Pani
Borowiak, wychowawczyni w klasach jeden – trzy miała zwyczaj pytać naszą klasę:
„Dzieci czy wy jesteście mądre czy
głupie?” I klasa odpowiadała chórem, zgodnie z jej oczekiwaniami. Ja na
cały głos mówiłem „głupie!”
Nie
chodziło mi o to, żeby sprawić jej przykrość, tylko od dziecka nie znosiłem
myśleć tak jak wszyscy. Szkoła niestety starała się za wszelką cenę zniszczyć
to we mnie na wszystkich etapach edukacji. Bezskutecznie na szczęście. W szkole
średniej pani profesor Szaleniec po lekturze każdego wiersza pytała: „Co autor
miał na myśli?” Boże, jaką ja miałem ochotę krzyknąć: „Gówno mnie to obchodzi!”
Naprawdę. Zresztą myślę, że Mickiewicz gdyby miał okazję pogadać ze mną po
lekturze Pana Tadeusza, po prawie dwustu latach, to zapytałby: co czułeś, czy
ci się podobało … Ale: Co ja miałem na myśli? (Mickiewicz)
Jeden
z norweskich pisarzy żali się w ostatnim wywiadzie, że szkoła zabiła w nim
myślenie praktyczne a wymusiła abstrakcyjne, przez co on zamiast pisać rzeczowo
i konkretnie, rozpływa się w opisach. O Boziu, jakiż ten zachód (czy północ)
zepsuty. Mnie przez całą edukacje tylko profesor Hołówka traktował poważnie i
zaciekawieniem, może dlatego, że to filozof? Moją pracę o Lesbijkach i
Eskimosach ocenił na piątkę, ku zdziwieniu kolegów, którzy myśleli, że jej nie
oddam.
Ile
bym dał, żeby pozwolili mi się na lekcjach Języka polskiego rozkręcić na cały
gwizdek. Pamiętam jak wspomniana pani Szaleniec powiedziała, w trakcie
przerabiania Romantyzmu, że jak się jeszcze raz odezwę to wrócę do klasy
dopiero na Pozytywizm. A ja tak chciałem się podzielić tym, że Fredro pieprzy
aż wizg idzie. Pamiętacie taką zabawę w necie jak grupa podstawionych ludzi
stała na przystanku i jak ktoś podchodził to się rozbiegali. Sprawdzali czy
pobiegnie jak oni czy zostanie. Mnie właśnie zawsze chodziło o to, żeby nie wybiegać
jak wszyscy z tego przystanku.
Wracając
do szkoły. Cała akcja, zaczęła się od tego, że po lekturze jakiegoś wiersza ona
miała w planach opowiedzieć jak wzniosłym i wspaniałym uczuciem jest miłość a
ja wygłosiłem monolog o tym, że czegoś takiego jak miłość nie ma! Ona na to: To
jak wytłumaczyć małżeństwa z pięćdziesięcioletnim stażem? – Przyzwyczajeniem i akceptacją
wad - odpowiedziałem. Nie znosiła mnie. Kiedy na maturze ustnej wylosowałem
pytanie „Historia dwojga serc, motyw miłości na wybranej parze literackiej” –
zamarła. Traf chciał, że było to długo po przerabianiu Romantyzmu i byłem w tym
czasie pierwszy raz w życiu zakochany (nastolatkom poglądy zmieniają się
często), zacząłem się tak rozpływać o Tadeuszu i Zosi, Wokulskim i Łęckiej i
tym, że można się w kimś bezgranicznie zatracić - myślała, że się nabijam.
Dostałbym pewnie piątkę z tego egzaminu, gdyby nie pytanie kolejne: „ Poziom
wykształcenia ludności gminnej i miejskiej”. Znałem odpowiedź, wiedziałem, że
należy wyjaśnić nacisk na przejęcie gospodarki przez dzieci na wsiach i większe
parcie na kształcenie w miastach. Stres wziął jednak górę i ująłem to bardziej
lapidarnie: „ dzieci na wsi są głupsze”.
- Tak się
składa Jakub, że wszystkie trzy jesteśmy ze wsi, komisja stanowiła trzy
profesorki.
- To nie pań
wina, odpowiedział z karabinu Jakub.
Staram się nadrabiać to, że kiedyś
zabraniano mi się rozpływać i zachwycać, więc teraz zauważam drobiazgi albo sam
się ich doszukuje. Nie dalej jak we czwartek spóźniłem się na pociąg z pracy,
bo przyglądałem się małemu chłopcu. Chłopiec ciągnąc za sobą mini walizkę w
kształcie auta, zamarł po wejściu na lotnisko. Oczy miał (chciałem napisać jak
złotówki, ale to norweski chłopiec) jak korony, zrobił się różowy i z bladej
buzi zniknęły mu piegi a wszystko za sprawą chmur z drutu, którymi udekorowano
lotniskowy sufit. Stał i wpatrywał się jak zahipnotyzowany. Jakże mu
zazdrościłem, że coś może go tak jeszcze pochłonąć. Bez refleksji, to mały
chłopiec, ale z jaką siłą. Kolejnego dnia zmuszając się do wzmożenia wyobraźni
siedziałem w galerii Picassa w Oslo i starałem się zrozumieć serie obrazów
zatytułowanych „Gitara”. Myślałem: barwy jak Hiszpania (kojarząca się z
gitarą), kształty wręcz przypominające dźwięki. Przypatrując się dłużej
zaczynałem słyszeć muzykę, ale wtedy we łbie odezwał się zakodowany chóralny
głos wszystkich polonistek: „ Nie filozofuj Sobucki – to są bazgroły”. I
zdechło. Ale próbuje.
Wtedy
zawsze się zastanawiam czy to możliwe, żebym ja był normalny a wszyscy nie?
Mieliście kiedyś tak, że pomimo słuszności podejmowanej decyzji zaczęliście się
zastanawiać nad jej sensem, bo inni mówili inaczej?
Według
Słownika języka polskiego Głupi, to człowiek, nieinteligentny. Inteligentny to
zaś człowiek wykształcony. Każdy z nas zna pewnie mnóstwo ludzi wykształconych
a durnych i odwrotnie – prostych, bez studiów a z niesamowitą wiedzą życiową i
z ciekawym spojrzeniem na świat. Potocznie głupi czy wariat to ktoś odstający
od normy (czymkolwiek jest norma) to jak nazwać Kopernika, Skłodowską i rzesze
innych, którzy właśnie dzięki temu, że wyłamali się z myślenia, jakie było
ogólnie przyjęte osiągnęli sukces i uważamy ich za geniuszy. Przypomina mi się
jak Wirginia Woolf grana przez Nicole Kidman w filmie Godziny, jak mówiła do
swojego męża Leonarda: „Nikt nie oceni mojego stanu lepiej ode mnie, nawet
najuboższy pacjent ma do tego prawo, przez co wyraża swoje człowieczeństwo…”
Nie wiem czy dosłownie, bo dvd zostało w Polsce. Może to nie ona wariowała
tylko jej otoczenie?
Przepraszam,
że tak mnie ostatnio wzięło na rozważania o tym jak postrzega się inność, ale
jak jeżdżę dźwigiem przez pięć dni, w tygodniu w obcym ciągle dla mnie kraju to
tak się często zastanawiam nad różnymi rzeczami. Skłodowska chodzi mi po głowie
od tygodnia.
Poprzedni
weekend miałem przyjemność spędzić w Kopenhadze. Dzięki gościnności Sylwka i
Tomka, mogłem urządzić urodzinowy wieczór w towarzystwie przyjaciół, otoczony pięknym
miastem. To też kamień milowy dla mnie w temacie świętowania urodzin. Zamiast
imprezy wybraliśmy się na elegancki wieczór w pięknej knajpie i obsługiwani
przez bardzo uprzejmego kelnera piliśmy wyłącznie czerwone wino z
wypolerowanych wielkich kieliszków. Ale jak to mówią: Mamusię oszukasz, Tatusia
oszukasz, ale natury nie oszukasz i kolejnego dnia z Sylwestrem w mniej
wyszukanym lokalu urżnąłem się tak, że wróciłem do domu z obtartym kolanem. Ale
dlaczego o tej Skłodowskiej? Sylwek jest nią zafascynowany, czyta wszystko, co
się da, książki, net i opowiada. Zaraził mnie i jeszcze więcej zacząłem myśleć
o ludziach, którzy poszli pod prąd. Mieszkałem z nimi w trakcie studiów (Sylwkiem
i Tomkiem, nie małżeństwem Curie) i jesteśmy sobie bardzo bliscy, dlatego w
odróżnieniu od Oslo, w którym nikogo nie znam jeszcze na tyle, żeby nie musieć
zupełnie się kontrolować podczas rozmów, postanowiłem coś sprawdzić. Otóż,
jeżeli są rzeczy, przez które myślimy, że jesteśmy nienormalni, inni czy głupi,
zapytajmy o to znajomych. Tylko nie takich z pracy, bo powiedzą, że ten z
dźwigu jest pierdolnięty, tylko takich super zaufanych. No więc posilony
kilkoma butelkami wina wyznałem Sylwkowi, że nie wiem czy to infantylne, ale
jak jadę dźwigiem i czuje, jaką mam władzę, moc i siłę i to, że ta wielka,
ciężka maszyna się mnie słucha, sprawia, że czuje że jestem wyższy i mam
większego siurka. Na co ku mojemu zaskoczeniu Sylwek powiedział, że to zupełnie
normalne. On tak ma jak prowadzi auto (chyba zrobię prawo jazdy). Ileż ja się gryzłem,
że to głupie. W tygodniu po powrocie zauważyłem jeszcze inną prawidłowość na
budowie. Mianowicie wylewanie betonu skupia wszystkich facetów. Nie ma znaczenia,
czy jesteś inżynierem, stolarzem czy hydraulikiem. Kiedy murarze zalewają jakąś
wielką, uzbrojoną prętami formę, rzadkim betonem, z rzygającej rury wszyscy
zamierają, stoją i patrzą. Coś w tym jest z dzieciństwa, ten odgłos ciapciania
lepkiej brei kojarzy się z błotem i dobrą zabawą, przynajmniej mnie. I co to
znaczy, że wszyscy są wariatami albo dziecinni? Może. Tylko nikt o tym głośno
nie powie. A powinni.
Wracając
do Pani Borowiak, moja matka będąca w owym czasie w trójce klasowej. Wyjaśniam
młodszym czytelnikom, że kiedyś w klasach był przewodniczący, zastępca i
skarbnik. Podobnie było na wywiadówkach, ale to się nazywało Trójka
rodzicielska. Zdzisława w przypływie jakiegoś społecznego zrywu zgłosiła się i
chciała pomóc. Trzeba Wam wiedzieć, część już wie, że była w owym czasie
kierownikiem największego spożywczego sklepu, przez co miała takie wpływy jak
teraz Leszek Czarnecki. Więc moja matka, mająca dostęp do konfekcji wszelkiej
zaproponowała i sama nabyła pikowany, poliestrowy, zielony szlafrok na dzień
nauczyciela. Zrobiła to w dobrej wierze, ponieważ tego nigdzie nie można było
dostać, a ona mogła. Zresztą sobie kupiła identyczny. Rozrywając szary papier z
kokardą pani wychowawczyni skwitowała: „ Jednak ma pani pewność, że dzięki pani
synowi i jego kolegom trafię do szpitala”. Moja prosta i serdeczna matka, która
chciała sprawić jej przyjemność, nie miała pojęcia, że trafiła w dychę, bo pod
koniec roku Pani Borowiak przeszła załamanie nerwowe. I niech ktoś teraz powie
Zdzisławie, że nie trafiła z prezentem?
Tak
wiec Droga Pani Borowiak. Kuba z pierwszej ławki nadal w pani rozumieniu jest
„głupi”, i wcale z tym nie walczy.
P.s.
Przed chwilą zszedłem na fajkę pod blok, żeby jak
zawsze pogadać z sąsiadką z dołu, do której przyjeżdża na weekendy gach. Kiedy
mnie przedstawiała, powiedziała miedzy innymi Jacob jest z Polski, na co on
zapytał: masz jakieś fajki albo alkohol do sprzedania? Silnie został zrugany przez
wybrankę a ja wróciłem do mieszkania.
Nigdy Nie generalizujcie ludzi. Każdy jest inny.
Czytam Cię, bo lubię;-)
OdpowiedzUsuńJak mawiają "wszyscy jesteśmy chorzy, tylko nie zdiagnozowani", więc nic się nie bój;-0
Nie wiem co Autor miał na myśli, ale co ja tam wiem;-0
Pozdrawiam!
No to jestem spokojny. Pozdrawiam
UsuńPrzyjaciolka podeslala mi twojego bloga. Obojr jestescie wiec winni zapluciu przeze mnie monitora w pracy. Chyba sie podlacze z pocztowkami ze Szwecji:) /rowniez niezdiagnozowana
OdpowiedzUsuńSobucky, normalnie codziennie zaglądam z nadzieją na nowy wpis a tu d...okładnie to samo co pół roku temu. Jak nie ma zamiaru kontynuować to niech napisze "THE END" i da człowiekowi popłakać i się pogodzić z życiem bez wariatów :( No! Mój pierwszy wpis wystosowałam nareszcie choć przeczytałam od deski do deski. Introwertyka zmuszać do takiego wysiłku to jest po prostu skandal ;P
OdpowiedzUsuń