czwartek, 12 lipca 2012

Miasto moje a w nim

http://www.youtube.com/watch?v=8va6Io58da8&feature=share
Dziś cały dzień na rowerze, przejeżdżałem z jednej strony rzeki na drugą, na przemian mostem albo wodnymi tramwajami, które mają bardzo śmieszną obsługę i są za darmo. Jest weekend, upał i na mieście pełno tutersów i turystów. Nie sposób opowiedzieć jak na tym całym Eurze zyskało miasto. Można być fanem piłki albo nie, ale nie można nie docenić tego jak się zmieniło prawie wszystko. Mnóstwo ścieżek rowerowych, zarówno takich twardych jak i terenowych, nareszcie robione są już asfaltowe a nie układane z kostki, na których szczena dzwoni na przemian z dzwonkiem. Warszawa zmieniła się w przygotowaniach do tej sportowej imprezy tak szybko, że gdyby nie te całe zawody nie wyglądałaby tak za piętnaście lat. Największym sukcesem jest zmiana, jaka dokonała się w Nas samych. Do tej pory to nie w głowach zachodnich turystów byliśmy „zawsze gorsi” tylko sami tak o sobie myśleliśmy, teraz, kiedy zobaczyliśmy, że bawimy się, wyglądamy i czujemy tak samo jak Oni możemy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej czuć się Europejczykami.
Zawsze wracałem silnie podniecony z Berlina, Paryża czy Londynu, w których jest wszystko i wszyscy. Atrakcje dla turystów, rowerzyści, ciągle otwarte knajpy i tłumy uśmiechniętych ludzi, którzy widząc kogoś nerwowo rozglądającego się z przewodnikiem w ręce sami proponują pomoc. Taka jest teraz Warszawa, tacy jesteśmy już teraz my, jara mnie to jak nic innego ostatnio. Mamy poprawnie działający i dostępny publiczny transport, mnóstwo międzynarodowych restauracji, w których egzotyczni kelnerzy zachwalają swoje kuchnie łamaną polszczyzną, świetne i ciekawe muzea, które nie straszą już kapciami i ciszą, Łazienki Królewskie, Skaryszewski, który jak mówi Krystyna Janda „zmienia się, co pięćdziesiąt kroków”, Wilanów, w którym brakuje jeszcze tylko wypożyczalni łódek tak jak jest w Cambridge, bo okolice oglądane z pozycji rzeki muszą być niezwykłe, stadiony, o których urodę można się spierać, ale nie da się zaprzeczyć temu, że koncert Starej na narodowym pierwszego sierpnia oprawę będzie miał należytą a nie w tumanach kurzu jak ostatnio na Bemowie. Park fontann odwiedzany przez dzikie tłumy przez cały tydzień, porozstawiane wodne kurtyny i zabawny gruby Pan z papierosem w kąciku ust, podający lodowatą wodę w kubeczkach i napełniający bidony rowerzystom z beczkowozu przy rotundzie albo Pani z umalowanymi na róż zębami, która w szalecie na placu Zamkowym słucha „Oto jest dzień, który dał nam Pan”. Jedyne, czego mi brakowało w mieście, to takiej dzielnicy jak londyńskie Soho, albo berliński Kreuzberg.
Zmieniło się to po ostatniej wizycie w M25 na Pradze. Dostałem zaproszenie na wystawę zdjęć, nic specjalnego – ktoś czterdzieści lat temu porozbierał facetów, dał im sznurek, albo piłkę i zrobił im czarno białe zdjęcia, za które dziś chcą po osiem stów za sztukę. Odwiedzenie tej wystawy nie miało kompletnie sensu, bo po okolicznych bramach chłodzą się w cieniu porozbierane dresy i to live i nikt im ośmiu stów płacić nie musi za to, że patrzy. Kiedy wracałem rowerem przez te podwórka praskie, które wyglądają jak scenografia filmu o tematyce powojennej zapatrzyłem się w jedną z takich bram i nie zauważyłem, że zmieniło mi się światło, właściwie zostałem poinformowany przez jednego z chłodzących się: pedałuj gruby, pedałuj!. Wracając jednak do M25, to fantastyczne miejsce z niecodziennymi atrakcjami takimi jak: muzeum neonów, sklepami z polskim designem (jakieś przedziwne, piękne krzesła, kubki i inne wynalazki w najróżniejszych kolorach i wzorach), restauracja z permanentnie uśmiechniętą młodą obsługą, outletami modnych marek i pewnie mnóstwem innych rzeczy, których nie zdążyłem zobaczyć za pierwszym razem. To teraz będzie moje miejsce w Warszawie.
Powiedziałem wszystkim moim znajomym, że jeżeli raz jeszcze raz będę narzekał porównując Warszawę z zachodnimi stolicami to mogą mi sprzedać liścia.
p.s.
Dziś rano po treningu rozmawiałem z bardzo rozbudowanym panem dobrze po pięćdziesiątce:
Pan – ale gorąco na dworze, robić się nie da
Ja – teraz to by było dobrze być na wakacjach
P – synek, ja już nie byłem na wakacjach dziesięć lat
J – to koniecznie musi Pan gdzieś pojechać, jak tak ciężko pan pracował
P - nie, ja w więzieniu siedziałem.

1 komentarz: