Śniło mi się, że
kołdra jest pulpitem monitora i jak się obudziłem zacząłem ją wygładzać, bo
chciałem zobaczyć, która godzina?.
Po takiej pobudce wiedziałem już, że
dzień nie będzie zwyczajny.
Śniadanie jadłem oglądając doskonałą sprzątaczkę,
która łazi ludziom po domach i pokazuje całej Polsce, jaką mają w domu
trolarnie. Jak można wpuścić babe z telewizora do takiego chlewu?. Moment, jak
łapą w białej rękawiczce maca żyrandol doprowadza mnie do pasji. W wojsku białą
szmatką sprawdzali nam czy karabin jest wyczyszczony. A że jest to stal traktowana
smarem od lat, to wyczyszczenie go nie jest możliwe i spędzić tak można całą noc.
Wszedłem do pracy z rowerem i jeszcze w
kasku dobiegłem do telefonu, który dzwonił jak na alarm
-
tak słucham
-
Dzień dobry Dominika Sawicka, proszę pana badania będą robione na Ciołka na
stawy, migrenę, stopy i kręgosłup, takie wie pan bardzo nowoczesne i miejsca są
jeszcze wolne, więc jakby pan chciał to ja bym mogła pana…
-
halo, przepraszam, ale mnie nic nie boli
-
szkoda.
Później pomyślałem, że jednak coś bym znalazł,
ale mówiła na jednym oddechu i jakbym jej nie przerwał to jeszcze by się
udusiła.
Wyszedłem po coś do jedzenia na drugie
śniadanie. W mięsnym zachodziłem w głowę, dlaczego firma Olewnik nie lubi
swoich bliskich: Łopatka cioci Heli,
Szynka Cioci…, Udko Cioci…, biedna Ciocia Hela. Zrezygnowałem z kanapek na
rzecz makaronu. Pani w okienku poinformowała mnie, że
- spaghetti
będą później, bo się gotują
Skończyło się na Burger Kingu, gdzie
wszyscy się uśmiechają i nikt nie zadaje głupich pytań, jak w Disneylandzie. Z pachnącą
papierową torebką usiadłem w pracy i zaczęli przewijać się ludzie.
Czy każdy człowiek myśli, że jest jedyny
na świecie?. Ile taksówkarz, barman czy sprzedawca musi odbyć tych samych
rozmów dziennie?.
-
dzień dobry panie Jakubie, ale słońce dziś…
-
ależ dziś ciepło prawda?
-
widział pan panie Kubo jak dziś gorąco?
No do jasnej
cholery, czy oni myślą, że ja się do pracy teleportuje?. Też wiem, że ciepło.
Przyjechałem rowerem, mam okno i oczy to, po co to gadanie o niczym?. Najgorsze
są dni, kiedy w Warszawie dzieje się coś ważnego. Wtedy już wszyscy mówią tylko
o jednym. Kiedy był przejazdem Obama zamieszanie było większe niż jak w czasie
pielgrzymki Ojca Świętego. W pracy postawiłem kartkę „Zakaz mówienia o Obamie”. Ale jak poszedłem do TK Maxxa to trafiłem
na laskę, która psika panom na nadgarstki
-
dzień dobry, chce pan poznać nowy zapach?
-
o rany, to śmierdzi jak broń chemiczna
-
niech pan nie mówi „broń”, bo Obama jest w warszawie!.
Ale wracając do denerwującego dnia.
Radio zaczęło już nadawać jesienne reklamy. Okres smarkających i kichających
jest od września a w tym roku już w sierpniu zaczęli. Największym złem jest
reklama z zakatarzonym głosem dziecka
…mamusiu,
co ty mi przykleiłaś na piżamce?…
Nie wiem czy rozgłośnie zdają sobie
sprawę, że są tacy, którzy słuchają radia przez dwanaście godzin dziennie i
muszą tę reklamę słyszeć po trzydzieści razy?. Ja tego produktu nie kupię nawet
pod karą śmierci.
Kolejnym okresem będą szczęśliwe rodziny
w świątecznej atmosferze, kawa i szybkie kredyty, następnie Raphacholin i inne
środki na przeżarcie. Skończy się dopiero wiosną, kiedy to czas reklamowy zajmą
alergicy i przecenione samochody.
Dzień w pracy przetrwałem.
Lubię jeździć rowerem w chłodne wieczory
po pustych ulicach oświetlonych latarniami.
Na Marszałkowskiej światło zmieniło mi
się na zielone, więc ruszyłem tylko po to, żeby natychmiast zahamować, bo złota
Vectra chyba swoje czerwone traktowała, jako sugestię. Gdybym nie wyhamował i
trafił na tę złotą maskę to impetem przeniosłaby mnie od Hożej do Rotundy i to
lotem.
Żeby ukoić nerwy podjechałem zakupić
bułę.
-
dobry wieczór, poproszę bagietkę
-
którą?
-
tę za piątkę
-
wszystkie kosztują pięć złotych
-
a jakie mam do wyboru?
-
pszenna, żytnia, suszone pomidory
-
to suszone pomidory
-
siedem złotych proszę
Spokoju zaznałem dopiero w domu, bo przy
piwku trafiłem na powtórki blond kreatorki smaku a ona zawsze mnie cieszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz