czwartek, 4 października 2012

PAMIĘTNIKI Z WAKACJI – EGIPT


W drodze na lotnisko

Startujemy z Zakopanego wczesnym rankiem, żeby spokojnie dojechać do domu i spakować się na wakacje. Odprawa zaczyna się około szesnastej wiec jestem spokojny. Piłem trzy dni na góralskim weselu, ale teraz liczy się już tylko to, że pierwszy raz w życiu zobaczę turkusową wodę.
Samochód prowadzi dziewczyna jednego z chłopaków z wojska, bo panowie są jeszcze pijani.
Niestety całe to planowanie zdechło w zarodku, bo wcześnie rano uskuteczniałem jeszcze tanga z góralkami w rozmiarze XXL i szybka jazda nie sprzyja dobremu samopoczuciu. Jedziemy jak wariaci, żebym mógł zdążyć na samolot. Docieramy do Warszawy około piętnastej, z Pragi na lotnisko jest mniej więcej czterdzieści minut, dlatego wyciągając pod domem wódkę z bagażnika, którą obdarował mnie pan młody myślałem o tym, co zabiorę na wakacje.

Wchodząc do domu, widzę siedzącego na walizce współlokatora. Minę ma nietęgą, bo już długo czeka. Na pytanie, czy mnie też spakował, odpowiada rysując sobie kółko na czole.
Tak, więc na lotnisku stawiam się w marynarce z wesela i jeansach. W ręce zamiast bagażu, ku zdziwieniu współpasażerów trzymam płetwy i paszport złapane w biegu do drzwi.
Najważniejsze, że na lotnisku stawili się wszyscy z naszej ekipy.

Lot

Ze zbiórki biura podróży od razu wyłoniła się gwiazda. W Polsce zbliżał się czas mistrzostw Europy w piłce nożnej i jakiś spragniony doznań kibic wysłał swoją drugą połowę na najtańsze wakacje, jakie były dostępne. Ona zaś pewna, że prezent od małżonka jest dowodem miłości postanowiła udowodnić całej wycieczce jak jest ważna.

Mordę zaczęła wydzierać już przy kontroli rezerwacji:

- Jakim to cudem można trzymać ludzi w takich kolejkach w XXI wieku?!
- proszę pani proszę zdjąć obuwie
- latam po całym świecie i jeszcze nie ściągałam butów
- być może dotychczas nie latała Pani w metalowych obcasach, teraz jest Pani zobowiązana obuwie zdjąć.
- skandal!

Ja na wakacjach jestem już w momencie, kiedy widzę lotnisko, a już strefa bezcłowa sprawia, że uśmiech nie schodzi mi z gęby. Babsko narzeka na wszystko: nie ma w sklepach tego, co chciała nabyć, samolot ma wystartować dwadzieścia minut później a w dodatku według niej to jakiś kukuruźnik.
Siedzimy na ławkach przed wejściem do rękawa. Każdy szanujący się polski turysta lecący do arabskiego kraju ma reklamówkę gorzały. Samolot ma wystartować pół godziny po czasie, więc zaczynamy się integrować, przy czym bardzo pomocne jest napoczynanie smakołyków z reklamówek.
Czas mija szybko i wszyscy grzecznie gęsiego wchodzą na pokład. Problem pojawia się, kiedy do drzwi samolotu zbliżają się lekko już zezowate studentki. Dwie bez problemu wchodzą do środka, trzecia zostaje zatrzymana przez obsługę pokładu

- przykro mi, ale nie mogę pozwolić Pani wejść do samolotu
- dlaczego?
- jest Pani pod wpływem alkoholu
- weź dziewczyno, z koleżankami lecę
- przykro mi proszę się wycofać
Lekko podłamana niedoszła pasażerka postanowiła wspomóc się wołając koleżanki
- ej dziewczyny, polecicie beze mnie?!
- aha
No i polecieliśmy.

Miejsce trafia mi się obok pary z Wrocławia. Para tylko dlatego, że to On i Ona, ale pan ma na sobie różowe polo z postawionym kołnierzem i do Egiptu leci już opalony, więc to koleżanki. Trochę nudno zaczyna się podróż. Pijani zasypiają, dzieci się drą, roszczeniowa pasażerka narzeka na miejsce i fotel.
Okazuję się, że moja sąsiadka z Wrocławia pierwszy raz w życiu leci samolotem i bardzo się boi. Jej towarzysz zamiast ją uspokajać, podkręca tylko atmosferę. Mina zmienia jej się jeszcze przed startem, kiedy do pasażerów wychodzi przywitać się pilot w turbanie a towarzyszące mu okutane stewardesy rozdają deklaracje, które należy wypełnić przed lądowaniem.

