Mam
nadzieje, że powiedzenie „Jaki Sylwester, taki cały rok” nie jest jednak
prorocze.
Moi
znajomi podzielili się na dwie grupy. Jedna frakcja zażarcie broniła poglądu,
że nie ma obowiązku balowania tego dnia. Druga zaś podrzucała mi coraz to
bardziej kuszące propozycje imprez. Okazuje się, że wybór olania wyjścia z domu
nie jest już oznaką hipsterskiego podejścia do świata – „jak wszyscy to nie ja”,
tylko bardzo popularnym wyjściem.
Cały
ostatni dzień pracy dzwonił ciągle telefon. Jeden z kolegów pofatygował się nawet
osobiście: - „jak chcesz, to załatwię ci kogoś, kto nie będzie pił i cie
odwiezie”. Już samo takie podejście prowokuje do pozostania w domu, bo co ta za
fun z wyjścia na imprezę, jak traktuje się to w kategorii obowiązku?. Zrobiłem zakupy
(oczywiście fit, w ramach postanowień) i pojechałem do domu. W związku z tym,
że w niedziele byłem na kolacji z sushi, do której było wino, nie nabyłem
alkoholu na sylwestrowe szaleństwo w piżamie.
Wykąpany
zasiadłem w pościeli. Na stole pilot i przekąski, wybór drinków kosmiczny:
herbata (w kubku – wiadrze, prezent od niemieckiego przyjaciela), sok
pomarańczowy, woda – istny Bristol. Zadzwoniła jeszcze jedna koleżanka, czy nie
zmienię zdania i wydawałoby się, że wieczór będzie spokojny. Nagle telefon z zachętą
do wyjścia pojawił się od najmniej oczekiwanej osoby:
-
Synek, a gdzie ty idziesz?
-
Nigdzie, już jestem
-
Gdzie?
-
W łóżku
-
O Jezu, a dlaczego?
-
Bo nie mam ochoty wychodzić
-
Z tobą jest ostatnio coś nie tak
-
Bo zostaje w domu?
-
Bo zostajesz w sylwestra
-
Całe życie denerwujesz się, że ciągle gdzieś łażę a teraz niepodobna ci się, że
siedzę w domu.
-
Trzeba dziś wyjść
-
Ja nie czuje takiej konieczności
-
nie podoba mi się to
-
trudno
-
jeszcze zadzwonię.
W propozycjach
programowych znalazłem dwie interesujące pozycje filmowe i delektowałem się
ciszą w domu, przerywaną hukami pod blokiem. Wybór padł na kanały, gdzie
przerwy reklamowe trwają minutkę, więc było przyjemnie. W jednej z przerw
skusiłem się nawet na to, żeby zerknąć na transmisje z plenerowych imprez, ale
wytrzymałem kilka sekund. Telefon nie dawał spokoju:
-
A gdzie są wszyscy twoi znajomi?
-
Mamo
-
Co mamo?, też siedzą w domach?
-
Różnie, jedni siedzą, inni balują
-
To, dlaczego nie idziesz?
-
Bo ja nie mam ochoty, pójdę za tydzień
-
Za tydzień nie
-
Dlaczego?
-
Bo to niepotrzebne
-
To, kiedy znowu będzie dobrze wyjść?
-
Za rok.
W połowie
drugiego filmu zrobiłem się nawet senny, ale bałem się, że jak pójdę spać to i
tak obudzi mnie ta wojna, która rozkręca się za oknem. Usiłowałem znaleźć nawet
pudełko z niezawodnymi angielskimi zatyczkami, nabywanymi przeze mnie przy
każdej wizycie na wyspach, ale zapodziały się gdzieś podczas przeprowadzki. Zrobiłem
kolejna herbatę i siedziałem dalej.
-
I co?
-
Z czym?
-
Wyjdziesz?
-
Za chwilę zepsujesz mi humor
-
To włącz chociaż tego sylwestra w telewizji
-
Próbowałem
-
I co ci się nie podoba?
-
Włączyłem Polsat a tam Cichopek, miało jej nie być, dalej nie miałem odwagi
oglądać
-
A na dwójce?
-
Krawczyk wygląda jak bezdomny, ubrany jakby tam było minus czterdzieści stopni
-
Tobie się już nic nie podoba
-
Owszem, podoba mi się film, który mi ciągle przerywasz
-
Ale jest sylwester
-
A ja widocznie jestem już stary i nie jara mnie ta tandeta uprawiana zbiorowo
-
A my tu z tatą mamy sałatkę i makiełki zrobiłam
-
Makiełki, na sylwestra?
-
No widzisz jak u nas odświętnie?
-
Propozycja spędzenia go z wami byłaby kusząca, ale to za daleko
-
Jesteś już stary
-
A ty się musisz z tym pogodzić.
Przed
dwunastą postanowiłem wyjść do okna i zobaczyć rozświetlone niebo. Dresy na Pradze
osobliwie rozumieją to święto. Dwa wieżowce przed moim blokiem świeciły się na
czerwono, bo jako substytut fajerwerków młodzież w mojej dzielnicy wybrała
stadionowe race. Bezpieczna odległość pozwoliła mi spokojnie palić w oknie i
obserwować helikopter tvnu, w który jakoś dziwnie kierowały się wszystkie
fajerwerki. Z mojego bloku na zewnątrz wyszła grupka, uczcić tę wyjątkowa
chwilę na świeżym powietrzu. Dwunastą jednak przegapili, bo jakoś na trzy
minuty przed czasem zaczęli się bić. Walka była bardzo interesująca, ale
musiałem zamknąć okno, bo inny sąsiad, w krótkich spodenkach wyszedł puszczać
petardy z małą dziewczynką. Ona niestety chwiejną ręką trzymała rurę z buchającymi
kolorowymi kulami ognia, które smagały ścianę budynku dolatując do dziewiątego
piętra. Ja mieszkam na szóstym, więc o obawie o wzrok i firany, wróciłem do
łóżka.
Wszystko
wyłączone, ustające huki, więc zdołałem szybo zasnąć. Chwilę później zadzwoniła
z życzeniami moja siostra. Szybko się uwinęliśmy i zasnąłem na nowo. O wpół do
pierwszej telefon zaczął dzwonić znowu, ale już tylko go wyciszyłem. To była
moja chrześniaczka, ale jej życzenia postanowiłem złożyć rano.
Rano
trzymając się postanowień przygotowałem na śniadanie jajeczko i było sielsko,
ale znowu telefon:
-
Czy ja mam tylko jedno dziecko?
-
To już chyba sama lepiej wiesz
-
Iza do mnie zadzwoniła, a ty?
-
Gadałaś ze mną ze cztery razy wczoraj
-
Ale o dwunastej
-
Już spałem
-
Jestem zawiedziona
-
Wszystkiego dobrego mamo.
Owych
postanowień tym razem zamierzam trzymać się jednak trwale, więc po śniadaniu
szykowałem się na trening. Takie decyzje jak zdrowe żywienie, czy częste
treningi trzeba sobie ułatwiać. Jeżeli zamiast jajecznicy z kiełbasą jesz
sadzone bez chleba, to podawaj je sobie udekorowane zieleniną i czerwoną
papryką, a jak masz trenować często, to niech to będzie wyjątkowe miejsce.
Dziś
pierwszy dzień na nowej siłowni. Poszedłem ją zobaczyć jeszcze przed świętami,
razem ze swoim niemieckim gościem. Wtedy przeszliśmy ją na szybko, ale nie
sposób nie zauważyć takich atrakcji jak marmurowe podłogi, ogromną luksusowo
wyposażoną szatnię i podziemny basen. Mój kolega ocenił to wnętrze słowami „a little
too much” i jak razem uznaliśmy to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Dziś podczas
treningu zauważyłem jeszcze, że w znakomitej części klub jest wyłożony
dywanami, nad głową świecą kryształowe żyrandole a każdy sprzęt do aerobów ma zainstalowany
monitor dwa razy większy od sporego laptopa. Największą jednak atrakcją jest
to, że po treningu i kąpieli nie trzeba się jeszcze zegnać.
W ręczniku
spod prysznica można przejść prosto na basen. Basen jest pod ziemią i otoczony
zdobioną balustradą na antresoli. Świeci niebieskim blaskiem i dziś rano był
zupełnie pusty. Szezlongi rozłożone dookoła przypomniały mi oglądany wczoraj
przez przypadek stary odcinek Dynastii. Szedłem po zakręconych schodach, niczym
Crystal. Pływałem przez pół godziny, relaksując się po treningu a myśl, że będę
to mógł robić za każdym razem, kiedy tu przyjdę sprawiała, że był to najlepszy
noworoczny poranek w moim życiu. Kiedy już wyszedłem przy wejściu na schody
zobaczyłem jakieś urządzenie, chyba spryskujące stopy w celu odkażania, ale
musze jeszcze poczekać, aż ktoś tego będzie używał, bo nie bardzo wiem jak
wsadzić w to nogę. Palace w nazwie tego miejsca jest jak najbardziej trafne. Następna
wizyta już w czwartek.
Może okaże się, że „jaki nowy rok, taki cały rok”.
p.s.
Po relaksie zjadłem z kolegą obiad na Palcu
Zbawiciela. Ktoś znowu przyjarał tęczę. Spacerek po posiłku i lekka kolacja
wieczorem nakręcają mnie na to odchudzanie coraz bardziej.
p.s.2
Dresy chyba zakupiły za dużo fajerwerków, albo
przespały dwunastą, bo walą jeszcze dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz