wtorek, 18 czerwca 2013

THE JETSONS


            Pierwsze zetknięcie z komputerem miałem na zajęciach informatycznych w podstawówce. Nikt jeszcze wtedy nie miał w domu kompa, więc uczyliśmy się informatyki zapisując w zeszytach znaczenia klawisza F,1 itp. W każdym komputerze przy którym siedziała trójka dzieci był ustawiony wygaszacz, który w Windows nazywa się chyba „mleczna droga”. Kiedy jakieś dziecko za długo nie klikało to się włączał. Wołali wtedy do nauczyciela odsuwając się od monitora: Proszę pana, znowu kosmos.

            Teraz też nie za bardzo jestem biegły w obsłudze nowych technologii, ale jakoś sobie radzę. Istnieje jednak ogromna różnica w biegłości związana z wiekiem. Każde kolejne pokolenie żyje już „bardziej” w tym „nowym świecie” i przychodzi im to naturalnie. Ja jestem lepszy od mojej matki i nabijam się jak mówi, że komputer się grzeje, albo jak ojciec jeździ telefonem po stole i myśli, że to mysz. Ze mnie znowu łacha drą moi siostrzeńcy. Kiedy kupiłem sobie nowego kompa i każdy klawisz wciskałem z chirurgiczną precyzją przyjechał do mnie Bartek. Stanąłem nad nim i zacząłem: tu się włącza Bartuś, a tu sobie klikasz…

            Popatrzył tylko na mnie dziwnie i jak zaczął śmigać po klawiaturze to wyszedłem, żeby się nie kompromitować. Zresztą nauczył mnie kilku skrótów i bajerów.

            Jednym z moich współlokatorów był informatyk. Kiedy on dotykał mojego kompa w ogóle nie patrzyłem, bo tempo było zawrotne. Zarówno tego, co działo się na klawiszach, jaki na pulpicie. Kiedy robił mi prezent na urodziny (film z moimi zdjęciami) złamał moje tajne hasło, żeby dostać się do urządzenia. Jak powiedział: nie było to trudne. Wiedział, że wówczas wszystkie moje hasła to były nazwy żarcia.

            Od dziecka miałem też fioła na punkcie plecaka ze śmigłem, jaki miał Adaś Niezgódka z Pana Kleksa w kosmosie. Zresztą to moje największe marzenie, latam w każdym śnie. Może stąd studia i hobby związane z samolotami?.

            Kilka dni temu odwiedziłem salon mojego operatora komórkowego celem odebrania nowego aparatu i jak się okazało, dodatkowo tableta. Trafił mi się bardzo uprzejmy pan, który na najgłupsze nawet pytania dotyczące obsługi reagował spokojnie. Wszystko kompetentnie tłumaczył, nie spieszył się i wyjaśniał tak długo aż zrozumiałem. Musiałbym tam jednak siedzieć z nim ze dwa tygodnie, żeby wszystko ogarnąć w tej materii, więc część rzeczy muszę odkryć sam. Zaskakują mnie te urządzenia każdego dnia.

            Zaczęło się, kiedy jeszcze siedziałem w salonie. Kiedy podał mi nowy telefon i go włączyłem, wyświetliło się: „Łukasz zaprasza cię do znajomych na czacie”. Skąd Łukasz wiedział, że mam już taki sprzęt, nie wiem?. Zagadka. Po przyjściu do domu zalogowałem się w obu urządzeniach, zarówno konfigurując maila jak i facebooka i fanpejdż bloga. Boże jak to wszystko zaczęło migać.

            Okazało się, że każda z tych rzeczy jakoś łączy się z pozostałymi i teraz jak chce zadzwonić do matki, to muszę się zdecydować czy chce połączenie wideo, telefoniczne, na facebooku, mailowe czy jak mówi Zdzisława na Skajpel. Nawet nie wiedziałem, że moja matka ma maila a mój telefon już wie. Skajpel zresztą jest bardzo fajny w telefonie, bo możesz pokazywać rozmówcy gdzie akurat jesteś bez konieczności noszenia ze sobą laptopa np. po starówce.

            Kiedy tak sobie to wszystko ustawiałem wyświetlił się jakiś nowy bąbelek. Kliknąłem na to: „Cześć co to za nowy telefon?”. Odezwał się głos Adama.

            Rzuciłem go na łóżko, telefon, nie Adama. I schowałem się w łazience, bo chodziłem po domu w gatkach. Nie wiedziałem czy skoro może do mnie mówić nie dzwoniąc to przypadkiem mnie nie widzi?. Dla pewności włożyłem koszulkę. Okazało się, że są to jakieś maile głosowe czy coś.

            Później zastanawiałem się, co takiego jeszcze do niego ściągnąć. Przypomniał mi się Instagram. Każdy z tego publikuje zdjęcia, nie będę gorszy. Zainstalowałem, zrobiłem fotkę tak jak siebie widziałem leżąc, czyli nóg w gatkach, ale usunąłem. Kliknąłem na paczkę fajek na stole i za chwilę przyszła wiadomość, że Basia lubi moje zdjęcie w Instagram. Myślałem, że to tylko aplikacja do robienia fotek a nie cały portal, więc gratulowałem sobie, że wcześniejszą fotkę skasowałem. Mogłaby się Basi nie spodobać.

            Na drugi dzień zaszedłem do Szpary, która telefon taki ma od dawna i pokazała mi, że on ma dwa dodatkowe przyciski, które powodują, że nie trzeba za każdym razem wychodzić ze wszystkiego i wchodzić na nowo. Bardzo to ułatwiło obsługę. Codziennie odkrywam nowe rzeczy. Najgorzej jest, kiedy przyjdzie mail, bo klika najpierw komputer, później telefon i na końcu tablet. Muszę pamiętać o wyciszaniu tych urządzeń na noc.

            Moje poranki wyglądają ostatnio jak ulubiona bajka z dzieciństwa. Elroy Jetson z Pragi, lub jak wyświetla mój telefon, z Pragi South. Wstaje rano, wyłączam budzik dotknięciem wyświetlacza. Czasami jeszcze mi się myli i z rozpędu jeżdżę palcem po monitorze laptopa, ale coraz rzadziej. Idąc do łazienki włączam czajnik i opiekacz. Zęby myje elektryczną szczotką. Do roweru montuje światełka z przodu i z tyłu, programuje licznik, który pokazuje kilometry, prędkość i czas. Gdyby była taka konieczność mogę skorzystać także z nawigacji. Rowerem dojeżdżam do autobusu (zakaz na trasie Łazienkowskiej). Przyjeżdża hybrydowy (a jakże) z klimatyzacją. Zbliżam swoją kartę do czytnika i mam czas na sprawdzenie facebooka i maila w telefonie. Mogę także się zameldować na facebooku, gdyby ktoś jednak nie wiedział gdzie jestem, co nierzadko czynię. Przesiadka na rower i po pięciu minutach jestem na siłowni. Kolejna karta zbliża się do czytnika. Dzień dobry panie Jakubie, pani z recepcji dzięki niej wie jak mam na imię. Wchodzę na bieżnie, elektryczną, bo gdzieżby Elroy po lasach ganiał. Poza telewizorkiem wmontowanym w pulpit mogę także obserwować swój puls, krokomierz a nawet spalane kalorie. Dodatkowo przez cały ten czas z słuchawek sączy mi się dostosowany do nastroju zestaw muzyki.

            Do pełnego spełnienia marzeń brakowało mi tylko tego plecaka z Pana Kleksa, albo latania w innej postaci. Ułatwiło mi to również bardzo zaawansowane technologicznie BMW waląc w mój rower w ostatni czwartek. Przeleciałem dwa pasy jezdni jak na skrzydłach. Pracownia RTG w szpitalu na Szaserów skądinąd też szalenie nowoczesna.  

1 komentarz:

  1. A ja naprawdę czytam w Czechach. Do kolekcji: Gucwiński mawiał - majou takou zdolnośśś pokarmowou. Nashle.

    OdpowiedzUsuń