Poszukiwanie mieszkania jest ekscytujące. Trochę
zajęło zanim ogarnąłem portale do poszukiwania nieruchomości. Trzeba wypełnić wszystkie
okienka: metraż, dzielnica, przedział cenowy…
Ogłoszenia zawierają bardzo ciekawe informacje”
„mieszkanie
w pobliżu poczty, kościoła i sklepu monopolowego...”
„idealne
miejsce dla ekipy remontowej…”
„po
generalnym remoncie…”, gdzie okazywało się już na zdjęciach,
że w łazience jest brązowa umywalka z lat siedemdziesiątych i harmonijkowe
drzwi z plastiku.
Kolejnym etapem, są rozmowy telefoniczne, podczas
których umawia się na spotkania. Zakładając, że wszyscy będą przychodzili na
spotkania punktualnie a komunikacja działać normalnie ustawiłem je, co godzina
w różnych dzielnicach.
Pierwsze znalezione ogłoszenie pojechałem zobaczyć
pięć minut po tym jak tylko zacząłem przeglądać oferty. Mój obecny współlokator
powiedział, że nie ma, na co czekać i zawiózł mnie na miejsce.
W ogłoszeniu były fotografie kilku nowych mebli,
elegancka łazienka z wypasioną kabiną prysznicową, masująca, parującą i z
radiem.
Bramę znaleźliśmy bardzo szybko. Podniecony wszedłem
do środka, bo lokalizacja była genialna. Kamienica przy głównej warszawskiej
arterii, obok basen, komisariat i szpital, czegóż chcieć więcej?. Pani przywitała
się ze mną na klatce, otworzyła drzwi, weszła i usiadła na kanapie, ja musiałem
stać, bo skończyło się miejsce.
Całe mieszkanie miało chyba z dziesięć metrów w tym
faktycznie ta wypasiona łazienka. Gdybym wszedł szybko to z rozpędu mógłbym
wylecieć przez okno, którego chyba dla bezpieczeństwa tam nie było.
-
tutaj jest może mało miejsca, ale widzi pan jak ładnie?
-
tylko, że nie wiem czy zmieszczą się moje rzeczy?
-
jakie?
-
rower na przykład
-
na klatce można
-
a telewizor?
-
aha, no to nie.
Na kolejne byłem poumawiany od rana. Pierwsza Pani
zadzwoniła na godzinę przed spotkaniem
-
ja w warsztacie jestem
-
przekładamy, czy Pani zdąży?
-
a nie wie pan ile może trwać wymiana reflektora?
-
nie mam pojęcia
-
to zdążę.
Stałem pod blokiem słuchając wrzasków dzieci z
przedszkolnego ogródka. Lubię dzieci, nie zniechęcałem się, podjechał samochód.
Chwiejnym krokiem (podpita) wyszła Pani (kierowca) i
zapytała czy to na nią czekam?.
Weszliśmy do środka. Mieszkanie nawet ładne, ale
upstrzone bordowymi zasłonami i tureckim dywanem.
-
…pan rozumie, to mieszkanko ja kocham tak jak moje autko i robie taki konkursik
na lokatora. Ono ma niewielki czynsz a ja nie z tego żyje, to wole, żeby stało
puste niż byle komu wynająć. Pierwszego dnia proszę pana to tu był tłum
oglądających, ale ja się nie mogłam zdecydować i jak zaczęłam oddzwaniać po
tygodniu to się okazało, ze oni już wszyscy coś znaleźli
-
czy coś można będzie stąd zabrać?
-
a co się panu nie podoba?
-
bardzo tu ładnie, ale ja mam swoje rzeczy i będzie tego za dużo
-
co na przykład?
-
dywan
-aha,
ma pan swój, a ładny?
-
większy, a tu widzę parkiet jest wycyklinowany to będzie lepiej go przykryć
-
no to mogę wziąć ewentualnie, ale widzi pan takie są malutkie jasne plamki, bo
tu kotek siusiał i cykliniarz już nic z tym nie zrobi, pan lubi kotki?
-
nie bardzo
-
szkoda, ale dracenkę by pan podlewał
-
naturalnie
-
to przynajmniej to, no i cichutko tu musi być, bo tu sami emeryci są i lubią
jak jest spokój
-
ja nie hałasuje
-
i przedszkole jest blisko i kościół, to ważne
-
nie dla mnie
-
dzieci też pan nie lubi?
-
uwielbiam
-
wspaniale
-
tylko, że ja się nie orientuję w tych rozliczeniach dlatego wolałabym podwójną
kaucję, bo później łatwiej o zabezpieczenie
-oczywiście,
pozwolę sobie do pani oddzwonić, do widzenia.
Pojechałem do centrum, gdzie czekała już na mnie
inna pani.
-
dzień dobry, ja w sprawie ogłoszenia, byliśmy umówieni
-
czwarte piętro
Wbiegłem mokry i ją wystraszyłem
-
ależ pan szybki, winda była na dole?
-
to tu jest winda?
-
oczywiście
-
a to nie widziałem, ale bardzo ładna klatka
-
więc jest to mieszkanko, jakiego pan poszukuje
Całe pomalowane farbą olejną w kolorze wściekłej
pomarańczy, zamiast kuchni kuchenka dwupalnikowa i przyjarany czajnik
elektryczny. W łazience a’la późny Gierek kabina bez jednego skrzydła i cały
sufit poplątany plastikowymi sznurkami, chyba służącymi za suszarkę. Jedyną piękną
rzeczą był mały balkon, ale z widokiem całego centrum, naprawdę robiącym
wrażenie.
-
czy mógłbym tu pomalować ściany?
-
no nie wiem, bo wie pan, czasami ludzie pomalują na taki kolor, ze to później
ciężko przykryć
-
na biało
-
to brzydko będzie.
-
hmm, a jest tu jakaś piwnica?
-
a co pan chce tam trzymać?
-
rower
-
może pan przypinać do parkometru, ja tak robię
-
oddzwonię do pani
Wieczorem pojechałem na Pragę.
Wszedłem na wskazaną w ogłoszeniu ulicę i szukając
odpowiedniego numeru minąłem trzy apartamentowce. Emocje osłabły jak okazało
się, że mój blok jest ocieplonym zwykłym dziesięciopiętrowym mrówkowcem.
Podjechała ciężarówka
-
pan na mnie czeka?
-
chyba tak
Przedstawiliśmy się sobie i pojechaliśmy na górę. Mieszkanie
małe, ale funkcjonalne z wielkim oknem.
Pan, bardzo oszczędny w słowach usiadł i przyglądał
się jak oceniam mieszkanie.
-
podoba się panu?
-
w porządku, a coś powinienem wiedzieć zanim podejmę decyzje?
-
siadaj chłopaku, wszystko ci powiem
Opowiedział mi historię Pragi i uroki tego miejsca. Jak
dowiedział się, że niedaleko mieszkałem to okazało się, że kupowałem u niego
warzywa na bazarze za uniwersamem Grochów i zaczęliśmy się dogadywać.
-
czy można stąd zabrać część rzeczy?
-
jak czegoś nie chcesz to wywiozę, żeby ci było wygodnie
-
stół z krzesłami mi raczej niepotrzebny, telewizor też
-
to zabiorę
Zadzwonił mu telefon. Po schodach wchodziła kolejna
interesantka, która miała ze sobą walizkę, bo zobaczyliśmy ją z okna.
-
jak szybko musze się zdecydować?
-
o ile ta, co wchodzi nie weźmie to spokojnie
-
zejdzie pan trochę z ceny
-
zejdę
-
a pieniądze mam panu przynosić do warzywniaka czy na konto?
-
ja nie lubię kont, do ręki
-
możemy w czwartek podpisać umowę?
-
ale teraz zaliczka
-
dobra
Podaliśmy sobie ręce a wchodzącej pani powiedział – nieaktualne.
Wracam na Pragę.
p.s.
Mojego bloga odwiedza już tak dużo ludzi, że czuję się jak Monika
Walecka. Jak jest jeszcze ktoś z moich przyjaciół, kto nie wie, kto to jest, to
wyjaśniam:
Monika to ktoś, kto potrafi sfotografować bułkę do
hamburgera tak jak Annie Leibowitz kreśli Nicole Kidman.
Po pierwsze MOIM obrazem tak nie szastaj po drugiej poczekaj jeszcze do czwartku a po trzecie serdeczne pozdrowienia dla Moniki :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie opisane :) Pozwolę sobie udostępnić w kliku miejscach, przydała by się wersja mobilna bloga :)
OdpowiedzUsuńOdwiedzamy i lubimy :-)
OdpowiedzUsuń