wtorek, 3 grudnia 2013

JESTEM PAMIĘTAM CZUWAM


            Długo mnie nie było. Nie chorowałem. Nie mam jakoś ostatnio dystansu do tego, co dzieje się wkoło mnie. To, co mnie śmieszyło, teraz drażni. Nie miałem ochoty dokładać Wam jeszcze mojego hejtowania na wszystko dookoła.

            Trochę się opuściłem, jak się dzisiaj zastanowiłem odkąd się nie spowiadam to trochę wydarzeń Was opuściło. Byłem w Pradze, dwa razy w Londynie, W Gdyni, ze trzy razy u matki. W ramach powiedzenia „Pracujesz na lądzie, wypoczywaj na wodzie”, popłynęliśmy ze znajomymi w rejs po Wiśle. Było jeszcze Erszoł i kilka dobrych imprez. Kiedyś pewnie do tego wrócę, bo działo się jak zawsze. Zwłaszcza w samolotach. Zaczynam się obawiać, że na Okęciu mają taki program w komputerze, który do mojego nazwiska dołącza wszystkich współpasażerów poniżej piątego roku życia, albo powyżej stu czterdziestu kilo. Spotkałem też sporo ciekawych ludzi. Kasia Cichopek o mały włos nie dostała ode mnie torbą treningową a w profesora Nałęcza wjechałem telewizorem jak pchałem karton przed budynkiem Polsatu.

            Ostatnio staram się zgłębić tajniki rynku pracy w naszym kraju i nie ogarniam. Nie wiem już, po co komu studia, kursy i wszelkie inne umiejętności jak nie ma się odpowiednich kontaktów.

            Można na przykład zajmować najwyższe stanowiska w kraju nie mając do tego żadnych predyspozycji, ale każda kelnerka w Warszawie musi znać komunikatywnie przynajmniej dwa języki. Choć znam dwóch posłów obecnej kadencji.

            Widzieliście jak Pani Marszałek podejmowała w sejmie Sharon Stone? Pomijając już fakt, po jaką cholerę pani Stone zapraszana jest do naszego parlamentu. Jestem pełen szacunku dla jej dorobku filmowego, ale jesteśmy wielkim krajem w środku europy, członkiem UE i NATO, po co ona tam weszła, pomachać? Specjalnie sobie z nikim nie mogła pogadać, bo jak przywitała się z Ewą Kopacz ta tylko się do niej uśmiechała.

            Codziennie po treningu czytam gazety i nakręcam się jeszcze bardziej, bo przy znanych nazwiskach zmieniają się tylko stanowiska. Można przejść z jeden firmy do drugiej i nie ma kompletnie znaczenia, że jedna obsługuje lotnisko a druga zajmuje się nieruchomościami, albo żywnością.

            Ogłoszenia też spotkać można najróżniejsze. Poczynając od: „Niepijącego ciastkarza zatrudnię” po „Zdrowego psychicznie informatyka…”.

            Druga strona też nie ma łatwo. Szukanie pracownika to nie lada sztuka, bo ludzie na rozmowach na wszystko odpowiadają "tak". Mój kolega po takiej rozmowie przyjął kelnera. Pierwszym poleceniem, jakie miał wypełnić przed otwarciem restauracji było odkurzenie dywanu w wejściu i pozamiatanie liści na chodniku przed wejściem. Chłopak postanowił pracę sobie ułatwić i odkurzacza użył także do zbierania liści. Odkurzacz spalił się po pięciu minutach. Jako pierwsi goście do obsłużenia trafili mu się ważni dla tego miejsca dyplomaci. Dopiero przy stole okazało się, że nie ma pojęcia o jakimkolwiek języku obcym, co nie przeszkodziło mu w naubliżaniu gościom. Skoro nie udało mu się przyjąć zamówienia, postanowił wyjść na zewnątrz na papierosa. Kiedy wrócił i powiedzieli mu, że wylatuje, zapytał czy za te pół dnia mu zapłacą?
           
            Ja trafiłem ostatnio do grupy tworzącej nową telewizję kablowo – internetową. Bardzo to dla mnie jeszcze skomplikowane, ale tylko te techniczne kwestie. Jeżeli chodzi o „mój program” radzę sobie dużo lepiej. Mam kilka pomysłów i najprawdopodobniej któryś z nich zostanie zrealizowany. Nie pomyślałbym, że nadaje się przed kamerę, pomijając statystowanie, ale odkąd Jola Sloma i Mirek Trymbulak robią karierę to ja ze swoja nienachlaną urodą mogę nawet poprowadzić główne wydanie Wiadomości.

            Jak patrzę na plaże na świecie czy nasze Tatry to w moim przypadku natura raczej się nie popisała, ale co tam. Jednym z pomysłów na tę telewizję jest połączenie we mnie Marioli Bojarskiej Ferenc, Krzysztofa Ibisza, Edyty Wojtczak i tej pani od Kwadransowych grubasów. Ale do tego jeszcze trochę czasu.

            To jednak ogromna motywacja do treningów. Ciało mi się zmienia i w domu zrobiło się jakby więcej miejsca. Bardzo intensywnie się ostatnio za to wziąłem, raz udało mi się nawet zasłabnąć. Trener myślał, że świruje, ale zblednąć nie potrafię na zawołanie i mi uwierzył.

P.S.
Robiłem dziś porządek w płytach i znalazłem jedną podpisaną „Ciekawy przypadek Benjamina Guzika”. Z tego, co pamiętam to on się kurczy. Obejrzę to dziś w celach motywacyjnych.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz