Jadę
pod górę krętą wąską drogą. Jadę na rowerze z okrągłą przyczepką. To autostrada
rowerowa, jestem na południu u naszych zachodnich sąsiadów. Mijają mnie
zjeżdżający z góry rowerzyści, wszyscy jedziemy bardzo szybko.
Podjeżdżam
pod górę, mój rower zamienia się w samochód, któremu nie działa ręczny. Na skrzyżowaniu
trafiam na czerwone. Zaczynam się staczać, droga się rozszerza, ale zbliża się
jakaś wyrwa w jezdni. Rozpędzone auto, tyłem wjeżdża w dziurę, wybija się i
podrzuca go wprost na gałąź wielkiego drzewa.
Ja już
w tym czasie stoję pod drzewem i zastanawiam się jak zdejmę go z gałęzi, bo nie
jest moje, tylko koleżanki ze studiów. Klik. Jesteśmy w akademiku w Warszawie z
korytarzami jak w szpitalu, niebieska lamperia olejna, żółtawe światło. Wszyscy
rozmawiają o tym jak zdjąć samochód z drzewa, przychodzi koleżanka –
właścicielka i mówi, że spoko, bo jest ubezpieczony od takich rzeczy i w ogóle fajnie
tam wygląda.
Przewracam
się na drugi bok. Otwieram oko, kanapa Beddinge lovas, stolik Lack, dywan
Gislev. Ikea, Jestem u siebie. Odpływam natychmiast.
Biegnę
goniąc Piotrka, kolegę z dzieciństwa. Lecimy po trawie otaczającej kaliski
basen w centrum parku. Jest gorąco, rozgrzany trawnik parzy nam gołe stopy. Dobiegamy
do ślizgawki, wskakujemy na strumień wody. Zjeżdżalnia rozpada się zaraz za
nami, każdy jej element odpada jak tylko zdążymy go pokonać. Ludzie przed nami
zabierają dzieci w popłochu, bo bardzo pędzimy. Spadamy do zimnej wody, kiedy
wynurzamy głowy, ślizgawka stoi cała, chcemy jeszcze, ale nie wiemy jak do niej
dojść.
Znowu
stąpamy po gorących kafelkach, żeby dobiec do blondynki z papierosem, która
grabi trawnik, stoi tyłem do nas.
- Przepraszam, jak możemy się dostać do ślizgawki?.
- You have to go
to the gate.
Odpowiada nam Sarah
Jessica Parker.
Trochę
oszołomiony otwieram oko, poprawiam poduszkę (Gossa Vadd) i zasypiam na nowo.
Siedzę
w kuchni, naszego starego mieszkania i mama, w przeskalowanej fryzurze tłumaczy
mi, że jak bardzo będę się starał to pojadę na olimpiadę i będę rzucał wężem
ogrodowym. Zdecydowanie pocieszony tą informacją wychodzę na podwórko. Schodzę po
schodach, ręką podpierając się o ściany pomalowane wałkiem nadającym im wzór
winogron. Jednak schodzenie trwa zdecydowanie za długo, więc na wysokości
trzeciego piętra postanawiam sfrunąć. Staje na parapecie, rozkładam szeroko
ręce i sfruwam do kolegów na trzepaku, zataczam duże koła zanim do nich trafię
i podziwiam komin zakładu w którym pracował mój tato.
Siedzimy
na trzepaku i rozmawiamy o tym, że jutro wszyscy polecimy nad jezioro. Marlena chce
grać w palanta, ale nas jednak zajmuje temat grzyba na ścianie jaki pojawił się
w piwnicy i o tym, że masło roślinne jest super do kanapek.
Z jakich
plików cookies korzysta mój mózg, że później wyświetla mi takie obrazy na
powiekach?.
Nie mam pojęcia.
Zwariowany tydzień, co? ;]
OdpowiedzUsuń