Ależ
to jest genialna impreza. Jak co roku ludzie stawili się uśmiechnięci pomimo
nienajlepszej temperatury.
Kombinacji strojów do
koszulki startowej miałem chyba ze cztery, od spodni od dresu, poprzez termorajtki
aż po krótkie spodenki. Po oględzinach pogody zdecydowałem się odsłonić jednak
łydki, bo ta koszulka nie ma dekoltu z żadnej strony, więc nie polecę jak
zakonnik.
Zagrzewający w tym roku
do boju, zespół weselny był strzałem w dziesiątkę. Bardzo to wszystko brzmiało
warszawsko, pomimo greckich przebojów. Biegacze fantastycznie bawili się już na
rozgrzewce.
Podział uczestników na
Lewo i Prawobrzeżnych też jest świetnym pomysłem na wzmocnienie rywalizacji,
choć wsparcie na trasie było bez znaczenia na pochodzenie. Ktokolwiek zwolnił,
był przez innych wspierany klepaniem po plecach i oklaskami.
Humor przy odszukiwaniu
się w tłumie też jest super, wszyscy wpatrzeni w Irenę Szewińską z pistoletem i
ktoś odbiera telefon
- jestem w tłumie, mam czarną koszulkę
Dzieci z banerami
zrobionymi kredkami o treści: „Kiedy mama finiszuje to Martyna się raduje”, czy
„Biegnijcie, już tylko kawałek” są wspaniałe, ja się wzruszyłem, ale to nie
nowość. Są także takie jak: „Czterdziestka to nie wyrok” albo „GO Asia GO Ania
GO Andrzej” i dają kopa.
Ja w tym roku pomimo
wyselekcjonowanemu doborowi muzyki trochę skisiłem. Trzy razy złapała mnie
kolka i musiałem maszerować, ale pomimo tego i kilku kilogramów więcej niż rok
temu czas 55: 36 nie jest chyba najgorszy.
Mottem
mojego biegu okazało się „Hold back tears move in the right
direction”, ale dobiegłem. Piękne
są też wypisywane na koszulkach maszerujących intencje biegu: “Dla Mamy”, „Na
zdrowie” czy “Dla alkoholików” – dziękujemy, Wasze zdrowie.
Dzieci wyciągające ręce
na trasie, żeby przybić im piątkę dają power. Przynajmniej takim miękkim waflom
jak ja.
Obiecuje, że w
przyszłym roku przygotuję się lepiej i złamie czas pięćdziesięciu minut. Dziękuję
także tym pięknym łydkom w czarnych podkolanówkach z napisem Adidas – byłyście
dla mnie tym, czym jest fejk zając dla hartów na wyścigach.
Okazuje się, że nie
jest to tylko impreza dla szczupłych, FAT POWER!.
W domu telefon
-
cześć Biegnij Warszawo, dałeś rade?
-
tak, ale czekam na wynik
-
nie przeziębiłeś się przy tej temperaturze?
-
trochę boli mnie gardło, ale mam już gorącą kawkę i leże pod kocem
-
to Leż Warszawo.
p.s.
Gratuluję Spartanom, to,
co robicie dla dzieci jest super, do zobaczenia za rok.
Blog przekroczył 10.000
wejść, Dziękuje WAM bardzo silnie.
Gratulacje, Warszawo ;-)
OdpowiedzUsuńzuch chłopak, gratuluję! :)
OdpowiedzUsuńTrafiła tu z FB Biegnij Warszawo (tak tak pewnie mijałeś mnie gdzieś po drodze, bo czas mam troszkę gorszy) i Leżę. Mnie najbardziej rozbawił chłopak na podbiegu na Belwederskiej, który zapytał krzycząc: kto jest z Warszawy i może mu powiedzieć ,czy to jest TEN podbieg i czy dalej to już będzie płasko ; )
OdpowiedzUsuń:)
UsuńBrawo, dumna!!! Ale jak to nie stało że podszedłeś do tych żelaznych panów???
OdpowiedzUsuńMy twardziele trzymamy sie razem :)
Usuń