Żaden inny twór naskórka nie jest
przez nas tak pedantycznie pielęgnowany. Nie cieszą nas długie zakręcone
paznokcie u nóg i zapocone pachy. Nawet do samej skóry nie ma chyba tylu
kosmetyków ile mamy do pielęgnacji włosów!.
Są inspiracją
dla twórców, bo któż z nas nie zna przynajmniej kilku utworów, których bohaterem
są włosy?. Wspomnę choćby: „kwiaty we włosach potargał…”, „miała włosy niczym
heban, kastaniety blisko nieba…”, „jego dżins i mej bluzki biel zwarły się w
tangu wnet we włosy miał wtarty żel…”, czy znany wszystkim szlagier „wiła
wianki i wrzucała je do falującej włosy…”. Nie mówiąc już o hitach Włoskich.
Ludowe
powiedzenia i przysłowia też pełne są owłosienia. Włos jeży nam się na głowie. Są
rzeczy warte funta kłaków. Włos można dzielić na czworo a nawet brać kogoś pod
niego. Coś może na włosku wisieć, komuś może on z głowy spaść. Mogą nam
osiwieć, możemy rwać je z głowy, albo zwyczajnie kogoś za kudły wytargać.
Na głowie mamy ich około stu
pięćdziesięciu tysięcy. To znaczy Wy macie, bo mi wyszły. Rosną wolno, dwanaście
centymetrów na rok, niemniej jednak rosną. Traktowane przez niektórych (zwłaszcza
kobiety) jak zęby. Boją się eksperymentowania z włosami, bo myślą, że już nigdy
im nie odrosną. Zresztą nawet zęby już można sobie wprawiać, choć nie
odrastają.
Ja swoich
nie mam właśnie przez eksperymenty. Przez całą szkołę średnią farbowałem się raz
w tygodniu po to żeby w poniedziałek na zajęciach zaskoczyć nowym kolorem. Przeszedłem
wszystkie możliwe barwy tęczy. Kiedy już zaczęło brakować dla mnie farb
zdarzało się, że jakaś profesorka mówiła:
-
Co ty Jakub, ten sam kolor drugi tydzień?.
-
To jest inny odcień zieleni pani profesor – odpowiadałem.
Raz
miałem włosy dokładnie w kolorze swojej pościeli i Zdzisława trzy razy
wchodziła do pokoju, bo nie mogła mnie znaleźć. Do matury ustnej miałem
czerwone, do pisemnej czarne. Te czarne zresztą nie z własnego wyboru. Przy
czerwonych kazali nam akurat zrobić zdjęcia do świadectwa. Wiedziałem, że
ciężko będzie dostać się na jakieś studia z czerwonym łbem, więc postanowiłem
ufarbować się na jakiś ludzki. Wybrałem brązowy. Pomagał mi szwagier, który jak
zdjął mi z głowy ręcznik powiedział: wyglądasz
jak moja matka. Kolory się pomieszały i miałem fioletowe. Pobiegłem do
sklepu raz jeszcze i nabyłem czarny. Ten wyszedł już idealnie, ale miałem spore
zakola i ten heban na głowie powodował, że wyglądałem jak myszka Micky. Pozostało
łeb ogolić na zero.
Kiedy
nasz wychowawca odebrał od nas zdjęcia trochę krzyczał:
- Czy wy
jesteście niepoważni?, jeden tylko włożył garnitur, reszta jak na dyskotekę. Sobucki
nie dość, że łeb ogolił na zero to jeszcze ubrał różową koszulkę. Jak ochroniarz
na Kinder balu!.
Tyle
stresu było z tym farbowaniem, że zapomniałem o ciuchach. Takie mam teraz
świadectwo maturalne.
Ja zresztą
nie mam łatwo z owłosieniem. Wszędzie tam gdzie być powinno to nie mam za to
bujnie rośnie tam gdzie nie chce. Nogi mam łyse i zawsze mnie pytają na basenie
czy golę. Otóż nie golę. Golę za to plecy, bo jak połączą się dywanem na
brzuchu i cycach to przy gołym łbie i nogach wyglądałbym jak wata na patyku.
Moja
matka też eksperymentowała z włosami. Jak odkryła perhydrol to chciała utlenić
sobie nim grzywkę. Efekt miał być na Kozidrak, ale wyszło inaczej. Właściwie całkiem
wyszło, bo grzywka została na grzebieniu. Odkryła za to talent do robienia
płukanek i wszystkie jej koleżanki chodziły w fioletowych włosach. Doskonale pamiętam
jak przyszła do niej kiedyś pani która mieszkała pod nami. Sąsiadka nie była
zamożną osobą i chciała przyoszczędzić na fryzjerze, więc przyszła po pomoc do
sąsiadek. Fryz był jej niezbędny, bo szła na komunie do wnuczka. Zdzisława razem
z ciocią Zuzią z parteru postanowiły jej pomóc. Najpierw ją uczesały a później
nakładały te kolory. Pamiętam tę rozmowę doskonale bo siedziałem wtedy w kuchni
na podłodze.
-
Teresa będziesz miała kolor pasujący do bluzki.
-
Ale mam globus uczesany, jak gwiazda.
-
A temu dziecku co dasz?.
-
Ochmena.
-
Co to jest?.
-
Muzyka na słuchawki.
Ja też
kiedyś myślałem, że jak umiem się ufarbować to i obcinanie nie będzie
problemem. Siedziałem wieczorem u koleżanki która rozpaczała, że nie ma czasu
iść do fryzjera.
- Daj ja ci
obetnę.
-
A umiesz?.
-
Pewnie, co to za filozofia?.
-
To ja idę po nożyczki i zrobię jeszcze po drinku.
Okazuje
się, że na mokro włosy zawsze wyglądają na dłuższe. Po kilku drinkach równałem
raz od prawej raz od lewej. Rano miała jeżyka nad czołem a dalej długie, jak
Limahl.
Za to
odkryła spinki.
Moja
siostra raczej uważała na swoje włosy. Nie uważały za to inne dzieci, bo jak
kilka dni przed swoją komunią pobiła się (przeze mnie) z dziewczyną która teraz
pracuje u nas w warzywniaku, to ta wyrwała jej spory placek na środku. Zdzisława
plątała na głowie tę koafiurę, żeby jakoś poszła. Rezultat przykryto bujnym
wiankiem.
Tato
eksperyment zrobił raz jak dał się namówić, żeby zapuścić włosy. Zgodził się
jednak tylko z tyłu bo z przodu nie lubi. W połączeniu z wąsami wyglądało to
tak, że sam do dzisiaj się rumieni, bo mamy fotki. Pół roku to trwało. Jak Cygan
bez tamburyna.
Włosy
są naprawdę bardzo ważne, dlatego zachęcam Was do eksperymentów. Na razie wirtualnie.
Ja już się bawię. Skoro Gessler może już wyglądać jak Villas, Tośka Krzysztoń
od lat nosi mop na głowie a na rynku pojawiło się coś co nazywa się „suchy
szampon” to się bawmy.
umarłem :)
OdpowiedzUsuń