Moi
rodzice przeprowadzają się wiosną do nowego mieszkania. Po informacji o tym
wydarzeniu Zdzisława pierwszy miesiąc nie spała.
Całość
będzie wykończona na tip top o czym informowaliśmy ją wielokrotnie. Praktycznie
mogłaby spakować stare mieszkanie, przewieść rzeczy i cieszyć się nowym
miejscem, ale tak nie jest. Przez pierwsze dwa tygodnie nocami dręczyły ją
najróżniejsze pytania a że z odpowiedzią nie mogła czekać do rana, budziła ojca.
-
Waldek, a kontakty też tam będą?
Ojciec
jest cierpliwy i spokojny, więc odpowiada na najróżniejsze pytania o jeszcze
dziwniejszych porach. W końcu postanowiliśmy pojechać na miejsce stawianego
domu i pozwolić jej zaspokoić ciekawość. Biegaliśmy wkoło bloku pokazując sobie
okna i pokoje. Matka oczywiście była tam wcześniej i dopytywała ludzi w
okolicznych budynkach jak wygląda to w środku? Została zaproszona nawet do
jednego z nich, ale się nie odważyła.
Kiedy
pojechaliśmy tam wszyscy rozważała nawet sforsowanie ogrodzenia celem wsadzenia
głowy do środka, ale została powstrzymana. Zastanawiała się także nad zamianą na
pokoje z ojcem, bo z obserwacji wynikało, że u niego będzie więcej słońca, choć
nie ma balkonu. Stanęło jednak na poprzednich ustaleniach, bo byliśmy tam
popołudniu i chyba jednak z jej strony będzie jaśniej. Pewnie już to
sprawdziła.
Przed
samym blokiem jest ogromna Biedronka a kawałek dalej Lidl więc jest spokojna,
bo centra rozrywki będzie miała w zasięgu ręki.
W
domu na wierzchu leży plan architektoniczny tego nowego miejsca. Na początku
nie mogła specjalnie odnaleźć się w tych kreskach i liczbach, ale z pomocą
ruszył zięć. Obrysowano kontur pomieszczeń zielonym pisakiem i pokazano
zainteresowanej.
-
Przemek a to zielone dookoła domu to co?
-
Żywopłot.
My
śmialiśmy się na głos a matka z nami, bo jak powiedziała
-
Fajnie, że będzie dużo zieleni. A te liczby to co?
-
Wysokość nad poziomem morza.
-
To to będzie nad morzem?
Jak
już Wam mówiłem jedną z największych jej pasji są kwiaty. Ma jeszcze chwilę czasu
do przeprowadzki, więc postanowiła rozmnożyć swoją obecną oranżerię. Nie wiemy
jak ona to robi, ale każda urwana gałązka prawie z dnia na dzień rozrasta się i
zakwita kolorowymi kwiatami. Nawet jak w innych domach roślina była tylko
zielonym drzewkiem u Zdzisławy kwitnie jak w kwiaciarni. Mój szwagier hurtowo
dowozi ziemię a matka kupuje najróżniejsze doniczki. Nie ma znaczenia, jaka
jest pora roku i dnia, przesadza, co chce i kiedy chce i to wszystko rośnie.
Obawiamy się, że w tym nowym mieszkaniu będzie trzeba przemieszczać się z maczetą.
Ojciec został już poinformowany, że jego pokój także zostanie ukwiecony.
-
Tato, a gdzie będzie pies w tym nowym domu?
-
Wymości sobie posłanie w krzakach u matki w pokoju.
Mamy
sporo zabawy z tym nowym miejscem, bo ona bezustannie o tym myśli. Wystarczy
zadzwonić.
-
Dzień dobry, dzwonię z budowy. Czy pani wybiera niebieski gumolit do kuchni czy
zielony?
-
Jak gumolit?
-
Na podłogę do kuchni.
-
Ojej, ale to do niczego nie będzie pasowało.
-
Co za różnica jak i tak wszystko zajdzie grzybem z garażu.
-
Przestań mnie denerwować, bo powiem ojcu!
Żeby
uniknąć ciągłych pytań tato znosi do domu wszelkie ulotki, katalogi
wnętrzarskie i reklamy sklepów i wyposażeniem. Zdzisława skrupulatnie ogląda.
Ostatnio przyniósł jej nawet katalog drzwi, choć te już są wybrane. Matka
przejęta oglądała kredowy, błyszczący papier i kiedy natknęła się na trzy
propozycje, zaprezentowane obok siebie trochę się zdziwiła.
-
Waldek, ale każdy front jest inny i po co w szafie klamki?
Telefony
znosi także reszta rodziny, ale nas zadręcza tylko w godzinach dziennych.
-
Synek, a jaki balkon tam będzie wielki.
-
Wiem, super.
-
Będę sobie z tatą siedziała i będziemy grali w warcaby.
-
W życiu z ojcem nie grałaś w warcaby.
-
Bo nie miałam takiego balkonu.
Czasami
zdarzają się jednak telefony błogim świtem.
-
Śpisz?
-
Nie a co się stało?
-
Tam jeszcze tyle rzeczy trzeba będzie kupić.
-
Mamo, to za pół roku. Wszystko masz ustalone.
-
Nie wszystko.
-
Nad czym się dzisiaj zastanawiasz?
-
Nad łazienką.
-
Znasz już kafelki, umywalka i sedes już jest…
-
Ale trzeba kupić papier toaletowy i zapach.
Moja
Siostra zabrała Zdzisławę w celach rozrywkowych do Ikea. Spędziły tam kilka
godzin oglądając każdy kubek, tkaninę i obraz. Po całym dniu matka wracając
stwierdziła, że nic tam nie ma. Ciężko jej dogodzić.
Nadal
nie zgłębiła jeszcze bogactwa Internetu i jak jej ostatnio pokazałem, że tam są
wszystkie katalogi z firanami to siedziała przed monitorem trzy godziny. Teraz
ojciec klika. Na szczęście nie odkryła jeszcze stron z wirtualnym urządzaniem
wnętrz i malowaniem ścian, bo tato zwariuje.
Mnie
przypadło znalezienie stołu, bo mam w Warszawie większy wybór. Jak jakiś
zobaczę to dzwonię i opisuje.
-
Mamo, jest stół.
-
Mów.
-
Jasne drewno, surowe, można pomalować.
-
Duży?
-
Taki chyba tradycyjny.
-
Ile krzeseł?
-
Są cztery, ale można jeszcze dokupić dwa i będzie na sześć osób.
-
Za mały, szukaj takiego na dwanaście.
-
A co ty będziesz konferencje przy nim urządzała?
-
Na wigilii się nie zmieścimy.
-
To jest raz w roku, zastawisz pół pokoju.
-
Powiedziałam na dwanaście.
Wsparcia szukałem u siostry.
-
Izka matka mi każe kupić stół na dwanaście osób.
-
Już się poddałam, dopóki nie rozwala ścian to nic nie mówię.
-
Tam będzie cyrk.
-
Pomyśl o tym, że jak teraz ściągamy buty na klatce schodowej, to w tym nowym
chyba już na chodniku będzie folia.
Trochę
jednak nam szkoda tego mieszkania, bo kawał życia i wspomnień tam zostaje. Dla
mnie to całe dzieciństwo, które już częściowo znacie. Zdzisława na przemian
cieszy się i płacze nad tym miejscem, ale pocieszeniem jest to, że jej
najlepsza koleżanka z bloku także się przeprowadza i zamieszkają bardzo blisko
siebie.
P.S.
Wiecie, że Krysia, żona Henia z Tesco jest w ciąży?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz