Moja
matka remontuje mieszkanie.
Kolejno
odnawia wszystkie pomieszczenia. Jest przy tym w doskonałym nastroju, bo
malowanie domu działa na nią, jak na mnie lot samolotem.
Kiedy jeszcze
mieszkałem w Kaliszu i Zdzisława z Ojcem pojechali na wakacje zrobiłem Im
niespodziankę. Przy pomocy kolegi Ojca, Pana Jeżyka wytapetowałem korytarz na
kolor ciemnozielony i zrobiłem w nim złote półki. W salonie za to ściany
zostały przemalowane na kolor czerwony i upstrzone mnóstwem obrazków.
Odkąd producenci farb
wymyślili te głupie nazwy nikt już nie wie, o jakim kolorze mowa, nawet kobiety
się gubią. Kto z Was bez sprawdzania potrafi powiedzieć, jaki kolor kryje się
pod nazwą: chiński nefryt albo rzymski poranek, albo jak określił kolor mój
kolega: kakao Minge.
Po moim remoncie Matka była zadowolona dopóki nie wyszła
z psem i zobaczyła mieszkania z dołu. To, że podobało jej się w środku nie
miało żadnego znaczenia, bo ludzie z dołu widzieli coś innego, choć muszę
przyznać, że jak stało się pod blokiem to wyglądało jakby u nas był pożar.
Ostatnie malowanie u Zdzisławy nadzorowała moja Siostra
i tym razem wybrano beże i brązy, czy jak kto woli stepy Bengalu i gorzką
czekoladę.
Teraz pani domu postanowiła wszystko rozjaśnić i
uderzyła w tonację zieloną. Już nie wiem czy są to szmaragdy, pistacje czy
groszki, ale zabawa jest tam niezła. Pomalowany został największy pokój i jak
to w muzeum narodowym natychmiast posprzątany, ocena z zewnątrz przeszła próbę
i pojawili się pierwsi goście.
Po szkole do babci weszła wnuczka. Matka podniecona możliwością
pochwalenia się nawet nie kazała ściągać jej butów
-
i co, podoba Ci się Karolinko?
-
a Tobie Babcia?, kolor jak w szpitalu!
Dobrze, że tych butów nie zdjęła, bo wyleciałaby na
klatkę boso. Zdzisława lekko już podłamana czekała na inną opinię. Pojawiła się
moja Siostra.
-
bardzo ładnie, sterylnie
-
do widzenia.
Nie miała już siły na kolejne oględziny, więc na
szczęście zupełnie przypadkowo na tę nowo odmalowaną ścianę chlapnęło jej się olejkiem
do świec i postanowiła na drugi dzień pomalować ściany po raz drugi.
Kolejnego koloru nikt jeszcze nie odważył się
skomentować.
W remontach i oblewaniu
ścian ma już wprawę. Kiedy siostra mojej Matki przeprowadziła się do nowego
domu, Zdzisława pomagała jej tam ogarnąć i jak skończyły było już późno. Musiały
w tym domu spać, ale pojawił się problem
-
Teresa jak my będziemy spały w tym domu jak on jest niepoświęcony?
-
nie wiem, kościół jest daleko stąd i jest późno
-
same możemy poświęcić, tak jak dziecko można ochrzcić w nagłych przypadkach,
wystarczy, że jesteśmy wierzące.
Wzięły wodę z kranu, kropidło i chodziły po pokojach
modląc się do ścian. W jednym z pokojów trafiły na mojego wujka, który trochę
się tej procesji wystraszył
-
co Wy do cholery robicie?
-
to nie są żarty Heniek, klękaj
Z kobietami w tej rodzinie się nie zadziera, więc
One święciły nadal a On klęczał.
W zespole z tą siostrą są bardzo kreatywne. Przy jakimś
zjeździe rodzinnym, było ich w domu więcej. Moja kuzynka, wtedy jeszcze
nastolatka nie mogła spać i łaziła po domu. Więc duet domorosłych farmaceutek
dał jej Estazolam około szóstej rano. Zasnęła bardzo szybko, do szkoły obudzono
ją dwie godziny później i na jednej z pierwszych lekcji walnęła głową o ławkę –
myśleli, że zemdlała.
Wracając
do remontów.
Kiedy jeszcze chodziłem
do szkoły w naszym budynku w ciągu jednego roku wymieniono chyba wszystko. Ludzie
się na to zgodzili, bo chcieli mieć załatwione wszystko za jednym zamachem.
Kolejno po sobie następowały: wymiana podłóg, okien,
instalacji elektrycznej i najgorsza ze wszystkich, modernizacja instalacji
wodno – kanalizacyjnej.
Mieszkaliśmy przez rok w kurzu i przenoszonych
ciągle pudłach, ale dopiero wymiana rur dokopała nam konkretnie. Podziurawiono cały
blok, każde mieszkanie miało otwory w suficie, ścianach i podłodze. Nie można
było głośno rozmawiać, chyba, że z sąsiadami, bo było słychać wszystko z
każdego mieszkania. Matka umawiała się z koleżankami z innych pięter na zakupy nie
wychodząc z kuchni, ale nie lubiła wtedy zmywać.
Za ścianą w kuchni mieszkała rodzina z upośledzonym
chłopcem, który znienacka wkładał głowę do ogromnej dziury nad zlewem i
krzyczał. Można było ze strachu potłuc talerze. Jednego razu Zdzisława nie
wytrzymała i jak na Nią ryknął to chlapnęła go wodą. Po czym natychmiast w
dziurze pojawiła się głowa jego matki
-
co ty Zdziśka, oblałaś go?
-
no co ty
-
przecież jest mokry
-
bo ochlapał się z twojego kranu
-
ech, z oczu go nie można spuścić.
Była także wymiana elewacji z jednej strony budynku,
bo tylko tę stronę miał widzieć przejeżdżający Ojciec Święty podczas wizyty w
Kaliszu. Cały blok pokryli rusztowaniem. Miałem świetną zabawę wychodząc z okna
w swoim pokoju na drugim piętrze i wskakując do kuchni, denerwując Matkę.
Kiedy blok odnowiono z zewnątrz pozostały jeszcze
pomazane klatki schodowe. Administracja była głucha na apele lokatorów, więc
postanowili zrobić to sami. Jednej nocy zebrało się kilku panów i pomalowali
klatkę. Jest to surowo zabronione, więc stawiła się komisja, która wypytywała
ludzi, jak to się stało?. A, że wszyscy byli zadowoleni z odnowionego wnętrza udawali
zdziwionych.
Był to czas, kiedy w niewielu domach stał komputer i
drukarka, więc wszyscy wierzyli w słowo drukowane. Miałem genialną zabawę fabrykując
różne ogłoszenia u mojej Siostry, podbijałem je pieczątką z kartofla, albo
monety.
„W dniu
szesnastego kwietnia o godzinie czternastej wszyscy lokatorzy posiadający psy
proszeni są o stawienie się pod blokiem ze swoimi pupilami…”
O tym, że ogłoszenie jest lewe wiedziałem tylko ja i
Ojciec. Przed czternastą matka zapięła psa na smycz i ruszyła na dół. Chciałem ją
zatrzymać, ale Ojciec mnie ostrzegł, że jak powiem Jej to mnie wysypie. Patrzeliśmy
przez okno na sporą zbiórkę.
Zdzisława wróciła po godzinie
- administracja
robi z nas idiotów.
p.s.
Kiedy w Warszawie zaczęła się budowa metra były to
czasy gdzie nigdzie niczego nie można było dostać. Więc za flaszkę załatwiało
farbę olejną od robotników. Wszystkie balkony na Ursynowie pomalowane były na
ten sam kolor.
Kiedy w tym czasie (jakieś trzydzieści lat temu)
malowano lamperię na klatce w bloku moich rodziców Ojciec załatwił puszkę i
pomalował korytarz. Ciężko było się zorientować czy jesteś jeszcze na klatce
czy już w domu.
:D
OdpowiedzUsuńzapomniales o najważniejszym: wymiana rur była w lutym jak Karola miała miesiąc :) to bylo najzabawniejsze :-)
OdpowiedzUsuńwtedy nic nie było zabawne
Usuńnadal nie zawodzi :-)
OdpowiedzUsuńmoja Matka?
Usuń