzUsuńNie czułam, że nadchodzą święta, aż do przeczytania tego posta. Zazwyczaj piszesz zabawnie, albo zajebiście zabawnie. Tym razem, prócz dowcipu, wylało mi się z noty strasznie dużo ciepła i świątecznej radości. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńPs. Pisz częściej!
Przede wszystkim Wesołych Tobie i Twojej rodzince!!!
OdpowiedzUsuń