W
drodze na lotnisko
Startujemy z Zakopanego
wczesnym rankiem, żeby spokojnie dojechać do domu i spakować się na wakacje.
Odprawa zaczyna się około szesnastej wiec jestem spokojny. Piłem trzy dni na
góralskim weselu, ale teraz liczy się już tylko to, że pierwszy raz w życiu
zobaczę turkusową wodę.
Samochód prowadzi
dziewczyna jednego z chłopaków z wojska, bo panowie są jeszcze pijani.
Niestety całe to
planowanie zdechło w zarodku, bo wcześnie rano uskuteczniałem jeszcze tanga z
góralkami w rozmiarze XXL i szybka jazda nie sprzyja dobremu samopoczuciu.
Jedziemy jak wariaci, żebym mógł zdążyć na samolot. Docieramy do Warszawy około
piętnastej, z Pragi na lotnisko jest mniej więcej czterdzieści minut, dlatego
wyciągając pod domem wódkę z bagażnika, którą obdarował mnie pan młody myślałem
o tym, co zabiorę na wakacje.
Wchodząc do domu, widzę
siedzącego na walizce współlokatora. Minę ma nietęgą, bo już długo czeka. Na
pytanie, czy mnie też spakował, odpowiada rysując sobie kółko na czole.
Tak, więc na lotnisku
stawiam się w marynarce z wesela i jeansach. W ręce zamiast bagażu, ku zdziwieniu
współpasażerów trzymam płetwy i paszport złapane w biegu do drzwi.
Najważniejsze, że na
lotnisku stawili się wszyscy z naszej ekipy.
Lot
Ze zbiórki biura podróży
od razu wyłoniła się gwiazda. W Polsce zbliżał się czas mistrzostw Europy w
piłce nożnej i jakiś spragniony doznań kibic wysłał swoją drugą połowę na
najtańsze wakacje, jakie były dostępne. Ona zaś pewna, że prezent od małżonka
jest dowodem miłości postanowiła udowodnić całej wycieczce jak jest ważna.
Mordę zaczęła wydzierać
już przy kontroli rezerwacji:
- Jakim to cudem można trzymać ludzi w takich kolejkach w XXI
wieku?!
- proszę pani proszę zdjąć obuwie
- latam po całym świecie i jeszcze nie ściągałam butów
- być może dotychczas nie latała Pani w metalowych obcasach,
teraz jest Pani zobowiązana obuwie zdjąć.
- skandal!
Ja na wakacjach jestem
już w momencie, kiedy widzę lotnisko, a już strefa bezcłowa sprawia, że uśmiech
nie schodzi mi z gęby. Babsko narzeka na wszystko: nie ma w sklepach tego, co
chciała nabyć, samolot ma wystartować dwadzieścia minut później a w dodatku
według niej to jakiś kukuruźnik.
Siedzimy na ławkach przed
wejściem do rękawa. Każdy szanujący się polski turysta lecący do arabskiego
kraju ma reklamówkę gorzały. Samolot ma wystartować pół godziny po czasie, więc
zaczynamy się integrować, przy czym bardzo pomocne jest napoczynanie smakołyków
z reklamówek.
Czas mija szybko i
wszyscy grzecznie gęsiego wchodzą na pokład. Problem pojawia się, kiedy do
drzwi samolotu zbliżają się lekko już zezowate studentki. Dwie bez problemu
wchodzą do środka, trzecia zostaje zatrzymana przez obsługę pokładu
- przykro mi, ale nie mogę pozwolić Pani wejść do samolotu
- dlaczego?
- jest Pani pod wpływem alkoholu
- weź dziewczyno, z koleżankami lecę
- przykro mi proszę się wycofać
Lekko podłamana niedoszła
pasażerka postanowiła wspomóc się wołając koleżanki
- ej dziewczyny, polecicie beze mnie?!
- aha
No i polecieliśmy.
Miejsce trafia mi się obok
pary z Wrocławia. Para tylko dlatego, że to On i Ona, ale pan ma na sobie
różowe polo z postawionym kołnierzem i do Egiptu leci już opalony, więc to
koleżanki. Trochę nudno zaczyna się podróż. Pijani zasypiają, dzieci się drą,
roszczeniowa pasażerka narzeka na miejsce i fotel.
Okazuję się, że moja
sąsiadka z Wrocławia pierwszy raz w życiu leci samolotem i bardzo się boi. Jej
towarzysz zamiast ją uspokajać, podkręca tylko atmosferę. Mina zmienia jej się
jeszcze przed startem, kiedy do pasażerów wychodzi przywitać się pilot w
turbanie a towarzyszące mu okutane stewardesy rozdają deklaracje, które należy
wypełnić przed lądowaniem.
- kto to jest ten koleś?
- terrorysta
- nie wydurniaj się, to pilot?
- tak
- a te laski, co rozdają za kartki?
- to są ich żądania.
Żeby uniknąć słuchania jego głupich tekstów
Ona postanawia się zdrzemnąć, więc On zagaduje mnie
- pierwszy raz w Egipcie?
- tak
- będziesz surfował?
- raczej nie
- nurkowanie?
- nie bardzo
- na dupy jedziesz?
- niekoniecznie
- moja starsza to jak się tylko dowiedziała, że lecę do
Egiptu to mi powiedziała: tylko dzieciaka nie przywieź!
- chyba
kurwa jak zajdziesz!
Wtrąciła się drzemiąca koleżanka.
Po tym coming – oucie
rozmowa jakby zdechła. Znalazłem sobie nowe zajęcie. Kabinę pasażerską od
kokpitu oddzielała tylko falująca zasłonka, widocznie w samolotach Air Egipt
nie obawiają się zamachów. Siedziałem z przodu samolotu i wytężałem wzrok, żeby
coś tam dojrzeć. Co chwila pasażer siedzący za mną zasłaniał mi widok, bo szedł
do stewardes i gadał przez mikrofon. Zaczepiłem go
- dlaczego Pan tam chodzi?
- bo niepotrzebnie się odezwałem, że mogę tłumaczyć
komunikaty a oni tylko po angielsku i arabsku nawijają
- ale ekstra
- co ekstra?
-że może Pan zajrzeć za zasłonkę
- a pan by chciał to zobaczyć?
- bardziej niż Egipt
- oni są mi wdzięczni, nich pan idzie ze mną
Poinformował stewardesę,
że jesteśmy przyjaciółmi i mam dzisiaj urodziny. Ona odsunęła te firany i pocharczała
coś do pilota, ten się odwrócił uśmiechnął do mnie i gestem zaprosił do środka
- do you see anything,
standing in the back?
Po czym wcisnął jakiś
guzik, jego fotel odsunął się do tyłu i przekręcił. Usiadłem obok innego Pana w
ręczniku na głowie i resztkami przytomności zrozumiałem, że ta iluminacja pod
nami to Kair nocą.
Tamtej chwili zrozumiałem,
co oznaczają wielokrotne orgazmy, jakimi cieszą się kobiety.
Końcówkę lotu usiłowała
mi popsuć Roszczeniowa.
Kiedy pozapinani w pasy
zbliżaliśmy się do lądowania zobaczyliśmy, że przyciemniony, pochyły korytarz
kabiny na szpilkach pokonuję ta megiera. Dotarła do połowy, trzymając się
foteli i wrzeszczy na siedzącą już stewardesę
- czy ja mogę dostać szklankę wody?
- proszę natychmiast usiąść!
- ale ja chcę wody, zapłaciłam za ten lot
- jak tylko samolot wyląduje, podam pani wodę
- ale ja…
- kurwa mać,
siadaj głupia pizdo na swoim miejscu, zamknij ryj i módl się, żeby ten
kukuruźnik wylądował
Wtrącił jakiś uprzejmy
Pan, po czym babsko siadło i milczało aż do otwarcia drzwi.
Hotel i zakupy
Na miejscu byliśmy około
czwartej rano. Widok pierwszej palmy odpędził chęć spania u wszystkich.
Roszczeniowa darła mordę, że nie taki busem chce jechać, ale na szczęście
okazało się, że jedziemy do innych hoteli.
Zaraz od rana wybraliśmy
się na zakupy, bo spodnie przyklejały mi się do nóg. Cała ekipa gdzieś się
rozbiegła, ja i Artur trzymaliśmy się razem. Zacząłem od kupowania szortów i
koszulek „I ♥ Egipt”. Postanowiliśmy od razu
załatwić sprawę upominków dla przyjaciół, żeby przez resztę wakacji mieć luz.
Chodzenie po sklepach
(budach na rynku) utrudniają sprzedawcy, łapią wszystkich za rękaw dopytując
się
- where you from?!
Po czym, kiedy dowiedzą się,
z kim mają do czynienia czują się zobowiązani powiedzieć wszystko, co umieją w
tym języku. A że turyści uczą ich samych głupot usłyszeć można
- …soń sonice pizde rucha, mucha rucha karalucha, golota,
kielbasa, papa, kochanie, maryla rodowicz…
Ciągle szukałem jakiegoś
kraju, którego językiem nie mogliby się popisać. Po wielu próbach udało mi się
wreszcie trochę ich do siebie zniechęcić
- where you from?
- USA
- where?
- United States
- tfu, friend Bush
Chwila oddechu pozwoliła
mi odwiedzić kilka sklepów spokojniej i poznać częściowo kulturę tego kraju. Artur
gdzieś się zapodział a mnie jakiś koleś wciągał do sklepu z herbatą. Herbata może
być dla Zdzisławy pomyślałem i wszedłem do małej budki. Natychmiast za mną
zamknęły się oklejone gazetami drzwi.
To taki ich zwyczaj, że
jak już kogoś zachęcą do swojego sklepu to zamykają się z nim i wciskają towar.
Ale tego jeszcze nie wiedziałem.
Posadził mnie na fotelu,
dał do picia czerwoną gorzką herbatę w temperaturze lawy i stojąc pół metra ode
mnie bez przerwy gadał i ugniatał sobie interes w rozporku.
- do you like my shop?
- yea…I have to go
Wstałem, ale zastawił mi
drzwi. Przestraszyłem się trochę tych atrakcji, ale jak ryknąłem, że nie chcę
nic tu kupić poprosił mnie tylko, żeby napisać mu na szybie po polsku „100%
zniżki na wszystko”.
Na zewnątrz wyparzyłem
Artura
- chcieli mnie wydymać w sklepie z herbatą!
- a mnie w przyprawach.
Po kilku dniach okazało
się, że każdy facet gniecie sobie ptaka i nikt tu nie uważa tego za
niestosowne, nawet kelner, kiedy przyjmuje zamówienie.
Na ukojenie nerwów
znaleźliśmy stoisko Louis Vuitton i zwariowałem. Skoro i tak mam ubierać się na
tych wakacjach w jednorazowe badziewie, to przynajmniej z metką. Miałem
wszystko, czapkę, okulary, klapki, koszulki i na to wszystko walizki. Zdobne w
złote kłódki i łańcuszki. Nadgarstek okraszony został złotym Rolexem, który
wysiadł w Warszawie na pierwszym deszczu.
Objuczony tymi markowymi
dobrociami spotkałem innych z naszej ekipy jak opróżniali aptekę z viagry i
sterydów, bez recepty.
Fryzjer
Wypatrzyłem zakład
fryzjerski, gdzie depilowano panów sznurkiem. Zaciągnąłem do środka Artura. Na nasz widok wygoniono z fotela faceta z
namydloną już twarzą i kazano usiąść. Głusi na nasze protesty, że zaczekamy.
Sznurek był przywiązany
do ściany a drugi koniec fryzjer trzymał w zębach, w rękach miał pętelkę, którą
szybkimi ruchami wyrywał włoski z uszu i nosa a także stylizował zarost i brwi.
Nigdy w życiu nie byłem tak dokładnie ogolony.
Jak poszliśmy tam drugi
raz przed wyjazdem, widząc wyganianego z fotela pana krzyknęliśmy równocześnie umówiony!
Dopiero w warszawie
pomyślałem, że ręcznik, brzytwa i pędzel był dla wszystkich ten sam i trochę to
nieostrożne, ale nic się nie stało.
Pod zakładem fryzjerskim
stało dziecko z bosymi nogami, po pierwszej wizycie było mi silnie smutno wiec
za drugim razem kupiłem mu buty.
Dyskoteka
Dostaliśmy cynk, że
gdzieś na końcu ciągu hoteli jest wypasiona filia Londyńskiej dyskoteki. Wstęp
kosztuje sto egipskich funtów (50zł), więc dla tubylców niedostępna.
Żołnierze z karabinami na
ulicach, ochrona w białych garniturach w klubie a jako goście głównie Rosjanie
ze swoimi partnerkami, które na plaże ubrały suknie z trenami, szpilki i tyle złota,
co ten koleś z drużyny A. Olaliśmy ten bal po kilku drinkach i poprosiliśmy o
taksówkę. Jak tylko samochód ruszył z głośników grzmotnęła muzyka jak w reklamie
kit keta. Szofer zauważył nasze miny
- bad music?
- not the best
- ok, let’s change
Po czym włożył inną
kasetę brzmiącą dokładnie tak samo.
- better?
- much better!
- you want drugs?
- ty łobuzie, jak możesz wciskać ludziom to gówno?. My
jesteśmy normalni i tylko pijemy, chcemy wysiąść.
Tak się podjarałem, że
zapomniałem, że krzyczę do niego po polsku, ale z mojego tonu wyczuł, że nie
jest miło. Natychmiast obok nas zjawiły się dwie inne taksówki i cos do siebie charczeli.
Według życzenia wypuszczono nas z auta i okazało się, że stoimy w jakieś
ciemnej ulicy.
Basen
Większość czasu
spędzaliśmy na basenie. Dzięki napiwkom zakumplowaliśmy się z grubym kelnerem,
który donosił nam browary
- Bąbel przyniesiesz po browarku?
- mister I am Bąbel I'll bring
the beer.
I tak sobie dogadzaliśmy.
Raz któryś z chłopaków lekko juz zezowaty wrzucił Bąbla do wody. Przyszedł cały
mokry.
- mister telephone kaputt
- sory stary kupimy Ci nowy.
Wieczorem na kolacji
przyszedł do nas manager i powiedział, że nie powinniśmy kupować Bąblowi
telefonu, bo jemu nie wolno używać go w czasie pracy. Nie mniej jednak to my
zachowaliśmy się jak buraki i na drugi dzień nasz przyjaciel zamienił swoja
starą zalaną Nokie na nową i to bez anteny. Poczuł się tak jak ja w kokpicie.
Artur ciągle namawiał
mnie do obejrzenia małpek w klatce na końcu basenu.
- idź do cholery zobacz te małpki
- nie pójdę, ja się tego boje
- nie bądź cipa i chodź nakarmić te cholerne małpki
- zamknij się, ktoś tu może rozumieć po polsku
- tylko my i Bąbel
Po czym pan przed nami
dał dziecku paluszki Lajkonika a dwóm pijanym staruszkom chwile później
wytoczyła się butelka po ginie Lubuskim spod leżaka.
Jeden z naszej ekipy
jakoś nie mógł się wyluzować i uważał, że robimy wiochę, co było prawdą po
części, ale byliśmy na wakacjach. Kiedy już zaczął udawać, że nas nie zna można
było zrobić już tylko jedno. Poszedłem na górę do pokoju, założyłem stanik tancerki
cały z cekinów zakupiony dla siostrzenicy, na głowie zawiązałem turban i
wyszedłem na balkon.
Zrzęda, który nie chciał
się z nami bawić, leżał pod parasolem pod ścianą hotelu, reszta gości
naprzeciwko balkonu. Więc jak wyszedłem drąc się Łukasz idziemy na kolacje! Najpierw zobaczyli mnie wszyscy a on na
końcu. Nie mógł udawać, że mnie nie zna, bo jeszcze spod parasola coś
odkrzykiwał.
Od tej pory bawił się tak
jak my.
Wycieczki
Za dziesięć dolarów
dziennie barman zgodził się pokazać nam prawdziwy Egipt. Wystarczało mu to za
rolę przewodnika, tłumacza a także na benzynę. Odjeżdżaliśmy każdego dnia coraz
dalej zostawiając za sobą sieciowe hamburgerownie i kawiarnie.
Odwiedzaliśmy miejsca,
gdzie nikt nie mówił po angielsku i byli zachwyceni wizytą białych gości.
Napotykaliśmy trudności,
takie jak zakup czegokolwiek do picia, bo słowa coca cola nic nie mówiły pani za barem, choć za nią była pełna
lodówka.
Zaskakiwał mnie szacunek,
z jakim nas traktowano, kiedy weszliśmy do tubylczej knajpy policjanci ustąpili
nam miejsca. A kobieta, od której chciałem kupić koszulkę, dała mi ją za free.
Barman powiedział, że jest zachwycona, że odwiedziłem jej sklep i nie należy
wciskać jej kasy, bo to niegrzecznie, mogę dać jej coś w zamian. Tak więc cena
egipskiej koszulki dla Zdzisławy wynosiła pół worka pestek dyni czy czegoś
podobnego.
W restauracji
Usiedliśmy przy stoliku,
ale nie było tam menu ani żadnej tablicy, więc poprosiliśmy naszego Barmana,
żeby zamówił wszystkiego po trochu, bo chcemy tylko spróbować. Kelnerka się nie
zgadzała
- egyptian food is too spicy
for you
- we love spicy, please
Przyniosła kilka różnych
past w miseczkach i po butelce wody. Artur wsadził w jedną łyżkę, ale
poinstruowano go, że to się je inaczej. Kelnerka wycisnęła na to cytrynę i
wyrzuciła skórkę przez okno, prosto komuś pod nogi.
Jadałem już różne rzeczy,
ale nikt nigdy nie wsadził mi do pyska rozpalonej podkowy, na którą naszczałby
koń. Późniejsze miseczki miały lżejszy smak, albo straciłem czucie.
W drodze powrotnej Artur
zauważył na straganie jakieś włochate owoce, które zjedliśmy na ulicy. Do dziś
nie wiemy, który z przysmaków próbowanych tego dnia był przyczyną zemsty
Faraona.
Powrót
W busie jadącym na
lotnisko rezydentka ciągle gadała o tym, że nic stąd nie wolno wywozić. Ze
znajomymi miałem się spotkać w samolocie, bo gdyby przy mnie ktoś zapytał nas
czy coś przewozimy to ja odpowiedziałbym ja
nie, ale oni mają sterydy. Nie nadaje się do przemytów.
Więc maszerowałem przez
lotnisko z moimi złotymi walizkami, kiedy dojrzał mnie jeden z żołnierzy,
szturchnął drugiego i do mnie podeszli
- please come with us
- why?
- please
Zaprowadzili mnie do
jakiegoś pokoju, gdzie za biurkiem siedział facet i trzymał w ręce moje zdjęcie
- this is you?
- yes, but I have nothing
- this is you, in the picture?
- yes but i even get any shells
Boże, pewnie ten fiut od narkotyków mnie w coś
wrobił. Pomyślałem, że zostanę tu na zawsze w tym skwarze i będę jak panna
Jones uczył w więzieniu choreografii z teledysków Madonny.
Pan wyjął z szuflady aparat, który
zostawiliśmy w samolocie lecąc z polski i mi oddał. Należał do koleżanki
siedzącej przede mną, ale to mnie szukali, bo jej nie było na zdjęciach. I tak
przez jej roztargnienie o mało nie zrąbałem się w spodnie na lotnisku w Afryce.
Na pocieszenie w samolocie okazało się, że
Roszczeniowa spaliła się na wakacjach, bo była cała w bąblach, opalała się
chyba na olej Kujawski.
Warszawa
Po wyjściu z samolotu
wszyscy idą normalnie do wyjścia. Ja zawsze jestem sprawdzany, jakąś mam gębę
widocznie zakazaną, tym razem na macanki zabrali mnie i Łukasza.
Moja walizka przejechała
normalnie, ale u niego było sporo rzeczy bez recepty. Wyświetlacz ich nie
wykazał, ale Pani zainteresowała się monetami na wyświetlaczu
- co to jest?
- monety na chuście
- co to za chusta?
- do tańca
- pan tańczy?
- żeby pani
wiedziała jak pięknie (wtrąciłem się przytulając się do niego)
- niech panowie zabierają walizki, dziękuję.
Tym razem On prawie zszedł
na zawał.
Koleżanka, która wyjechała
po mnie i Artura z hali przylotów uciekła do auta i czekała na parkingu.
Karolina ten strój z cekinkami już chyba wyrzuciła, ale pareo stamtąd i ja i mama uwielbiamy do dziś :)
OdpowiedzUsuńpareo macie z Hiszpanii a z Egiptu miałaś takie wielkie niebieskie korale :P
UsuńPowiedz, że masz zdjęcie w stroju LV!!! chyba następnym razem jadę z wami na wakacje :D Nie mogłem przestać się śmiać :D
OdpowiedzUsuńzdęć na szczęście nie, ale gdzieś powinienem mieć jeszcze kilka zegarków i portfel, w tym taki zegarek jak czerwony Chanel z kamieniami w miejscach godzin, nie mogłem mieć jednego na całe wakacje :)
Usuńmuszę uważać by nie popuścić czytając. Great
OdpowiedzUsuńczadowe:) przypomniałam sobie moje wakacje na egipskim terytorium :)
OdpowiedzUsuń