- kto to jest ten koleś?
- terrorysta
- nie wydurniaj się, to pilot?
- tak
- a te laski, co rozdają za kartki?
- to są ich żądania.

 Żeby uniknąć słuchania jego głupich tekstów Ona postanawia się zdrzemnąć, więc On zagaduje mnie

- pierwszy raz w Egipcie?
- tak
- będziesz surfował?
- raczej nie
- nurkowanie?
- nie bardzo
- na dupy jedziesz?
- niekoniecznie
- moja starsza to jak się tylko dowiedziała, że lecę do Egiptu to mi powiedziała: tylko dzieciaka nie przywieź!
            - chyba kurwa jak zajdziesz! Wtrąciła się drzemiąca koleżanka.

Po tym coming – oucie rozmowa jakby zdechła. Znalazłem sobie nowe zajęcie. Kabinę pasażerską od kokpitu oddzielała tylko falująca zasłonka, widocznie w samolotach Air Egipt nie obawiają się zamachów. Siedziałem z przodu samolotu i wytężałem wzrok, żeby coś tam dojrzeć. Co chwila pasażer siedzący za mną zasłaniał mi widok, bo szedł do stewardes i gadał przez mikrofon. Zaczepiłem go

- dlaczego Pan tam chodzi?
- bo niepotrzebnie się odezwałem, że mogę tłumaczyć komunikaty a oni tylko po angielsku i arabsku nawijają
- ale ekstra
- co ekstra?
-że może Pan zajrzeć za zasłonkę
- a pan by chciał to zobaczyć?
- bardziej niż Egipt
- oni są mi wdzięczni, nich pan idzie ze mną

Poinformował stewardesę, że jesteśmy przyjaciółmi i mam dzisiaj urodziny. Ona odsunęła te firany i pocharczała coś do pilota, ten się odwrócił uśmiechnął do mnie i gestem zaprosił do środka

- do you see anything, standing in the back?

Po czym wcisnął jakiś guzik, jego fotel odsunął się do tyłu i przekręcił. Usiadłem obok innego Pana w ręczniku na głowie i resztkami przytomności zrozumiałem, że ta iluminacja pod nami to Kair nocą.
Tamtej chwili zrozumiałem, co oznaczają wielokrotne orgazmy, jakimi cieszą się kobiety.

Końcówkę lotu usiłowała mi popsuć Roszczeniowa.
Kiedy pozapinani w pasy zbliżaliśmy się do lądowania zobaczyliśmy, że przyciemniony, pochyły korytarz kabiny na szpilkach pokonuję ta megiera. Dotarła do połowy, trzymając się foteli i wrzeszczy na siedzącą już stewardesę

- czy ja mogę dostać szklankę wody?
- proszę natychmiast usiąść!
- ale ja chcę wody, zapłaciłam za ten lot
- jak tylko samolot wyląduje, podam pani wodę
- ale ja…
            - kurwa mać, siadaj głupia pizdo na swoim miejscu, zamknij ryj i módl się, żeby ten kukuruźnik wylądował
Wtrącił jakiś uprzejmy Pan, po czym babsko siadło i milczało aż do otwarcia drzwi.

Hotel i zakupy

Na miejscu byliśmy około czwartej rano. Widok pierwszej palmy odpędził chęć spania u wszystkich. Roszczeniowa darła mordę, że nie taki busem chce jechać, ale na szczęście okazało się, że jedziemy do innych hoteli.

Zaraz od rana wybraliśmy się na zakupy, bo spodnie przyklejały mi się do nóg. Cała ekipa gdzieś się rozbiegła, ja i Artur trzymaliśmy się razem. Zacząłem od kupowania szortów i koszulek „I Egipt”. Postanowiliśmy od razu załatwić sprawę upominków dla przyjaciół, żeby przez resztę wakacji mieć luz.
Chodzenie po sklepach (budach na rynku) utrudniają sprzedawcy, łapią wszystkich za rękaw dopytując się

- where you from?!

Po czym, kiedy dowiedzą się, z kim mają do czynienia czują się zobowiązani powiedzieć wszystko, co umieją w tym języku. A że turyści uczą ich samych głupot usłyszeć można

- …soń sonice pizde rucha, mucha rucha karalucha, golota, kielbasa, papa, kochanie, maryla rodowicz…

Ciągle szukałem jakiegoś kraju, którego językiem nie mogliby się popisać. Po wielu próbach udało mi się wreszcie trochę ich do siebie zniechęcić

- where you from?
- USA
- where?
- United States
- tfu, friend Bush

Chwila oddechu pozwoliła mi odwiedzić kilka sklepów spokojniej i poznać częściowo kulturę tego kraju. Artur gdzieś się zapodział a mnie jakiś koleś wciągał do sklepu z herbatą. Herbata może być dla Zdzisławy pomyślałem i wszedłem do małej budki. Natychmiast za mną zamknęły się oklejone gazetami drzwi.
To taki ich zwyczaj, że jak już kogoś zachęcą do swojego sklepu to zamykają się z nim i wciskają towar. Ale tego jeszcze nie wiedziałem.

Posadził mnie na fotelu, dał do picia czerwoną gorzką herbatę w temperaturze lawy i stojąc pół metra ode mnie bez przerwy gadał i ugniatał sobie interes w rozporku.

- do you like my shop?
- yea…I have to go

Wstałem, ale zastawił mi drzwi. Przestraszyłem się trochę tych atrakcji, ale jak ryknąłem, że nie chcę nic tu kupić poprosił mnie tylko, żeby napisać mu na szybie po polsku „100% zniżki na wszystko”.

Na zewnątrz wyparzyłem Artura
- chcieli mnie wydymać w sklepie z herbatą!
- a mnie w przyprawach.

Po kilku dniach okazało się, że każdy facet gniecie sobie ptaka i nikt tu nie uważa tego za niestosowne, nawet kelner, kiedy przyjmuje zamówienie.

Na ukojenie nerwów znaleźliśmy stoisko Louis Vuitton i zwariowałem. Skoro i tak mam ubierać się na tych wakacjach w jednorazowe badziewie, to przynajmniej z metką. Miałem wszystko, czapkę, okulary, klapki, koszulki i na to wszystko walizki. Zdobne w złote kłódki i łańcuszki. Nadgarstek okraszony został złotym Rolexem, który wysiadł w Warszawie na pierwszym deszczu.
Objuczony tymi markowymi dobrociami spotkałem innych z naszej ekipy jak opróżniali aptekę z viagry i sterydów, bez recepty.

Fryzjer

Wypatrzyłem zakład fryzjerski, gdzie depilowano panów sznurkiem. Zaciągnąłem do środka Artura.  Na nasz widok wygoniono z fotela faceta z namydloną już twarzą i kazano usiąść. Głusi na nasze protesty, że zaczekamy.
Sznurek był przywiązany do ściany a drugi koniec fryzjer trzymał w zębach, w rękach miał pętelkę, którą szybkimi ruchami wyrywał włoski z uszu i nosa a także stylizował zarost i brwi. Nigdy w życiu nie byłem tak dokładnie ogolony.
Jak poszliśmy tam drugi raz przed wyjazdem, widząc wyganianego z fotela pana krzyknęliśmy równocześnie umówiony!
Dopiero w warszawie pomyślałem, że ręcznik, brzytwa i pędzel był dla wszystkich ten sam i trochę to nieostrożne, ale nic się nie stało.
Pod zakładem fryzjerskim stało dziecko z bosymi nogami, po pierwszej wizycie było mi silnie smutno wiec za drugim razem kupiłem mu buty.

Dyskoteka

Dostaliśmy cynk, że gdzieś na końcu ciągu hoteli jest wypasiona filia Londyńskiej dyskoteki. Wstęp kosztuje sto egipskich funtów (50zł), więc dla tubylców niedostępna.
Żołnierze z karabinami na ulicach, ochrona w białych garniturach w klubie a jako goście głównie Rosjanie ze swoimi partnerkami, które na plaże ubrały suknie z trenami, szpilki i tyle złota, co ten koleś z drużyny A. Olaliśmy ten bal po kilku drinkach i poprosiliśmy o taksówkę. Jak tylko samochód ruszył z głośników grzmotnęła muzyka jak w reklamie kit keta. Szofer zauważył nasze miny

- bad music?
- not the best
- ok, let’s change
Po czym włożył inną kasetę brzmiącą dokładnie tak samo.
- better?
- much better!
- you want drugs?
- ty łobuzie, jak możesz wciskać ludziom to gówno?. My jesteśmy normalni i tylko pijemy, chcemy wysiąść.

Tak się podjarałem, że zapomniałem, że krzyczę do niego po polsku, ale z mojego tonu wyczuł, że nie jest miło. Natychmiast obok nas zjawiły się dwie inne taksówki i cos do siebie charczeli. Według życzenia wypuszczono nas z auta i okazało się, że stoimy w jakieś ciemnej ulicy.

Basen

Większość czasu spędzaliśmy na basenie. Dzięki napiwkom zakumplowaliśmy się z grubym kelnerem, który donosił nam browary

- Bąbel przyniesiesz po browarku?
- mister I am Bąbel I'll bring the beer.

I tak sobie dogadzaliśmy. Raz któryś z chłopaków lekko juz zezowaty wrzucił Bąbla do wody. Przyszedł cały mokry.

- mister telephone kaputt
- sory stary kupimy Ci nowy.

Wieczorem na kolacji przyszedł do nas manager i powiedział, że nie powinniśmy kupować Bąblowi telefonu, bo jemu nie wolno używać go w czasie pracy. Nie mniej jednak to my zachowaliśmy się jak buraki i na drugi dzień nasz przyjaciel zamienił swoja starą zalaną Nokie na nową i to bez anteny. Poczuł się tak jak ja w kokpicie.
Artur ciągle namawiał mnie do obejrzenia małpek w klatce na końcu basenu.

- idź do cholery zobacz te małpki
- nie pójdę, ja się tego boje
- nie bądź cipa i chodź nakarmić te cholerne małpki
- zamknij się, ktoś tu może rozumieć po polsku
- tylko my i Bąbel

Po czym pan przed nami dał dziecku paluszki Lajkonika a dwóm pijanym staruszkom chwile później wytoczyła się butelka po ginie Lubuskim spod leżaka.

Jeden z naszej ekipy jakoś nie mógł się wyluzować i uważał, że robimy wiochę, co było prawdą po części, ale byliśmy na wakacjach. Kiedy już zaczął udawać, że nas nie zna można było zrobić już tylko jedno. Poszedłem na górę do pokoju, założyłem stanik tancerki cały z cekinów zakupiony dla siostrzenicy, na głowie zawiązałem turban i wyszedłem na balkon.
Zrzęda, który nie chciał się z nami bawić, leżał pod parasolem pod ścianą hotelu, reszta gości naprzeciwko balkonu. Więc jak wyszedłem drąc się Łukasz idziemy na kolacje! Najpierw zobaczyli mnie wszyscy a on na końcu. Nie mógł udawać, że mnie nie zna, bo jeszcze spod parasola coś odkrzykiwał.
Od tej pory bawił się tak jak my.

Wycieczki

Za dziesięć dolarów dziennie barman zgodził się pokazać nam prawdziwy Egipt. Wystarczało mu to za rolę przewodnika, tłumacza a także na benzynę. Odjeżdżaliśmy każdego dnia coraz dalej zostawiając za sobą sieciowe hamburgerownie i kawiarnie.
Odwiedzaliśmy miejsca, gdzie nikt nie mówił po angielsku i byli zachwyceni wizytą białych gości.
Napotykaliśmy trudności, takie jak zakup czegokolwiek do picia, bo słowa coca cola nic nie mówiły pani za barem, choć za nią była pełna lodówka.
Zaskakiwał mnie szacunek, z jakim nas traktowano, kiedy weszliśmy do tubylczej knajpy policjanci ustąpili nam miejsca. A kobieta, od której chciałem kupić koszulkę, dała mi ją za free. Barman powiedział, że jest zachwycona, że odwiedziłem jej sklep i nie należy wciskać jej kasy, bo to niegrzecznie, mogę dać jej coś w zamian. Tak więc cena egipskiej koszulki dla Zdzisławy wynosiła pół worka pestek dyni czy czegoś podobnego.

W restauracji

Usiedliśmy przy stoliku, ale nie było tam menu ani żadnej tablicy, więc poprosiliśmy naszego Barmana, żeby zamówił wszystkiego po trochu, bo chcemy tylko spróbować. Kelnerka się nie zgadzała

- egyptian food is too spicy for you
- we love spicy, please

Przyniosła kilka różnych past w miseczkach i po butelce wody. Artur wsadził w jedną łyżkę, ale poinstruowano go, że to się je inaczej. Kelnerka wycisnęła na to cytrynę i wyrzuciła skórkę przez okno, prosto komuś pod nogi.
Jadałem już różne rzeczy, ale nikt nigdy nie wsadził mi do pyska rozpalonej podkowy, na którą naszczałby koń. Późniejsze miseczki miały lżejszy smak, albo straciłem czucie.
W drodze powrotnej Artur zauważył na straganie jakieś włochate owoce, które zjedliśmy na ulicy. Do dziś nie wiemy, który z przysmaków próbowanych tego dnia był przyczyną zemsty Faraona.

Powrót

W busie jadącym na lotnisko rezydentka ciągle gadała o tym, że nic stąd nie wolno wywozić. Ze znajomymi miałem się spotkać w samolocie, bo gdyby przy mnie ktoś zapytał nas czy coś przewozimy to ja odpowiedziałbym ja nie, ale oni mają sterydy. Nie nadaje się do przemytów.
Więc maszerowałem przez lotnisko z moimi złotymi walizkami, kiedy dojrzał mnie jeden z żołnierzy, szturchnął drugiego i do mnie podeszli

- please come with us
- why?
- please
Zaprowadzili mnie do jakiegoś pokoju, gdzie za biurkiem siedział facet i trzymał w ręce moje zdjęcie
- this is you?
- yes, but I have nothing
- this is you, in the picture?
- yes but i even get any shells

Boże, pewnie ten fiut od narkotyków mnie w coś wrobił. Pomyślałem, że zostanę tu na zawsze w tym skwarze i będę jak panna Jones uczył w więzieniu choreografii z teledysków Madonny.

Pan wyjął z szuflady aparat, który zostawiliśmy w samolocie lecąc z polski i mi oddał. Należał do koleżanki siedzącej przede mną, ale to mnie szukali, bo jej nie było na zdjęciach. I tak przez jej roztargnienie o mało nie zrąbałem się w spodnie na lotnisku w Afryce.

 Na pocieszenie w samolocie okazało się, że Roszczeniowa spaliła się na wakacjach, bo była cała w bąblach, opalała się chyba na olej Kujawski.

Warszawa

Po wyjściu z samolotu wszyscy idą normalnie do wyjścia. Ja zawsze jestem sprawdzany, jakąś mam gębę widocznie zakazaną, tym razem na macanki zabrali mnie i Łukasza.
Moja walizka przejechała normalnie, ale u niego było sporo rzeczy bez recepty. Wyświetlacz ich nie wykazał, ale Pani zainteresowała się monetami na wyświetlaczu

- co to jest?
- monety na chuście
- co to za chusta?
- do tańca
- pan tańczy?
            - żeby pani wiedziała jak pięknie (wtrąciłem się przytulając się do niego)
- niech panowie zabierają walizki, dziękuję.

Tym razem On prawie zszedł na zawał.
Koleżanka, która wyjechała po mnie i Artura z hali przylotów uciekła do auta i czekała na parkingu.
Nie miała śmiałości stanąć w normalnych ubraniach przy mnie, od stóp do głów w złocie Louis Vuitton.

6 komentarzy:

  1. Karolina ten strój z cekinkami już chyba wyrzuciła, ale pareo stamtąd i ja i mama uwielbiamy do dziś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pareo macie z Hiszpanii a z Egiptu miałaś takie wielkie niebieskie korale :P

      Usuń
  2. Powiedz, że masz zdjęcie w stroju LV!!! chyba następnym razem jadę z wami na wakacje :D Nie mogłem przestać się śmiać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zdęć na szczęście nie, ale gdzieś powinienem mieć jeszcze kilka zegarków i portfel, w tym taki zegarek jak czerwony Chanel z kamieniami w miejscach godzin, nie mogłem mieć jednego na całe wakacje :)

      Usuń
  3. muszę uważać by nie popuścić czytając. Great

    OdpowiedzUsuń
  4. czadowe:) przypomniałam sobie moje wakacje na egipskim terytorium :)

    OdpowiedzUsuń