Długo
mnie nie było. Nie chorowałem. Nie mam jakoś ostatnio dystansu do tego, co
dzieje się wkoło mnie. To, co mnie śmieszyło, teraz drażni. Nie miałem ochoty
dokładać Wam jeszcze mojego hejtowania na wszystko dookoła.
Trochę
się opuściłem, jak się dzisiaj zastanowiłem odkąd się nie spowiadam to trochę
wydarzeń Was opuściło. Byłem w Pradze, dwa razy w Londynie, W Gdyni, ze trzy
razy u matki. W ramach powiedzenia „Pracujesz na lądzie, wypoczywaj na wodzie”,
popłynęliśmy ze znajomymi w rejs po Wiśle. Było jeszcze Erszoł i kilka dobrych
imprez. Kiedyś pewnie do tego wrócę, bo działo się jak zawsze. Zwłaszcza w
samolotach. Zaczynam się obawiać, że na Okęciu mają taki program w komputerze,
który do mojego nazwiska dołącza wszystkich współpasażerów poniżej piątego roku
życia, albo powyżej stu czterdziestu kilo. Spotkałem też sporo ciekawych ludzi.
Kasia Cichopek o mały włos nie dostała ode mnie torbą treningową a w profesora
Nałęcza wjechałem telewizorem jak pchałem karton przed budynkiem Polsatu.
Ostatnio
staram się zgłębić tajniki rynku pracy w naszym kraju i nie ogarniam. Nie wiem już,
po co komu studia, kursy i wszelkie inne umiejętności jak nie ma się
odpowiednich kontaktów.
Można
na przykład zajmować najwyższe stanowiska w kraju nie mając do tego żadnych
predyspozycji, ale każda kelnerka w Warszawie musi znać komunikatywnie
przynajmniej dwa języki. Choć znam dwóch posłów obecnej kadencji.
Widzieliście
jak Pani Marszałek podejmowała w sejmie Sharon Stone? Pomijając już fakt, po
jaką cholerę pani Stone zapraszana jest do naszego parlamentu. Jestem pełen
szacunku dla jej dorobku filmowego, ale jesteśmy wielkim krajem w środku
europy, członkiem UE i NATO, po co ona tam weszła, pomachać? Specjalnie sobie z
nikim nie mogła pogadać, bo jak przywitała się z Ewą Kopacz ta tylko się do
niej uśmiechała.
Codziennie
po treningu czytam gazety i nakręcam się jeszcze bardziej, bo przy znanych
nazwiskach zmieniają się tylko stanowiska. Można przejść z jeden firmy do
drugiej i nie ma kompletnie znaczenia, że jedna obsługuje lotnisko a druga
zajmuje się nieruchomościami, albo żywnością.
Ogłoszenia
też spotkać można najróżniejsze. Poczynając od: „Niepijącego ciastkarza
zatrudnię” po „Zdrowego psychicznie informatyka…”.
Druga
strona też nie ma łatwo. Szukanie pracownika to nie lada sztuka, bo ludzie na
rozmowach na wszystko odpowiadają "tak". Mój kolega po takiej rozmowie przyjął
kelnera. Pierwszym poleceniem, jakie miał wypełnić przed otwarciem restauracji
było odkurzenie dywanu w wejściu i pozamiatanie liści na chodniku przed
wejściem. Chłopak postanowił pracę sobie ułatwić i odkurzacza użył także do
zbierania liści. Odkurzacz spalił się po pięciu minutach. Jako pierwsi goście
do obsłużenia trafili mu się ważni dla tego miejsca dyplomaci. Dopiero przy
stole okazało się, że nie ma pojęcia o jakimkolwiek języku obcym, co nie
przeszkodziło mu w naubliżaniu gościom. Skoro nie udało mu się przyjąć
zamówienia, postanowił wyjść na zewnątrz na papierosa. Kiedy wrócił i powiedzieli
mu, że wylatuje, zapytał czy za te pół dnia mu zapłacą?
Ja trafiłem
ostatnio do grupy tworzącej nową telewizję kablowo – internetową. Bardzo to dla
mnie jeszcze skomplikowane, ale tylko te techniczne kwestie. Jeżeli chodzi o „mój
program” radzę sobie dużo lepiej. Mam kilka pomysłów i najprawdopodobniej
któryś z nich zostanie zrealizowany. Nie pomyślałbym, że nadaje się przed
kamerę, pomijając statystowanie, ale odkąd Jola Sloma i Mirek Trymbulak robią karierę
to ja ze swoja nienachlaną urodą mogę nawet poprowadzić główne wydanie
Wiadomości.
Jak
patrzę na plaże na świecie czy nasze Tatry to w moim przypadku natura raczej
się nie popisała, ale co tam. Jednym z pomysłów na tę telewizję jest połączenie
we mnie Marioli Bojarskiej Ferenc, Krzysztofa Ibisza, Edyty Wojtczak i tej pani
od Kwadransowych grubasów. Ale do tego jeszcze trochę czasu.
To jednak
ogromna motywacja do treningów. Ciało mi się zmienia i w domu zrobiło się jakby
więcej miejsca. Bardzo intensywnie się ostatnio za to wziąłem, raz udało mi się
nawet zasłabnąć. Trener myślał, że świruje, ale zblednąć nie potrafię na
zawołanie i mi uwierzył.
P.S.
Robiłem dziś porządek w płytach i znalazłem jedną podpisaną
„Ciekawy przypadek Benjamina Guzika”. Z tego, co pamiętam to on się kurczy. Obejrzę
to dziś w celach motywacyjnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz