wtorek, 21 sierpnia 2012

MÓJ PRZYJACIEL CYCEK


Nie, wbrew tytułowi nie będzie to erotyczna historia. Cycek naprawdę ma na imię Grzegorz i byliśmy najlepszymi kolegami przez całą szkołę średnią.
Poznaliśmy się siadając w jednej ławce po rozpoczęciu roku w pierwszej klasie. Siedzieliśmy tak razem aż do matury, bo okazało się, że pomimo zupełnie różnych charakterów rozumiemy się bez słów.
Cycek bardzo spokojny, cichy i wstydliwy, ja wiecznie gadający, głośny i widoczny z daleka. Szkoła średnia to okres, w którym co tydzień farbowałem włosy, nosiłem dziwne rzeczy i udzielałem się we wszystkim, od samorządu szkolnego po wszelkie akademie i szkolną gazetkę. Wyglądaliśmy w tej ławce, co najmniej oryginalnie. Ja w żółtych spodniach, koszuli w kwiaty i z zielonymi włosami, On w białym polo, niebieskich jeansach i tenisówkach. 
Na jednych z pierwszych zajęć języka polskiego naszą ławkę wytypowano do szkolnej akademii. Gadaliśmy bez przerwy, więc była to kara. Zgodnie z temperamentem, ja śpiewałem „Na ryby” z kabaretu Starszych Panów a Cycek chodził za mną w kaloszach i z wędką.
Każdy profesor doskonale znał nasza dwójkę. Jak rozmawiano w pokoju nauczycielskim o naszej klasie, mówiono: - to tam gdzie siedzą Ci dwaj w pierwszej ławce. Cycek był odpowiedzialny za przedmioty ścisłe, ja za humanistyczne, w duecie osiągaliśmy znakomite wyniki. Prawie na każdym przedmiocie mieliśmy przygody:
Język Polski
Interpretacja wiersza. On spokojnie siedział, bo nie miał pojęcia, o czym był czytany wiersz, ja wiedziałem więcej niż autor chciał przekazać. Profesorka w pewnym momencie nie wytrzymała – zamiast gadać takie bzdury mógłbyś się Sobucki czasami zamknąć. Trzeba wiedzieć, że w naszej szkole był obowiązek mówienia do siebie na Pan, więc skoro Ona zaczęła nie byłem dłużny – dlaczego jak sama nie wiesz, co powiedzieć to nam sznurujesz usta?. Po czym podeszła do mnie, wstałem i wpatrując się w Jej stopy słuchałem jak się wydziera. – uważaj jak się odzywasz szczeniaku, bo jak mi nadepniesz na odcisk to będziesz tego żałował. Niepotrzebnie zamiast w oczy, patrzyłem w dół i kiedy mówiła o odcisku skupiłem się akurat na wychodzącym jej z klapka zabandażowanym palcu. Wybuchnąłem śmiechem i wywaliła mnie z klasy, rzucając za mną moim plecakiem. Stałem na korytarzu, nie wiedząc, dokąd iść, po chwili wyszedł Cycek
- a Ty, za co?
- też za odcisk, chodź stąd.
Historia
Leciwy Pan profesor, który przeżył wojnę miał do przedmiotu osobliwy stosunek. Nie znosił Niemców a o reszcie świata miał średnie mniemanie. Całe trzy lata mówił o wojnie, nie przerabialiśmy nic innego.
Na wystawianiu ocen z okazji półrocza miałem na sobie koszulkę z napisem Wrangler a Cycek bluzę Adidas. Oceny były za wygląd – już nie ma ubrań z polskimi napisami?, zapytał Pan profesor i dostaliśmy po trói. Na szczęście na świadectwach obaj mamy piątki, bo na zakończenie przyszliśmy w koszulach z krawatem – o, gospodarz i kolega wyglądają dziś jak należy.
PO
Z lekcji przysposobienia obronnego zwolniono nas już w połowie pierwszego semestru. Zaczęło się od nauki bandażowania. W stylu jodełkowym każdy miał zabandażować rękę towarzysza z ławki. Bandaż mieliśmy elastyczny, którym udało mi się bardzo ładnie Cyckowi zawinąć rękę, tylko zrobiła mu się fioletowa. Podszedł do nas Profesor:
- bardzo ładnie Jakub to zawinął, ale za ciasno
- nie jest za ciasno panie Profesorze
- jest, zobacz Grzegorz ma fioletową rękę
- On zawsze ma fioletową, nie Grzesiek?
- to prawda, od dziecka tak mam.
Kiedy przyszedł czas na naukę resuscytacji i położono na podłodze fantom do nauki Profesor nie wytrzymał. Podchodziło się do tego parami. Nasza dwójka zamiast zacząć od masażu serca i wdechów postanowiła podejść do zadania profesjonalnie (przekrzykując się na przemian):
- proszę pani, dobrze się pani czuje, czy może pani powiedzieć, jaki mamy dziś dzień, ślicznie jest prawda?!
- musi być pani teraz bardzo silna, pani chłopak nie przeżył, ale rower jest cały.
Nasz opiekun nie miał już powoli do nas siły
- Grzegorz, przestań gadać i połóż ręce na klatce piersiowej
- ale proszę Pana, nie można tak zmacać obcej kobiety bez chwili rozmowy.
Postawił nam z tego zadania po piątce i zabronił przychodzić na pozostałe zajęcia. Udało nam się wkręcić na jeszcze jedne na początku ostatniej klasy. Zajęcia były na strzelnicy i tam już nie wolno było się wygłupiać, ale nam przerwano, bo ewakuowali całą szkołę.
Do wszystkich ustawionych przed budynkiem wyszedł dyrektor i powiedział, że mamy iść do domu, bo jest wojna. Był to dzień zamachu na WTC w NY i nikt nie wiedział, co się dzieje. My zamiast do domu poszliśmy do baru, bo Cycek stwierdził – chodź kierowniku, w obliczu wojny należy się napić!.
Jak wróciłem do domu Ojciec ze Zdzisławą wpatrywali się w gadającą Jolantę Pieńkowską (którą jeszcze traktowano poważnie), Zdzisława płakała. Ja poszedłem spać przekonany, że naprawdę jest wojna.
Wyposażenie techniczne
Był to strasznie nudny przedmiot o maszynach i urządzeniach. Żeby spotęgować nieszczęście dwie godziny tygodniowo, w dodatku następujące jedna po drugiej.
Zdarzyło się, że pomiędzy zajęciami mamy trzy godziny przerwy, więc poszliśmy do baru. Wróciliśmy po kilku lufach, lekko zezowaci. Przywitano nas kartkówką.
Cycek miał narysować trójwalcówkę do mielenia maku a mnie przypadła ocieraczka karborundowa o działaniu okresowym. Poddałem się od razu, On postanowił coś opracować. Żaden z surrealistycznych twórców nie powstydziłby się tego dzieła. Jak mi to pokazał nie mogliśmy przestać się śmiać, więc nas rozsadzono. Wtedy zaczął mi rękoma pokazywać, jak to będzie działać. Profesorka postawiła nas do konta. Staliśmy w kontach w wieku lat dziewiętnastu, ja koło śmietnika, Grzesiek przy oknie wpatrzony w doniczki i śmialiśmy się nadal, zaczęła nas pytać:
- powiedzcie chłopcy, z czego się śmiejecie to cała klasa na pewno chętnie też się ubawi, Jakub, z czego ty się śmiejesz?
- z Grzegorza
- a ty Grzegorz?
- ja z kaktusa.
Wywaliła nas za drzwi.
Technologia
Był to najważniejszy przedmiot przygotowujący do zawodu kucharza. Każda sala wyposażona była idealnie. Pomiędzy czterema ławkami stała kuchenka z piekarnikiem, a za nami szafy pełne zastaw, sztućców i wszelkich naczyń. Każda lekcja obejmowała inny temat, do którego wszystkie czteroosobowe grupy musiały się przygotować. Ubrani w nieskazitelnie białe fartuchy wysłuchiwaliśmy wprowadzenia, po czym przystępowaliśmy do gotowania. Na koniec były elegancko nakryte stoły i degustacja pięknie udekorowanych potraw.
Tam coś zabawnego zdarzało się właściwie za każdym razem, bo zajęcia trwały cały dzień i kończyły się jednym WFem. Przy przerabianiu tematu ryb, tak długo robiliśmy rybę po grecku, że jak przyszedł czas na podawanie nie mieliśmy jeszcze dekoracji. Przygotowane były tylko pióra z pora, ale to było za mało. Gotowi byliśmy podać ją bez niczego, ale w ostatniej chwili Cycek wepchnął w misternie przygotowany półmisek ugotowaną marchewkę i dwa jajka. Oniemiała Profesorka zaczęła z nim dyskutować:
- no dzisiaj to grupa chłopców chyba sobie ze mnie zażartowała, jak można coś podać w ten sposób?
- zawsze Pani powtarzała, że należy dostosować prezentacje do konsumenta
- a komuż ty chcesz Grzegorz podać rybę z nosem i oczami?
- dzieciom, na kinder balu
- no to macie po piątce.
Nie wiem gdzie dzieciom podaje się rybę w greckim sosie, ale Ona nie dociekała.
Na zajęciach z kawy degustowaliśmy około czternastu rodzajów podawania trunku a na Wfie, poszliśmy do sauny. Czterech chłopaków trzeba było wynieść i położyć na podłodze, chyba otarli się o zawał.
Długo oczekiwany temat alkoholi był dla Pani Profesor bardzo stresujący. Jak nigdy, tego dnia surowo zabroniła przynosić więcej składników niż mamy w przepisać. Wytyczne nieco zostały nagięte i wesoła wychodziła z zajęć i klasa i degustująca nauczycielka.
Pani Profesor bardzo ceniła sobie poprawność językową i na każde: „daj tłuczek do kartoflów” czy „urżnij chleba” reagowała głośno i zdecydowanie swoim piskliwym głosem, który Cycek genialnie parodiował.
Praca dyplomowa była ważniejsza w tej szkole niż matura. Należało dobrać się w pary i nakręcić film na temat ustalony z opiekunem. Kiedy przyszedł czas wybierania tematów mieliśmy świetne humory i Cycek walnął:
- Ja będę Mikołajem a misiek Śnieżynką i nakręcimy teledysk do Last Christmas.
Nikt nie wziął tego za żart i kazano nam nakręcić wigilię, we wrześniu.
Wynajęcie kamerzysty, dekoracji, sali, ustalenie menu jakoś poszło, nawet wynajęcie kucharza (żaden z nas z nerwów nie był zdolny stanąć przed kamerą) było załatwione, gdy nadszedł dzień kręcenia. Grzegorz przyjechał po mnie i na siedzeniu pasażera leżała butelka szampana (Dorato 7 zł). Kręceniem zajęli się kucharz i kamerzysta, Cycek trochę im pomógł. Ja ubrałem choinkę i z nerwów, że nic nie wyjdzie urżnąłem się szampanem. Na całym filmie widać mnie przez moment, właściwie moje chwiejące się nogi.
Kilka tygodni później operator zadzwonił i zaprosił mnie na nagranie głosu do filmu. Pojechałem w skórzanych spodniach i gdy w trakcie czytania ruszałem nogą, On za szklaną szybą zrywał słuchawki, bo to podobno hałasuje. Po kilku próbach kazał mi te spodnie zdjąć. Siedziałem w majtkach czytając o tym jak uzyskać kolor barszczu.
Kiedy wchodziłem na obronę tego dzieła pękły mi w kroku spodnie i usiadłem przed komisją zakładając jedną nogę na drugą.
- gdyby mógł pan usiąść inaczej bylibyśmy wdzięczni
- ale tak mi wygodnie
- wyraża pan w ten sposób brak szacunku dla komisji
- proszę mi wierzyć, że szanuje Państwa ogromnie, ale tak będę siedział
- pytanie pierwsze, jaka witamina odpowiedzialna jest za wzrok?
Tutaj numer popisowy zrobił mój wychowawca, przeciągle ziewając aaaaaaaaaaaaaa.
- witamina A
- bardzo dobrze, pytanie drugie, skąd bierze się powietrze w cieście?
Teraz od stołu odsunęły się jednocześnie obie Panie Dyrektorki, jedna potrząsała rękoma poziomo a druga pionowo.
- dostaje się przy przesiewaniu mąki i ubijaniu jajek
- bardzo dobrze.
 Zapytano mnie jeszcze, dlaczego na filmie mam na ręce obrączkę (kucharz był żonaty) a teraz nie. Odpowiedziałem, że jak się denerwuje to mi ręce puchną. Na szczęcie nikt nie zwrócił uwagi, że kucharz miał łapy jak chłop od kosy w dodatku mocno owłosione, które nie przypominały ani moich ani Cycka rąk.
- dziękujemy panu, ocena dobra.
Na korytarzu podeszła do mnie jeszcze Pani Dyrektor
- musisz być uparty jak osioł do końca szkoły
- nie, dlaczego?
- nie mogłeś usiąść normalnie?
- mam pęknięte spodnie i byłoby mi widać majtki
-no widzisz, i miałbyś piątkę.
Byliśmy też razem na kilku wycieczkach. Najlepiej pamiętam wyjazd tuż przed samą maturą do Krakowa. 
Zaczęło się już w autobusie, bo zaraz za szkołą zatrzymała nas Policja. Jakaś troskliwa mama załatwiła kontrole kierowcy. Szofera zabrano do radiowozu i staliśmy. Zobaczyłem z końca, że policjant, który go zabiera to Michał, kolega mojej siostry. Ruszyłem między fotelami zachęcany przez uczestników, przy drzwiach natrafiłem na Panią od polskiego
- gdzie idziesz?, usiądź na miejscu
- ja to załatwię, zaraz wracam
- siadaj Sobucki, bo zaraz wrócisz do domu
- chwila.
Wpakowałem się do radiowozu
- Michał, oddawaj kierowcę
- a co ty tu robisz?
- to moja wycieczka, dawaj go, bo stoimy
- ale On musi dmuchać
- to niech dmucha
- chyba mi w rurę, musimy na komisariat
- oddaj nam go, chcemy już jechać a tak to będziemy tu stać, widzisz, że to porządny człowiek
- dobra jedźcie.
Kierowca wrócił ze mną do autobusu i przywitano nas oklaskami. Pani zamilkła.
Pierwszą atrakcja był dzwon. Kazano nam wejść na górę, położyć lewą rękę na sercu dzwonu i powiedzieć życzenie. Piliśmy całą podróż i ludzie ledwo po tych schodach wchodzili. Kolejno w obecności Pań od polskiego i matematyki kładli rękę na sercu i mówili: - za ustny polski, - za pisemna matmę… przyszedł czas na mnie i Cycka.
Na górę praktycznie go wepchnąłem i jak skończyły się schody siłą rozpędu doleciał do dzwonu. Nie położył na nim ręki, raczej się go przytrzymał. Ja stałem za nim, a obok Panie Profesorki
- no Grzegorz, teraz musisz powiedzieć życzenie
- żeby mi i miśkowi jakoś udało się zejść na dół po tych cholernych schodach.
Umieszczono wszystkich w pokojach. Z trójką nauczycieli wylądowali w sali najbardziej rozrywkowi uczestnicy, między innymi ja i Cycek. Moim numerem popisowym był monolog Rysi Siarzewskiej zaczynający się od słów: „o pan listonosz czekałam na pana…”, który zacząłem zaraz po wyjściu grona pedagogicznego z pokoju, ubrany w poszewkę od poduszki. Cycek w tym czasie ubrał się w ciuchy Pana od polskiego i palił jego papierosa udając charakterystyczny ruch ręką, podczas którego popiół spadał mu na ramię. Oklaskom nie było końca. Żeby uniknąć gadania w nocy, Cycek spał obok Karola a ja Nizorala, obaj się tej nocy nie wyspali.
W drodze powrotnej ktoś wpadł na pomysł, żeby zatrzymać się w Częstochowie i o tę maturę pomodlić. Naprawdę to skończyła nam się zapojka a nie chcieli już nawet stawać na siku. Wszyscy ten przystanek poparli i chwile później przed cudownym obrazem siedział Cycek z Justyną (swoją dziewczyną) a za nimi ja i Nizoral.
Po krótkiej modlitwie wszyscy kaplice opuszczali, nawet Justyna, został w środku tylko Grzegorz. Nikt nie będzie modlitwy przerywał, więc czekano aż skończy, okazało się, że zasnął.
Po powrocie do szkoły zaczęły się przygotowania do studniówki. Zastanawiałem się, z kim iść i Cycek też, bo z Justyną skończył. Doszliśmy do wniosku, że bez sensu jest płacić dodatkowo za jakieś laski, wkoło których trzeba będzie skakać, jeśli jest to nasza impreza. Na bal wybraliśmy się we dwóch.
Przyjechał do mnie w czarnym garniturze i białej koszuli, ja natomiast miałem płaszcz i spodnie ze skóry, buty z krowiego futra, utleniony na biało łeb i okulary słoneczne. Zrobiliśmy dla kurażu po dwa drinki i pojechaliśmy na bal.
Samochody zajeżdżały pod salę witane przez grono pedagogiczne, z każdego wysiadał chłopak, obchodził i otwierał drzwi swojej towarzyszce. Cycek wysiadł, ukłonił się nauczycielom i otworzył mi drzwi. Dwie nauczycielki zamknęły oczy, jedna schowała w dłoniach twarz, zaczęła Pani Dyrektor
- Jakub nie wejdziesz tak, miało być na galowo
- ale ja jestem na galowo, nie mam nic kolorowego
- wiesz, o co mi chodzi
- wiem tylko, że zapłaciłem za te imprezę i dziś to bardziej Pani jest moim gościem a nie odwrotnie.
Wpuszczono nas, Cycek zerknął na mnie
- tej matury to my chyba kierowniku nie zdamy.
Wracając podwiózł nas radiowóz, w którym siedziały już dwie nasze koleżanki zgarnięte chwile wcześniej. Siedziały na przystanku, bo nie miały siły iść w bardzo wysokich butach. Podjechał radiowóz
- przepraszam, w jakim charakterze panie tutaj siedzą?
- to zależy, w jakim charakterze Pan pyta.
Całą czwórkę porozwozili do domów.
W dzień matury przyszedł do mnie rano i chodził po moim pokoju czytając na głos pytanie a później na nie odpowiadał, bez kartki. Wystraszyłem się.
Na korytarzu przypomniało mu się, że na maturę też były wytyczne, co do stroju
- masz na sobie czerwone majtki
- mam
- cholera, ja zapomniałem.
Slipy nabył w sklepie koło szkoły, ale nie było już jego rozmiaru i gimnastykował się cały egzamin, bo było mu niewygodnie. Miał ze sobą pięćset czterdzieści gotowców ukrytych w specjalnie uszytej marynarce. Kiedy podali tematy, spojrzał na mnie i rozłożył ręce.
Na sam koniec pisania zjawiła się obok nas Polonistka, potrzeba wtedy jak dziura w moście.
- chłopcy, jest coś, czego nie wiecie?
- kto napisał Na jagody?
- Grzegorz, co ty cytujesz?
- Dumas (fonetycznie) ten, co Jume
- Jakub nie gadaj mu głupot.
Zdenerwowana do końca nie wiedziała, co naprawdę jest w naszych pracach.
Co sobota robiliśmy się na bóstwo i przemierzaliśmy szlag gastronomi i rozrywki. Obaj w szkole średniej już pracowaliśmy, dlatego mogliśmy się bawić korzystając ze wszystkich uciech, jakie oferował ówczesny Kalisz. Znali nas wszyscy taksówkarze i bramkarze w klubach. W lokalu o egzotycznej nazwie Paradise mieliśmy swój wieszak KUBA I GRZEGORZ WIEPRZKI.
Kilka wyjątkowych imprez pamiętam do dzisiaj.
Na szlaku trafił nam się klub Discovery, po wejściu Cycek poszedł po drinki a mnie zawołał Michał – policjant z wycieczki, który był tam z żoną i kilkoma innymi policyjnymi małżeństwami. Podszedłem się przywitać do ich stolika i jak odchodziłem usłyszałem za sobą od jego kolegi
- ale pedalskie spodnie
- lepiej mieć pedalskie spodnie niż taką żonę
Zerwał się, ale Michał go przytrzymał, dodatkowo zjawił się Cycek
- co się dzieje?
- mówi, że spodnie mam pedalskie
- a widziałeś jego żonę?
Michał trzymał tego kolesia tak długo aż taksówka z nami nie odjechała.
Umówiliśmy się raz w Zielonym Orle (chyba jedyna polska nazwa dla knajpy w Kaliszu) z dwiema dziewczynami. Ja z Kaśką S, drugą miłością mojego życia, która miała wielkie oczy i piegi na górze policzków a Cycek z dziewczyną ze swojego osiedla. Chciałem wyglądać szczuplej i kupiłem taki pas, jaki nosi się na siłownie. Zawinąłem się tym szczelnie i nałożyłem koszulę. Ten cholerny pas kończył mi się gdzieś na wysokości łopatek i jak z nią tańczyłem to natrafiła na to ręką
- co ty masz misiek, stanik?
- nic nie mam
- jak nie masz, jak czuje?
- poczekaj tu.
Czerwony wyleciałem z knajpy i podbiegłem do samochodu, w którym Cycek usiłował skraść pocałunek swojej wybrance. Otworzyłem drzwi i zacząłem rozpinać koszulę, na co nerwowo zareagowała białogłowa
- ej chłopaki, co wy robicie
- nic
- ale dlaczego ściągasz koszulę
- bo muszę zdjąć opatrunek
- masz chory kręgosłup?
- bardzo
Wrzuciłem im ten pas do samochodu i wróciłem na salę. Kaśka do dziś nie wie, co było pod moja koszulą.
Po jednym z sylwestrów wysadziłem go z taksówki pod domem wcześnie rano. On zawsze bardzo ostrożny nigdy nie przesadzał z alkoholem. Tej nocy jednak urżnął się zawodowo. Szedł chodnikiem a w oknie siedziała Jego zachwycona Matka, która krzyczała do męża we wnętrzu domu
- Adam, chodź zobacz Grzegorz idzie pijany!.
Bardzo lubiłem jego rodziców, Oni mnie też. Zawsze jak po niego przychodziłem i dzwoniłem domofonem, słyszałem w odpowiedzi najpierw chodź na górę i się pokaż. Mama Grzegorza była fanka mojego stylu.
Robiła raz z Cyckiem porządek w piwnicy i znaleźli płaszcz ze skóry, który natychmiast kazała wyrzucić
- mamo, ale misiek pewnie by to chciał
- nie, bo będzie wyglądał jak hitlerowiec
Płaszcz mi jednak zatrzymał i to właśnie on po czyszczeniu był strojem na studniówkę.
Była jeszcze impreza zrobiona u mnie w domu jak Ojciec ze Zdzisławą gdzieś wyjechali. Na dworze śnieg, w domu jeszcze choinka po świętach.
Impreza w dużej części była klasowa, lubiliśmy się i było wiadomo, że wszyscy balują a na drugi dzień, przychodzą sprzątać. Zaczęło się od tego, że Karol przyjechał na rowerze (zimą) i wjechał nim w choinkę ku uciesze innych. Ja już dobrze zezowaty odbierałem telefon
trrrrrrrr
- dom rozkoszy wesołego Jakuba, słucham?
- wesoły Jakubie daj Ojca, tu Ciocia
- nie ma Taty Ciociu, są goście
- a to bawcie się.
trrrrrrrr
- halo, tu niegrzeczny Jakub…
- synek, co tam się dzieje?
- nic Mamo, Grzegorz przyszedł i będziemy oglądać mecz
- tylko grzecznie
- naturalnie.
Przechodząc przez korytarz zauważyłem, że przez telefon rozmawia moja koleżanka
- tylko nie gadaj długo
- ale to nie ja dzwonie
- a kto do Ciebie dzwoni w moim domu?
- twoja Babcia, masz.
Rano ocenialiśmy straty. Świeżo odmalowana elewacja budynku (z okazji przejazdu Papieża pod naszym blokiem) została upstrzona o pasek wymiocin od okna w mojej kuchni do parteru. To Cycek
- dlaczego rzygałeś z okna a nie do kibla?
- bo ty rzygałeś w kiblu.
Umył szczotką część ściany pod oknem i wyglądało to tak, jakby jakiś ptak zhaftował się pomiędzy pierwszym a drugim piętrem.
Po przyjeździe Zdzisława wywęszyła coś w mieszkaniu
- była impreza?
- nie
- była
- skąd wiesz?
- muszę przyznać, że mieszkanie jest posprzątane, ale ktoś wymiotował do pudełka z proszkiem do prania.
Do dziś pamiętam jak wyglądało pudełko od Lanzy, do której ja puściłem pawia. 
Zdzisława wiedziała zawsze wszystko, co dzieje się pod blokiem od armii bab siedzących w oknach, albo chowających się za firankami. Cycek pomógł mi z tym skończyć. Podjechaliśmy pod mój blok udając pijanych. Ja wyszedłem przez dach i zjechałem po szybie na ziemie, On wyleciał przez drzwi. Głośno i wylewnie się żegnaliśmy, po czym zygzakiem On wyjechał a ja poszedłem do klatki. Pogadałem w domu z Matką i poszedłem spać. Rano przyszła ze spaceru z psem
- ludzie gadają głupoty
- a co Ci powiedzieli?
- że wczoraj z jakimś kolegą wytaczałeś się z samochodu i on pojechał pijany
- co za bzdury, gadałaś ze mną wczoraj, przestań słuchać, co tu pieprzą
- tak zrobię.
 Cycka łatwo było tez zawstydzić.
Wracaliśmy z basenu i wsadził swoje rzeczy do mojej torby. Na drugi dzień umówiliśmy się na bilarda
- Grzesiek, zostawiłeś u mnie swoje majtki!
Był bordowy na twarzy.
Zawsze będę pamiętał jego osiemnastkę w trzypokojowym mieszkaniu, na którą dostał żywą kurę i ona zasrała całą chatę i to, że odwiózł mnie do wojska i się popłakał.
p.s.
Jak przyjechałem na pierwszą przepustkę z wojska drzwi otworzyła mi jego Mama. Zobaczyła mnie w mundurze i zawołała męża.
- Adam chodź zobacz, tak jeszcze nie był ubrany

5 komentarzy:

  1. I nigdy nawet nie próbował cię naśladować, zawsze był sobą :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja sie bardziej ciesze, że mu to nie przeszkadzało :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Długa opoiweść, ale warta poświęconego czasu, a ta Kaśka to już chyba teraz wie :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Poprawiłeś mi humor na co najmniej 20 dni - tak głośno i długo to się jeszcze nie śmiałem!

    OdpowiedzUsuń