Zdzisława mi powiedziała, że na
swoje pierwsze urodziny wyjąłem książkę. Kiedyś to zwiastowało, że dziecko
będzie pisarzem. Coś w tym musi być, bo choć dopiero w wieku lat trzydziestu,
to jednak odkryłem, że pisanie (wprawdzie bloga) jest bardzo przyjemne.
Przez
ten cały rok wydarzyło się mnóstwo fajnych rzeczy. Nigdy nie miałem specjalnie
oporów, żeby mówić o sobie. Nawet, jeśli miałbym się ośmieszyć, bo lubię jak
ludzie się śmieją, nawet wtedy, kiedy robią to ze mnie. Opowiadałem Wam o tym
jak występowałem u Jandy, co wyprawiałem w szkole i na studiach. O roku w
armii, który obfitował w kosmiczne sytuacje. Polubiliście Zdzisławę i mojego
Tate, zmagania z nadwagą i tolerowaliście wpisy mniej zabawne.
Najpierw
zaskakiwało mnie to skąd ludzie otwierają stronę bloga. Dostaje raporty o tym,
kto i skąd go czyta. Z jakiego korzysta komputera, ile ma lat, w jakim loguje
się mieście, albo jaki ma telefon. Pojawiały się Indie i Australia i
zastanawiało mnie jak oni to czytają?. Później ktoś mi wyjaśnił, że firmy mają
serwery w różnych miejscach i to, że wyświetla się Argentyna może oznaczać, że
czytelnik jest na Żoliborzu, albo w Radomiu. Choć znam takich, którzy naprawdę
czytają mnie w Anglii, Francji, Ameryce czy Czechach.
Na
początku nie zdawałem sobie sprawy z tego zasięgu i skromnie wyznam, że
zaskoczyło mnie jak mnie odebraliście. Myślałem, że bezkarnie mogę sobie
wypisywać wszystko bez konsekwencji, aż na jakiejś imprezie laska stojąca obok
na papierosie powiedziała po czyjejś historii: - zupełnie jak u ciebie w
wojsku. Zastanowiło mnie najpierw skąd ona to wie, w wojsku ze mną nie była?, Aż
dotarło do mnie, że mam tak jakby grupę znajomych, których nigdy nie widziałem
a wiedzą o mnie wszystko.
Bliscy
też nie zostali oszczędzeni. Wieść o blogu rozniosła się w stronach rodzinnych
i siostra z matką nie mogą uniknąć komentarzy wychodząc przed blok z psem. Jak
wyobrażę sobie liczbę czytających na żywo to moglibyśmy już razem zrobić niezły
bal.
Zaczęło
się od wpisu na facebooku dotyczącym Muzeum Narodowego. Leżałem w łóżku i Monia
napisała do mnie: - Bloga powinieneś pisać. Nie trzeba mi było dwa razy mówić,
pięć minut później już był. Niestety nazwa została także wymyślona równie
szybko. Okazało się później, że blogów o takiej nazwie jest w Polsce kilkaset a
teraz na zmianę już za późno.
Dostałem
przez ten rok mnóstwo maili, po wypadku było apogeum. Ciężarne pisały, że
płaczą, Dresy, że obiją mi łeb. Były propozycje wspólnych wakacji, kolacji a
nawet randek. Jeden fan- mail posłużył mojej siostrze do wytłumaczenia swojej
córce jak nierealna jest książka „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, bo jak
powiedziała: realia masz u wujka. Z grzeczności nie przytoczę treści.
Dzięki
uprzejmości Maćka Nowaka dwa razy cytowała mnie Wyborcza. Kilka razy portale
lotnicze i fanpejdże biur podróży. Od tej niespodziewanej popularności zacząłem
się kontrolować wymieniając nazwiska znajomych. Nie mniej jednak zasady mojego
pisania do Was się nie zmieniły. Nie zmyślam, jak czegoś nie mogę opisać jak
było po prostu o tym nie piszę. Dopiero raz osądzono mnie o kłamstwo i później
zostało to sprostowane, miałem rację. Pojawił się tylko jeden hejter, który
niestety swój wpis wykasował. Szkoda, bo przez to blog był bardziej ludzki. W
słodzenie nikt nie wierzy. Pisze, kiedy mam na to ochotę i opisuje, co tylko
chcę. Nie ma ustalonych terminów i tematów. Choć dostawałem maile o treści:
„zakłóca mi pan rytm pracy, proszę pisać, co trzeci dzień, bo mi żona każe w
piątek sprzątać a tak to czyta ze mną.”.
Jest
jeszcze bardzo dużo rzeczy, o których chciałbym Wam opowiedzieć. Sporo rzeczy
mnie wkurza (reklama plastra na katar), bawi (kiedy Gucwińska mówiła: „Krokodyl
posługuje się drugo powieko zwano migawko”). Mam marzenia, spotykam nowe osoby
i odwiedzam nowe miejsca. Mój wypominany przez matkę słomiany zapał nijak ma
się do pisania, bo ciągle mi się chce.
Pojawiła
się niestety ostatnio bardzo absorbująca mnie czynność i będę musiał na chwile
zniknąć. Nie będę pisał najwyżej miesiąc. Mam nadzieje, że poczekacie na mnie i
będziecie tu jak tylko się ogarnę.
Bardzo
Wam za ten rok dziękuję. Za podzielanie poczucia humoru, komentarze, lajki.
Kuba.
p.s.
Przepraszam wszystkich, którzy zostali już opisani a
jeszcze o tym nie wiedzą. Mam nadzieję, że będziecie mi nadal mówić „cześć” na
mieście.
Dobra! Załatwiaj te swoje sprawy i wracaj
OdpowiedzUsuńUmówmy się na 2 tygodnie, ok? Bo nie tylko ten facet, co mu żona już teraz codziennie sprzątać każe, się zapłacze!
OdpowiedzUsuńjednak chyba miesiąc. bardzo przepraszam.
Usuńw Barcelonie tez czytam... i tez przez Monike... nie wiem czy ta sama, ale co za róznica...
OdpowiedzUsuńpozdro.es
Karol