czwartek, 19 lipca 2012

WOJSKO cz.2


Na kilka dni przed przysięgą zawołano mnie do biurka podoficera, miałem telefon. Zadzwonił mój ojciec, który powiedział, że zawsze marzył o przyjeździe na moją przysięgę, ale z nimi dwiema (matką i siostrą) w jednym samochodzie nie wytrzyma. Stało się jednak inaczej, bo na przysiędze pojawili się wszyscy. Jednym samochodem jechało przez pół polski towarzystwo jakże ciekawe pod każdym względem. Za kierownicą zmieniali się mój ojciec ze szwagrem, przez co obaj zajmowali przednie fotele w samochodzie. Usposobienie obu panów niezwykle spokojne i ciche pozwalałoby podróżować sielsko gdyby nie sytuacja z tyłu. Tam na kanapie umieszczone zostały ogień i woda. Utrudniające sobie wzajemną drogę moja matka z siostrą stwarzały atmosferę, której wcześniej tak obawiał się mój tato. Zaczęło się już wcześnie rano, kiedy pod blok moich rodziców zajechali Izka i Przemek. Wysiedli z samochodu w sportowych spodniach i luźnych koszulkach przyprawiając moją ubraną w najlepsze rzeczy i po fryzjerze matkę o palpitację. Moja siostra, żeby mamusie uspokoić powiedziała: jedziemy jak stoimy, wszystko nam zginęło w pożarze. Przerażona Zdzisława przeniosła pytający wzrok na Przemka, który wyjaśnił, że ubrania właściwe na te okazje maja w bagażniku, bo nie chcą ich pognieść. Po kilku małych zaczepkach obu pań dotyczących choćby tego, gdzie na czas wyjazdu moja siostra zostawiła dzieci, matka usłyszała: oddałam do ochronki – wycieczka ruszyła. Żeby urozmaicić sobie drogę zabawą pasażerki prześcigały się w pomysłach. Moja siostra przysypiającej matce zatykała nos, na co ta zrywała się wystraszona i słyszała od razu: no, co śpisz – wysiadaj. Ta jak na komendę wyskakiwała z samochodu i okazywało się, że są na jakimś skrzyżowaniu. Matka na złość Izce zabierała jej jedzenie. Trasa do mojej jednostki została znacząco wydłużona, czego powodem była wcześniejsza umowa zawarta pomiędzy mną i moją siostrą.
Kilka lat wcześniej przed pomysłem wstąpienia do wojska oglądałem z Izką „Autoportret z kochanką”, gdzie grająca główną rolę Katarzyna Figura przyjeżdża do swojego chłopaka na przysięgę. W tej pamiętnej scenie biegnie ona w podskokach przed kompanią wojska z różą w zębach i prawie odkrytym biustem. Tak do ciebie przyjadę – zaprzysięgła mi wtedy siostra, tylko ja wolę goździki – odpowiedziałem.
Szkoda, że wtedy język nie stanął mi kołkiem, bo właśnie te goździki przysporzyły tyle kłopotu. Jak na złość wszystkie kwiaciarnie znajdujące się po drodze oferowały wszystkie kwiaty za wyjątkiem tych właśnie upragnionych przez przemierzającą nasz kraj wesołą kompanię. Dlatego należało sprawdzić jeszcze miasteczka poza trasą, obietnica to obietnica. Moja siostra zawsze była bardzo słowna. Kiedyś miała ze mną iść na badania wcześnie rano, zadzwoniła dnia poprzedniego i powiedziała: jutro o szóstej na skrzyżowaniu koło matki, ja na ten krótki komunikat odpowiedziałem: jak cie poznam?,  będę miała kapelusz i ciemne okulary – skwitowała. Nazajutrz stałem na skrzyżowaniu obserwując zbliżającą się kobietę, która wyglądała jak bohaterka taniego kryminału. Na głowie miała kapelusz a oczy jej osłaniały spore słoneczne okulary. Dookoła było ciemno i chłodno, bo był to środek zimy, owa pani podeszła i powiedziała: najlepsze kasztany rosną na placu Pigalle.
Moja matka zadzwoniła i powiedziała, że stoją już na płycie boiska, na którym będziemy maszerować i podała konkretne miejsce, żebym wiedział gdzie patrzeć. O pomyśle mojej siostry uprzedziłem kolegów, dlatego informacja matki była zbędna. Wychodząc z zakrętu na płytę boiska wśród szeregów dało się słyszeć szept: jego siostra. Moim oczom ukazał się obraz wyjątkowy. Otóż sytuacja wyglądała tak: w drugim rzędzie stali mój ojciec i szwagier udając, że nie znają pań, które są przed nimi i zwracają na siebie uwagę wszystkich. Rząd pierwszy stanowiła moja matka usiłująca sięgnąć siostrę parasolem, ta natomiast wybiegała przed szereg, machając częściowo już połamanymi kwiatami w rozpiętej bluzce. Kiedy mnie zobaczyła rzuciła mi się natychmiast na szyje i równie szybko uciekła, bo przypomniała sobie jak boi się broni a ja miałem na piersiach kałasznikowa. W tym czasie Zdzisława całowała wszystkich chłopaków w pierwszych rzędach, bo tak mocno płakała, że nie wiedziała, który to ja. Kiedy dojechaliśmy już do domu, pod blokiem czekali na mnie koledzy z piwami i grillem i koleżanki z piłkami pod bluzkami i napisem „wszystkie twoje”. 

3 komentarze:

  1. I od razu widać ze od młodych lat normalna nie byłam co u nas zreszta rodzinne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. noo, przyznam szczerze, ciekawa rodzinka, ciekawa. przez całe życie cieszyłam się, że nie mam rodzeństwa. po tej notce to już sama nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń