wtorek, 25 września 2012

TU TRZEBA ODŚWIEŻYĆ


Moja matka remontuje mieszkanie.
Kolejno odnawia wszystkie pomieszczenia. Jest przy tym w doskonałym nastroju, bo malowanie domu działa na nią, jak na mnie lot samolotem.

Kiedy jeszcze mieszkałem w Kaliszu i Zdzisława z Ojcem pojechali na wakacje zrobiłem Im niespodziankę. Przy pomocy kolegi Ojca, Pana Jeżyka wytapetowałem korytarz na kolor ciemnozielony i zrobiłem w nim złote półki. W salonie za to ściany zostały przemalowane na kolor czerwony i upstrzone mnóstwem obrazków.

Odkąd producenci farb wymyślili te głupie nazwy nikt już nie wie, o jakim kolorze mowa, nawet kobiety się gubią. Kto z Was bez sprawdzania potrafi powiedzieć, jaki kolor kryje się pod nazwą: chiński nefryt albo rzymski poranek, albo jak określił kolor mój kolega: kakao Minge.

Po moim remoncie Matka była zadowolona dopóki nie wyszła z psem i zobaczyła mieszkania z dołu. To, że podobało jej się w środku nie miało żadnego znaczenia, bo ludzie z dołu widzieli coś innego, choć muszę przyznać, że jak stało się pod blokiem to wyglądało jakby u nas był pożar.

Ostatnie malowanie u Zdzisławy nadzorowała moja Siostra i tym razem wybrano beże i brązy, czy jak kto woli stepy Bengalu i gorzką czekoladę.

Teraz pani domu postanowiła wszystko rozjaśnić i uderzyła w tonację zieloną. Już nie wiem czy są to szmaragdy, pistacje czy groszki, ale zabawa jest tam niezła. Pomalowany został największy pokój i jak to w muzeum narodowym natychmiast posprzątany, ocena z zewnątrz przeszła próbę i pojawili się pierwsi goście.
Po szkole do babci weszła wnuczka. Matka podniecona możliwością pochwalenia się nawet nie kazała ściągać jej butów

- i co, podoba Ci się Karolinko?
- a Tobie Babcia?, kolor jak w szpitalu!

Dobrze, że tych butów nie zdjęła, bo wyleciałaby na klatkę boso. Zdzisława lekko już podłamana czekała na inną opinię. Pojawiła się moja Siostra.

- bardzo ładnie, sterylnie
- do widzenia.

Nie miała już siły na kolejne oględziny, więc na szczęście zupełnie przypadkowo na tę nowo odmalowaną ścianę chlapnęło jej się olejkiem do świec i postanowiła na drugi dzień pomalować ściany po raz drugi.
Kolejnego koloru nikt jeszcze nie odważył się skomentować.

W remontach i oblewaniu ścian ma już wprawę. Kiedy siostra mojej Matki przeprowadziła się do nowego domu, Zdzisława pomagała jej tam ogarnąć i jak skończyły było już późno. Musiały w tym domu spać, ale pojawił się problem

- Teresa jak my będziemy spały w tym domu jak on jest niepoświęcony?
- nie wiem, kościół jest daleko stąd i jest późno
- same możemy poświęcić, tak jak dziecko można ochrzcić w nagłych przypadkach, wystarczy, że jesteśmy wierzące.

Wzięły wodę z kranu, kropidło i chodziły po pokojach modląc się do ścian. W jednym z pokojów trafiły na mojego wujka, który trochę się tej procesji wystraszył

- co Wy do cholery robicie?
- to nie są żarty Heniek, klękaj

Z kobietami w tej rodzinie się nie zadziera, więc One święciły nadal a On klęczał.  
W zespole z tą siostrą są bardzo kreatywne. Przy jakimś zjeździe rodzinnym, było ich w domu więcej. Moja kuzynka, wtedy jeszcze nastolatka nie mogła spać i łaziła po domu. Więc duet domorosłych farmaceutek dał jej Estazolam około szóstej rano. Zasnęła bardzo szybko, do szkoły obudzono ją dwie godziny później i na jednej z pierwszych lekcji walnęła głową o ławkę – myśleli, że zemdlała.

Wracając do remontów.

Kiedy jeszcze chodziłem do szkoły w naszym budynku w ciągu jednego roku wymieniono chyba wszystko. Ludzie się na to zgodzili, bo chcieli mieć załatwione wszystko za jednym zamachem.
Kolejno po sobie następowały: wymiana podłóg, okien, instalacji elektrycznej i najgorsza ze wszystkich, modernizacja instalacji wodno – kanalizacyjnej.

Mieszkaliśmy przez rok w kurzu i przenoszonych ciągle pudłach, ale dopiero wymiana rur dokopała nam konkretnie. Podziurawiono cały blok, każde mieszkanie miało otwory w suficie, ścianach i podłodze. Nie można było głośno rozmawiać, chyba, że z sąsiadami, bo było słychać wszystko z każdego mieszkania. Matka umawiała się z koleżankami z innych pięter na zakupy nie wychodząc z kuchni, ale nie lubiła wtedy zmywać.

Za ścianą w kuchni mieszkała rodzina z upośledzonym chłopcem, który znienacka wkładał głowę do ogromnej dziury nad zlewem i krzyczał. Można było ze strachu potłuc talerze. Jednego razu Zdzisława nie wytrzymała i jak na Nią ryknął to chlapnęła go wodą. Po czym natychmiast w dziurze pojawiła się głowa jego matki

- co ty Zdziśka, oblałaś go?
- no co ty
- przecież jest mokry
- bo ochlapał się z twojego kranu
- ech, z oczu go nie można spuścić.

Była także wymiana elewacji z jednej strony budynku, bo tylko tę stronę miał widzieć przejeżdżający Ojciec Święty podczas wizyty w Kaliszu. Cały blok pokryli rusztowaniem. Miałem świetną zabawę wychodząc z okna w swoim pokoju na drugim piętrze i wskakując do kuchni, denerwując Matkę.

Kiedy blok odnowiono z zewnątrz pozostały jeszcze pomazane klatki schodowe. Administracja była głucha na apele lokatorów, więc postanowili zrobić to sami. Jednej nocy zebrało się kilku panów i pomalowali klatkę. Jest to surowo zabronione, więc stawiła się komisja, która wypytywała ludzi, jak to się stało?. A, że wszyscy byli zadowoleni z odnowionego wnętrza udawali zdziwionych.

Był to czas, kiedy w niewielu domach stał komputer i drukarka, więc wszyscy wierzyli w słowo drukowane. Miałem genialną zabawę fabrykując różne ogłoszenia u mojej Siostry, podbijałem je pieczątką z kartofla, albo monety.

W dniu szesnastego kwietnia o godzinie czternastej wszyscy lokatorzy posiadający psy proszeni są o stawienie się pod blokiem ze swoimi pupilami…”

O tym, że ogłoszenie jest lewe wiedziałem tylko ja i Ojciec. Przed czternastą matka zapięła psa na smycz i ruszyła na dół. Chciałem ją zatrzymać, ale Ojciec mnie ostrzegł, że jak powiem Jej to mnie wysypie. Patrzeliśmy przez okno na sporą zbiórkę.
Zdzisława wróciła po godzinie

- administracja robi z nas idiotów.


p.s.

Kiedy w Warszawie zaczęła się budowa metra były to czasy gdzie nigdzie niczego nie można było dostać. Więc za flaszkę załatwiało farbę olejną od robotników. Wszystkie balkony na Ursynowie pomalowane były na ten sam kolor.
Kiedy w tym czasie (jakieś trzydzieści lat temu) malowano lamperię na klatce w bloku moich rodziców Ojciec załatwił puszkę i pomalował korytarz. Ciężko było się zorientować czy jesteś jeszcze na klatce czy już w domu.


5 komentarzy: