czwartek, 10 stycznia 2013

AND THE OSCAR GOES TO…


            Dziś ogłoszenie nominacji do tegorocznych Oscarów. Wśród moich znajomych oglądanie ceremonii wręczania tych nagród, ma od kilku lat wyjątkową oprawę. Czerwony dywan i światła świecą tej nocy nie tylko w Kodak Theatre.

            Zaczęło się, jak zawsze przez przypadek. W roku 2004 mieszkałem przez jakiś czas z Dominikiem, który zawsze ogląda galę oscarową. Zna wszystkie smaczki, o tym, że na sali nie ma nigdy pustego miejsca, bo po bokach czekają statyści i jak tylko jakaś gwiazda wstaje, ktoś natychmiast zajmuje jej miejsce. Jednego roku do nagrody nominowana była ta tęga laska za (genialną) role w filmie Precious i jak wstała to na jej miejscu usiadły dwie osoby. Ale wracając do genezy. Ja zawsze dzień po wręczaniu czytałem rano w internecie, kto, za co dostał i sprawdzałem jak byli ubrani, ale D. tyle opowiadał o tym wydarzeniu, ze postanowiłem przesiedzieć z nim cała noc.

            Oby niczego nam nie zabrakło, zaopatrzyliśmy się we wszystko, na co tylko moglibyśmy mieć ochotę. Nie dysponując dostatecznie dużym stołem, zastawiliśmy jedzeniem cały dywan. Żeby wcale nie musieć wychodzić z pokoju, poza tortem, wędliną, serami i oczywiście alkoholem stał tam nawet toster na przedłużaczu . Głupio było siedzieć w dresie na takim wydarzeniu, więc spoglądając na telewizor sięgaliśmy, co chwila po dodatkowe rzeczy. Poza tym, że poowijaliśmy się w zasłony i nakrycia z łóżek, to na głowę na zawinięte ręczniki doczepialiśmy wszystko, co było błyszczące w zasięgu ręki. Po kilku godzinach imprezy do domu przyszedł trzeci, który tam wtedy mieszkał, ale komentarz na to, co zobaczył nie nadaje się do powtórzenia.

            Kiedy opowiadaliśmy znajomym jak fajnie można spędzić noc, żrąc i pijąc do rana na dywanie, wszyscy nam zazdrościli. D. postanowił zając się, więc organizacją tej imprezy kolejny raz, ale nadał temu większy rozmach i tak z roku na rok impreza ma coraz znakomitszą oprawę i gości z każdą kolejną przybywa więcej.

            Rozmach doszedł już tak daleko, że kiedy impreza przeniosła się na Mokotów, przed domem rozłożony był czerwony dywan, po bokach, którego ustawione były świece od bramy aż do drzwi a na końcu stroboskop, który w ciemności udawał fotografów. Imprezy te, z racji różnicy czasowej odbywają się bardzo późno, więc jest już kompletnie ciemno.

            Któregoś roku wychodziłem z siłowni i zaczepił mnie trener:

- Co to dzisiaj tak wcześnie, już wszystko zrobiłeś?
- Nie, ale dzisiaj nie mogę
- Imprezka jakaś?
- Tak, na Oscary się wybieram
- Serio, będziesz tam na tej gali?
- Aha.

            Co go będę z błędu wyprowadzał?, zresztą bardzo nie skłamałem. Było popołudnie, więc nawet jak dysponowałbym prywatnym samolotem, na tę prawdziwą bym nie zdążył, ale on na to nie wpadł.

            Tak, więc wyobraźcie sobie, jak zachowywali się przechodnie na Mokotowie, kiedy raz po raz podjeżdżały taksówki, z których wysiadali coraz to znamienitsi pasażerowie. Na jedno z przyjęć, którego tematem był „Gwiazdy czerwonego dywanu” jechałem, jako Slash z Guns n Roses, z plastikową gitarą w towarzystwie Julii Child, pod której czerwoną suknią i woalką ukryty był Artur. Dojeżdżaliśmy już na miejsce, kiedy zadzwonił mi telefon:

- Gdzie jesteście?
- Jeszcze kawałek, w połowie Puławskiej
- O to super
- Zaraz będziemy
- Wjedźcie na Statoil i kupcie chleb.

            Artur nie miał ochoty w balowej sukni wysiadać na stacji. Ja w afro na głowie też się nie pchałem, ale dyskusje przerwał taksówkarz i sam się zgłosił na ochotnika. Ludzie przyglądali się już pod domem, kto będzie wysiadał z kolejnej taksówki, żeby podkręcić atmosferę i trochę przez wstyd, każdy wysiadający krył twarz w dłoniach i mknął po czerwonym, wyścielonym chodniku prosto do domu. Tego roku temat był dość otwarty, więc z tych, co pamiętam to byli: Ja i Julia, Colin Farrell, Joker z Batmana, Michael Jackson, Liza Minelli i Marilyn Monroe, Bruce Willis, jakaś laska z Piratów z Karaibów i jeszcze inni, ale nie pamiętam ze zdjęć, co oznaczały kostiumy. Tego roku nie przebrała się tylko Szpara i uwierzcie mi, jako jedyna czuła się głupio. Jak już wszyscy robią z siebie wariatów, to lepiej dołączyć, bo samemu, jako „normalna” osoba wygląda się najgłupiej. Na zdjęciach z tej imprezy wszyscy podpisywani byli nazwiskami gwiazd a Szpara, albo była oznaczana, jako obsługa, albo z racji szerokich spodni – uczestnik programu Ju Ken Dens.

            Najbardziej kultywowaną tradycją tego wieczoru jest morze żarcia. Każdy coś przygotowuje i stara się, żeby wystarczyło tego dla wszystkich. W związku z tym, że jest to sporo ludzi i każdy myśli podobnie nie jesteśmy w stanie tego przejeść. Jest tam także morze alko, ale z tym dajemy radę.

            Na tej imprezie zainspirowani filmem Tarantino bawiliśmy się w rozpoznawanie postaci z kartkami naklejonymi na czoło. Zabawnie wygląda, kiedy na dywanie siedzi pani Monroe z kartką „Terminator”, Michael J. z „Pipi Lansztrung” czy Slash z „Sugar Kane Kowalczyk”, czasami siedziałem też, jako Leny Kravitz, ale dlatego, że kurczyło mi się arfo, zresztą modernizacja kostiumu często się zdarza, ale o tym zaraz.

            Tematem roku kolejnego były musicale, ale mnie tam nie było, więc niewiele wiem. Na zdjęciach widać, że były tam siostry z „Sister Act” i Mama Morton z „Chicago”, która z racji tuszy wyglądała jak Precious. To zresztą powszechny problem, bo te cholerne gwiazdy są najczęściej chude. Kiedy wymyśliłem swój kostium zadzwoniłem do D. do pracy:

- Słuchaj, mam kostium
- Dawaj
- Ja będę mówił od dołu a ty zgadnij
- Ok.
- Ciężkie buty, niebieskie jeansy, koszula w kratę…
- Roseanne Barr!
- Nie. Slash!
- Powodzenia.






                                                                        

            W zeszłym roku impreza odbyła się na Woli. Tematem przewodnim były seriale i chyba coś jeszcze. Była Crystal i Alexis, drużyna z Ghostbusters, Audrey Hepburn i inni. W tym roku będę zapisywał.

            Zabawa jak zwykle przednia. To, że impreza tym razem odbywała się w bloku nie stanowiło problemu i był jak zawsze dywan i oscary. Tona jedzenia i alkoholu. Nikt tam nie idzie na łatwiznę i jemy tylko przednie rzeczy zapijając rosyjskim szampanem. Najlepsza zabawa robi się, kiedy wszyscy mają już lekko w czubie i mieszają się rekwizyty a czasami spore części kostiumu. Crystal po tym jak wyprostowała jej się charakterystyczna grzywka wyglądała zupełnie jak Mariola Bojarska Ferenc. Jak zaczęły jej te włosy przeszkadzać to je zdjęła i nałożyła białą jarmułkę. Przy białej sukni wyglądałaby zupełnie jak papież, tyle, że robiła brzuszki na piłce do ćwiczeń i śpiewała „Shalom aleichem”, co podejrzewam jemu się nie zdarzało, choć kto wie, w co oni się tam bawią w tym Watykanie?. Upomniana, żeby wrócić na nowo do włosów, pomyliła leżące peruki i zmyliło ją jak inna gwiazda powiedziała do niej:

- Pani Sipińska, niech pani zaśpiewa „Cudownych rodziców..”.

            Reszta też nie wytrzymuje do końca w kostiumach. Alexis zsunęła się sukienka i odsłonił owłosiony tors, od czego uwagę starała się odwrócić pokazując tyłek a jeden, z Ghostbustersów do białego kombinezonu z logo na plecach postanowił dobrać lakierowane kozaki do pół uda w stylu „Pretty Woman”.

            W tym roku temat to „Gwiazdy i celebryci, którzy odeszli ze świata po 2006r”. Są już pewne przecieki, choć każdy stara się zatrzymać w tajemnicy swój kostium do końca, ale zapowiada się wesoło. Nie mogę niestety napisać, co już wiem, ale zaraz po imprezie dopiszę w komentarzu.

            A Wy gdybyście byli zaproszeni w tym roku, kogo byście chcieli upamiętnić?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz