Mój tato to bardzo spokojny i opanowany człowiek. Jest
dokładny, punktualny i rzadko pozwala sobie odstąpić od przyzwyczajeń. Odkąd
pamiętam jada obiad o czternastej. Jak pracował w systemie dwuzmianowym obiad w
domu był albo za piętnaście druga albo piętnaście po. Dzięki tej regularności
posiłków, pomimo braku aktywności fizycznej ciągle ma szczupła sylwetkę. Czyta
prawie wszystko, co wpadnie mu w ręce. Zdarzyły mu się w życiu może dwie
książki, które odłożył w połowie, resztę czyta do końca. Od dziecka nie
znosiłem czytać i usiłował mnie tym zarazić. Nie chciałem czytać nawet lektur.
Zmusił mnie kiedyś do czytania Krzyżaków i przy pierwszym zdaniu zacząłem mu
zadawać pytania:
- W Tyńcu, w gospodzie "Pod Lutym Turem", Tato, co
to jest Tyniec?
-
czytaj, to się dowiesz
- a
gospoda?
-
knajpa
- a
Luty Tur?
- oddaj to,
przeczytaj streszczenie.
Po maturze
wszedł do mnie do pokoju i zobaczył, że czytam Pana Tadeusza, popukał się w
czoło. Widać musiałem sam dojrzeć do tego, jak fajną zabawą są książki.
Ojciec ma
wszędzie porządek. Każdy dokument, umowę potrafi znaleźć w jednej chwili. Jak
jest dyskusja o ocenach wyciąga z szuflady właściwe świadectwo moje albo mojej
siostry z jakiejkolwiek szkoły czy klasy, swoje też. W portfelu ma tak poukładane,
że nie tylko banknoty są nominałem w jedna stronę, ale nawet wysypane na rękę
monety. Zna na pamięć program telewizyjny i ogląda wszystkie dziedziny sportu.
Najbardziej lubi snookera, jak dzwonie i pytam matki: - co robi Ojciec? – ogląda
kulki. Siedzi nieruchomo na swoim fotelu i musi tylko kilka razy dziennie unieść
stopy jak matka jedzie z mopem. Na stanowisku ma wszystko, co jest niezbędne:
pilot, papierosy, popielniczka, książka i wykałaczka. Dwa razy dziennie wstaje
i wychodzi z psem, zawsze spacerują tą samą trasą. Co kilka miesięcy musi
przesiąść się na kanapę, bo Zdzisława uważa, że wysiedzi miejsce i będzie nierówno.
Włosy obcina mu Ona, dlatego nie musi chodzić do fryzjera, przycina tylko wąsy.
Kiedy jeszcze wstawał do pracy bardzo wcześnie zawsze miał tak ułożone ubranie,
że światło zapalał dopiero w kuchni. Spodnie, koszula, skarpetki były dokładnie
na swoim miejscu i ubierał się po ciemku. Raz z siostrą wywinęliśmy mu koszulę
na lewą stronę i nawet nie zauważył, nie wiemy jak pozapinał guziki i wyszedł.
Matka też lubiła go z tym drażnić i czasami wiązała mu supeł na spodniach, albo
przestawiała buty. W słowach gdzie występują litery S i SZ wymawia dwa SZ:
szpszęt, szuszarka, denerwuje się, kiedy się z tego śmiejemy. Kiedy zaczyna
kichać robi to siedem albo jedenaście razy, nigdy inaczej. Jak byliśmy mali to liczyliśmy,
kiedy kichał i ktoś zawsze krzyczał KONIEC!.
Zdarzyły
się kiedyś takie święta, że ja i siostra byliśmy chorzy i ze święconka musiał
iść Ojciec. Poszedł do kościoła i wrócił z innym koszykiem. Kiedy zobaczyła to
Zdzisława:
- Waldek
idź to odnieś
- a co to
za różnica, w każdym jest to samo
- ale to
nie nasz!.
Jak wrócił
do kościoła, czekał na niego facet z naszym koszykiem.
Prężnie
działał w Solidarności, przez co na rodzinnych imprezach były sprzeczki, bo mój
dziadek a ojciec Ojca miał zgoła inne upodobania polityczne. W naszym domu
hołubiło się Wałęsę, u dziadka Urbana. Kiedy przy wigilii rozmowa schodziła na politykę,
Ojciec zażarcie bronił swoich racji a Zdzisława kazała nam się ubierać, brała
go pod rękę i mówiła – dziękujemy,
dobranoc. Sama całe życie głosowała tak jak On, z wyjątkiem ostatnich
wyborów, kiedy dała się przekonać młodszej części rodziny do Palikota. Odkąd
Solidarność zmieniła się w PIS, ojciec przestał temu kibicować. Chyba jest mu przykro,
że ideały, o jakie kiedyś walczył legły w gruzach. Kiedy pierwszy raz
zagłosował na Kwaśniewskiego nie kazał o tym wspominać przy stole. Nigdy ślepo
nikogo nie wspierał, ma dystans, dzięki któremu można go przekonać do wielu
racji, na razie pracuje nad tym, żeby zniechęcić go do PO. Dzięki jego
działalności w Związku pojechałem na obóz, na którym wygrałem konkurs i wyjazd
na kolejny, na Ukrainę. Większość sąsiadów, która Solidarność miała w głębokim
poważaniu pozapisywała się, żeby też wysłać swoje dzieci.
Umie dobrze
gotować, ale się do tego nie pali. Kiedy nie ma Matki je najpierw ugotowany
przez Nią gulasz, na wszystkie sposoby. Jednego dnia z kaszą innego z
ziemniakami. Jak gulasz się kończy ma pełną lodówkę suszonej kiełbasy.
Zmuszony, robi bardzo dobre spaghetti. Nie przyznaje się nigdy, że umie się
wzruszać, chyba tylko trzy razy widziałem jak płacze, z czego raz ze śmiechu.
Nabijaliśmy się z Matki jak oglądała Zerwane Więzi i zanosiła się od płaczu,
jak się zorientowała, że my płaczemy z Niej, dostaliśmy ścierą.
Wielka
pasją Ojca jest wędkowanie. Ma mnóstwo niezbędnego sprzętu, umiejętności i
talentu chyba też, bo nierzadko przywozi piękne okazy. Ogromna cierpliwość
pozwala mu bardzo długo wytrzymać nad wodą wpatrując się w te sygnalizatory.
Innych trafiłby szlag, On lubi. Z wyjazdami na ryby wiąże się wiele historii.
Ostatnio nad wodę jeździ ze swoim sąsiadem Jeżykiem. Rzeczony Jeżyk posiada
skuter. Ojciec jest wysoki i szczupły, jego kolega niski i krępy, co wygląda
bardzo komicznie, zwłaszcza jak mają ze sobą potrzebne oprzyrządowanie. Moja
matka, która gwiżdże na ryby, zarówno na sport jak i na zwierzątka zawsze
schodzi go pożegnać przed blok i się śmieje, ale ma zakaz fotografowania, dlatego
jest jedną z niewielu jakim dane było zobaczyć jak wyruszają spod domu. Wiosną
tego roku po przejechaniu sporego kawałka skuter odmówił posłuszeństwa. Wezwano
mojego Szwagra, który pojechał po nich samochodem. Ojciec i Przemek wraz z
akcesoriami do wędkowania poszli do samochodu, Jeżyk zasiadł na holowanym
skuterze. Ojciec zachwycony nowym samochodem zagadywał kierowcę tak skutecznie,
że zapomnieli o holowanym Jeżyku. Rozpędzili się tak znacząco, że oddalony od
nich skuterek nie dawał się opanować. Prowadzący go Jeżyk nie mógł sięgnąć
telefonu, żeby dać znać a krzyczeć mógł do woli, bo okna mieli zamknięte.
Przypomnieli sobie o Nim na jakimś skrzyżowaniu.
Tato nie przepada za imprezami, szybko się nudzi.
Moja matka za to uwielbia, żeby nie psuć jej zabawy wychodzi zawsze po
angielsku. Kiedy uzna, że ma już dość a widzi, że Ona dobrze się bawi – jedzie
do domu. Było kilka takich wesel, gdzie wszyscy go szukali a On już smacznie
spał w domu. Pytany przez Matkę, dlaczego wyszedł i nic nie powiedział mówi: - dobrze się bawiłaś, co Ci miałem zawracać
głowę?. Nie ma takiego stanu upojenia, żeby Ojciec położył się nie myjąc
nóg, zdarzyło się, że umył dwa razy jedną, ale nigdy nie położył się prosto po
imprezie. W ogóle są bardzo dobranym małżeństwem. Każde z nich odpowiada za
inne rzeczy. Zdzisława załatwia wszystkie wyjazdy, remonty a Ojciec dopina
szczegółów. Kiedy jeździliśmy jeszcze na wczasy z zakładu Taty wszyscy z Kard
znali matkę, nie wiem czy jego ktoś tam kiedykolwiek widział, chodziła tam w
Jego imieniu. Ich podróże samochodem też są wyjątkowe. Pewnego razu pojechali
do kina, pod którym stało kilka koleżanek Matki. Ojciec wysiadł z samochodu,
obszedł i otworzył jej drzwi. Koleżanki zachwycały się, jak to On Ją szanuje po
tylu latach razem. Nie wiedziały jednak, że w tym samochodzie od strony
pasażera nie ma klamki, jak jeździł ze mną też musiał obchodzić, matka
koleżanek jednak z błędu nie wyprowadziła. Innym jeszcze samochodem pojechali
do Szczecina i samochód przed końcem drogi zaczął się palić. Ludzie z
samochodów jadących z naprzeciwka zaczęli do nich machać i migać światłami, na
co zachwycona Zdzisława odmachiwała mówiąc, jaka
to kultura jest teraz na drodze. Przy innej podróży do Szczecina gdzieś po
drodze wyprzedzaliśmy kondukt pogrzebowy. Zdzisława myślała, że Ojciec źle
jedzie i pociągnęła mu za kierownicę, mocno szarpnęło autem i o mało w tych
ludzi nie wjechał. Ze stoickim spokojem przejechał jakiś kilometr, zatrzymał
się, obszedł i otworzył Jej drzwi – wysiadaj.
Grzecznie wyskoczyła, bo wiedziała, że nie ma żartów. Wsiadł do samochodu i
ruszył dalej, ja siedziałem z tyłu i czytałem gazetę, wiedziałem, że lepiej się
teraz nie odzywać. Przejechał spory kawałek, zawrócił i zobaczyliśmy jak
Zdzisława maszeruje brzegiem autostrady z torebką. Podjechał, otworzył okno: - nigdy więcej tak nie rób. Ona za to
otworzyła tylne drzwi i kazała mi usiąść z przodu, do końca podróży udawała, że
czyta moje Brawo. Tak naprawdę te ich różne charaktery jakoś do siebie pasują,
bo wszystkiemu razem potrafią sprostać. Wielką przyjemność mam zawsze jak
patrzę, kiedy razem tańczą. Mają wypracowany przez lata swój krok i nigdy się
nie podepczą. Ojciec ma też swój „ruch”, taki zaczerpnięty chyba z twista, bo
wykręca nogi a ręce układa w iksy, nie umiem tego opisać, ale jak tańczy w
swoim stylu oznacza, że bardzo dobrze się bawi.
Ze mną też nie miał łatwo. Usiłował całe moje
dzieciństwo zachęcić mnie do jakiegoś hobby. Była filatelistyka i numizmatyka a
nawet piłka nożna. Klasery ze znaczkami i monetami gdzieś opchnąłem, co
wypomina mi do dziś, bo były tam wartościowe okazy a poszły za bezcen, chyba na
lody i andruty. Piłkę do nogi kupił mi bardzo drogą i wysłał z nią na boisko.
Ja dałem ją do grania chłopakom, bo w tym czasie bawiłem się „w dom” na kocu z
koleżankami i tę piłkę mi ukradli. Co niedziela zabierał mnie na boksy, albo
mecz. Nie lubiłem jak się na tym ringu leją po mordach do krwi, ale chodziłem,
bo tam były najdłuższe schody w Kaliszu, na których Ojciec pozwalał mi zjeżdżać
na dupie. Na meczach nawet mi się podobało do momentu aż jeden z piłkarzy
kopnął w widownie i dostałem w głowę. Trzeba mieć farta, żeby zostać trafionym
z całej publiczności, zemdlałem na chwile i jak mnie Ojciec ocucił zapytałem: -
Tata, a mam takie gwiazdki nad głową?.
Wracając szliśmy z całym tłumem do piwiarni i ojciec pił duże z sokiem a mi
kupował prażone kratki. Za każdym razem mówił mi jak wielką przyjemność sprawia
mu piana z piwa na wąsach. Nie przekonam się nigdy o tym, bo mam zarost w
trzech kolorach i bardzo rzadki, jakbym zapuścił wąsy wyglądałbym jak
nieopierzony kurczak.
Kiedy ktoś z bloku miał ślub pod naszymi drzwiami
ustawiała się kolejka, bo tylko Ojciec umiał wiązać krawat. Zdenerwował się w
końcu na te wizyty i nauczył mnie. Odtąd, jak matka otwierała drzwi i widziała
sąsiada z krawatem w ręce mówiła: - Waldka
nie ma, ale Kuba jest. Ojciec siedział spokojnie u siebie. Do dziś jednak
jak jestem w domu to Tata wiąże mój krawat, robi to staranniej.
Miał oryginalny pomysł na wychowanie mnie i Izki. Od
początku uwierzył w naszą inteligencje i nigdy nie kontrolował. Nie znaczy to,
że miał w nosie naszą edukację. Można było ze wszystkim do Niego przyjść i
poprosić o pomoc, sam natomiast nigdy nie sprawdzał mi zeszytów. Mogłem wrócić
ze szkoły i iść na podwórko, nie pytał czy zrobiłem pracę domową, sam
wiedziałem, że muszę to zrobić. Podobnie było z paleniem papierosów, całe życie
pali, więc nie wmawiał nam, jakie to zło. Powtarzał, że jak którekolwiek
zacznie palić, mamy przyjść i powiedzieć a nie ćmić po bramach. Miałem chyba dziewiętnaście
lat jak szedłem z Nim i powiedziałem, że pale. Usiadł na przystanku, wyjął
fajki i mówi – zapal, ja wyjąłem
swoje – zapal mojego. Powiedział mi,
że był pewien, że nigdy nie zapale, bo że Izka będzie paliła wiedział.
Pozwalał mi na wszystko, miałem fantastyczne
dzieciństwo. Jak jechali z Matką na wesele do mojej kuzynki to umyłem samochód
i ojciec powiedział, żebym zawiązał jakąś wstążkę na antenie. Ja wziąłem z domu
wszystkie taśmy, balony i kokardki i ubrałem cały samochód, nawet felgi miały
wstążki. Pojechaliśmy takim samochodem do kościoła, tylko po to, żeby sprawić
mi frajdę, nawet para młoda miała mniej ozdób na samochodzie. Kiedy wymyśliłem,
że zrobię sobie tatuaż powiedziałem Zdzisławie:
-
Mamo jutro idę zrobić sobie tatuaż
-
nie zgadzam się
- ale
ja Cie nie pytam, tylko informuje
-
idź to powiedz Ojcu
-
Tato jutro idę zrobić tatuaż
-
ja w twoim wieku też chciałem, ale mi matka nie kazała.
Zawsze szukała u Ojca poparcia a On zazwyczaj na
wszystko nam pozwalał, to znaczy mnie, Izka miała przerąbane.
To Ojciec zachęcił mnie do oddawania krwi, bo sam
robi to całe życie. Ja za to chciałem, żeby ze mną biegał, ale robił przystanki
na papierosa. Pierwszy raz napił się ze mną alkoholu jak urodziła się moja
siostrzenica. Wpadł do domu taki szczęśliwy, że nalał dwie lufy i wychylił ze
mną, miałem piętnaście lat.
Jak byłem mały i Matka mnie kąpała nie lubiłem jak
mi piana leciała po twarzy. Ojciec zawsze stał z boku i na moje okrzyki: - ścierkę, ścierkę, wycierał mnie
ręcznikiem.
Przez trzy lata z rzędu łamałem rękę w pierwszy
dzień wakacji, czwartego roku nie pozwolił mi wyjść na rower przez dwa pierwsze
dni wakacji i skończyły się kontuzje.
Kiedy dzieci mojej siostry były jeszcze bardzo małe
dziadek postanowił wziąć je na ślizgawkę. Wrócili po piętnastu minutach.
Pierwsze weszły dzieci, obsmarkane od płaczu coś mamrotały o dziadku, za nimi Ojciec
z twarzą we krwi, bo rozciął sobie łuk brwiowy. Chciał im pokazać jak trzeba
się ślizgać, ale zapomniał, że ma na sobie długi wąski płaszcz.
Jakoś w szkole podstawowej moja siostra przyłapała
mnie na oglądaniu pornosa, wypaplała wszystko Ojcu. Nic mi nie powiedział i
myślałem, że zapomniał. Kilka miesięcy później wróciłem do domu wściekły ze
szkoły, rzuciłem plecakiem i poszedłem do siebie, wszedł Ojciec:
- co
się stało?
-
nie pójdziemy ze szkoły do kina
-
dlaczego?
-
bo w Liście Schindlera są śmiałe sceny erotyczne
-
co to dla ciebie skoro ty już pornosy oglądasz.
Moich kolegów uczył jak należy rozmawiać przez
telefon. Jak ktoś do mnie dzwonił i mówił: - jest Kuba?, odpowiadał, że jest i odkładał słuchawkę. Po czym
telefon odzywał się znowu – dzień dobry,
mówi Grzegorz, można prosić Kubę?. Po pisemnej maturze pani od polskiego
powiedziała, że mamy się zebrać w jednym domu i ona zadzwoni i powie nam jak
napisaliśmy jeszcze przed ogłoszeniem wyników. W moim dwunastometrowym pokoju
siedziała cała klasa, wszyscy jak na szpilkach z sercem walącym jak telegraf.
Zadzwonił telefon (polonistka) – z Kubą
poproszę, też odłożył. Jak mówiłem nigdy nie wtrącał się do mojej nauki, ale
dzień przed maturą jak wróciłem z imprezy powiedział tylko: - skoro już tak daleko zaszedłeś, to
wypadałoby tę maturę zdać. Jak ogłaszali wyniki w szkole i podawałem Mu
oceny przez telefon, nie wierzył mi: - mów
prawdę, bo matka się denerwuje. Chyba do końca wątpił, że mi się to uda.
Kiedy po latach wysłałem do domu dowód wykształcenia wyższego zadzwoniła Matka
i powiedziała, że ojcu poleciały łzy, On z daleka krzyczał, że coś mu wpadło do
oka.
Jest bardzo
oszczędny w słowach. W okresie przedświątecznym na wszystkie wierszyki i
życzenia przesyłane przez znajomych odpisuje; „również”.
p.s.
Dzwoni mama:
- synek, na tej olimpiadzie jeden
biegnie na kikutach
- wiem mamo, był w Warszawie niedawno
- ten Pistoriusz?
- tak, a na ile biegną?
- na kawałek, o tata teraz przełączył i
znowu w tych ładnych butach skaczą po piasku
- zobacz jak ci czarni zawodnicy
biegają, to robi wrażenie
- miałam czarnego kolegę z Korei,
Zbyszka
- czarny Koreańczyk, Zbyszek?
- może cos pomyliłam.
Na zdjęciu: 1. Wracamy z Tatą z boksów, obok Malwina
2.Ojciec i Zdzisława z wnukami.
2.Ojciec i Zdzisława z wnukami.
jakbym się cofnęła do dzieciństwa :)) wypisz wymaluj TATO :-)))
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.
OdpowiedzUsuń