Na kilka dni przed przysięgą zawołano mnie do biurka
podoficera, miałem telefon. Zadzwonił mój ojciec, który powiedział, że zawsze
marzył o przyjeździe na moją przysięgę, ale z nimi dwiema (matką i siostrą) w
jednym samochodzie nie wytrzyma. Stało się jednak inaczej, bo na przysiędze
pojawili się wszyscy. Jednym samochodem jechało przez pół polski towarzystwo
jakże ciekawe pod każdym względem. Za kierownicą zmieniali się mój ojciec ze szwagrem,
przez co obaj zajmowali przednie fotele w samochodzie. Usposobienie obu panów
niezwykle spokojne i ciche pozwalałoby podróżować sielsko gdyby nie sytuacja z
tyłu. Tam na kanapie umieszczone zostały ogień i woda. Utrudniające sobie
wzajemną drogę moja matka z siostrą stwarzały atmosferę, której wcześniej tak
obawiał się mój tato. Zaczęło się już wcześnie rano, kiedy pod blok moich
rodziców zajechali Izka i Przemek. Wysiedli z samochodu w sportowych spodniach
i luźnych koszulkach przyprawiając moją ubraną w najlepsze rzeczy i po
fryzjerze matkę o palpitację. Moja siostra, żeby mamusie uspokoić powiedziała:
jedziemy jak stoimy, wszystko nam zginęło w pożarze. Przerażona Zdzisława
przeniosła pytający wzrok na Przemka, który wyjaśnił, że ubrania właściwe na te
okazje maja w bagażniku, bo nie chcą ich pognieść. Po kilku małych zaczepkach
obu pań dotyczących choćby tego, gdzie na czas wyjazdu moja siostra zostawiła
dzieci, matka usłyszała: oddałam do ochronki – wycieczka ruszyła. Żeby
urozmaicić sobie drogę zabawą pasażerki prześcigały się w pomysłach. Moja
siostra przysypiającej matce zatykała nos, na co ta zrywała się wystraszona i
słyszała od razu: no, co śpisz – wysiadaj. Ta jak na komendę wyskakiwała z
samochodu i okazywało się, że są na jakimś skrzyżowaniu. Matka na złość Izce
zabierała jej jedzenie. Trasa do mojej jednostki została znacząco wydłużona,
czego powodem była wcześniejsza umowa zawarta pomiędzy mną i moją siostrą.
Kilka lat wcześniej przed pomysłem wstąpienia do
wojska oglądałem z Izką „Autoportret z kochanką”, gdzie grająca główną rolę
Katarzyna Figura przyjeżdża do swojego chłopaka na przysięgę. W tej pamiętnej
scenie biegnie ona w podskokach przed kompanią wojska z różą w zębach i prawie
odkrytym biustem. Tak do ciebie przyjadę – zaprzysięgła mi wtedy siostra, tylko
ja wolę goździki – odpowiedziałem.
Szkoda, że wtedy język nie stanął mi kołkiem, bo
właśnie te goździki przysporzyły tyle kłopotu. Jak na złość wszystkie
kwiaciarnie znajdujące się po drodze oferowały wszystkie kwiaty za wyjątkiem
tych właśnie upragnionych przez przemierzającą nasz kraj wesołą kompanię. Dlatego
należało sprawdzić jeszcze miasteczka poza trasą, obietnica to obietnica. Moja
siostra zawsze była bardzo słowna. Kiedyś miała ze mną iść na badania wcześnie
rano, zadzwoniła dnia poprzedniego i powiedziała: jutro o szóstej na
skrzyżowaniu koło matki, ja na ten krótki komunikat odpowiedziałem: jak cie
poznam?, będę miała kapelusz i ciemne
okulary – skwitowała. Nazajutrz stałem na skrzyżowaniu obserwując zbliżającą
się kobietę, która wyglądała jak bohaterka taniego kryminału. Na głowie miała
kapelusz a oczy jej osłaniały spore słoneczne okulary. Dookoła było ciemno i
chłodno, bo był to środek zimy, owa pani podeszła i powiedziała: najlepsze
kasztany rosną na placu Pigalle.
Moja matka zadzwoniła i powiedziała, że stoją już na
płycie boiska, na którym będziemy maszerować i podała konkretne miejsce, żebym
wiedział gdzie patrzeć. O pomyśle mojej siostry uprzedziłem kolegów, dlatego
informacja matki była zbędna. Wychodząc z zakrętu na płytę boiska wśród
szeregów dało się słyszeć szept: jego siostra. Moim oczom ukazał się obraz wyjątkowy.
Otóż sytuacja wyglądała tak: w drugim rzędzie stali mój ojciec i szwagier
udając, że nie znają pań, które są przed nimi i zwracają na siebie uwagę
wszystkich. Rząd pierwszy stanowiła moja matka usiłująca sięgnąć siostrę
parasolem, ta natomiast wybiegała przed szereg, machając częściowo już
połamanymi kwiatami w rozpiętej bluzce. Kiedy mnie zobaczyła rzuciła mi się
natychmiast na szyje i równie szybko uciekła, bo przypomniała sobie jak boi się
broni a ja miałem na piersiach kałasznikowa. W tym czasie Zdzisława całowała
wszystkich chłopaków w pierwszych rzędach, bo tak mocno płakała, że nie
wiedziała, który to ja. Kiedy dojechaliśmy już do domu, pod blokiem czekali na
mnie koledzy z piwami i grillem i koleżanki z piłkami pod bluzkami i napisem
„wszystkie twoje”.
I od razu widać ze od młodych lat normalna nie byłam co u nas zreszta rodzinne :)
OdpowiedzUsuńnoo, przyznam szczerze, ciekawa rodzinka, ciekawa. przez całe życie cieszyłam się, że nie mam rodzeństwa. po tej notce to już sama nie wiem.
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń