Pierwsze zetknięcie z komputerem
miałem na zajęciach informatycznych w podstawówce. Nikt jeszcze wtedy nie miał
w domu kompa, więc uczyliśmy się informatyki zapisując w zeszytach znaczenia
klawisza F,1 itp. W każdym komputerze przy którym siedziała trójka dzieci był
ustawiony wygaszacz, który w Windows nazywa się chyba „mleczna droga”. Kiedy
jakieś dziecko za długo nie klikało to się włączał. Wołali wtedy do nauczyciela
odsuwając się od monitora: Proszę pana, znowu kosmos.
Teraz
też nie za bardzo jestem biegły w obsłudze nowych technologii, ale jakoś sobie
radzę. Istnieje jednak ogromna różnica w biegłości związana z wiekiem. Każde
kolejne pokolenie żyje już „bardziej” w tym „nowym świecie” i przychodzi im to
naturalnie. Ja jestem lepszy od mojej matki i nabijam się jak mówi, że komputer
się grzeje, albo jak ojciec jeździ telefonem po stole i myśli, że to mysz. Ze
mnie znowu łacha drą moi siostrzeńcy. Kiedy kupiłem sobie nowego kompa i każdy
klawisz wciskałem z chirurgiczną precyzją przyjechał do mnie Bartek. Stanąłem
nad nim i zacząłem: tu się włącza Bartuś, a tu sobie klikasz…
Popatrzył
tylko na mnie dziwnie i jak zaczął śmigać po klawiaturze to wyszedłem, żeby się
nie kompromitować. Zresztą nauczył mnie kilku skrótów i bajerów.
Jednym
z moich współlokatorów był informatyk. Kiedy on dotykał mojego kompa w ogóle
nie patrzyłem, bo tempo było zawrotne. Zarówno tego, co działo się na klawiszach,
jaki na pulpicie. Kiedy robił mi prezent na urodziny (film z moimi zdjęciami)
złamał moje tajne hasło, żeby dostać się do urządzenia. Jak powiedział: nie
było to trudne. Wiedział, że wówczas wszystkie moje hasła to były nazwy żarcia.
Od
dziecka miałem też fioła na punkcie plecaka ze śmigłem, jaki miał Adaś
Niezgódka z Pana Kleksa w kosmosie. Zresztą to moje największe marzenie, latam
w każdym śnie. Może stąd studia i hobby związane z samolotami?.
Kilka
dni temu odwiedziłem salon mojego operatora komórkowego celem odebrania nowego
aparatu i jak się okazało, dodatkowo tableta. Trafił mi się bardzo uprzejmy
pan, który na najgłupsze nawet pytania dotyczące obsługi reagował spokojnie. Wszystko
kompetentnie tłumaczył, nie spieszył się i wyjaśniał tak długo aż zrozumiałem. Musiałbym
tam jednak siedzieć z nim ze dwa tygodnie, żeby wszystko ogarnąć w tej materii,
więc część rzeczy muszę odkryć sam. Zaskakują mnie te urządzenia każdego dnia.
Zaczęło
się, kiedy jeszcze siedziałem w salonie. Kiedy podał mi nowy telefon i go
włączyłem, wyświetliło się: „Łukasz zaprasza cię do znajomych na czacie”. Skąd Łukasz
wiedział, że mam już taki sprzęt, nie wiem?. Zagadka. Po przyjściu do domu
zalogowałem się w obu urządzeniach, zarówno konfigurując maila jak i facebooka
i fanpejdż bloga. Boże jak to wszystko zaczęło migać.
Okazało
się, że każda z tych rzeczy jakoś łączy się z pozostałymi i teraz jak chce
zadzwonić do matki, to muszę się zdecydować czy chce połączenie wideo,
telefoniczne, na facebooku, mailowe czy jak mówi Zdzisława na Skajpel. Nawet nie
wiedziałem, że moja matka ma maila a mój telefon już wie. Skajpel zresztą jest
bardzo fajny w telefonie, bo możesz pokazywać rozmówcy gdzie akurat jesteś bez
konieczności noszenia ze sobą laptopa np. po starówce.
Kiedy
tak sobie to wszystko ustawiałem wyświetlił się jakiś nowy bąbelek. Kliknąłem na
to: „Cześć co to za nowy telefon?”. Odezwał się głos Adama.
Rzuciłem
go na łóżko, telefon, nie Adama. I schowałem się w łazience, bo chodziłem po
domu w gatkach. Nie wiedziałem czy skoro może do mnie mówić nie dzwoniąc to
przypadkiem mnie nie widzi?. Dla pewności włożyłem koszulkę. Okazało się, że są
to jakieś maile głosowe czy coś.
Później
zastanawiałem się, co takiego jeszcze do niego ściągnąć. Przypomniał mi się
Instagram. Każdy z tego publikuje zdjęcia, nie będę gorszy. Zainstalowałem,
zrobiłem fotkę tak jak siebie widziałem leżąc, czyli nóg w gatkach, ale
usunąłem. Kliknąłem na paczkę fajek na stole i za chwilę przyszła wiadomość, że
Basia lubi moje zdjęcie w Instagram. Myślałem, że to tylko aplikacja do
robienia fotek a nie cały portal, więc gratulowałem sobie, że wcześniejszą
fotkę skasowałem. Mogłaby się Basi nie spodobać.
Na drugi
dzień zaszedłem do Szpary, która telefon taki ma od dawna i pokazała mi, że on
ma dwa dodatkowe przyciski, które powodują, że nie trzeba za każdym razem
wychodzić ze wszystkiego i wchodzić na nowo. Bardzo to ułatwiło obsługę. Codziennie
odkrywam nowe rzeczy. Najgorzej jest, kiedy przyjdzie mail, bo klika najpierw
komputer, później telefon i na końcu tablet. Muszę pamiętać o wyciszaniu tych
urządzeń na noc.
Moje
poranki wyglądają ostatnio jak ulubiona bajka z dzieciństwa. Elroy Jetson z Pragi,
lub jak wyświetla mój telefon, z Pragi South. Wstaje rano, wyłączam budzik
dotknięciem wyświetlacza. Czasami jeszcze mi się myli i z rozpędu jeżdżę palcem
po monitorze laptopa, ale coraz rzadziej. Idąc do łazienki włączam czajnik i
opiekacz. Zęby myje elektryczną szczotką. Do roweru montuje światełka z przodu
i z tyłu, programuje licznik, który pokazuje kilometry, prędkość i czas. Gdyby
była taka konieczność mogę skorzystać także z nawigacji. Rowerem dojeżdżam do
autobusu (zakaz na trasie Łazienkowskiej). Przyjeżdża hybrydowy (a jakże) z
klimatyzacją. Zbliżam swoją kartę do czytnika i mam czas na sprawdzenie
facebooka i maila w telefonie. Mogę także się zameldować na facebooku, gdyby
ktoś jednak nie wiedział gdzie jestem, co nierzadko czynię. Przesiadka na rower
i po pięciu minutach jestem na siłowni. Kolejna karta zbliża się do czytnika. Dzień
dobry panie Jakubie, pani z recepcji dzięki niej wie jak mam na imię. Wchodzę na
bieżnie, elektryczną, bo gdzieżby Elroy po lasach ganiał. Poza telewizorkiem
wmontowanym w pulpit mogę także obserwować swój puls, krokomierz a nawet
spalane kalorie. Dodatkowo przez cały ten czas z słuchawek sączy mi się
dostosowany do nastroju zestaw muzyki.
Do pełnego
spełnienia marzeń brakowało mi tylko tego plecaka z Pana Kleksa, albo latania w
innej postaci. Ułatwiło mi to również bardzo zaawansowane technologicznie BMW
waląc w mój rower w ostatni czwartek. Przeleciałem dwa pasy jezdni jak na
skrzydłach. Pracownia RTG w szpitalu na Szaserów skądinąd też szalenie
nowoczesna.
A ja naprawdę czytam w Czechach. Do kolekcji: Gucwiński mawiał - majou takou zdolnośśś pokarmowou. Nashle.
OdpowiedzUsuń