Nie jest łatwo mieć starsze rodzeństwo, zwłaszcza
siostrę. Moja jest ode mnie starsza o osiem lat. Nienawidziłem jej ze
wzajemnością do momentu aż wyprowadziła się od rodziców. Od tej pory kochamy
się jak aniołki.
Od dziecka pozwalała się poznać, jako diabeł
wcielony. Tak dała popalić rodzicom, że długo czekali na decyzje z drugim
dzieckiem (jak twierdzi Izka, wcale mnie nie chcieli). Nie chciała nic jeść,
ciągle ryczała, spanie też nie było jej potrzebne. Kiedy już zaczęła jeść
pozwalała sobie na takie przysmaki jak kipy z popielniczki. Jako nastolatka nie
wychodziła z domu bez makijażu, jak Zdzisława wysyłała Ją po kapustę kiszoną –
malowała rzęsy. Wylała na mnie talerz gorącego rosołu, ale chyba nie celowo, bo
była przerażona bardziej niż ja. Generalnie to Ona miała znacznie mocniej
przechlapane ze mną niż ja z Nią. Na większości kaset, jakie nagrywała był mój
wrzask. Były to czasy, kiedy przegrywało się stawiając naprzeciwko dwa
magnetofony Kasprzak i musiała być cisza. Wpadałem do pokoju, darłem się i
uciekałem. Kiedy przychodzili do niej adoratorzy zawsze coś mi było potrzebne z
pokoju, co było na rękę matce, bo wiedziała, że cokolwiek przy mnie powiedzą to
jej powtórzę. Wyglądało to tak:
-
mamo, on mi tu ciągle wchodzi
-
a co on wam tam przeszkadza?, niech sobie siedzi.
Matka zawsze trzymała moja stronę, cokolwiek bym nie
zrobił. Izka dostawała nawet za moje przewinienia. Jak się do czegoś przyznałem
Zdzisława zamiast zwrócić mi uwagę przenosiła wzrok na Izkę: - i Ty o tym wiedziałaś?. Dostawaliśmy
wszystkiego po równo, ale jak matka dała nam po batonie to ja zjadałem a ona
chowała do szafki. Później zjadałem Jej
– mamo on mi
znowu zeżarł batona
- to, po co to
trzymasz, mogłaś zjeść od razu.
Ciągle robiłem jej obciach, przyszedłem latem pod
jej szkołę w łyżwach, a raz odebrała mnie w peruce i gustownej sukience z domu
kultury i przejechała całe miasto autobusem. Wspólnie sprzątaliśmy mieszkanie,
co sobotę, bardziej Ona, bo ja uciekałem. Jak wołała mnie na klatce to musiałem
wrócić, bo bardzo się jej bałem. Miała zawsze długie pazury i przez to
chodziłem ciągle podrapany, w szkole mówiłem, że mamy kota. Biliśmy się bardzo
często, żeby uniknąć obrażeń robiłem biedronkę. Polegało to na tym, że kręciłem
się na plecach i machałem rękoma i nogami tak, że nie mogła mnie podrapać.
Matka i tak zawsze znalazła coś, co nie było dobrze posprzątane. Podczas
jakiegoś wyjazdu rodziców tak postanowiła posprzątać mieszkanie, żeby Zdzisława
nie miała się, do czego przyczepić. Matka po wejściu była wściekła, bo było za
czysto, chodziła sprawdzała aż w końcu odsunęła szafkę na buty w korytarzu: - tu już nie mogłaś zamieść?.
Były nie tylko minusy posiadania starszej siostry.
Kiedy mnie ktoś uderzył pod blokiem schodziła z drewniana strzelbą i pytała, –
który dotknął mojego brata?.
Prowadzała mnie codziennie do przedszkola i odbierała, nawet jak raz narobiłem
w spodnie. Kiedy chodziła na randki z chłopakiem, który przynosił Jej czekolady
z Niemiec to połowę przynosiła dla mnie. Na dwa dni przed swoją komunią pobiła
się przeze mnie, podczas bójki straciła sporo włosów. Do komunii te, co Jej
zostały Zdzisława silnie zakręciła a łysy placek przykryła bujnym wiankiem. Jak
jeszcze sam nie mogłem wychodzić z domu zabierała mnie zawsze na koncerty
Bajora, bo bardzo lubiłem. Jednego roku dostała tylko dwa bilety i wysłała mnie
ze swoja przyjaciółką. Kiedy mama pozwoliła mi pierwszy raz w wieku trzynastu
lat pójść samemu na koncert, Izka się ze mnie nabijała. Do Kalisza przyjechała
Edyta Bartosiewicz, którą uwielbiałem, w klubie byłem pierwszy i stałem pod
sceną. W trakcie koncertu Edyta mnie dotknęła, przybiegłem pochwalić się tym do
domu, na co moja siostra: - teraz nie
możesz tej ręki myć. Tak Ją wówczas bardzo lubiłem, Edytę nie Izkę, że
miałem z Empiku jej kartonową postać naturalnej wielkości. Te makietę Edyty
stawiałem w różnych miejscach w domu. Raz stała w łazience, matka zapaliła
światło, weszła i powiedziała przepraszam.
A jak stała w moim pokoju za firanką to Zdzisława kazała iść Ojcu na górę, bo ktoś u nas jest. Jak w Polsce był
Michael Jackson byłem za mały, żeby jechać do Warszawy. Mama powiedziała, że
jak Iza się zgodzi to możemy jechać. Moja siostra na pytanie czy pojadę,
odpowiedziała tylko: - aha. Ani ja ani Ona koncertu nie widzieliśmy.
To Ona uczyła mnie jeździć na rowerze i tabliczki
mnożenia. Metody miała oryginalne. Kijem, który miał służyć do asekuracji Ona
biła mnie po plecach, ze strachu nauczyłem się jeździć. Tabliczki nie znam do
dzisiaj, bo biła mnie po głowie i jej uciekłem.
Zawsze była kłótliwa, co się niekiedy przydawało.
Zabrała mnie na karuzele i zaczęło padać. Powiedzieli, że bilety można wykorzystać
jutro. Zrobiła tam taką awanturę, że wszystkim ludziom oddali pieniądze. A jak
odpadło koło w moim nowym rowerze i w sklepie powiedzieli, że naprawią za dwa
tygodnie to załatwiła mi nowy natychmiast.
Potrafiła mnie wszędzie znaleźć. Jak w piątej klasie
poszedłem na pielgrzymkę i zapomniałem aparatu, odszukała mnie w tym tłumie bez
problemu. Niestety jak się chowałem koło bloku to też zawsze wiedziała gdzie
jestem.
Nie zapomnę Jej za to tego, że na bal kostiumowy
zawsze ubierała mnie w za mały strój pajacyka i robiła do niego kapelusz z
bloku, w którym wyglądałem jak debil, to na jednym z bali narobiłem w spodnie,
żeby iść do domu. A na pierwszą dyskotekę w szkole podstawowej ubrała mnie w
brązowy sweter. Ja za to wziąłem jej najlepsze adidasy na obóz na Ukrainie i
zniszczyłem, ale przywiozłem za to kolczyki, których nigdy nie włożyła. Jak wielkie
pompony ze srebrnych frędzli mogą się nie podobać?. Zniszczyłem też sznurek,
który miała przeciągnięty z koleżanką z bloku naprzeciwko, do przesyłania
karteczek, ale za to wymyśliły sobie alfabet pokazywany rękoma, którego nijak
nie mogłem zrozumieć, przez co do mamy docierało mniej informacji.
Na jednych z niewielu wakacji, kiedy nie złamałem
sobie ręki mieliśmy wspólny wypadek na rowerze i załatwiłem sobie dla odmiany
nogę. Ona tym rowerem kierowała a ja siedziałem na bagażniku. Chciałem jakoś
oprzeć nogę na ramie i wkręciła mi się między szprychy. Z bólu ugryzłem Ją w
plecy a jak zeszła to rozgryzłem siodełko. Trzeba było czekać aż sprowadzi
naszego sąsiada, pana Andrzeja, który rozkręci koło. Całe wakacje miała
przerąbane, bo choć to stało się z mojej winy Ona musiała mnie nosić. Nie wolno
mi było chodzić, więc znosiła mnie na podwórko na plecach i sadzała na leżaku,
a jak chciałem się przemieścić, co działo się dość często wołałem Ją, żeby
zeszła. Matka siedząca w domu pocieszała Ją za każdym razem – jak mu tę nogę załatwiłaś to teraz się nim
opiekuj. Bliznę na nodze mam do dzisiaj.
W czasach liceum czesała się w „chałeczkę babuni”.
Upinała włosy spinką na czubku robiąc z przodu coś na kształt drożdżówki. Z
koleżanką z klasy bawiły się w rejestracje. Polegało to na tym, że jedna z nich
podawała jakąś rejestracje a druga miała tydzień na odpowiedz, do jakiego
samochodu należy. Chodziły po mieście gapiąc się na auta. Raz tak się
zakręciła, że poszła do szkoły w niedziele i dziwiła się, dlaczego wszystko
jest pozamykane. Miała wówczas wtedy wytresowaną przez siebie papugę, która
potrafiła pikować przelatując z karnisza na drzwi uderzając Ją o głowę, kiedy
odrabiała lekcje. W tym samym czasie założyli nam telefon stacjonarny, z którym
było sporo zabawy. Nasz numer był podobny do numeru pralni chemicznej i
wypożyczalni kaset video. Ojciec przy każdej pomyłce dostawał szału a Izka ze
stoickim spokojem odpowiadała. Siedzieliśmy na przykład oglądając telewizję, a
Ona co chwila podnosiła słuchawkę:
-
tak jest Rambo, zapraszam
-
oczywiście futra także czyścimy proszę przyjść
-
od 10 do 18, do zobaczenia.
Pod koniec szkoły chyba w okresie buntu uciekła z
domu. Powiedziała mi gdzie, żebym się nie denerwował i jak tylko wszedłem do
domu czekał na mnie Tata:
-
teraz po Nią jedziemy, czy wieczorem?
-
teraz.
Ojciec zawsze potrafił szybko mnie przekonać.
Za prace w wakacje kupiła sobie pierwsze w życiu
szpilki i jak z tych wakacji wracała to ukradli je Jej w pociągu. Dzięki temu,
że Ona skończyła podstawówkę dokładnie tego roku, kiedy ja do niej przyszedłem
miałem łatwiej. Pytali mnie tylko czy ta Iza to moja siostra i jak mówiłem, że
tak to zakładali, że uczę się tak samo dobrze jak Ona. A jak przez cały rok nie
chodziłem na WF to na ostatnich zajęciach postawili mi czwórkę, bo - ładną masz siostrę. Odkąd wyprowadziła
się od rodziców bardzo za sobą tęskniliśmy. W swoim domu skakała koło mnie jak
przy najlepszym gościu. Nie umie pić alkoholu, w jej lodówce kiedyś wywietrzała
wódka, za to dla mnie zawsze coś ma. Na weselu pilnowano, żeby w jej kieliszku
była woda, bo mogłaby zasnąć.
Bardzo zabawnie roztargniona była w ciąży, raz jak
skończyła rozmowę telefoniczną, wsadziła telefon do garnka, nakryła go pokrywką
i schowała do szafki. Jak pojechała rodzić w szpitalu coś się działo i nie
wolno było wchodzić odwiedzającym. Izka weszła razem z matką. Surowo zabroniono
wejść reszcie rodziny, ale jak drzwi się domykały Ojciec przytrzymał je butem i
po chwili władowaliśmy się tam wszyscy. Do szpitala nie chcieli wpuścić też jej
tęgiej koleżanki z mężem, wiec udała, że rodzi i wjechali. Jak lekarz wyszedł
na korytarz powiedzieć mojej matce, kto się urodził zza drzwi wyszła spora
grupa ludzi. Zaraz nas stamtąd wygoniono. Przy dziecku wszystko robiła swoimi
długimi paznokciami, na co nie mogła patrzeć nasza matka. Jak ją w końcu
przekonała do obcięcia paznokci to wszystko leciało Jej z rąk. Przy drugiej
ciąży chodziła ciągle w pomarańczowym swetrze i szarej spódnicy, tak
nienawidziliśmy tego zestawu, że został on później komisyjnie spalony. Przyjechałem
do niej na przepustkę z wojska i chciała ze mną porozmawiać a przeszkadzały nam
dzieci, które też miały ochotę czymś się podzielić. Wydarła się na nie: - spokój, bo do beczek. Dzieci były
przyzwyczajone do osobliwego poczucia humoru mamusi, bo jak ich pytała gdzie
pójdą jak będą niegrzeczne? – do ochronki,
odpowiadały chórem dzieci.
Nie wolno nigdy żartować przy niej z broni, której
panicznie się boi. Kiedyś wziąłem gumowy karabin do ćwiczeń szwagra i wpadłem
jej do kuchni w kominiarce krzycząc – odszczekaj
to!. Czymś dostałem w łeb i zabroniła mi do siebie przychodzić, serio nie
wpuszczała mnie do domu przez jakieś trzy dni. Odkąd mieszka osobno przypada
jej wyprawianie jednych świąt. Matka nie może przeboleć, że wszystko nie dzieje
się u Niej, więc sobie dogryzają. Jak Zdzisława jest u niej bez przerwy gada
jak Ona by to podała, a jak Izka jeszcze paliła, siedziała kiedyś u matki: - z roku na rok jesteś coraz starsza, już
drugiego papierosa gaszę i jeszcze mi nie sprzątnęłaś z popielniczki.
Przez całe życie nie dała się przekonać do oddawania
krwi ze mną i Ojcem. Ostatnio ktoś chyba osobiście Ją o tę krew poprosił i
pierwszy raz w życiu pozwoliła sobie ją pobrać – wygrała kamerę cyfrową.
Zdjęcie, które załączyłem stoi u Zdzisławy (Karolina
je wyniosła i zeskanowała). Na każdej imprezie jest z niego sporo zabawy, bo
jak zasłoni się górę to ciężko jest odróżnić nogi konia od nóg Izki.
p.s.
Ciekawe, co teraz zrobili z Nałęczowianką, że
wszystkie butelki się bujają?, żadnej nie można postawić prosto.
Gdybym miała więcej i tak byłbyś moim ulubionym bratem :)
OdpowiedzUsuńsie wie <3
Usuńtez mialem taka siore z dlugimi pazurami, co mnie drapala za byle co dla samego drapania.
OdpowiedzUsuńa ty? jak czesto byles przez nia drapany:
raz czy kilka razy w ciagu dnia ?
raz czy kilka razy w to samo miejsce calymi seriami z 4-ech?
gdzie byles podrapany?
bo ja to po rekach, plecach i raz po twarzy, ale nie do krwi.
A Ty?
teraz to już nie ma znaczenia, kocham ją.
Usuńpodrapany byłem wszędzie gdzie mogła sięgnąć.
no i jak? bardzo bolalo? wiem co to znaczy.
OdpowiedzUsuńmoja siora to potrafila nawet mnie zmusic bym zdjal koszule
i kleknal na tapczanie, plecami do niej, i gdy krzyknela "pochyl sie!!!",
to juz wiedzialem co mnie czeka, bo potrafila mnie nawet podrapac
z tych pazurow, az 20 razy pod rzad, ze az tchu nie moglem zlapac, a ona
sie bez przerwy smiala, ze ja rycze, non-stop mialem plecy
cale pregowane, bo Iwona miala zawsze centymetrowe dlugie pazury
i zawsze na czerwono wymalowane, zebym bardziej sie jej bal,
Iwona jest starsza ode mnie az o 12 lat, gdy ja mialem 11,
ona juz miala 23 lata i wtedy sie zaczelo do drapanie, dzien w dzien,
jak ja wkurzylem, to tez umiala mi reke zlapac i przytrzymac, a w druga
moja reke mnie non-stop nawet 5-6 razy pod rzad i sie smiala,
nieraz przez kilka dni do niej nie podchodzilem, a u ciebie jak to bylo???
Pan dzwoni na Policje!
Usuń