sobota, 13 kwietnia 2013

LEPSZE WŁOSY Z ŁUPIEŻEM NIŻ ŁUPIEŻ BEZ WŁOSÓW


            Żaden inny twór naskórka nie jest przez nas tak pedantycznie pielęgnowany. Nie cieszą nas długie zakręcone paznokcie u nóg i zapocone pachy. Nawet do samej skóry nie ma chyba tylu kosmetyków ile mamy do pielęgnacji włosów!.

            Są inspiracją dla twórców, bo któż z nas nie zna przynajmniej kilku utworów, których bohaterem są włosy?. Wspomnę choćby: „kwiaty we włosach potargał…”, „miała włosy niczym heban, kastaniety blisko nieba…”, „jego dżins i mej bluzki biel zwarły się w tangu wnet we włosy miał wtarty żel…”, czy znany wszystkim szlagier „wiła wianki i wrzucała je do falującej włosy…”. Nie mówiąc już o hitach Włoskich.

            Ludowe powiedzenia i przysłowia też pełne są owłosienia. Włos jeży nam się na głowie. Są rzeczy warte funta kłaków. Włos można dzielić na czworo a nawet brać kogoś pod niego. Coś może na włosku wisieć, komuś może on z głowy spaść. Mogą nam osiwieć, możemy rwać je z głowy, albo zwyczajnie kogoś za kudły wytargać.

                        Na głowie mamy ich około stu pięćdziesięciu tysięcy. To znaczy Wy macie, bo mi wyszły. Rosną wolno, dwanaście centymetrów na rok, niemniej jednak rosną. Traktowane przez niektórych (zwłaszcza kobiety) jak zęby. Boją się eksperymentowania z włosami, bo myślą, że już nigdy im nie odrosną. Zresztą nawet zęby już można sobie wprawiać, choć nie odrastają.

            Ja swoich nie mam właśnie przez eksperymenty. Przez całą szkołę średnią farbowałem się raz w tygodniu po to żeby w poniedziałek na zajęciach zaskoczyć nowym kolorem. Przeszedłem wszystkie możliwe barwy tęczy. Kiedy już zaczęło brakować dla mnie farb zdarzało się, że jakaś profesorka mówiła:

- Co ty Jakub, ten sam kolor drugi tydzień?.
- To jest inny odcień zieleni pani profesor – odpowiadałem.

            Raz miałem włosy dokładnie w kolorze swojej pościeli i Zdzisława trzy razy wchodziła do pokoju, bo nie mogła mnie znaleźć. Do matury ustnej miałem czerwone, do pisemnej czarne. Te czarne zresztą nie z własnego wyboru. Przy czerwonych kazali nam akurat zrobić zdjęcia do świadectwa. Wiedziałem, że ciężko będzie dostać się na jakieś studia z czerwonym łbem, więc postanowiłem ufarbować się na jakiś ludzki. Wybrałem brązowy. Pomagał mi szwagier, który jak zdjął mi z głowy ręcznik powiedział: wyglądasz jak moja matka. Kolory się pomieszały i miałem fioletowe. Pobiegłem do sklepu raz jeszcze i nabyłem czarny. Ten wyszedł już idealnie, ale miałem spore zakola i ten heban na głowie powodował, że wyglądałem jak myszka Micky. Pozostało łeb ogolić na zero.

            Kiedy nasz wychowawca odebrał od nas zdjęcia trochę krzyczał:

- Czy wy jesteście niepoważni?, jeden tylko włożył garnitur, reszta jak na dyskotekę. Sobucki nie dość, że łeb ogolił na zero to jeszcze ubrał różową koszulkę. Jak ochroniarz na Kinder balu!.

            Tyle stresu było z tym farbowaniem, że zapomniałem o ciuchach. Takie mam teraz świadectwo maturalne.

            Ja zresztą nie mam łatwo z owłosieniem. Wszędzie tam gdzie być powinno to nie mam za to bujnie rośnie tam gdzie nie chce. Nogi mam łyse i zawsze mnie pytają na basenie czy golę. Otóż nie golę. Golę za to plecy, bo jak połączą się dywanem na brzuchu i cycach to przy gołym łbie i nogach wyglądałbym jak wata na patyku.

            Moja matka też eksperymentowała z włosami. Jak odkryła perhydrol to chciała utlenić sobie nim grzywkę. Efekt miał być na Kozidrak, ale wyszło inaczej. Właściwie całkiem wyszło, bo grzywka została na grzebieniu. Odkryła za to talent do robienia płukanek i wszystkie jej koleżanki chodziły w fioletowych włosach. Doskonale pamiętam jak przyszła do niej kiedyś pani która mieszkała pod nami. Sąsiadka nie była zamożną osobą i chciała przyoszczędzić na fryzjerze, więc przyszła po pomoc do sąsiadek. Fryz był jej niezbędny, bo szła na komunie do wnuczka. Zdzisława razem z ciocią Zuzią z parteru postanowiły jej pomóc. Najpierw ją uczesały a później nakładały te kolory. Pamiętam tę rozmowę doskonale bo siedziałem wtedy w kuchni na podłodze.

- Teresa będziesz miała kolor pasujący do bluzki.
- Ale mam globus uczesany, jak gwiazda.
- A temu dziecku co dasz?.
- Ochmena.
- Co to jest?.
- Muzyka na słuchawki.

            Ja też kiedyś myślałem, że jak umiem się ufarbować to i obcinanie nie będzie problemem. Siedziałem wieczorem u koleżanki która rozpaczała, że nie ma czasu iść do fryzjera.

- Daj ja ci obetnę.
- A umiesz?.
- Pewnie, co to za filozofia?.
- To ja idę po nożyczki i zrobię jeszcze po drinku.

            Okazuje się, że na mokro włosy zawsze wyglądają na dłuższe. Po kilku drinkach równałem raz od prawej raz od lewej. Rano miała jeżyka nad czołem a dalej długie, jak Limahl.

            Za to odkryła spinki.

            Moja siostra raczej uważała na swoje włosy. Nie uważały za to inne dzieci, bo jak kilka dni przed swoją komunią pobiła się (przeze mnie) z dziewczyną która teraz pracuje u nas w warzywniaku, to ta wyrwała jej spory placek na środku. Zdzisława plątała na głowie tę koafiurę, żeby jakoś poszła. Rezultat przykryto bujnym wiankiem.

            Tato eksperyment zrobił raz jak dał się namówić, żeby zapuścić włosy. Zgodził się jednak tylko z tyłu bo z przodu nie lubi. W połączeniu z wąsami wyglądało to tak, że sam do dzisiaj się rumieni, bo mamy fotki. Pół roku to trwało. Jak Cygan bez tamburyna.

            Włosy są naprawdę bardzo ważne, dlatego zachęcam Was do eksperymentów. Na razie wirtualnie. Ja już się bawię. Skoro Gessler może już wyglądać jak Villas, Tośka Krzysztoń od lat nosi mop na głowie a na rynku pojawiło się coś co nazywa się „suchy szampon” to się bawmy.

















1 komentarz: