środa, 25 lipca 2012

DZIEŃ KULTU MASY MIĘŚNIOWEJ


To ogólnoświatowe święto przypada w kalendarzu w najbliższy piątek. Zastanawiam się jak można je uczcić?. Do społeczności mięśniaków silnie aspiruje poprzez codzienne treningi i okazjonalne pływanie. Do wizyt na basenie zniechęciły mnie zakupy, a zawsze było odwrotnie. Nabyłem okulary do pływania zapakowane w pudełko i otworzyłem je dopiero na basenie. Okazało się, że są trochę spore. Wyglądają bardziej jak gogle na motor, ale są nowe, to ich nie wyrzucę, tylko jak koledzy mnie pytają czy z nimi idę popływać to pytają czy zabrałem okulary Amelii Earhart?.
Wyhodowanie widocznych mięśni to jest naprawdę straszna orka. Najlepiej mają laski, wystarczy, że nie żrą i już wyglądają dobrze, panów kosztuje to dużo więcej pracy. Choć niektóre „wieprzowiny” na siłowni, to prawdziwe „świeżonki” w świecie fitness to się nie poddają. Codziennie rano jak biegnę obserwuje trening bokserki jednego mojego osiedlowego sąsiada. Można mu zazdrościć idealnie umięśnionej sylwetki, ale jak się zobaczy ile wkłada w to wysiłku zazdrość jakoś maleje. Ćwiczy codziennie przez trzy godziny, podczas których nie zatrzymuje się nawet na moment. Kiedy jego trener zmienia mu te wszystkie potrzebne rekwizyty, on w tym czasie albo skacze na skakance, albo stojąc na jednej nodze drugą odgania innych ćwiczących. Ciekawe, czy ten smytki, żywy chłopiec jadł kiedyś w nocy kebab, albo wie jak smakuje majonez?. Coś za coś. Boks w ogóle jest fajny, najbardziej to straszonko na konferencji przed walką. Mnie to śmieszy tylko w TV, bo jak by mi tak Witalij Kliczko zajrzał w oczy – pojedynek byłby zakończony.


Mój trener, bardzo spokojny i cierpliwy człowiek, żeby zmotywować mnie bardziej zaproponował mi dokładny pomiar składu masy ciała. Trochę tak jak się robi świniom w rzeźni, tyle tylko, że świnie przechodzą to raz a ja mam mieć następne za miesiąc. Musiałem przyjść na czczo, wejść na jakieś urządzenie z kablami i wszystko zaczęło migać. On cierpliwie stał obok i objaśniał. – Masa ciała 93.3, optymalna dla mojego wieku i wzrostu to od 57 do 77. Więc albo muszę schudnąć albo urosnąć. Masa tłuszczu 23.1 kg, powinno być max, 17. Ale za to masa mięśni to 66.7 gdzie przedział dla świń takich jak ja to, 52 do 66, więc plasuje się, jako świnia wyścigowa. Najgorzej za to wypadł „wiek M”, bo wskazywał  45. Ucieszyłem się, bo myślałem, że chodzi o mentalny i powinno być 70, bo ja od dawna maczam ciastka w herbacie, wstaje o piątej rano i mowie do siebie na mieście, ale to był metaboliczny. W tabeli „wskaźnik budowy ciała” wyszło: niewidocznie otyły, silnie zbudowany, standardowo umięśniony – dla mnie szał, ale trener miał dziwną minę, może coś się popsuło. Przy „rozmieszczeniu masy mięśniowej” powiedział, że mam zdecydowanie silniejszą prawą rękę, co mnie nie dziwi. Za to lewa noga jest lżejsza od prawej o trzysta gram. Nie wiem jak to się stało, ręce to, co innego, ale wydawało mi się, ze gice eksploatuje jednakowo. Chyba, że od dyndania z łóżka ta lewa coś spala. Poza tym dobrze rozmieszczona woda i reszta też dobra, ale używał skrótów i przestałem rozumieć. Powiedział tylko: -musisz trzymać żywienie. Nic innego nie robie.
Z racji tego, że dbać zacząłem o ciało wysiłkiem fizycznym, nabywam także nieznane mi wcześniej kosmetyki. Okazuje się, że jak chcemy zaoszczędzić miejsca w torbie na trening możemy kupić żel pod prysznic, szampon i piankę do golenia w jednej butelce. Jeszcze trochę to i pakowanie się na podróż będzie łatwiejsze, bo pasta do zębów, butów i kanapek będzie w jednej tubce. Z racji tego, że przez te treningi kąpie się teraz kilka razy dziennie mam suchą skórę, na co pani w sklepie dała mi balsam. Po prysznicu wytarłem się i posmarowałem, wsiąkło szybko i się nie kleiło do koszulki to pomyślałem, że będzie spoko. Niespodzianka czekała mnie, kiedy wyjechałem z siłowni rowerem na słońce. Cały migotałem jak Wampir – Patison. Coś jest w tym balsamie, że w sztucznym świetle jest ok. a na słońcu wyglądasz, jak blachara na dyskotece w Raszynie.
Mnie to jakoś zawsze wszystko wychodzi nie tak. Zadzwonił do mnie kolega i mówi: -jak jesteś w domu to włóż, okulary i zejdź na dół. To jeden z tych kolegów, których o nic pytać nie należy, więc wyszedłem. Okazało się, że kolega kupił auto. Może to za szumna nazwa, bo była tam długa maska, dwa fotele i koniec samochodu, do tego to wszystko wysokości siedzącego psa i bez dachu. Obaj niczym policjanci z Miami sunęliśmy Marszałkowską i Nowym Światem ściągając zazdrosne spojrzenia przechodniów. Dojechaliśmy do skrzyżowania ze Świętokrzyską i trafiliśmy na czerwone światło. Wtedy lans jakby trochę zelżał, bo obok nas ruszał autobus i rurę wydechową miał akurat na wysokości naszych twarzy. Kaszląc i przecierając oczy spieprzaliśmy stamtąd jak myszy, bo ludzie się śmiali na przejściu.
Wracając do mięśni. Piękne ciało to też jeszcze nie wszystko. Kończyłem ostatnio ćwiczenie ze sztangą i podszedł do mnie taki duży koksu i pyta czy może to żelastwo zabrać?. Atrakcyjność jego zniknęła niczym nocna mara, bo głos miał jak początek mutacji z końcówką kataru. Może zdarzyć się też odwrotnie. Zawsze myślałem, że język francuski jest dobry tylko do romantycznych filmów i piosenek do tych obrazów. Będąc w Paryżu miałem okazję zobaczyć jak sporych rozmiarów szef restauracji wyprowadza za kołnierz jeszcze większego kucharza i wyrzuca go z pracy – dosłownie, na chodnik. Obaj panowie wydzierali się do siebie po francusku i nikomu z siedzących tam gości ani trochę romantyczne się to nie wydawało.
p.s.
Wczoraj wygrałem w lotto dwadzieścia cztery złote. W sklepie zakupiłem za to Maltanki w czekoladzie, paluszki cebulowe, grzanki oregano i Pawełka a od Pana Kanapki wykupiłem pół koszyka. Kult masy mięśniowej będę w tym roku wspierał jakby z drugiej linii.

na zdjęciu - Słoneczny Patrol

1 komentarz:

  1. Jak to się mówi - zaśmiewam się do rozpuku. Maltanki też lubię ;)

    OdpowiedzUsuń