To ogólnoświatowe święto przypada w kalendarzu w
najbliższy piątek. Zastanawiam się jak można je uczcić?. Do społeczności
mięśniaków silnie aspiruje poprzez codzienne treningi i okazjonalne pływanie.
Do wizyt na basenie zniechęciły mnie zakupy, a zawsze było odwrotnie. Nabyłem
okulary do pływania zapakowane w pudełko i otworzyłem je dopiero na basenie.
Okazało się, że są trochę spore. Wyglądają bardziej jak gogle na motor, ale są
nowe, to ich nie wyrzucę, tylko jak koledzy mnie pytają czy z nimi idę popływać
to pytają czy zabrałem okulary Amelii Earhart?.
Wyhodowanie widocznych mięśni to jest naprawdę
straszna orka. Najlepiej mają laski, wystarczy, że nie żrą i już wyglądają
dobrze, panów kosztuje to dużo więcej pracy. Choć niektóre „wieprzowiny” na
siłowni, to prawdziwe „świeżonki” w świecie fitness to się nie poddają. Codziennie
rano jak biegnę obserwuje trening bokserki jednego mojego osiedlowego sąsiada.
Można mu zazdrościć idealnie umięśnionej sylwetki, ale jak się zobaczy ile
wkłada w to wysiłku zazdrość jakoś maleje. Ćwiczy codziennie przez trzy
godziny, podczas których nie zatrzymuje się nawet na moment. Kiedy jego trener
zmienia mu te wszystkie potrzebne rekwizyty, on w tym czasie albo skacze na
skakance, albo stojąc na jednej nodze drugą odgania innych ćwiczących. Ciekawe,
czy ten smytki, żywy chłopiec jadł kiedyś w nocy kebab, albo wie jak smakuje
majonez?. Coś za coś. Boks w ogóle jest fajny, najbardziej to straszonko na
konferencji przed walką. Mnie to śmieszy tylko w TV, bo jak by mi tak Witalij
Kliczko zajrzał w oczy – pojedynek byłby zakończony.
Mój trener, bardzo spokojny i cierpliwy człowiek,
żeby zmotywować mnie bardziej zaproponował mi dokładny pomiar składu masy
ciała. Trochę tak jak się robi świniom w rzeźni, tyle tylko, że świnie
przechodzą to raz a ja mam mieć następne za miesiąc. Musiałem przyjść na czczo,
wejść na jakieś urządzenie z kablami i wszystko zaczęło migać. On cierpliwie
stał obok i objaśniał. – Masa ciała 93.3, optymalna dla mojego wieku i wzrostu
to od 57 do 77. Więc albo muszę schudnąć albo urosnąć. Masa tłuszczu 23.1 kg,
powinno być max, 17. Ale za to masa mięśni to 66.7 gdzie przedział dla świń
takich jak ja to, 52 do 66, więc plasuje się, jako świnia wyścigowa. Najgorzej
za to wypadł „wiek M”, bo wskazywał 45.
Ucieszyłem się, bo myślałem, że chodzi o mentalny i powinno być 70, bo ja od
dawna maczam ciastka w herbacie, wstaje o piątej rano i mowie do siebie na
mieście, ale to był metaboliczny. W tabeli „wskaźnik budowy ciała” wyszło:
niewidocznie otyły, silnie zbudowany, standardowo umięśniony – dla mnie szał,
ale trener miał dziwną minę, może coś się popsuło. Przy „rozmieszczeniu masy
mięśniowej” powiedział, że mam zdecydowanie silniejszą prawą rękę, co mnie nie
dziwi. Za to lewa noga jest lżejsza od prawej o trzysta gram. Nie wiem jak to
się stało, ręce to, co innego, ale wydawało mi się, ze gice eksploatuje
jednakowo. Chyba, że od dyndania z łóżka ta lewa coś spala. Poza tym dobrze
rozmieszczona woda i reszta też dobra, ale używał skrótów i przestałem
rozumieć. Powiedział tylko: -musisz
trzymać żywienie. Nic innego nie robie.
Z racji tego, że dbać zacząłem o ciało wysiłkiem
fizycznym, nabywam także nieznane mi wcześniej kosmetyki. Okazuje się, że jak
chcemy zaoszczędzić miejsca w torbie na trening możemy kupić żel pod prysznic,
szampon i piankę do golenia w jednej butelce. Jeszcze trochę to i pakowanie się
na podróż będzie łatwiejsze, bo pasta do zębów, butów i kanapek będzie w jednej
tubce. Z racji tego, że przez te treningi kąpie się teraz kilka razy dziennie
mam suchą skórę, na co pani w sklepie dała mi balsam. Po prysznicu wytarłem się
i posmarowałem, wsiąkło szybko i się nie kleiło do koszulki to pomyślałem, że
będzie spoko. Niespodzianka czekała mnie, kiedy wyjechałem z siłowni rowerem na
słońce. Cały migotałem jak Wampir – Patison. Coś jest w tym balsamie, że w
sztucznym świetle jest ok. a na słońcu wyglądasz, jak blachara na dyskotece w
Raszynie.
Mnie to jakoś zawsze wszystko wychodzi nie tak.
Zadzwonił do mnie kolega i mówi: -jak jesteś
w domu to włóż, okulary i zejdź na dół. To jeden z tych kolegów, których o
nic pytać nie należy, więc wyszedłem. Okazało się, że kolega kupił auto. Może
to za szumna nazwa, bo była tam długa maska, dwa fotele i koniec samochodu, do
tego to wszystko wysokości siedzącego psa i bez dachu. Obaj niczym policjanci z
Miami sunęliśmy Marszałkowską i Nowym Światem ściągając zazdrosne spojrzenia
przechodniów. Dojechaliśmy do skrzyżowania ze Świętokrzyską i trafiliśmy na
czerwone światło. Wtedy lans jakby trochę zelżał, bo obok nas ruszał autobus i
rurę wydechową miał akurat na wysokości naszych twarzy. Kaszląc i przecierając
oczy spieprzaliśmy stamtąd jak myszy, bo ludzie się śmiali na przejściu.
Wracając do mięśni. Piękne ciało to też jeszcze nie
wszystko. Kończyłem ostatnio ćwiczenie ze sztangą i podszedł do mnie taki duży
koksu i pyta czy może to żelastwo zabrać?. Atrakcyjność jego zniknęła niczym
nocna mara, bo głos miał jak początek mutacji z końcówką kataru. Może zdarzyć
się też odwrotnie. Zawsze myślałem, że język francuski jest dobry tylko do
romantycznych filmów i piosenek do tych obrazów. Będąc w Paryżu miałem okazję
zobaczyć jak sporych rozmiarów szef restauracji wyprowadza za kołnierz jeszcze
większego kucharza i wyrzuca go z pracy – dosłownie, na chodnik. Obaj panowie
wydzierali się do siebie po francusku i nikomu z siedzących tam gości ani
trochę romantyczne się to nie wydawało.
p.s.
Wczoraj wygrałem w lotto dwadzieścia cztery złote. W
sklepie zakupiłem za to Maltanki w czekoladzie, paluszki cebulowe, grzanki
oregano i Pawełka a od Pana Kanapki wykupiłem pół koszyka. Kult masy mięśniowej
będę w tym roku wspierał jakby z drugiej linii.
na zdjęciu - Słoneczny Patrol
Jak to się mówi - zaśmiewam się do rozpuku. Maltanki też lubię ;)
OdpowiedzUsuń